12. Ferdydurke - streszczenie szczegółowe.doc

(221 KB) Pobierz

12. Ferdydurke - wITOLD gOMBROWICZ

Rozdział I – PORWANIE

Po przebudzeniu we wtorkowy poranek główny bohater – trzydziestoletni początkujący pisarz Józio – ma poczucie niesmaku i „lęku nieistnienia”. Przypomina sobie okres, gdy był nastolatkiem. Obecnie nie potrafi odpowiedzieć sobie na pytanie: kim naprawdę jest. Odwiedza go nieoczekiwanie profesor Pimko, który traktuje bohatera jak ucznia, a po stwierdzeniu dużych braków w wiedzy – zabiera go do szkoły dyrektora Piórkowskiego. Tam, w szóstej klasie, ma uzupełniać zasób wiadomości.

We wtorek, po przebudzeniu bohaterowi zdawało się, że jedzie taksówką na dworzec. Dopiero, gdy zupełnie się rozbudził, powrócił do rzeczywistości. Miał poczucie niesmaku i „lęku nieistnienia”. Przypominał sobie sen, w którym przeniósł się w czasy młodości, gdy miał szesnaście lat i stał nad rzeką, na kamieniu koło młyna. Obecnie miał trzydzieści lat, grał w brydża, chodził po kawiarniach i barach. Jego koledzy - rówieśnicy już dawno założyli rodziny. Tylko on pozostawał samotny, choć ciotki chciały na niego wpłynąć, aby się ustatkował, przystosował się do otoczenia. Podczas rozmyślań ujawniły się jego poglądy - nienawidził grup „półinteligentów”, opierał się elicie i arystokracji. Bohater wspominał napisaną debiutancką książkę pod tytułem „Pamiętnik z okresu dojrzewania”, którą traktował jako życiowe osiągnięcie, choć spotkała się z krytyką.

Gdy rozmyślał nad swoim życiem, spostrzegł nagle, że ktoś stał w kącie przy piecu w jego pokoju. Był pewien, że drzwi były zamknięte. Jak się okazało, nie był to sen, lecz duch – zjawa, jego sobowtór. Gdy uświadomił to sobie, ukradkiem spod kołdry popatrzył na siebie (sobowtóra, który miał uczesane włosy, jego oczy i nos). Klon stał zawstydzony, a bohater nie wiedział, co się dzieje.

Nastał świt. Józio wstał, a służąca przyniosła świeże bułeczki i poranną kawę. Mężczyzna wyciągnął brulion i zaczął coś pisać. w pewnym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. w progu stanął: „T. Pimko, doktor i profesor, a właściwie nauczyciel, kulturalny filolog z Krakowa, drobny, mały, chuderlawy, łysy, i w binoklach, w spodniach sztuczkowych, w żakiecie, z paznokciami wydatnymi i żółtymi, w bucikach giemzowych, żółtych”. Złożył bohaterowi kondolencje z powodu śmierci jednej z ciotek, która umarła jakiś czas temu, po czym wyliczył wady i zalety nieżyjącej. Gdy ujrzał brulion leżący na stole, nałożył binokle i zaczął czytać zapiski. Zapytał, czy zna „duchy języków”, dziejów, cywilizacji. Przepytywał go ze znajomości przysłówków. Gdy bohater chciał krzyczeć, że nie jest już uczniem i chciał uciekać, apodyktyczny belfer złapał go za kark i posadził ponownie, po czym zaczął znowu odpytywać. Gdy Józio podniósł dwa palce do odpowiedzi, Pimko rzekł: „-Niech Kowalski siedzi. Znowu do klozetu?”. Potem powiedział, że pójdą teraz do szkoły dyrektora Piórkowskiego, ponieważ były dwa wolne miejsca w szóstej klasie, w której Józio miał nadrobić braki w edukacji.

Gdy profesor już wszystko ustalił (nie pytając gospodarza o zdanie), zawołał służącą, której kazał przynieść palto pana. Zdziwiona dziewczyna zaczęła lamentować, ponieważ nie rozumiała, czemu obcy człowiek zabierał jej pracodawcę. Po wyjściu z mieszkania mijali ludzi, domy, które stały na swym starym miejscu. w pewnym momencie podbiegł pies, który chwycił Pimkę za nogawkę spodni, rozdzierając materiał. Zwierzę cały czas głośno szczekało. Bohaterowie poszli dalej.

 

Rozdział II UWIĘZIENIE i DALSZE ZDRABNIANIE

Bohater przybywa do szkoły i poznaje rządzące nią prawa. Jego klasa dzieli się na dwie grupy: zbuntowanych chłopaków na czele z Miętusem i grzecznych chłopiąt pod wodzą Syfona. Józio uczestniczy także w lekcji języka polskiego, którą prowadzi profesor Bladaczka.

Bohaterowie stanęli przed gmachem szkoły, po czym Pimko wepchnął Józia za furtkę, mimo iż ten płakał. Była akurat duża przerwa. Na placu spacerowali młodzi ludzie, mający od dziesięciu do dwudziestu lat. Jedli kanapki, a przez szpary w płocie obserwowały ich matki (pilnując jak niemowląt).

Do Pimki i piętnastolatka (Józio stał się gimnazjalistą) podszedł kulawy nauczyciel, któremu profesor (sprawował obowiązki wizytatora) powiedział, że chce zapisać młodzieńca do szóstej klasy. Zapytał nauczyciela o zachowanie młodzieży, po czym usłyszał, że wszyscy sprawowali się dobrze. Nie można było z młodzieży wydobyć jedynie „świeżości” i „naiwności”, ponieważ byli tym wartościom niechętni i oporni. Pimko, srogo spojrzawszy na rozmówcę oświadczył, że za pół godziny będzie „podwójna dawka naiwności”, którą zobowiązał się wykrzesać z uczniów. Potem schował się za pień dużego drzewa, by z ukrycia obserwować młodzież.

Kulejacy pedagog zaprowadził Józia do grupy uczniów stojących na placu i odszedł kawałek dalej. Chłopcy czytali książki. Bohater podszedł do jednego, chcąc przerwać tę „farsę” (nie był uczniem, miał przecież trzydzieści lat). Powiedział: „- Kolega pozwoli – zacząłem – jak kolega widzi, nie jestem… Lecz ten krzyknął – Patrzcie Novus Kolegus, obskoczyli mnie”.

Mówili w bardzo dziwny sposób, na przykład: „białogłowa, niewiasta, podwika, balwierz, Febus, miłosne zapały, skrzat, profesorus, lekcjus polskus, ideałus, chutnie”. Słowa były zakończone łacińskimi końcówkami. Chłopcy mieli niezdarne ruchy, twarze dziwne („szpikowate”), ciągle mówili o organach płciowych. Patrzyli albo na nauczyciela, albo na stojące za płotem szkoły matki. w końcu dostrzegli schowanego za drzewem wizytatora Pimkę. Zaczęli szeptać, prorokując powody przybycia, po czym podeszli do skulonego profesora. Pimko rzucił im napisaną pospiesznie kartkę: „«Na zasadzie moich obserwacji, przeprowadzonych w szkole X podczas wielkiej pauzy, stwierdzam, że młodzież męska niewinna jest! Takie jest moje najgłębsze przekonanie. Dowodem tego - wygląd uczniów oraz ich niewinne rozmowy tudzież ich niewinne i przemiłe pupy. T. Pimko 29. IX. 193... Warszawa». Kiedy ta notatka doszła do wiadomości uczniów, zaroiło się w szkolnym mrowisku. - My niewinni? My, młodzież dzisiejsza? My, którzy już chodzimy na kobiety? (…)Niewinni z kobietą w ramionach! Niewinni w walce i w biciu. Niewinni, gdy recytowali wiersze, i niewinni, gdy grali w bilard. Niewinni, gdy jedli i spali. Niewinni, gdy zachowywali się niewinnie. Zagrożeni bez przerwy świętą naiwnością, nawet gdy krew rozlewali, torturowali, gwałcili albo przeklinali - wszystko, aby nie popaść w niewinność!”.

Czytając i przyglądając się temu wszystkiemu, Józio wciąż miał nadzieję, że śni. Zapytawszy jednego z uczniów, dlaczego używa tak brzydkich słów, usłyszał, że ma się „zamknąć”: „I gorączkowo, szybko, po kryjomu wymieniali brutalne przekleństwa, wyzwiska i inne plugastwa, a niektórzy rysowali je kredą na płocie w kształcie geometrycznych figur (…)To jedyna nasza obrona przed pupą! Nie widzisz, że wizytator jest za dębem i pupę nam robi? Ty, zdechlaku, francuski piesku, jeżeli zaraz nie powiesz największych świństw, zrobię ci korkociąg. Hej, Myzdral, chodź no, przypilnuj, żeby ten nowy zachował się przyzwoicie. a ty, Hopek, puść w kurs jaki pieprzny kawał. Panowie, ostro, bo pupę nam zrobi!”.

Jeden spośród chłopców, zwany Miętusem („ordynarny łobuz”) wyrył w drzewie (za którym stał Pimko) czteroliterowy napis, czym spowodował ogólny śmiech. Józio natychmiast zrelacjonował ten wybryk profesorowi, który, stojąc po drugiej stronie drzewa, nie widział napisu. Wówczas belfer wyszedł zza drzewa, stanął na środku placu i głośno powiedział, że uczniowie pewnie i tak nie wiedzą, co oznacza to brzydkie słowo, które zapewnie usłyszeli z ust służącej, a teraz chcą się popisać przed kolegami, ponieważ tak naprawdę byli niewinni. Gdy skończył przemowę, poszedł do kancelarii, w której urzędował dyrektor. Matki stojące za płotem mówiły: „- Cóż za wytrawny pedagog! Pupcię, pupcię, Pupcię mają maleństwa nasze!”.

Po odejściu Pimki Miętus zdenerwował się, że profesor uznał ich za „niewinnych” (nie znosił tego słowa). Pylaszcziwicz, zwany Syfonem, który był tęgim, wysokim młodzieńcem, rzekł w odpowiedzi, że niewinność to zaleta. Oświadczył, że nie wstydzi się swego nieuświadomienia, po czym nazwał Miętusa „zdrajcą ideałów młodzieńczych”. Koledzy szkalowanego przywódcy buntowników uznali, że Syfon powinien dać się „uświadomić”, nazywali go lizusem i oskarżali, ze przynosi im wstyd swymi poglądami. Rozpoczęła się kłótnia. Młodzież stojąca na dziedzińcu podzieliła się na dwie grupy. Jedna poparła Miętusa, uznając i broniąc jego poglądów. Druga stanęła przy Syfonie, wierząc w jego ideały. Tylko jeden uczeń stał z boku, nie przystąpił w szeregi żadnej z grup, lekceważąc obie. Nazywał się Kopyrda, miał na sobie siatkową koszulkę, flanelowe spodnie z łańcuszkiem zawieszonym na lewej ręce.

Doszło do starcia i bójki. w pewnym momencie walki Syfon zaczął śpiewać: „Hej, bracia chłopięta, dodajcie mu sił, by ocknął się z martwych, by powstał, by żył!”. Grupa Miętusa wycofała się z bójki, a jej przywódca odszedł w głąb podwórza szkolnego, w towarzystwie Myzdrala i Hopka. Trójka uzgodniła między sobą, że będą częściej i dobitniej używać wulgarnych słów. w pewnym momencie Myzdral wepchnął kawałek drutu w ogrodzenie, za którym stały matki. Jednej z nich uszkodził oko: „Myzdral ze zdenerwowania wziął kawałek drutu, machinalnie wepchnął w dziurę w płocie i uszkodził jednej z matek oko. Zaraz jednak rzucił drut. Matka jęknęła za płotem”.

Józio, który podsłuchiwał chłopców, usłyszał, że zamierzali uświadomić Syfona „na siłę”. Planowali porwanie, związanie. Zaczęli już przygotowywać sznury. Obserwację ich zachowania i słuchanie dalszej części rozmów przerwał Pimko, który zawołał bohatera do szkoły. Szli długim korytarzem, na końcu którego znajdował się duży gabinet dyrektora. Piórkowski był człowiekiem dobrze zbudowanym. Uszczypał Józia w policzek, a do Pimki rzekł: „- Pupa, pupa, pupa! Dziękuję za pamięć, drogi profesorze! Bóg zapłać, panie kolego, za nowego ucznia! Gdyby wszyscy umieli tak zdrabniać, bylibyśmy jeszcze dwakroć więksi, niż jesteśmy! Pupa, pupa, pupa. Nie uwierzy pan, że dorośli, sztucznie przez nas zdziecinnieni i zdrobnieni, stanowią jeszcze lepszy element niż dzieci w stanie naturalnym? Pupa, pupa, bez uczniów nie byłoby szkoły, a bez szkoły życia by nie było! Polecam się pamięci i nadal, zakład mój bez wątpienia zasługuje na poparcie, metody nasze wyrabiania pupy nie mają sobie równych, a ciało nauczy...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin