Eve Berlin Na krawędzi rozkoszy.pdf

(730 KB) Pobierz
Rozdział pierwszy
Dylan Ivory patrzyła, jak na parking przed Muzeum Sztuki Azjatyckiej wjeżdża
potężny mężczyzna na czarnym, lśniącym motocyklu marki Ducati. Od razu
wiedziała, że to on. Alec Walker, człowiek, z którym umówiła się na rozmowę.
Mężczyzna słynący w miejscowym środowisku BDSM ze swojej wiedzy i
doskonałego wcielania się w rolę Domina. Nie zdradziła go ani czarna skórzana
kurtka, ani atletyczna budowa ciała. Tu chodziło o brawurową pewność siebie, jaką
promieniował, gdy zatrzymał motor i ponownie zawarczał silnikiem, zanim go zgasił.
Chodziło o sposób, w jaki przerzucił nogę przez błyszczący bak i zdjął kask niczym
kowboj zeskakujący z konia. Chodziło o aurę czystej, męskiej siły, którą Dylan, stojąc
daleko od niego, poczuła na swojej skórze jak lekkie uderzenie.
Alec Walker bez kasku prezentował się jeszcze lepiej. Ciemne, niemal czarne włosy,
które lekko się kręciły i muskały kołnierz jego kurtki. Profil jakby wyrzeźbiony z
marmuru.
Dylan stała przy nadal otwartych drzwiach swojego wozu, ściskając kluczyki.
Dlaczego jej serce biło w tak szalonym tempie? Nie potrafiła oderwać wzroku od
Aleca, od jego wielkich dłoni, kiedy z gracją zdejmował skórzane rękawiczki i
przypinał kask do motocykla.
Nagle podniósł wzrok. Jego spojrzenie zderzyło się z jej spojrzeniem. Przeszywające,
magnetycznie niebieskie oczy, które były niczym dwie sondy zapuszczone do jej
głowy i duszy. Wiedział, że go obserwowała. Pierwszy raz, odkąd dorosła, Dylan była
kompletnie oszołomiona.
Cholera, gdyby tylko jej puls się uspokoił!
To jest służbowe spotkanie.
Szkopuł w tym, że ta świadomość ani drobinę nie osłabiała jej reakcji na tego
mężczyznę.
Wiedziała, że musi się wziąć w garść, zanim się do niego odezwie. Przyjechała tutaj,
żeby uzyskać od niego informacje potrzebne do jej najnowszej książki. Jennifer,
kobieta, z którą skontaktowała się przez Internet i spotkała tydzień temu, powiedziała
jej, że powinna porozmawiać z Alekiem Walkerem. Nie ostrzegła jej jednak, że to
będzie tak porażająco przystojny mężczyzna.
Alec Walker był facetem, na którego widok trzeba być przygotowanym.
Uśmiechnął się do niej. Obezwładniający błysk idealnie białych zębów. Dobrze
przystrzyżona czarna bródka, która nadawała mu nieco diaboliczny wygląd. Bardzo
jej się to spodobało. Zrobiło się jej gorąco, a w żyłach płynął ogień.
Ruszył w jej kierunku. Kolana Dylan zadrżały.
Z każdą sekundą był coraz bliżej, aż wreszcie stanął po drugiej stronie jej białego audi
sedan.
- Coś mi się wydaje, że to ty jesteś kobietą, z którą miałem się tutaj spotkać.
Jego głos był głęboki, męski, lecz zaskakująco miękki. Seksowny.
Zdołała jedynie skinąć głową.
Jego usta lekko drgnęły, jakby rozbawiło go jej milczenie.
- Dylan Ivory? Autorka powieści erotycznych?
- Tak...
Co z nią się działo? Dlaczego nie potrafiła sklecić jednego sensownego zdania?
- Jestem Alec. Wejdziemy do środka?
- Słucham? To znaczy tak, oczywiście. Zatrzasnęła drzwi samochodu i zamknęła je
pilotem.
Starała się zignorować ciepło pełzające po jej skórze. Nagle wełniany płaszcz wydał
się jej zbyt ciężki mimo przejmującej wilgoci, którą jak zwykle nasycone było
jesienne powietrze w Seattle. Tak działał na nią idący obok niej mężczyzna. Podeszli
do imponującego wejścia w stylu art deco, którego strzegła para kamiennych
wielbłądów. Zawsze podobał się jej gmach tego muzeum, tak samo jak prezentowane
w nim eksponaty. Kiedy Alec zaproponował, by spotkali się w tutejszej kawiarni,
Dylan była przyjemnie zaskoczona. Miała słabość do sztuki, zwłaszcza azjatyckiej.
Często odwiedzała to miejsce.
Weszli po szerokich kamiennych schodach. Alec położył dłoń na jej plecach.
Przeszedł ją dreszcz. Zerknęła na niego i dostrzegła na jego twarzy uśmiech. Odgłos
ich kroków na marmurowej podłodze odbijał się echem od ścian. Pokonali kilka
stopni schodów prowadzących do Taste Cafe, znajdującej się na wewnętrznym
dziedzińcu muzeum.
Alec wskazał jeden z małych stolików pod sklepionym sufitem atrium. Dokoła stały
posągi Buddy, Wisznu i Kali. Dylan mogłaby przysiąc, że czuje zapach starodawnych
kamieni przebijający przez aromat kawy i herbaty unoszący się w nieruchomym
powietrzu.
Rozproszone światło sączyło się do środka przez okna z matowego szkła i łączyło z
subtelnym, bursztynowym blaskiem zawieszonych na ścianach kinkietów. Dylan
często bywała w tym tchnącym spokojem miejscu na herbacie, którą wypijała bez
pośpiechu, lecz dzisiaj była kłębkiem nerwów.
Dlaczego tak się denerwowała? Przecież to tylko mężczyzna, z którym miała
porozmawiać, zadać mu kilka pytań.
Pomógł jej zdjąć płaszcz i po dżentelmeńsku odsunął dla niej krzesło. Urocze,
staromodne maniery, zbyt rzadko już spotykane w tym kosmopolitycznym mieście.
Zdjął kurtkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła, a następnie usiadł na nim, emanując
luzem i pewnością siebie. Miał na sobie grafitowy sweter podkreślający szerokie
ramiona. Ten mężczyzna był naprawdę potężny, zbudowany jak gracz futbolu
amerykańskiego. Jego rysy twarzy były do bólu męskie, począwszy od kwadratowej
szczęki po pięknie wyrzeźbioną brodę i kości policzkowe. Jedynie jego usta były
miękkie i mocno kontrastowały z resztą twarzy.
Piekielnie seksowny facet.
Dylan zmieniła pozycję na nieco wygodniejszą, chwyciła kartę dań ze stolika i
przestudiowała bogaty wybór herbat.
- Czego się napijesz? - zapytał Alec.
- Zazwyczaj zamawiam mieszankę herbaty jaśminowej i zielonej.
Alec przywołał kelnera i zanim Dylan zdążyła się odezwać, złożył zamówienie dla
nich obojga.
- Mam nadzieję, że lubisz biscotti - powiedział, uśmiechając się do niej. - Podawane
tutaj są prawie tak dobre jak te, które można dostać w Rzymie. Tuż przy Schodach
Hiszpańskich jest taka malutka kawiarenka. Trudno spodziewać się porządnych w
strefie dla turystów, ale w tamtym miejscu serwują najlepsze biscotti w całych
Włoszech.
- Od lat nie byłam w Rzymie. Ale pamiętam te włoskie ciasteczka.
- Ja zajrzałem tam w ubiegłym roku, wracając z wypadu do Hiszpanii.
- Dużo podróżujesz?
- Tak często, jak mogę. Nie lubię za długo tkwić w jednym miejscu, chociaż teraz
obowiązki zmuszają mnie do siedzenia w domu. Przez to trochę mnie nosi. Świat jest
taki wielki. Jest tyle rzeczy do zrobienia. Dylan nachyliła się do przodu, gładząc
palcami łyżeczkę leżącą na papierowej serwetce na blacie malutkiego stolika.
- Na przykład?
Boże, czyżby z nim flirtowała?
- Wszystko. - Uśmiechnął się, odsłaniając zęby. - Co kto lubi. Ja uprawiałem
wspinaczkę górską w Brazylii.
Pływałem z rekinami u wybrzeży Fidżi. Zwiedzałem z plecakiem Nepal.
- Widzę, że jesteś uzależniony od mocnych wrażeń.
- Tak, chyba jestem. Ale nie chcę się chwalić. Po prostu kocham takie rzeczy. Kręci
mnie ryzyko. - Wzruszył ramionami. Uśmiechnął się kącikiem ust. - Lubię prędkość.
Kocham swoje motocykle. Uwielbiam szybko jeździć, ostro wchodzić w zakręty.
Wzdrygnęła się. Ja nigdy nie wsiadłabym na motor. Za nic w świecie!
- Mogłoby ci się spodobać.
- Nie sądzę. - Upiła łyk herbaty. - A więc... podróżujesz w poszukiwaniu wrażeń?
- W pewnym stopniu. Ale wiele z tych wycieczek to dla mnie duchowe wędrówki.
- Wiem od Jennifer, że piszesz horrory. Wspomniała, że jesteś nie tylko pisarzem, ale
też...
Dominem i że możesz mi udzielić informacji, których potrzebuję do napisania mojej
nowej książki.
Skinął głową.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin