Mahabharata - Księga 2 - Rozdziały 11 - 20.txt

(534 KB) Pobierz
11 ROZMOWA BHISZMY Z JUDISZTHIRĄ

W obozie Pandawów wszyscy rozmawiali o Bhiszmie. Następny dzień będzie dziesiątym dniem walki, a przywódca Kaurawów nadal dziesiątkował ich armię. Wyglądało na to, że nic nie jest w stanie go powstrzymać. Gdyby nie Kryszna, być może nawet Ardżuna zginąłby z jego ręki. Z pewnością nie było na świecie wojownika, który mógłby się z nim równać.

Podczas narady Pandawów ze swymi przyjaciółmi, Judhiszthira powiedział: "Keszawo, Bhiszma szaleje na polu walki jak ogień. Nie śmiemy nawet patrzeć na niego, gdy stoi z podniesioną bronią i twarzą płonącą z gniewu. Moglibyśmy pokonać boga śmierci trzymającego w dłoni swą maczugę, Warunę ze swoim sznurem, czy Indrę z piorunem w ręku, ale nie Bhiszmę. Kryszno, pragnę wycofać się z walki. Zginęło tylu bohaterów. Jestem pewien, że nikt nie przetrwa tej wojny. Bhiszma całkowicie zniszczy nasze wojska. Jesteśmy jak owady, które wlatują do płonącego ognia. Dlatego lepiej będzie, jeśli przestaniemy teraz walczyć i spędzę resztę swoich dni, żyjąc w ascezie. Co o tym myślisz Kryszno? Już sam nie wiem, co byłoby najlepsze".

Po całym dniu prowadzenia rydwanu Ardżuny Kryszna nie wyglądał na zmęczonego. Na jego piersi spoczywała girlanda z wiecznie świeżych lotosów oraz naszyjniki z pereł i klejnotów. "Synu Dharmy – odpowiedział, podnosząc rękę – nie przejmuj się. Masz po swojej stronie wojowników, którzy równi są bogom. Wszyscy twoi potężni bracia są nadal gotowi, by walczyć dla ciebie. Ja również jestem z wami, by wam służyć. Jeśli chcesz, sam zabiję Bhiszmę. Czegoż dla ciebie bym nie zrobił, synu Pandu? Mogę wyzwać do walki Bhiszmę i zabić go na oczach Durjodhany. Nawet jeśli Ardżuna będzie się wahać, ja nie będę miał żadnych skrupułów. Jeśli uważasz, że śmierć Bhiszmy przyniesie nam zwycięstwo, sam stanę przed nim i zakończę jego życie".

Kryszna popatrzył na Pandawów z miłością. "Ten, kto jest waszym wrogiem, jest również moim. Wasi przyjaciele są mi tak samo drodzy jak moja rodzina. Ardżuna jest moim przyjacielem, krewnym i uczniem. Oddałbym za niego życie. Tak samo on gotów jest się dla mnie poświęcić.

"Mimo iż jestem przygotowany zrobić wszystko, co jest konieczne, by zapewnić wam zwycięstwo, uważam, że Ardżuna powinien dotrzymać swego słowa. To on powinien zabić dziadka, a nie ja. Jest jeszcze przepowiednia dotycząca Szikhandhi, która mówi, że przyczyni się on do śmierci Bhiszmy. Dziadek musi umrzeć. Stracił zdrowe zmysły i nie rozróżnia już dobra od zła. Dlatego zróbmy coś jak najszybciej, by zakończyć jego życie".

Judhiszthira odpowiedział: "Masz rację, Kryszno. Sam mógłbyś zniszczyć cały wszechświat wraz ze wszystkimi zamieszkującymi go istotami. Z twoją pomocą z pewnością spełnią się wszystkie moje pragnienia. Nie mogę jednak pozwolić, byś porzucił dla mnie swój ślub. I tak nieomal złamałeś dzisiaj swą obietnicę. Nie możesz zabić Bhiszmy. Myślę, że znajdziemy jakieś inne rozwiązanie".

Bracia Judhiszthiry wyrazili swe poparcie. Kryszna był im tak drogi, że nie znieśliby jakiejkolwiek krytyki na jego temat. Miał on być wzorem dla wszystkich ludzi. Jeśli jego słowa okazałyby się kłamstwem, inni poszliby za jego przykładem i na całym świecie zapanowałby chaos. Ludzie przestaliby przestrzegać jego wskazówek i wszyscy skończyliby w piekle.

Pamiętając o tym, co powiedział mu Bhiszma na początku wojny, Judhiszthira powiedział: "Dziadek sam nam powie, jak go zabić. Niestety, z powodu niewdzięcznych obowiązków kszatriji zmuszony jestem szukać sposobu, by pozbawić życia tego, który stał się naszym ojcem, gdy zostaliśmy osieroceni. Pragnę teraz zabić osobę, która zawsze pragnęła naszego dobra i kochała nas jak własnych synów". Kryszna próbował pocieszyć płaczącego Judhiszthirę: "Nie rozpaczaj bohaterze. Syn Gangi postanowił przyjąć stronę Durjodhany i dlatego nie uniknie śmierci. Masz rację. Musimy dowiedzieć się od niego samego, jak go zabić. Obiecał, że ci to powie. Pójdźmy do niego, by jeszcze raz go o to poprosić. Na pewno powie nam prawdę. Judhiszthiro, zdejmij zbroję i pójdźmy do syna Gangi".

Służba pomogła Pandawom zdjąć zbroję i odprowadziła ich wraz z Kryszną do obozu Kaurawów. Weszli do namiotu Bhiszmy i skłonili się do jego stóp. Jego twarz pojaśniała na ich widok. "Witam cię, o najlepszy spośród Wrisznich!" – powiedział. "Witajcie synowie Pandu!"

Lśniący w białych jedwabnych szatach Bhiszma wskazał gestem ręki rząd przepięknych złotych siedzeń ustawionych wokół niego na jedwabnych dywanach namiotu. Gdy goście zajęli swoje miejsca, usiadł obok nich i powiedział: "Jak mogę was zadowolić? Zrobię dla was wszystko, nawet jeśli będzie to bardzo trudne".

Judhiszthira złożył dłonie. Patrząc na Bhiszmę, przypomniał sobie dni, jakie spędzili razem w Hastinapurze. Wzruszony, nie mógł wydobyć z siebie głosu. Spojrzał na Krysznę, by dodać sobie odwagi, wziął głęboki oddech i przemówił: "Bhiszmo, mądry człowieku, powiedz nam, jak mamy odnieść zwycięstwo w tej wojnie. Jak możemy zakończyć tą rzeź? Powiedz, jak mamy cię zabić? Nie wykazujesz w walce nawet najmniejszej słabości. Twój łuk jest zawsze naprężony. Nie widać nawet, kiedy sięgasz po strzałę, naciągasz ją na łuk i uwalniasz. Któż odważyłby się stanąć przeciwko tobie, gdy walczysz z taką siłą? Każdego dnia zabijasz wielką część mojej armii i obawiam się, że wkrótce nic z niej nie zostanie. Dlatego znowu przyszedłem do ciebie, jak mi kazałeś, dziadku".

Bhiszma wzruszył się, patrząc na Judhiszthirę i jego braci. Każdy z nich miał na ciele blizny od ran, jakie zadano im w walce. Patrzyli teraz z szacunkiem w jego twarz. Tak bardzo różnili się od Durjodhany i jego braci. Bhiszma wiedział, że jeśli kazałby Judhiszthirze zrezygnować z walki i zostawić Kaurawom królestwo, Pandawa podporządkowałby się jego prośbie. Nie było niczego, czego ci bracia nie zrobiliby dla starszych. Jeśli synowie Dhritarasztry byliby tacy jak oni, nigdy nie doszłoby do tej okropnej rzezi. A co z Kryszną? Bez  wątpienia pragnął on i doprowadził do tego, by wszyscy ci królowie i wojownicy zginęli. Najwyraźniej chciał uwolnić ziemię od ich ciężaru.

Po kilku chwilach Bhiszma powiedział: "Synu Kunti, dopóki żyję nie odniesiecie zwycięstwa. Mówię wam szczerze. Zabijcie mnie, wtedy zwycięstwo będzie wasze. Pozwolę wam, synowie Kunti, zabić mnie tak jak sobie tego życzycie. Jeśli zginę, będziecie mogli pokonać wszystkich innych wojowników naszej armii".

Judhiszthira odpowiedział z trudem, panując nad głosem: "Proszę, powiedz nam, jak mamy tego dokonać. Może moglibyśmy zabić Indrę trzymającego w dłoni piorun, czy Jamaradża z maczugą, lecz ty wydajesz się niezwyciężony".

Bhiszma podniósł w górę ręce i powiedział: "Masz rację, królu. Gdy trzymam w tych dłoniach broń i ruszam do walki, nikt nie jest w stanie mnie powstrzymać. Można do mnie podejść tylko wtedy, gdy opuszczę broń. Oto ślub, którego nigdy nie złamię: "Nie podniosę broni przeciwko osobie, której zbroja i sztandar zostały zniszczone, ani temu, kto jest nieuzbrojony, ucieka w strachu, poddaje się, jest okaleczony, ma tylko jednego syna albo jest kobietą lub ma damskie imię". Synu Pandu, wiedz, że w żadnym wypadku nie będę walczył z nikim, kto spełnia choć jeden z tych warunków". Bhiszma położył dłoń na ramieniu Judhiszthiry i wyjaśnił: "Groźny i mężny syn Drupady, znany wśród twoich wojsk pod imieniem Szikhandhi, jest tym, który przyczyni się do mojej śmierci. Powszechnie wiadomo, że narodził się jako kobieta. Dlatego nie podniosę przeciwko niemu broni, nawet jeśli mnie zaatakuje. Postawcie go na czele waszej armii, a za nim niech stanie Ardżuna, który oprócz Kryszny jest jedyną osobą, która byłaby w stanie zabić mnie w walce. Jeśli Szikhandhi stanie przede mną, odłożę broń i nie będę walczyć. Wtedy Ardżuna będzie mógł pozbawić mnie życia. Zrób tak, jak ci radzę, Judhiszthiro i odnieś zwycięstwo".

Gdy Bhiszma skończył mówić, Pandawowie wstali i skłoniwszy się dziadkowi, po kolei dotykali jego stóp i prosili o pozwolenie, by odejść. Kryszna również położył ręce na stopach Bhiszmy i pokłonił się przed nim. Zaraz potem wszyscy opuścili namiot Bhiszmy, pozostawiając go samego. Po drodze do obozu Ardżuna przemówił do Kryszny zdławionym głosem: "Wasudewo, w dzieciństwie często wdrapywałem się Bhiszmie na kolana, brudząc jego szaty. Wspinając się po nim, mówiłem czasami: "Ojcze!" Wtedy on odpowiadał łagodnie: "Nie jestem twoim ojcem, tylko ojcem twojego ojca". Jak mógłbym go zabić, Kryszno? Niech zniszczy nasze wojska. Nie jestem w stanie go zabić".

Kryszna odpowiedział zdecydowanie: "Ardżuno, obiecałeś przecież, że zabijesz Bhiszmę. Jak zdołałbyś tego uniknąć bez złamania zasad kszatriji? Musisz go zabić, synu Kunti. Jeśli tego nie zrobisz, nie wygracie tej wojny. Bogowie postanowili, że Bhiszma musi wkrótce udać się do krainy śmierci. Jedynie ty możesz go zabić. Nie wahaj się.

"Posłuchaj, oto wskazówki, jakie dawno temu dał Brihaspati: "Powinniśmy zabić każdego, kto pojawia się, by odebrać nam życie, nawet jeśli jest to starzec, starszy członek rodziny czy człowiek o szlachetnym charakterze". Taki jest wieczny obowiązek kszatrijów. Walka, ochrona poddanych i składanie ofiar – wszystko to wykonywane bez okrucieństwa – jest świętym obowiązkiem kszatriji".

Jadąc przez pole, Ardżuna patrzył przed siebie w ciemność. Wiedział, że nie uniknie tej walki, przede wszystkim dlatego, że Kryszna bez przerwy go do niej zachęcał. Bez wątpienia walka była jego obowiązkiem. Powstrzymywał go jedynie sentyment, nad którym musiał jakoś zapanować. Chwyciwszy za lejce, Ardżuna odpowiedział surowym głosem: "Nie wątpię w to, że Szikhandhi narodził się po to, by zabić Bhiszmę. Dziadek odłoży broń, jak tylko ten bohater pojawi się przed nim. Dlatego, zgodnie z radą Bhiszmy, postawmy go na czele naszej armii, a ja zrobię wtedy, co trzeba".

Pandawowie wrócili do swego obozu z mieszanymi uczuciami. Wiedz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin