Powrot Smokow (Ksiega 1 Krolowi - Morgan Rice.docx

(452 KB) Pobierz
Powrót Smoków (Królowie i Czarnoksiężnicy—Część 1.)


Okładka

MORGAN RICE

 

 

 

 

POWTÓT SMOKÓW

 

Cykl: Królowie i Czarnoksiężnicy - Księga 1

 

 

 

 

Książki Morgan Rice

 

z cyklu: Królowie i Czarnoksiężnicy

 

Powrót Smoków (Część - 1)

Cdn.


00003.jpg

 

Drogi Brutusie, są w życiu tym chwile,

W których przeznaczeń swych panem jest człowiek.

Jeśliśmy zeszli do nędznej sług roli,

To nasza tylko, nie gwiazd naszych wina

 

--William Shakespeare

Juliusz Cezar

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Kyra stała na szczycie trawiastego pagórka, z całych sił próbując skoncentrować się na celu. Dookoła niej sypał gęsty śnieg, a pod stopami czuła twardą, zmarzniętą ziemię. Nie było jej łatwo zapomnieć o szczypiącym w policzki mrozie. Przymrużyła lekko oczy, odcinając się od reszty świata – porywistego wiatru, krakania kruka w oddali – i skupiła wzrok na cienkiej białej brzozie, prężącej się w oddali, pośród krajobrazu purpurowych sosen. Od drzewa dzieliło ją prawie czterdzieści metrów, co czyniło ten cel niemożliwym do trafienia ani przez jej braci, ani nawet przez najlepszych ludzi jej ojca. I to właśnie sprawiało, że była jeszcze bardziej zdeterminowana - jako najmłodsza z tego grona i jako jedyna dziewczyna wśród nich.

Kyra nigdzie tak naprawdę nie pasowała. Oczywiście, jakaś część niej chciała robić to, czego się od niej oczekiwało, spędzać czas z innymi dziewczętami, uczestniczyć w życiu kulturalnym grodu; ale w głębi duszy wiedziała, że ona taka nie jest. Wrodziła się w ojca, jak on miała w sobie ducha wojownika, i za nic w świecie nie chciała być skazana na kamienne ściany swojej twierdzy, nie godziła się na życie w domowym zaciszu. Była lepszym strzelcem od każdego z nich - już w tej chwili mogła przestrzelić najlepszych łuczników swojego ojca, i zrobiłaby wszystko, by udowodnić im, a w szczególności swojemu ojcu, że zasługuje na poważne traktowanie. Ojciec ją kochał, wiedziała o tym, nie chciał jednak dostrzec jej prawdziwej natury.

Kyra najbardziej lubiła trenować właśnie tu, daleko od fortu, na równinach Volis, w samotności. Jako jedyna dziewczyna w bastionie pełnym wojowników, zdążyła się do tego przyzwyczaić. Przychodziła tu każdego dnia, do swojego azylu, wysoko na szczycie płaskowyżu, z którego rozciągał się widok na kamienne ściany fortu. Mogła tu znaleźć odpowiednie drzewa do ćwiczeń, na tyle cienkie, by trudno je było trafić. Świst jej strzał niemal każdego dnia rozchodził się echem po całej wsi; jej strzały nie oszczędziły żadnego drzewa w okolicy, kalecząc pnie bez litości.

Kyra wiedziała, że podczas treningu łucznicy ojca często celują w myszy. Tu na równinach było ich pełno; na początku ona też tak robiła. Szybko okazało się, że trafienie w ruchomy cel nie stanowi dla niej najmniejszego problemu. Zabijanie żywych stworzeń przyprawiało ją jednak o mdłości. Choć była nieustraszona, wrażliwość nie pozwalała jej na zabijanie zwierząt, bez wyraźnego ku temu powodu. Obiecała sobie więc, że nigdy więcej nie wyceluje w żywą istotę, chyba że będzie niebezpieczna, lub zaatakuje ją. Jak wilcze nietoperze, które pojawiają się nocą i latają zdecydowanie zbyt blisko fortu. Ze strzelaniem do nich nie miała żadnego problemu, zwłaszcza po tym jak jej młodszy brat, Aidan, został ugryziony przez jednego z nich, po czym chorował przez pół księżyca. Poza tym, to były najszybciej poruszające się stworzenia na tym świecie i wiedziała, że ​​gdyby udało się jej trafić choć jednego z nich, szczególnie nocą, znaczyłoby to, że jest praktycznie niezwyciężona. Kiedyś spędziła całą noc przy pełni księżyca strzelając w nie z wieży ojca. O wschodzie słońca podekscytowana wybiegła na pole, i ku swojej radości ujrzała hordy zdumionych wieśniaków, tłoczących się nad ciałami kilkudziesięciu wilczych nietoperzy przebitych strzałami.

Kyra zmusiła się teraz do skupienia. Odgrywała ten strzał w wyobraźni, obserwowała siebie podnoszącą łuk, odciągającą cięciwę i zwalniającą ją bez chwili zawahania. Wiedziała, że najważniejsze w strzelaniu są momenty jeszcze przed faktycznym strzałem. Zbyt wielu widziała łuczników w swoim wieku, czternastolatków, ciągnących za cięciwę nierówno, zbyt nerwowo. Wiedziała, że ich strzały są stracone. Wzięła głęboki oddech, podniosła łuk i jednym zdecydowanym ruchem odciągnęła cięciwę i wypuściła strzałę. Nawet bez patrzenia wiedziała, że cel został trafiony.

Chwilę potem usłyszała trzask, lecz patrzyła już w innym kierunku. Szukała kolejnego, jeszcze bardziej ambitnego celu.

Kyra usłyszała ciche skomlenie przy nodze i spojrzała na Leo, swojego wilka, podążającego za nią jak cień. Dorosły wilk, sięgający jej prawie do pasa, był tak opiekuńczy w stosunku do Kyry, jak Kyra w stosunku do niego. Widok tych dwojga razem nikogo już w forcie nie dziwił. Gdziekolwiek szła Kyra, w ślad za nią podążał Leo. Nie odstępował jej na krok, chyba że jakaś wiewiórka lub królik pojawił się w zasięgu jego wzroku - wtedy potrafił zniknąć nawet na kilka godzin.

- Nie zapomniałam o tobie, przyjacielu - powiedziała Kyra i sięgnęła do kieszeni po kość z wczorajszej biesiady. Leo złapał ją w zęby i szczęśliwy pomaszerował dalej przy swojej pani.

Na mroźnym powietrzu oddech Kyry przemieniał się we mgłę. Przewiesiła łuk przez ramię i chuchnęła w skostniałe z zimna dłonie, próbując je nieco ogrzać. Przeszła przez szeroki płaskowyż i rozejrzała się wkoło. Z tego punktu mogła zobaczyć całą okolicę, wzgórza Volis, zwykle zielone, lecz teraz pokryte grubą warstwą śniegu, ziemie północno-wschodniej części królestwa Escalon, otaczające warownię. Z tego miejsca Kyra mogła obserwować wszystko, co działo się na ziemiach jej ojca, dostrzec każdego wieśniaka i wojownika wchodzącego i wychodzącego z fortu. To miejsce miało swój niewątpliwy urok. Lubiła przyglądać się starożytnej, kamiennej konstrukcji fortu, kształtom murów obronnych i majestatycznych wież i zabudowań, ciągnących się niemal bez końca. W całej okolicy nie było wyższych zabudowań niż w Volis. W potężny mur obronny wkomponowana była okrągła wieża, kaplica dla ludu, a dla niej miejsce, na którego szczyt mogła się wspinać, by w samotności obserwować wieś. Kamienny gród otoczony był fosą ze zwodzonym mostem i ziemnym wałem, wzdłuż którego wiodła szeroka droga, chroniona dostojnymi wzgórzami, głębokimi rowami i murami. Miejsce to było godne jednego z najważniejszych wojowników Króla- jej ojca.

Choć Volis, ostatnia twierdza przed Płomieniami, znajdowało się kilka dni drogi od Andros, stolicy Escalonu, wciąż było domem dla wielu słynnych wojowników dawnego Króla. Było również bezpieczną przystanią, miejscem, które stało się schronieniem dla setek mieszkańców wsi i gospodarstw, którzy żyli w jego obrębie lub w pobliżu jego murów.

Kyra spojrzała w dół na dziesiątki małych domków z gliny, rozsianych wśród pagórków. Przyglądała się przygotowaniom wieśniaków do nachodzącej zimy i do wieczornego festynu. Fakt, że mieszkańcy czuli się wystarczająco bezpiecznie, aby żyć poza murami grodu, świadczył o ogromnym szacunku, jakim darzyli jej ojca i wiary w jego potęgę. Takie zaufanie do wodza było czymś zupełnie wyjątkowym w Escalonie. W końcu wystarczył jeden dźwięk rogu, by zmobilizować całą armię podległą ojcu do natychmiastowej  ochrony okolicznych mieszkańców.

Na zwodzonym moście jak zwykle widać było tłumy ludzi - rolników, szewców, rzeźników, kowali, a także wojowników – śpieszących ze wsi do fortu i w drugą stronę. Obręb murów był nie tylko domem dla ludu i miejscem treningu wojowników, był również centrum wymiany handlowej kupców z całego Królestwa. Ludzie każdego dnia rozkładali tu swoje kramy, sprzedając i wymieniając się towarami, myśliwi prezentowali zdobyte w łowach trofea, obwoźni handlarze zachęcali do zakupu egzotycznych przypraw, materiałów lub słodyczy przywiezionych zza mórz. Dziedzińce fortu zawsze były wypełnione jakimś egzotycznym zapachem, czy to egzotycznej herbaty, czy też warzonej strawy. Wśród tych kolorowych kramów Kyra mogła zgubić się na wiele godzin. Jej serce przyspieszyło, gdy w oddali dostrzegła okrągły poligon, Wrota Walk, otoczony niskim murem, na terenie którego wojownicy na koniach ćwiczyli się w sztuce władania lancą. Tak bardzo pragnęła znaleźć się wśród nich.

W pewnej chwili Kyra usłyszała znajomy głos, dochodzący z kierunku wartowni. Odwróciła się, nasłuchując z uwagą. Tłum zawrzał, a po chwili z jego wnętrza wyłoniło się jej dwóch starszych braci, Brandon i Braxton, ciągnących za sobą Aidana, najmłodszego z ich rodziny. Kyra stanęła jak wryta. Ton głosu jej małego braciszka wskazywał wyraźnie na brak aprobaty dla poczynań starszych braci.

Kyra przymrużyła oczy, z uwagą obserwując całe zajście. Czuła, jak narasta w niej znajomy gniew, a dłoń zaciska się na łuku coraz mocniej. Wyżsi o głowę bracia trzymali Aidana pod ramiona, wywlekając go poza mury miasta. W objęciach tych dwóch siedemnasto- i osiemnastoletnich drabów, to małe, ledwie dziesięcioletnie chucherko, wyglądało wyjątkowo bezbronnie. Cała trójka była do siebie podobna, mieli doskonale wyrzeźbione szczęki, dumne podbródki, ciemnobrązowe oczy i brązowe falowane włosy, z tym że Brandon i Braxton mieli je krótko przycięte, podczas gdy niesforne kosmyki Aidana wciąż zawadiacko opadały mu na oczy. Ze swoimi blond włosami i jasno szarymi oczami, piętnastoletnia Kyra wyraźnie odróżniała się od reszty swojego rodzeństwa. Była wysoka i chuda, zbyt blada, jak jej mówiono, z wysokim czołem i małym noskiem, obdarzona była wyjątkową urodą, która sprawiała, że mężczyźni coraz częściej nie mogli oderwać od niej wzroku.

Wprawiało ją to w zakłopotanie. Nie lubiła zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza że nie uważała siebie za specjalnie atrakcyjną. Dużo więcej uwagi przykładała do treningów, męstwa i honoru, niż do swojego wyglądu. Chciała być jak jej bracia, przypominać ojca, mężczyznę, którego podziwiała i kochała bardziej niż kogokolwiek na świecie. Za każdym razem, gdy patrzyła w lustro, próbowała dostrzec między nimi jakieś podobieństwa, nigdy jednak jej się to nie udało.

- Ogłuchliście?! Puśćcie mnie, powiedziałem! - Aidan darł się jak opętany, a jego głos niósł się echem po całej dolinie.

Na dźwięk rozpaczliwego zawodzenia swojego ukochanego braciszka, Kyra zastygła w pełnej gotowości, jak lwica doglądająca swoich młodych. Leo nastawił uszu, a sierść na jego karku zjeżyła się. Ich matka dawno już odeszła, może dlatego Kyra czuła się odpowiedzialna za Aidana. W pewnym sensie pragnęła zastąpić mu matkę, której nigdy nie miał.

Brandon i Braxton ciągnęli chłopca wzdłuż wiejskiej drogi, w kierunku lasu. Widziała, jak próbują wsadzić włócznię w jego zbyt drobne dłonie. Aidan stanowił dla nich wyjątkowo łatwy cel; Brandon i Braxton byli prawdziwymi łobuzami. Byli silni i dość odważni, choć odwaga ta wynikała raczej ze zbytniej zuchwałości niż ich faktycznych umiejętności, przez co często pakowali się w kłopoty, z których sami nie byli w stanie się wyplątać. Było to szalenie frustrujące.

Nagle Kyra zrozumiała co tam się dzieje: Brandon i Braxton ciągnęli Aidana na jedno ze swoich niedorzecznych polowań. Przy ich pasach dostrzegła worki z winem i wiedziała już, że byli pijani. Nie dość, że chcieli zabijać bezbronną zwierzynę, to jeszcze zmuszali do tego ich młodszego brata, mimo jego usilnych protestów.

Kyra musiała ich powstrzymać. Pędem rzuciła się w ich kierunku, a przy jej boku wiernie podążał Leo.

- Jesteś już wystarczająco duży - Brandon oświadczył Aidanowi.

- Czas najwyższy byś stał się mężczyzną – zawtórował mu Braxton.

Zbiegając ze wzgórza Kyra wiedziała, że już za chwilę stanie z nimi twarzą w twarz. Wybiegła na drogę i ciężko oddychając, zatrzymała się tuż przed nimi, blokując im przejście. Leo usiadł obok niej. Trzej bracia stanęli jak wryci, zaskoczeni jej obecnością.

Na twarzy Aidana pojawiła się ulga.

- Zgubiłaś się? – zadrwił Braxton.

- Zagradzasz nam drogę – warknął Brandon – Wracaj do swoich strzałek i patyków.

Obaj roześmieli się szyderczo, a ona zmarszczyła tylko brwi, pokrzepiona groźnym warknięciem Leo.

- Zabieraj stąd tą bestię - Braxton starał się grać odważnego, a tak naprawdę ze strachu aż mocniej zacisnął dłoń na włóczni.

- A wy dokąd zabieracie Aidana? - zapytała śmiertelnie poważna.

Ich twarze nabierały coraz bardziej surowego wyglądu.

- Zabieramy go tam, gdzie nam się podoba – hardo odpowiedział Brandon.

- Idzie z nami na polowanie, by wreszcie stać się mężczyzną - powiedział Braxton, wyraźnie zaznaczając ostatnie słowo, jakby chciał jej dogryźć.

Ale Kyra nie pozwoliła wyprowadzić się z równowagi.

- On jest jeszcze za młody - odparła stanowczo.

Brandon skrzywił się.

- A kto tak powiedział? - zapytał.

- Ja tak mówię.

- Bo jesteś jego matką? - zakpił Braxton.

Kyra aż poczerwieniała z wściekłości. Jak nigdy dotąd chciała, by ich matka była teraz przy nich.

- Nie, ale ty też nie jesteś jego ojcem – odparła.

Zapadła martwa cisza. Aidan patrzył na nią przestraszonym wzrokiem.

- Aidan – zwróciła się do niego – Czy to jest coś, co chcesz zrobić?

Zawstydzony Aidan wbił wzrok w ziemię. Stał tam w milczeniu, unikając jej spojrzenia. Kyra wiedziała, że boi się zaprzeczyć, by nie prowokować dezaprobaty ze strony swoich starszych braci.

- No i sama widzisz - uśmiechnął się Brandon - On nie ma nic przeciwko temu.

Kyra stała tam sfrustrowana, z całych sił pragnąc by Aidan przemówił, jednocześnie nie mogąc go do tego zmusić.

- To nierozsądne z waszej strony, by zabierać go ze sobą na polowanie – powiedziała – nadchodzi burza. Szybko zapadnie zmrok. W lesie zrobi się niebezpiecznie. Jeśli chcecie nauczyć go polować, zabierzcie go innego dnia, kiedy trochę podrośnie.

Widać było, że chłopcy z każdą chwilą stają się coraz bardziej podirytowani.

- A co ty wiesz o polowaniu - zapytał Braxton – Upolowałaś coś kiedyś, poza tymi swoimi drzewami?

- Może któreś z nich cię ostatnio ugryzło?- dodał złośliwie Brandon.

Chłopcy rechotali, a Kyra w środku cała buzowała, nie wiedząc co czynić. Jeśli Aidan się nie odezwie, ona nie będzie mogła tu wiele zdziałać.

- Za bardzo się martwisz, siostrzyczko - powiedział w końcu Brandon – Aidan będzie przy nas bezpieczny. Chcemy go tylko trochę zahartować, a nie zabić. Czy naprawdę myślisz, że tylko ty się o niego troszczysz?

- Poza tym, ojciec patrzy - powiedział Braxton - Chcesz go rozczarować?

Kyra natychmiast spojrzała w dal. Na wysokiej wieży, w oknie, dostrzegła sylwetkę ojca. Było jej przykro, że nie zrobił nic, by powstrzymać swych starszych synów przed tym barbarzyństwem.

Próbowali ruszyć w dalszą drogę, lecz Kyra nie ustępowała. Wyglądali, jakby chcieli przejść po niej, ale Leo stanął między nimi i swoim warczeniem odwiódł ich od tego pomysłu.

- Aidan, jeszcze nie jest za późno – Kyra spojrzała mu prosto w oczy - Nie musisz tego robić. Chcesz wrócić ze mną do fortu?

Widziała, jak oczy zachodzą mu łzami. Zapadła długa cisza, którą przerywał jedynie szum wiatru i skrzypienie śniegu pod nogami.

Wreszcie wymamrotał.

- Chcę iść na polowanie.

Bracia natychmiast ruszyli przed siebie, spychając ją z drogi, ciągnąc za sobą Aidana. Kyra odwróciła się za nimi, patrząc w milczeniu jak odchodzą.

Z bólem serca odwróciła twarz w stronę fortu, ale jej ojca nie było już na wieży.

Kyra patrzyła, jak jej trzech braci oddala się w kierunku nadchodzącej burzy i znika w ciemnościach Cierniowego Lasu. Poczuła ucisk w żołądku. Myślała, żeby wyrwać Aidana z ich łap i odprowadzić go do domu, ale nie chciała narobić mu wstydu.

Wiedziała, że powinna pozwolić im odejść, jednak coś nie pozwalało jej tego zrobić. Wyczuwała niebezpieczeństwo, zwłaszcza w przededniu Zimowego Księżyca. Nie ufała swoim starszym braciom; wiedziała, że nie chcą skrzywdzić Aidana, ale byli zbyt lekkomyślni, zbyt dla niego surowi. Najgorsze jest to, że byli zbyt pewni swoich umiejętności. A to stanowiło bardzo niebezpieczne połączenie.

Kyra nie wytrzymała dłużej. Jeżeli ojciec nie zareagował, to ona musi to zrobić. Była na tyle dorosła, żeby nie musieć pytać nikogo o zdanie.

Kyra ruszyła za nimi w pogoń, z Leo u swego boku, prosto w mrok Cierniowego Lasu.

 

ROZDZIAŁ DRUGI

 

Kyra zagłębiła się w mroczną gęstwinę Cierniowego Lasu. Śnieg i lód skrzypiały jej pod nogami, gdy razem z Leo powoli przedzierała się na oślep przez niekończącą się plątaninę ciernistych gałęzi. Rosły tu pradawne, czarne drzewa, których poskręcane konary przypominały kształtem ciernie i grube, czarne liście. Czuła, że to miejsce jest przeklęte; stąd nigdy nie wyszło nic dobrego. Myśliwi jej ojca wracali z polowań ranni, a wiele razy zdarzyło się, że trolle, które przedarły się przez Płomienie, znajdowały tu schronienie i traktowały to miejsce, jak przyczółek do ataku na okolicznych wieśniaków.

Wchodząc do lasu, Kyra natychmiast poczuła przeszywający ją chłód. Było tu ciemno i zimno, powietrze było wilgotne, a duszący zapach ciernistych drzew i gnijącej ziemi wisiał w powietrzu. Masywne drzewa zasłaniały resztki światła dziennego. Kyra był wściekła na swoich starszych braci. Zapuszczać się tu o zmroku, zwłaszcza bez asysty kilku wojowników, było niezwykle ryzykowne. Najmniejszy szmer mógł oznaczać zbliżające się niebezpieczeństwo. W oddali usłyszała skowyt zwierzęcia i na chwilę zamarła ze strachu. Rozejrzała się w poszukiwaniu źródła dźwięku, ale las był zbyt gęsty, by mogła w nim cokolwiek dojrzeć.

Leo za to warknął złowieszczo i instynktownie ruszył w zarośla.

- Leo! - zawołała.

Ale jego już nie było.

Westchnęła rozdrażniona; zawsze tak robił, gdy tylko jakiś zwierz przebiegał im drogę. Nie zmartwiło jej to zbytnio, wiedziała, że w końcu wróci.

Starając się podążać za ledwo słyszalnym śmiechem swoich braci, Kyra wchodziła w coraz mroczniejsze gęstwiny lasu. Ostrożnie przedzierała się między ostrymi konarami, aż w końcu dostrzegła przed sobą ich rosłe sylwetki.

Chcąc pozostać niezauważoną, cofnęła się w mrok, ukrywając się w cieniu ogromnego drzewa. Wiedziała, że ​​jeśli Aidan ją zobaczy, spali się ze wstydu i odeśle do domu. Postanowiła obserwować całą trójkę z oddali i czuwać tylko nad ich bezpieczeństwem. Chciała by Aidan zachował twarz i poczuł się jak prawdziwy mężczyzna.

Dźwięk trzaskających pod jej stopami gałęzi pozostawał niezauważony przez jej coraz bardziej pijanych braci. Dodatkowo tłumił go ich gromki śmiech. Po Aidanie wyraźnie było widać, że jest spięty, jakby zaraz miał się rozpłakać. Włócznię ściskał mocno w swoich drobnych dłoniach, jakby chciał udowodnić przed samym sobą, że jest mężczyznę. Tak naprawdę niemalże uginał się pod jej ciężarem.

- Chodźże tu! - krzyknął Braxton do człapiącego kilka metrów za starszymi braćmi Aidana.

- Czego ty się tak boisz? – zapytał Brandon.

- Wcale się nie boję! – stanowczo zaprzeczył Aidan.

- Cicho! - Brandon zatrzymał się nagle, wyciągając otwartą dłoń w kierunku Aidana. Jego twarz wyraźnie spoważniała. Braxton stanął koło nich, cały w gotowości.

Kyra schroniła się za drzewem, przyglądając się braciom. Stanęli na skraju polany, patrząc prosto przed siebie, jak gdyby coś tam dostrzegli.

Bezszelestnie podkradła się bliżej, by sprawdzić, co przykuło ich uwagę. Wtedy dostrzegła go, samotnie stojącego na polanie, wyjadającego z ziemi żołędzie, dostojnego dzika. Ogarnęło ją przerażenie. To nie był zwykły dzik; to było prawdziwy potwór, czarnorogi dzik, największy, jakiego kiedykolwiek widziała, z długimi, białymi zawiniętymi kłami i trzema ostrymi, czarnymi rogami - jednym wystającym z ryja i dwoma ze łba. To było wyjątkowo rzadkie stworzenie, wielkie prawie jak niedźwiedź, słynące ze swojej zaciekłości i wyjątkowej szybkości. Wszyscy myśliwi w okolicy bali się tego potwora i żaden z nich nie chciał go nigdy spotkać na swojej drodze.

Szykowały się poważne kłopoty.

Dreszcz przerażenia przeszedł jej po plecach. Bardzo chciała by Leo tu był. Z drugiej strony wiedziała, że konfrontacja tych dwojga mogłaby nie skończyć się pomyślnie dla jej przyjaciela, dlatego też poczuła swoistą ulgę, że go tu nie ma. Kyra zrobiła krok do przodu i powoli zaczęła zdejmować łuk z ramienia, jednocześnie sięgając po strzałę. Wiedziała, że odległość dzieląca ją od dzika była zbyt duża. Na drodze stało zbyt wiele drzew, by można było oddać czysty strzał, a przy zwierzęciu tych rozmiarów, trafienie musiało być w stu procentach celne. Jednocześnie miała poważne wątpliwości co do tego, czy jedna strzała może powalić takiego potwora.

Kyra spostrzegła, jak na twarzach braci rysuje się przerażenie. Już w chwile potem, wino płynące we krwi Brandona i Braxtona pozwoliło chłopcom ukryć strach pod płaszczykiem gotowości do boju. Niemal jednocześnie unieśli swoje włócznie i zrobił kilka kroków do przodu. Braxton złapał zdębiałego Aidana za ramię i pociągną go za sobą.

- To twoja szansa by stać się mężczyzną - oświadczył Braxton - Zabij tego dzika, a wieść o twoim bohaterstwie nieść się będzie echem po całym Królestwie.

- Przynieś jego głowę, a sława twoja nigdy nie przeminie - dodał Brandon.

- Ale ja się boję – jęknął Aidan.

Brandon i Braxton parsknęli śmiechem.

- Boisz się? - zakpił Brandon – Co powiedziałby ojciec, gdyby cię teraz usłyszał?

Zaalarmowany głosami dzik uniósł głowę, odsłaniając świecące, żółte ślepia i spojrzał gniewnie wprost na nich. Otworzył gębę, odsłaniając ostre kły. Z jego pyska kapała ślina a z trzewi wydobywał się wściekły ryk. Kyra, nawet bezpieczna w swoim ukryciu, poczuła ukłucie strachu. Mogła sobie tylko wyobrazić, co przeżywał w tej chwili Aidan.

Kyra nie mogła już dłużej na to patrzyć. Rzuciła się swojemu młodszemu bratu na ratunek. Kiedy była zaledwie kilka metrów od nich, zawołała:

- Zostawcie go w spokoju!

Jej stanowczy głos przeciął ciszę, a jej bracia oniemieli z zaskoczenia.

- Już wystarczy tych żartów – dodała – Czas z tym skończyć.

Aidanowi spadł kamień z serca, podczas gdy Brandon i Braxton aż poczerwienieli ze złości.

- Czy ktoś cię pytał o zdanie? - Brandon był wyraźnie zniecierpliwiony – Przestań wreszcie wtrącać się w męskie sprawy.

Rozjuszony dzik ruszył w ich stronę. Kyra, jednocześnie przerażona i wściekła, stanęła między braćmi a Aidanem.

- Jeśli jesteście na tyle głupi, by drażnić tą bestię, to droga wolna – powiedziała - Ale Aidana zabieram ze sobą.

Brandon zmarszczył brwi.

- Aidanowi tu dobrze – odparł Brandon – To jest chwila, w której nauczy się walczyć. Prawda Aidan?

Sparaliżowany strachem Aidan stał w miejscu bez słowa.

Kyra miała już złapać chłopaka za rękę by wyprowadzić go z lasu, gdy kątem oka dostrzegła ruch na skraju polany. To dzik skradał się powoli w ich kierunku.

- Nie zaatakuje nas, jeśli będziemy spokojni - Kyra ściszyła głos – Odpuście sobie tym razem.

Bracia zignorowali jednak jej prośby i skierowali swoje włócznie w stronę bestii. Ruszyli naprzód, za wszelką cenę chcąc udowodnić swoją odwagę.

- Ja celuję w głowę - oświadczył Brandon.

- A ja w gardło - zawtórował Braxton.

Dzik ryknął jeszcze głośniej i zrobił kolejny krok w ich stronę.

- Wracajcie tu! - krzyknęła Kyra, zdesperowana.

Ale Brandon i Braxton byli głusi na jej wołania. Unieśli swoje włócznie i w jednym momencie rzucili je w zwierza.

Kyra obserwowała w napięciu, jak obie włócznie przecinają powietrze z cichym świstem. Ku swemu przerażeniu dostrzegła, że włócznia Brandona raniła bestię tylko niegroźne, doprowadzając ją tym samym do niebywałej wściekłości, podczas gdy włócznia Braxtona poszybowała daleko, lądując w trawie kilka metrów za zwierzem.

W tym momencie Brandon i Braxton zbledli z przerażenia. Stali tam bez ruchu z szeroko otwartymi ustami. Teraz już nawet alkohol we krwi nie był w stanie dodać im animuszu. 

Rozjuszony dzik pochylił głowę, eksponując swoje imponujące rogi. Warknął przeraźliwie i ruszył do ataku.

Kyra patrzyła z przerażeniem, jak szarżuje na jej braci. To była najszybsza istota tych rozmiarów, jaką kiedykolwiek widziała. Ta potężna bestia poruszała się w trawie lekko niczym jeleń. 

Brandon i Braxton rzucili się do ucieczki w przeciwnych kierunkach, pozostawiając struchlałego ze strachu Aidana na pastwę rozjuszonego zwierza. Sparaliżowany strachem, wypuścił włócznię z dłoni. To jednak było bez znaczenia; Aidan i tak nie mógłby nic zrobić, nawet gdyby próbował. Dzik, czując łatwą zdobycz, ruszył prosto na chłopaka.

Z duszą na ramieniu, Kyra ruszyła do akcji. Wiedziała, że ma tylko jedną szansę, by ocalić brata. Trzymając łuk przed sobą, mknęła między drzewami, starając się uzyskać czysty strzał. Była przerażona. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na najmniejszy nawet błąd. Strzał musiał być perfekcyjny.

- AIDAN, NA ZIEMIĘ! - krzyknęła.

Chłopak jednak nie był w stanie się ruszyć. Stał tam jak kołek, skutecznie blokując jej strzał. Kyra wiedziała, że jeśli brat nie wykona polecenia, ona nie będzie w stanie nic zrobić. Nadzieja na ocalenie brata zaczęła w niej umierać.

- AIDAN! - krzyknęła raz jeszcze, zdesperowana.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin