Clive Barker - Wielkie sekretne widowisko 01.pdf

(2096 KB) Pobierz
Table of Contents
CZĘŚĆ PIERWSZA
II
III
IV
V
CZĘŚĆ DRUGA
CZĘŚĆ TRZECIA
CZĘŚĆ CZWARTA
VI
VII
VIII
IX
X
XI
CZĘŚĆ PIĄTA
CZĘŚĆ SZÓSTA
CZĘŚĆ SIÓDMA
CLIVE BARKER
Wielkie Sekretne
Widowisko
The Great and Secret Show
Tłumaczenie
Bożena Bańska
CZĘŚĆ PIERWSZA
POSŁANIEC
I
Homer otworzył drzwi.
- Wejdź, Randolph!
Jaffe nienawidził tonu ledwie wyczuwalnej pogardy, z jakim tamten wymówił jego
imię, jakby wiedział o wszystkich przestępstwach, które kiedykolwiek popełnił, o każdym
najmniejszym przewinieniu.
- Na co czekasz? - odezwał się Homer, widząc ociąganie Jaffe'a - Robota czeka. Im
szybciej zaczniesz, tym szybciej będę ci mógł dać następne zadanie.
Randolph wszedł do pokoju. Było to duże pomieszczenie, jak wszystkie pozostałe biura
i korytarze Centralnego Urzędu Pocztowego, wymalowane w tym samym odcieniu
niezdrowej żółci oraz szarości okrętów wojennych. Co nie znaczy, że wiele z tak
pomalowanych ścian było widać.
Dookoła, powyżej głów rozmawiających, piętrzyła się poczta. Worki, torby, pudła i
przenośniki pełne listów, sypiących się na zimną betonową podłogę.
- Niedoręczone listy - powiedział Homer - Przesyłki, których nie potrafiła doręczyć
nawet stara dobra Poczta Stanów Zjednoczonych. Jest tego trochę, co?
Jaffe był bardzo podniecony, ale starał się tego nie okazywać. Starał się nie okazywać
niczego, zwłaszcza wobec takich cwaniaków jak Homer.
- To wszystko twoje, Randolph - powiedział zwierzchnik. - Twój własny kącik w
niebie.
- Co mam z tym robić? - zapytał Jaffe.
- Sortować. Otwieraj i sprawdzaj, czy nie ma w nich czegoś ważnego, żebyśmy czasem
nie wrzucili do pieca dobrych banknotów.
- Są w nich pieniądze?
- W niektórych - odparł Homer z krzywym uśmieszkiem - mogą być. Ale w większości
to pocztowa makulatura. Zwykły chłam, którego ludzie chcą się pozbyć, więc nadają pocztą.
Niektóre są nieprawidłowo zaadresowane i kursują w tę i we w tę, aż wylądują w Nebrasce.
Nie pytaj mnie dlaczego, ale jak nie wiedzą, co robić z paskudztwem, odsyłają je do Omahy.
- To centralny punkt kraju - zauważył Jaffe - Brama Zachodu. Albo Wschodu zależy, w
którą stronę się patrzy.
- Ale nie martwy punkt - zareplikował Homer - Jednak właśnie do nas przesyłają tę
padlinę. To wszystko trzeba przesortować Ręcznie. Ty to zrobisz.
- To wszystko? - zapytał Jaffe. Było tego na dwa, trzy, cztery tygodnie pracy.
- Owszem - odparł Homer, nie próbując ukryć zadowolenia - To wszystko jest twoje.
Szybko się połapiesz, o co chodzi. Jeśli na kopercie będzie jakiś urzędowy nadruk, rzucaj ją
na stos przeznaczony do spalenia. Nawet nie otwieraj, szkoda fatygi! Pieprz je, jasne? Ale
wszystkie inne masz otwierać. Nigdy nie wiadomo, co się w nich znajdzie - wyszczerzył zęby
w porozumiewawczym uśmiechu - To, co znajdziesz, idzie do podziału.
Jaffe pracował w Poczcie Stanów Zjednoczonych ledwie dziewięć dni, ale to
wystarczyło, zupełnie wystarczyło, by się zorientować, że doręczyciele pocztowi
przywłaszczali sobie mnóstwo przesyłek. Rozcinali żyletką paczki i wykradali ich zawartość,
spieniężali czeki, wyśmiewali się z listów miłosnych.
- Będę tu regularnie przychodził - ostrzegł Homer - Więc nie próbuj chować niczego
przede mną. Mam nosa do tych rzeczy. Wyczuwam czek w liście i złodzieja w zespole
Słyszysz? Mam szósty zmysł. Nie próbuj żadnych numerów, kolego. Chłopcy i ja niezbyt to
lubimy. Przecież chcesz należeć do naszej paczki? - położył na ramieniu Jaffe'a ciężką,
szeroką dłoń - Sprawiedliwy podział, zgoda?
- Słyszałem - odpowiedział Jaffe.
- Dobrze - powiedział Homer - No więc - otworzył szeroko ramiona, wskazując na stosy
worków - To wszystko należy do ciebie - pociągnął nosem, wyszczerzył zęby w uśmiechu i
wyszedł.
Należeć do waszej paczki - pomyślał Jaffe, gdy drzwi zamknęły się z trzaskiem - to ja
nigdy nie będę. Oczywiście nie zamierzał mówić o tym Homerowi. Pozwoli, by tamten
traktował go z góry, będzie odgrywał potulnego niewolnika. Ale w głębi duszy? W głębi
duszy chował inne plany, inne ambicje. Kłopot w tym, że wcale nie był bliższy ich spełnienia
niż w czasach, gdy miał dwadzieścia lat. Teraz miał trzydzieści siedem, wkrótce zacznie
trzydzieści osiem. Nie należał do mężczyzn, za którymi kobiety oglądały się na ulicy. Nie był
zbyt lubiany. Łysiał, jak ojciec. Gdy dobije do czterdziestki, pewnie będzie całkiem łysy.
Łysy, bez żony, drobnych w kieszeni miał akurat na kufel piwa, nie więcej - nigdy nie udało
mu się popracować w jednym miejscu dłużej niż rok, najwyżej półtora, więc nigdy nie
awansował na jakieś lepiej płatne stanowisko.
Starał się nie myśleć o tym zbyt często, bo wtedy swędziały go ręce, by zrobić coś
złego, nieraz już chciał zrobić coś złego samemu sobie. Rewolwer w usta, poczuć jak
łaskocze tylną ścianę gardła. Skończyć z tym raz na zawsze. Żadnego listu. Żadnych
Zgłoś jeśli naruszono regulamin