TYTUŁ: HP i własna droga
AUTOR: rosaja
PARING: HP/DM - główny, HP/SS, HP/F/K, F/K
OSTRZEŻENIA: sex, sceny przemocy, wulgarne słownictwo, alkohol, używki = NC-17
KANONICZNOŚĆ: szczątkowe pozostałości
CZAS: akcja rozpoczyna się w trakcie 5 tomu Rowling, tuż po akcji w podziemiach Ministerstwa Magii.
RÓŻNICE: Harry nie wie co to Zakon Feniksa, ani gdzie znajduje sie jego główna kwatera. Wakacje między czwartym a piątym rokiem szkoły spędził na Privet Drive. Nie zna też przepowiedni.
Do oryginału: http://hp-rosaja.mylog.pl/omnie
Polecam :-) i zachęcam do komentowania
Rozdział 1
Łzy są dowodem człowieczeństwa. I ten rozdzierający ból w sercu, urywany oddech.
- Syriusz – szepnął cicho, gdy odnalazł kawałki lusterka na dnie swojego kufra. Jego ojciec chrzestny przysłał mu je przez Hedwigę tuż po rozprawie w Ministerstwie Magii. Tak bardzo wtedy liczył na spotkanie z nim, że –gdy się to nie udało - rozczarowany ze złością cisnął lusterko do kufra i szybko o nim zapomniał.
- Syriusz – wyszeptał Gryfon, spoglądając w rozgwieżdżone niebo.
Przypomniała mu się niedawna kłótnia w gabinecie Dumbledore’a.
„- Harry, rozumiem, co czujesz, ale…
- Ty nic nie rozumiesz! Co ty możesz wiedzieć? Nic! Nic!!!
- Wierz mi, wiem. Pozwól płynąć łzom. Twoje cierpienie jest dowodem człowieczeństwa. Jesteś człowiekiem, który czuje, widzi i słyszy. To …
- A WIĘC JA NIE CHCĘ BYĆ CZŁOWIEKIEM! - wykrzyczał mu to w twarz, wtedy, w gabinecie. – Chce wyzbyć się emocji, strachu, wszelkich zahamowań.
- Tak nie można. Stałbyś się potworem.
- No i co z tego?! Byłbym silniejszy, nie doszłoby wtedy do śmierci bliskich mi osób…”*
Harry ścisnął mocniej odłamki lusterka. Po chwili po jego ręce spłynęły pojedyncze kropelki krwi.
W dormitorium nikogo nie było. Wszyscy jego współlokatorzy pozwolili mu cieszyć się samotnością. Pewnie teraz siedzą w purpurowych, wyświechtanych fotelach w pokoju wspólnym. I dyskutują o tym, co się stało w Ministerstwie Magii albo o najnowszych artykułach w Proroku, ukazujących go w nowym świetle. Przy okazji prawie każda rozmowa schodzi na jego temat. Jak się czuje, dlaczego nic ostatnio nie je, nie wychodzi z dormitorium. Dyskutują o nim za jego plecami. Wspólnie zastanawiają się, jak mają się zachowywać w jego towarzystwie. Zupełnie jak Dumbledore – plany, plany, których nie powinien znać. Wszystko dla jego dobra...
Złość rozgorzała w nim na nowo. Wszyscy chcą kierować jego życiem, bez jego wiedzy.
Wstał, przeczesał dłonią włosy i, nadal trzymając zakrwawione odłamki, zszedł do salonu.
Seamus i Dean siedzieli w fotelach naprzeciwko splecionych ciasno ze sobą Rona i Hermiony. Neville przysypiał, siedząc na wytartym dywaniku przed kominkiem. Żywe płomienie oświetlały jego zmęczoną twarz. Wokół nich zebrał się chyba cały dom. Rozmawiali przyciszonymi głosami. Gdy tylko zauważyli Harry’ego, stojącego u wejścia do dormitoriów chłopców, zamilkli wpatrując się w jego postać.
Potter czując na sobie wzrok wszystkich zebranych, wolnym krokiem ruszył w stronę portretu Grubej Damy. Chciał się stamtąd wydostać. Kiedy był już prawie przy wyjściu zatrzymał go głos Ginny, która właśnie pojawiła się w salonie z jakimś notatnikiem w dłoni.
- Och… Harry. Jak dobrze cię widzieć. Właśnie o tobie rozmawialiśmy.
- A więc jednak – pomyślał Harry.
– Co ci się stało w rękę? – Już kroczyła ku niemu z zatroskaną miną, gdy ten obrócił się na pięcie i wyszedł na korytarz. Gruba Dama spojrzała na niego zdziwiona, ale przepuściła go bez słowa. Dopiero po godzinie wałęsania się ciemnymi korytarzami, Harry uświadomił sobie, że nie zabrał ze sobą wierzchniej szaty i że nadal ściska mocno w dłoni popękane lusterko.
Bez udziału woli skierował swoje kroki w kierunku łazienki Jęczącej Marty. Zamek był pusty, dochodziła już północ. Mimo iż tak długo spacerował bez celu, nie natknął się na żadnego profesora czy Filcha z panią Norris. Nawet duchy się nie pojawiały, a większość portretów była pusta. Ci, którzy pozostali w swych ramach spali albo udawali, że śpią.
Drzwi otworzyły się cicho, skrzypiąc. Gryfon przeszedł po noszących znamiona wielu zalań płytkach i stanął przed umywalką z lustrem. Rozejrzał się wokoło, ale nigdzie nie było widać stałej rezydentki tego pomieszczenia. Jego wzrok trafił na umywalkę, która jako jedyna miała kran zdobiony w węże. Wiedział, co się za tym kryje. Komnata Tajemnic. Przecież był tam razem z Ronem i Hermioną w drugiej klasie. To było… tak dawno temu. Teraz miał wrażenie, że już nikt nie stoi u jego boku. Syriusz odszedł na zawsze, a jego przyjaciele odsuwają się od niego, zajmując się tylko sobą. Remus, nawet on się do niego nie odzywał.
- Syriusz – szepnął cicho, patrząc wszędzie, byle nie w swoje własne odbicie w lustrze.
Spojrzał na dłoń i rozluźnił uścisk. Srebrne odłamki otoczone był zaschłą skorupą. Na ręce pełno było wzorów utworzonych z krwi. Wyglądało to okropnie i szczypało. Harry’emu przez chwilę przyszło na myśl, by udać się do pani Pomfrey, ale zaraz potem zdał sobie sprawę, że o wszystkim na pewno dowiedziałby się Dumbledore i mógłby wysunąć nieprawidłowe wnioski. Wtedy czekałaby go długa, nudna i całkowicie niepotrzebna rozmowa z dyrektorem. A potem… potem wszyscy zaczęliby się jeszcze bardziej „martwić” o niego i wtrącać się w jego życie.
Chłopak odkręcił wodę i pod zimnym strumieniem usuwał fragmenty prezentu od Syriusza. Małe rany na nowo się otworzyły i wraz z wodą płynęła krew. Kątem oka zauważył jakiś ruch.
To pewnie Marta, zaraz zacznie biadolić, co też mi się stało – pomyślał. Z przymkniętymi oczyma, czekał na wybuch przewrażliwionego ducha. Gdy ten nie nadszedł, Harry powoli otworzył oczy i spojrzał w lustro. Oprócz swojej własnej, zmęczonej twarzy, zauważył parę stalowoszarych tęczówek. Obrócił się gwałtownie i o mało nie upadł. Przed nim stał nie kto inny, jak Draco Malfoy.
Blondyn, pod szkolną, wierzchnią szatą miał niedbale rozpiętą, jasnoniebieską koszulę. W jego zaczerwienionych oczach powoli pojawiała się złość.
- Potter, ty obślizgła gnido! – krzyknął i nie znalazłszy swojej różdżki, rzucił się na zielonookiego z zaciśniętymi pięściami. Harry stał jak sparaliżowany. Zaskoczyła go złość i rozpacz emanujące z postaci Ślizgona. Uderzenie nadeszło po sekundzie. Jedna wypielęgnowana pięść trafiła w szczękę, a druga w brzuch.
– Zapłacisz mi za to! Przez ciebie mój ojciec jest w Azkabanie!
W Harry’ego trafiły kolejne ciosy, przed którymi chłopak nawet nie chciał się bronić. Wpatrywał się tylko w szalejącego Draco, jakby po raz pierwszy widział go na oczy.
– Ministerstwo chce odebrać mojej rodzinie fortunę! To wszystko przez ciebie! Gdyby nie ty… Nikomu na tobie nie zależy, jesteś szmatą, Potter! Nawet twój… - nie zdążył dokończyć, bo Harry otrząsnął się z szoku i uchylił się przed następnym nadchodzącym ciosem. Złapał pięści Malfoya i popychając go, przyszpilił do ściany tak, że ich dłonie były nad głową blondyna. Gryfon miał w tym niejaką wprawę, bo niegdyś często zmuszony był bić się z koleżkami swojego kuzyna albo z nim samym. Ich ciosy były bardziej precyzyjne i mocniejsze, niż chudego arystokraty, więc Draco nie wyrządził mu większej krzywdy. Za to on z łatwością go unieruchomił.
- Po co mi to mówisz? – spytał na tyle cicho, że chłopak musiał przestać się wyrywać, aby mógł go zrozumieć. Malfoy dyszał ciężko i wpatrywał się w przygasłe oczy przesłonięte okrągłymi okularami. – Twoje nieszczęścia to nie moja wina. To wina Voldemorta. – Blondyn zatrząsł się silnie na dźwięk tego imienia i znów próbował się wyrwać. – I twojego ojca. To do niego powinieneś zgłaszać zażalenia.
Z rozciętej dłoni Harry’ego znów zaczęła sączyć się krew, spływając po przedramieniu Dracona i znikając w rękawie jego koszuli.
- Nienawidzę cię!
- Ja ciebie też. - Harry przymknął oczy, a ten moment postanowił wykorzystać Ślizgon, by kopnąć go w krocze. Potter upadł na podłogę, zwijając się w kłębek i pojękując cicho. Malfoy kopnął leżącego w brzuch i dało się słyszeć dźwięk łamanego żebra. Chłopak nie krzyknął, jedynie jęknął znów cicho i próbował osłonić klatkę piersiową.
&#x...
madeleine