Brian Staveley - Miecze cesarza.pdf

(2400 KB) Pobierz
Rodzicom, którzy czytali mi powieści
Podziękowania
Jestem pewien, że istnieją pisarze tworzący zupełnie samodzielnie, ale ja potrzebowałem sporo
pomocy. Wy mienione tu osoby czy tały kolejne rozdziały, dy skutowały burzliwie nad
nazewnictwem, wy śmiewały moje kiepskie pomy sły, chwaliły dobre, chciały ciekawszy ch
bitew, żądały jeszcze nikczemniejszy ch złoczy ńców, bardziej przerażający ch potworów,
wy ławiały niekonsekwencje w opisach militarny ch i kartograficzny ch, sporządzały ry sunki Gór
Kościany ch i krótko mówiąc – zagrzewały mnie i zapędzały, by m wszy stko zrobił lepiej. Oto ci,
bez który ch moje pisanie by łoby procesem samotniczy m i bezbarwny m: Suzanne Baker, Oliver
Snider, Tom Leith, Patrick Noy es, Colin Woods, John Muckle, Leda Eizenberg, Heather Buckels,
Ky le Weaver, Keny on Weaver, Brook Detterman, Sarah Parkinson, Becca Hey mann, Katherine
Pattillo, Matt Holmes, John Norton, Mark Fidler, Andrika Donovan, Shelia Staveley, Skip Staveley,
Kristin Nelson, Sara Megibow, Anita Mumm, Ry an Derby, Morgan Faust, Adrian Van Young,
Wes Williams, Jean Klingler, Amanda Jones, Sharon Krauss, Susan Weaver, Bella Pagan, Robert
Hardage, Bill Lewis.
Na specjalne podziękowania zasługują moja agentka Hannah Bowman oraz mój redaktor
Marco Palmieri za to, że uwierzy li w tę książkę, a także za ukazanie mi w nowy m świetle miejsc
i postaci, które – jak sądziłem – dobrze już poznałem.
Gavin Baker, niezmordowany czy telnik i przy jaciel, przeczy tał każde słowo każdej kolejnej
wersji tej powieści. Jego kry ty czne uwagi okazały się niezwy kle cenne, ale najcenniejsza by ła
jego wiara w to, że zdołam napisać książkę, która okaże się dobra. Z jego niewy czerpany ch
zasobów wiary czerpałem częściej, niż mu się zdaje.
A wreszcie – Johanna Staveley. Csestriimowie nie znają słów na wy rażenie wdzięczności czy
miłości, ale w ich pismach pojawia się często jedno zdanie:
ix alza – kluczowe, absolutnie
niezbędne.
Wy raża ono doskonale stosunek Jo do książki i jej autora. Bez niej ży łby m sobie
samotnie gdzieś pod jakąś skałą, nieświadomy, zagubiony w niepojęty m roztargnieniu, i zapewne
dotąd pocił się nad mozolny m pisaniem prologu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin