Spadło Krzysztof - Skazaniec 04 Czapki z głów.pdf

(1379 KB) Pobierz
ZDJĘCIE I PROJEKT OKŁADKI:
Dariusz Herbowski
REDAKCJA I KOREKTA:
Anna Kolenda
ISBN:
978-83-945802-1-6
WYDAWCA:
KAGO
KONWERSJA DO EPUB i MOBI:
Marcin "Kamyk" Kamiński (dobre.media)
KONTAKT:
krzysztof.spadlo@skazaniec.com
www.skazaniec.com
Copyright © 2016 Krzysztof Spadło & KAGO
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione.
Wydanie I 2016
Dla Leszka Wojtaszaka.
Na wieczną pamiątkę naszej znajomości.
Nie wiem jak długo ślęczałem obok drzwi. Czas przestał istnieć. Chłód posadzki przenikał przez
moje ciało, umysł zapadł się w ciszę, a duszę wypełniały pustka i nicość.
Powiadają, że człowiek potrafi wyrzucić z pamięci prawie wszystkie wspomnienia, z którymi wiążą
się traumatyczne przeżycia. To chyba prawda. Wiele razy próbowałem przypomnieć sobie kawałek
mojego życia od chwili, kiedy Frantz prężnym krokiem opuścił blok B aż do momentu, gdy po drugiej
stronie okna rozległ się warkot zajeżdżających pojazdów.
W mojej głowie jawią się tylko pojedyncze slajdy.
Żadnych uczuć.
Żadnych emocji i doznań.
Pamiętam jedynie kilka obrazów, które zapisały się w zakamarkach mojego umysłu z iście
fotograficzną precyzją.
Na podłodze leżą szczątki połamanego taboretu. Z rozłupanych fragmentów drewna wychylają się na
boki ostre końcówki drzazg.
Za oknem, po drugiej stronie krat, puszyste bałwany białych chmur malują się na błękitnym,
wrześniowym niebie.
Szary, pomięty koc bezładnie rzucony na pryczę.
Na półce zawieszonej ponad stołem spoczywa pudełko po wiśniach w czekoladzie i książka
autorstwa braci Grimm.
W rogu, tuż obok wiadra w połowie napełnionego wodą, leży metalowa micha o pogiętych obrzeżach
i stara łyżka.
To wszystko.
Nic więcej.
Czy to możliwe, żeby świadomość człowieka opuściła ciało, kiedy jego organizm jeszcze żyje? A
może wtedy zostało mi dane doświadczyć czegoś mistycznego?
Nie wiem.
Chyba próżno szukać jakiejkolwiek odpowiedzi.
Hałas dobiegający po drugiej stronie więziennego muru wyszarpał mnie z krainy niebytu. Miałem
wrażenie, że w jednej sekundzie przez wszystkie zakamarki mojego ciała mkną setki nerwowych
impulsów.
Skuliłem się bardziej w sobie, zacisnąłem pięści i poczułem, jak każdy mięsień przeistacza się w
stalową bryłę.
Instynktownie nadstawiłem uszu.
Moim umysłem zawładnął strach, oddech stał się płytki i szybki, a serce w piersiach rzuciło się do
galopu niczym dzikie, spłoszone zwierzę.
Położyłem dłonie na posadzce i przykucnąłem. Przez kilka chwil trwałem w tej pozycji i
nasłuchiwałem. Ostrożnie, powoli i bezszelestnie ruszyłem na klęczkach w kierunku okna.
Wsparłem się plecami o ścianę, dźwignąłem ciało i chyba po raz pierwszy w życiu bałem się
spojrzeć na świat po drugiej stronie prętów.
Do moich uszu docierał miarowy warkot silników.
Wewnątrz głowy rozchodził się irytujący, rytmiczny szum. Zlęknione serce tłoczyło gęstą, lepką krew,
która z trudem przeciskała się przez wąskie tunele tętnic i żył. Dudnienie pulsu rozsadzało mi skronie,
czoło zrosiły krople potu, a w pachwinach poczułem ciepłą, śliską wilgoć.
Wstrzymałem oddech i ostrożnie zerknąłem zza krawędzi okna.
Dostrzegłem kilka opancerzonych pojazdów. Na każdej burcie widniały insygnia: czarne krzyże w
białym otoku. Nagle w oddali, na drodze wiodącej wprost ku więziennej bramie, pojawiły się czołgi.
Ryk silników coraz głośniej rozbrzmiewał w przestrzeni. Ich ponury odgłos narastał niczym pierwsze
akordy preludium zwiastujące mroczną symfonię Wagnera. Kolumna żelaznych potworów zbliżała się z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin