Zapisane_w_kościach_By_Simon_Beckett.pdf

(1547 KB) Pobierz
Korekta
Hanna Lachowska
Projekt graficzny okładki
Małgorzata Cebo-Foniok
Ilustracja na okładce
Wydawnictwo Amber
Zdjęcie autora
Copyright © Peter Dench
Tytuł oryginału
Written in Bone
Copyright © Simon Beckett 2007.
All rights reserved.
For the Polish edition
Copyright © 2006 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-3965-1
Warszawa 2011. Wydanie II
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63
tel. 620 40 13, 620 81 62
www.wydawnictwoamber.pl
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Hilary dedykuję
Rozdział 1
W
odpowiedniej temperaturze pali się wszystko. Drewno. Ubranie.
Ludzie.
W temperaturze dwustu pięćdziesięciu stopni Celsjusza zapala się ciało. Skóra czernieje i pęka.
Tłuszcz podskórny zaczyna topić się jak słonina na gorącej patelni. Podsycany nim płomień trawi tkankę
miękką. Najpierw zajmują się ręce i nogi, które działają jak podpałka dla masywniejszego tułowia.
Kurczą się ścięgna i włókna mięśniowe, i kończyny, już płonąc, poruszają się w obscenicznej parodii
życia. Jako ostatnie ulegają organy wewnętrzne. Tkwią w kokonie wilgoci, dlatego często pozostają
nienaruszone, nawet jeśli pozostałe tkanki miękkie ulegną całkowitemu zwęgleniu.
Ale kość to zupełnie inna sprawa, inna materia, dosłownie i w przenośni. Kość opiera się
wszystkiemu, z wyjątkiem najgorętszego ognia. I nawet jeśli wypali się z niej cały węgiel, nawet jeśli
jest już martwa i bez życia niczym pumeks, wciąż zachowuje swój pierwotny kształt. Ale jest wtedy
jedynie wątłym duchem samej siebie sprzed spalenia, cieniem, który łatwo kruszy się i rozpada, ostatnim
bastionem spopielałego życia. Proces ten, z bardzo nielicznymi wyjątkami, przebiega zwykle według tego
samego schematu.
Zwykle, lecz nie zawsze.
Spokój starej chaty zakłóca odgłos kroków. Butwiejące drzwi otwierają się, nie zważając na protest
zardzewiałych zawiasów. Do pokoju wpada światło dnia – wpada i przygasa, gdy w progu wyrasta cień
mężczyzny. Mężczyzna pochyla głowę, żeby zajrzeć do środka. Towarzyszący mu stary pies waha się, bo
instynkt ostrzegł go już przed tym, co czai się w mroku. Waha się i mężczyzna, tak jakby nie chciał
przekroczyć progu. Kiedy pies rusza przed siebie, przywołuje go dwoma słowami:
– Do nogi.
Pies posłusznie zawraca, zerkając na niego nerwowo oczami zmętniałymi od katarakty. Wyczuwa nie
tylko bijący ze środka zapach, ale i niepokój swojego pana.
– Zostań.
Zdenerwowane zwierzę patrzy, jak mężczyzna wchodzi do opuszczonej chaty. Otacza go mdły zapach
wilgoci – wilgoci i czegoś jeszcze. Powoli, niemal niechętnie mężczyzna zbliża się do niskich drzwi na
końcu pokoju. Drzwi są zamknięte. Mężczyzna wyciąga rękę, żeby je otworzyć, i znowu się waha. Pies
wydaje cichy skowyt. Jego pan tego nie słyszy. Otwiera drzwi ostrożnie, jakby bał się tego, co za nimi
zobaczy.
Ale początkowo nie widzi nic. Pokój tonie w półmroku, bo światło wpada tam tylko przez małe okno
z pękniętą szybą, spowite pajęczyną, od dziesięcioleci niemyte i pokryte grubą warstwą brudu. W
świetle, które się przez nie sączy, pokój chroni swoją tajemnicę kilka chwil dłużej. Gdy oczy przywykają
do ciemności, mężczyzna dostrzega coraz więcej szczegółów.
I widzi to, co leży pośrodku pokoju.
Wciąga powietrze tak gwałtownie, jakby ktoś uderzył go pięścią w brzuch, i odruchowo robi krok do
tyłu.
– Jezu Chryste.
Te dwa ciche słowa brzmią nienaturalnie głośno w stężałej ciszy pokoju. Mężczyzna blednie. Rozgląda
się, jakby bał się, że zaraz zobaczy tam kogoś jeszcze. Ale nie, jest sam.
Wychodzi tyłem, niechętnie, jakby nie mógł oderwać wzroku od tego, co leży na podłodze. Odwraca
się dopiero wtedy, gdy skrzypiące drzwi znowu zasłaniają widok.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin