Donimirski Andrzej - PRZYBYSZE Z KOSMOSU - RZECZYWISTOŚĆ CZY FANTAZJA - O NIEKTÓRYCH HIPOTEZACH POCHODZENIA NASZEJ CYWILIZACJI.rtf

(896 KB) Pobierz

Donimirski Andrzej

PRZYBYSZE Z KOSMOSU

RZECZYWISTOŚĆ CZY FANTAZJA

O NIEKTÓRYCH HIPOTEZACH POCHODZENIA NASZEJ CYWILIZACJI

 

 

Wstęp

Jeżeli wiesz wszystko, to znaczy, że zostałeś źle poinformowany.

(Przysłowie chińskie)

              Co w rzeczywistości było przyczyną procesu uczłowie­czenia?

              Dlaczego spośród wielu gatunków istot człowiekowa- tych, hominidów, tylko jeden — Homo sapiens — stał się istotą inteligentną?

              Co sprawiło, że — niejako nagle — rozwinęły się wy­sokie kultury świata starożytnego, które znamionowa­ła nadzwyczajna wiedza astronomiczna, wysoko rozwinięta sztuka budownictwa, istnienie pisma, liczb i systemów liczenia?

              Czyżby w przeszłości odwiedzili Ziemię nieznani przybysze z Kosmosu, wywierając ogromny wpływ na cały późniejszy rozwój ludzkości?

Sprawy pochodzenia człowieka oraz początków cywi­lizacji i kultury stały się ostatnio przedmiotem licznych, bardziej lub mniej prawdopodobnych hipotez. Zabierają głos badacze różnych specjalności i publicyści, filozofo­wie i literaci uprawiający gatunek science fiction. Wiele publikacji opićra się na materiałach dostarczonych przez takie dziedziny nauki jak astronomia, geologia, paleon­tologia, archeologia, inne natomiast stanowią właściwie

tyiKO rezuiiat speKuxacji mysiowycu. wszysiKicn lycn autorów łączy wszakże jedno: pasjonują się poszukiwa­niem śladów, które by mogły w przekonujący sposób udowodnić, że w przeszłości odwiedzili naszą Ziemię nieznani przybysze z Kosmosu i że ta „wizyta” wywarła ogromny wpływ na cały późniejszy rozwój ludzkości. Czy jednak owe poszukiwania i cała tocząca się wokół nich dyskusja mają w ogóle jakikolwiek sens? Czy aby nie są czczą tylko fantazją, poszukiwaniem tematów do dodatków niedzielnych gazet lub czymś podobnym? Odwołajmy się w tej sprawie do nauki.

Astronomowie i astrofizycy amerykańscy, zebrani na sympozjum w Green Bank w roku 1962, doszli do wniosku, że tylko w naszej Galaktyce znajduje się przypuszczalnie ponad 50 milionów wysoko cywili­zowanych światów. Około półtora roku później przypu­szczenie to zostało potwierdzone przez astronomów radzieckich na sympozjum w Erewaniu.* A na między­narodowej konferencji na temat łączności z pozaziemską inteligencją (CETI — Communication with Extrater- restrial Intelligence), która odbyła się we wrześniu 1971 roku w Obserwatorium Astrofizycznym Armeń­skiej Akademii Nauk w Biurakanie, uznano; że: „Wielkie odkrycia dokonane w ciągu ostatnich lat w dziedzinach astronomii, biologii, maszyn matematycznych i radiofi- zyki spowodowały, iż pewne problemy pozaziemskich cywilizacji i ich wykrywanie przestały być czystą

nwogn Obserwato-

* „Nowsze oceny (S. von Hoernej 'Ntnego^wGrB ■ istroi^utyj y.-4kze| i

Łiędzy-

•dzie

spekulacją, a stały się podstawą do wykonywania poważnych doświadczeń i obserwacji” (cyt. za O. Woł- czkiem, z posłowia do Wspomnień z przyszłości von Dä- nikena, Warszawa 1974).

W celu skoordynowania programów badawczych CETI w poszczególnych krajach, utworzono międzyna­rodową grupę roboczą, w której skład weszli tak znako­mici uczeni, jak: N. S. Kardaszew, J. S. Szkłowski, G. M. Towmasjan i W. S. Troicki — ze Związku Radziec­kiego, F. Drake, P. Morrison, B. Oliver i C. Sagan — ze Stanów Zjednoczonych oraz R. Peśek z Czechosłowacji. Program CETI stał się również przedmiotem zaintereso­wania Międzynarodowej Akademii Astronautycznej, która powołała do tych spraw specjalny komitet, m.in. z udziałem polskiego uczonego, profesora Mieczysława Subotowicza.

Zajęcie się przez tak poważne gremium problemem CETI nie jest wcale tak bardzo zaskakujące. Weźmy bo­wiem pod uwagę choćby tylko następujący rachunek (według F. Boschkego):

© Nasza Galaktyka, którą nazywamy czasami Drogą Mleczną, zawiera (ostrożnie szacując) ponad 100 mi­liardów gwiazd, czyli słońc, przeciętnie podobnych do naszego. Można przyjąć, że w całym Wszechświecie znajduje się ponad 100 miliardów galaktyk, podob­nych do naszej. Jeżeli zgodzimy się na te wielkości, oznacza to, iż we Wszechświecie istnieje — niewyobra­żalna wprost — liczba 1021 gwiazd-słońc.

              Jednakże niektóre inne galaktyki nie są tak duże jak nasza. Pomniejszmy więc podaną wyżej liczbę gwiazd o współczynnik 100.

              Z pozostałych 1019 słońc niechby też tylko co setne miało system planetarny. Będzie wtedy we Wszech-

k świecie jeszcze 1017 systemów planetarnych.

Jeżeli teraz przyznamy co setnemu z tych systemów

ściwościami odpowiadałaby naszej Ziemi, to wtedy we Wszechświecie znajdować się powinno 1015 „Ziem”. 5 Duża liczba tych planet będzie jednakże jeszcze bar­dzo młoda, za młoda, ażeby mogło rozwinąć się na nich życie. Przyjmijmy także dalej, że ta lub inna z tych planet podlega takim czy innym (fizycznym lub chemicznym) wpływom, które nie dopuszczają do powstania życia.

5 Wiele spośród tych planet musi też przechodzić bar­dzo długi okres „przygotowawczy” do czasu aż poja­wią się na nich wysoko zorganizowane żywe istoty. Nasza Ziemia przygotowywała się przecież do tego momentu ponad dwa miliardy lat.

              Wszystkie te obliczenia, mimo że wykonywane — jak widać — po przyjęciu najgorszych możliwie warun­ków rozwoju, prowadzą jednak do ostatecznego wnio­sku, że we Wszechświecie powinny istnieć miliony planet, które znajdują się w sytuacji bardzo zbliżonej do aktualnego stanu naszej Ziemi. A więc może is­tnieć tam życie podobne do tego, które znamy, mogą tam istnieć inteligentne istoty.

Tyle nauka. Jak widać, prawdopodobieństwo — mate­matyczne — istnienia życia rozumnego we Wszechświe­cie jest stosunkowo duże. A przecież jeszcze bardzo nie­dawno myśl o istnieniu w przestrzeni kosmicznej niezna­nych rozumnych istot wydawała się całkowicie niedorzeczna. Dziś nikt już nie zaryzykuje twierdzenia, że życie rozumne występuje tylko na Ziemi.

Od tych rozważań już tylko jeden krok do przypusz­czenia, że obce istoty rozumne osiągnęły przed tysiąca­mi lat tak wysoki poziom technologii, iż mogły rozpocząć podróże międzygwiezdne oraz wylądować na Ziemi. Podczas jednego z corocznych spotkań Amery­kańskiego Towarzystwa Rakietowego (w roku 1966)

wybitny astrofizyk Carl Sagan sugerował, że nasz zakątek Wszechświata mógł być przez minione setki tysięcy (lub miliony) lat wielokrotnie już penetrowany. Co najmniej jedne z takich „odwiedzin” mogły przy­paść na czasy bliskie historycznym. Niemniej żadnej pewności nie ma...

Radziecki fizyk i matematyk Mates Agrest przedsta­wił hipotezę, według której wiele wydarzeń opisanych w Biblii i różnych innych „świętych księgach” może być opisem pobytu na Ziemi w dalekiej przeszłości przed­stawicieli innych, znacznie wyżej rozwiniętych cywili­zacji, którzy naszym praprzodkom wydawać się musieli „bogami”, „aniołami”, „synami światłości” itd. Od daw­na już bowiem zwracano uwagę na zdumiewające podo­bieństwo licznych mitów i legend, występujących w róż­nych, odległych nieraz częściach świata, wątków religij­nych czy też pewnych zwyczajów, wywodzących się pra­wdopodobnie z zamierzchłej przeszłości. Oczywiście is­tnieją także inne wyjaśnienia tych zjawisk. Zdaniem na przykład zwolenników teorii dyfuzjonizmu istniała zawsze swego rodzaju łączność pomiędzy bardzo nawet odległymi kręgami kulturowymi, ich wpływy przenika­ły się wzajemnie, a elementy nakładały.

Niezależnie jednak od tego — twierdzą zwolennicy „wizyty” — czy różne wysokie kultury w dziejach lu­dzkości rozwijały się całkiem odrębnie, czy też w wa­runkach wzajemnej wymiany, decydujący „skok cywili­zacyjny” w zaraniu ludzkości trudno wytłumaczyć jako zjawisko „naturalne”. Zakładają więc, że wpływ wy­warły tu jakieś inne, wyżej rozwinięte cywilizacje.

Czy więc „bogowie” z innych światów przybyli kie­dyś, by ingerować w rozwój ludzkości? Czy obcy astro­nauci wylądowali na naszej planecie, aby dokonać tu swego rodzaju genetycznych zabiegów? Czy pozostawili jakiekolwiek ślady swej bytności?

hipotez i teorii, dotyczących problemu pochodzenia czło­wieka, a w szczególności początków naszej cywilizacji i kultury. Jeszcze bowiem dziś — mimo ogromnego ro­zwoju archeologii, historii i innych nauk — znajdziemy na naszej planecie wiele budowli czy resztek urządzeń, których pierwotnego przeznacznia nie udało się dotąd zidentyfikować. Wydaje się także prawie pewne, że sta­re kultury dysponowały stosunkowo bardzo zaawanso­wanymi informacjami naukowymi, które z biegiem czasu uległy zapomnieniu lub zaginęły. Myśl więc, że człowiek rozwijał się bardzo powoli i zdobywał swą wiedzę krok za krokiem, nie da się — zdaniem zwolen­ników tych hipotez — pogodzić ze znaleziskami oraz przekazami starożytnych kultur, gdyż „wyłaniały się one nagle, niejako gotowe, wysoko rozwinięte wśród prymitywnych ludów niby samotne monolity w pustyn­nym stepie”.

Stąd właśnie przeróżne teorie i przypuszczenia. Można by je sprowadzić do następujących:

              Przed tysiącami lat odwiedziły naszą Ziemię rozumne istoty z Wszechświata.

              Istoty te posiadały bardzo wysoko, w stosunku do na­szej, rozwiniętą inteligencję i wiedzę techniczną. Pry­mitywni ludzie, z którymi próbowano nawiązać kon­takt, widzieli więc w nich bogów. Dało to później pod­stawę do wielu mitów i systemów religijnych, które na całej Ziemi wykazują zdumiewające podobieństwo.

              Zanim astronauci opuścili naszą planetę, przekazali ówczesnym ludziom niektóre najistotniejsze elementy wiedzy zarówno z dziedziny techniki, jak i nauki

o              społeczeństwie, moralności itp. W ten sposób chcie­li oni, z sobie tylko wiadomych powodów przyspieszyć rozwój cywilizacji na Ziemi.

              Przewidując przyszłe etapy tego rozwoju, pozostawili,

przypuszczalnie, w pewnycn miejscacn gioDU „pise­mne” informacje w nadziei, że ludzkość odkryje je pewnego dnia, jak również znajdzie klucz do ich od­czytania.

Niektóre z zarysowanych tu hipotez o pochodzeniu człowieka i jego cywilizacji są rzeczywiście bardzo kon­trowersyjne i mogą wzbudzić niejeden gorący sprzeciw. Inne mogą Czytelników po prostu rozczarować. Dlatego odsyłam Ich do szerszych studiów nad tym zagadnie­niem w zakresie paleontologii, archeologii, historii, as­tronomii, astronautyki i innych nauk. Poszukiwanie bowiem rozwiązań zagadek leżących u podstaw naszego pochodzenia jest chyba jednym z najbardziej pasjonu­jących zajęć współczesnego człowieka. A jeżeli nawet mielibyśmy dojść do przekonania, że rozwiązań tych nie znajdziemy, to mimo wszystko nie należy zaniechać poszukiwań. „Człowiek bowiem — mawiają radzieccy kosmonauci — powinien umieć śnić”.

Autor składa w tym miejscu serdeczne podziękowanie tym wszystkim, którzy mu pomagali w zbieraniu mate­riałów do książki, a w szczególności: Janowi Boruchowi z Krakowa, Stanisławowi Brodnickiemu z Belgii, Katarzynie Donimirskiej-Mossakowskiej z Anglii, Arnol­dowi Mostowiczowi z Warszawy oraz Marcie Swider­skiej z Oświęcimia. Szczególnie dziękuję doc. dr. L. Zajdlerowi z Warszawy oraz Andrzejowi Trepce z Wisły za wnikliwe i przychylne recenzje, które stały się dla mnie zachętą do kontynuowania pracy nad drugim wydaniem Przybyszy z Kosmosu.

Nie rozstrzygnięta sprawa rodowodu Homo sapiens

Podobnie jak człowiek nie ma żadnych wspomnień związa­nych z momentem swego urodzenia, tak i cala ludzkość nie pamięta o pierwszych chwilach swego istnienia.

(Oscar K. Maerth)

Mimo olbrzymiego postępu współczesnej wiedzy, geneza gatunku ludzkiego nie jest jeszcze do dziś całkowicie wyjaśniona. Nie mamy bowiem wystarczająco pewnych dowodów naszego pochodzenia. Nie wiemy, co myśleć

0              wydarzeniach, jakie rozegrały się kiedyś, w bardzo za­mierzchłej przeszłości. Jakkolwiek bowiem nie ulega wątpliwości, że nasz praprzodek odłączył się ongiś od człekokształtnej małpy, następnie obrabiał krzemień, a później mozolnie wspinał się po drabinie wiedzy

1              umiejętności, to jednakże nie mamy pewności, kiedy to się stało i dlaczego tak się stało.

„W dalszym ciągu dyskusyjne jest zagadnienie, gdzie z geochronologicznego punktu widzenia leży początek rozwoju Hominidae — pisze znany uczony H. Kahlke, w książce Wykopaliska z czterech kontynentów (War­szawa 1972) — tzn. kiedy pojawiła się gałąź na drzewie rodowym Naczelnych, która jako jedyna doszła do gra­nicy «zwierzę — człowiek» i w końcu ją przekroczyła. Wielkie bogactwo form w obrębie rodziny Hominidae w plejstocenie dolnym oraz we wczesnej fazie plejsto­

cenu srocutowego, jaK również znaczne, jaK na owe czasy, rozsiedlenie geograficzne, można przy dzisiejszym stanie wiedzy wytłumaczyć jedynie tym, że rozwój ten przebiegał w długich odcinkach czasu. [...] Formą wyj­ściową w ewolucji człowieka byłaby więc małpa człekokształtna, w proporcjach kończyn podobna do dzisiejszych małp zwierzokształtnych, u których kończyny przednie i tylne są równej długości. [...] Na progu przekształcenia się form zwierzęcych w lu­dzkie natrafiamy z kolei na następujące pytanie: jak możemy stwierdzić, czy w konkretnym wypadku mamy do czynienia z praludzką populacją wielkich Naczelnych, tzn. ze stadem zwierząt, czy też ze szczątkami populacji ludzkiej, czyli grupami praludzi we właściwym tego słowa znaczeniu? Z takiego pytania wynika bezpośrednio następne: kto jest ludzkim przedstawicielem Hominidae, jaką formę określamy mianem człowieka?”

Sięgając w przeszłość w poszukiwaniu przyczyn powstania naszego gatunku, nie wiemy z całą pewnością, jakie procesy biofizyczne spowodowały oddzielenie się praczłowieka od istot przedludzkich i dlaczego nie po­działały one na wszystkie ich gatunki (które przecież żyły w tych samych czasach, warunkach i obszarach), tylko na ten jeden gatunek „wybrany”, by z niego kiedyś powstał człowiek.

Obserwowane wśród świata zwierzęcego prawa ewo­lucji nie wyjaśniają nam tego. U małp człekokształtnych w ramach naturalnej ewolucji w ciągu ostatnich milio­nów lat nie zaznaczył się żaden zasadniczy postęp. Wiemy, że obecnie posiadają one — przypuszczalnie — tę samą pojemność mózgoczaszki (około 400—500 cm8)

i              nie ma wśród nich gatunku o specjalnych uzdolnie­niach, bardziej zbliżonych do ludzkich. Poziom ich inte­ligencji jest właśnie taki, jaki wystarcza im do dalszego, niezmiennego w określonych gatunkach życia. Pozo-

tibUiy Ullt: W -6ct&etuzixc: na. tyjui ocmijmi oz,v£.c»~u.»x x\m.vvuju,

na którym znajdowały się przed milionem lat. Zdarzył się tylko jeden wyjątek: pewien gatunek (którego właściwie dotąd dokładnie nie zidentyfikowano) wszedł nagle na drogę „błyskawicznego” rozwoju. Należy rozumieć: błyskawicznego rozwoju mózgu. A co za tym idzie — inteligencji. Tej właśnie inteligencji, która stworzyła całą naszą cywilizację i kulturę, myśl filozo­ficzną i dążenie do podboju Kosmosu.

Człowiek szuka stale nowych rozwiązań, dąży w przy­szłość, lecz równocześnie wiele wysiłku poświęca próbom odtworzenia wydarzeń, jakie rozegrały się kiedyś, w zamierzchłej przeszłości. Buduje drogę do gwiazd i bada swoje pochodzenie. W tym zaś wszystkim po prostu szuka samego siebie...

Współczesna nauka tłumaczy nam, w największym skrócie, pochodzenie człowieka w sposób następujący:

Nasi praprzodkowie stanowili pewien gatunek małp człekokształtnych, który żył w okresie późnego trzecio­rzędu w tropikach Starego Świata, a więc warunkach zbliżonych do tych, w jakich dziś jeszcze żyją właściwe małpy człekokształtne (antropoidy, Pongidae). Zdaniem niektórych uczonych najstarszą znaną formą, która dała początek linii ewolucyjnej istot człowiekowatych, były driopiteki (Dryopithecidae) — rodzina małp kopalnych z miocenu i wczesnego pliocenu, a zwłaszcza ich rodzaj zwany prokonsulem. Szczątki prokonsula, liczące ponad 25 milionów lat, znaleziono w Kenii, w rejonie Jeziora Wiktorii. Są to jednak hipotezy, gdyż materiał kopalny jest niezwykle skromny i dlatego mało miarodajny. Równie hipotetyczny jest materiał z wczesnego pliocenu (sprzed około 14—12 milionów lat). W tym samym rejo­nie Jeziora Wiktorii i w Pakistanie znaleziono szczątki małpy Ramapithecus, która być może była prymity­wnym przedstawicielem rodziny człowiekowatych. Dla

dalszego okresu z górą 8 milionów lat (środkowy i późny pliocen, sprzed około 12—3,5 min lat) brak jakichkolwiek materiałów. Przypuszcza się, że w tej właśnie epoce, na skutek zmian klimatycznych i zaniku wielu lasów (procesy stepowienia), nastąpił decydujący etap procesu uczłowieczenia. Gatunek małp, który dał początek człowiekowatym (Hominidae), rozpoczął całkowicie na­ziemny tryb życia, przyjął postawę pionową i zaczął się poruszać na tylnych kończynach. Wyprostowana postawa uwolniła ręce, co z kolei dało możność pracy, wytwarzania narzędzi, broni itd. I tak oto nasi praprzod­kowie stopniowo się przekształcali, a na skutek konie­czności porozumiewania się w gromadzie wykształcała się mowa i myśl...

Najstarsze narzędzia kamienne, prymitywne pięściaki

i              tłuki, znaleziono przy szczątkach kostnych australopi- teków (schyłek pliocenu i wczesny plejstocen, sprzed około 3,5 min—800 tys. lat). Australopiteki zaczęły rów­nież uprawiać myślistwo. Brak natomiast jakichkolwiek śladów używania ognia.

Następna faza ewolucji rodziny człowiekowatych przypada na środkowy plejstocen (sprzed około 800 tvs.# do ok. 250 tys. lat). Była to epoka ludzi kopalnych gatunku Homo erectus. Pojemność mózgoczaszki tego naszego praprzodka wynosiła już 800—1100 cm3. Zacho­wały się ślady ognisk, rozwiniętego życia łowieckiego, liczne prymitywne narzędzia. Homo erectus ustąpił około 250 tys. lat temu miejsca neandertalczykowi, a ten około 40 tys. lat temu człowiekowi rozumnemu

              Homo sapiens.*

do 40 tysięcy lat temu, Europę, Azję i Północną Afrykę zamieszkiwali bardzo jeszcze prymitywni ludzie nean- dertalscy, zwani tak ód nazwy doliny w Niemczech Zachodnich, gdzie odkryto ich pierwsze kopalne szcząt­ki. Neandertalczyk nie był jednak — zdaniem większości badaczy — bezpośrednim przodkiem dzisiejszego czło­wieka. Był dość niski, jego średni wzrost wynosił około 1,60 m, ciało miał przysadziste, twarz i czaszkę stosun­kowo dużą, łuki brwiowe wydatne. Człowiek ten wyko...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin