Mgnienia czasu - z mego życia.pdf

(1280 KB) Pobierz
Piotr Orawski
Mgnienia czasu - z mego
życia, płyt i książek
1|
Strona
Pamiętaj,
że
człowiek się zmienia, jednak jego przeszłość nigdy.
Becca Fitzpatrick
2|
Strona
Bach i Beethoven – wspomnienia najdalsze
Chyba każdy kolekcjoner płyt, dawniej analogowych czarnych krążków
winylowych, dziś srebrnych przeważnie, przynajmniej z jednej strony
płyt kompaktowych, pamięta najstarsze egzemplarze swojej kolekcji, a
także ten moment, tę
życiową
okoliczność czy zdarzenie, od którego
pasja gromadzenia coraz większej liczby muzycznych nagrań się
zaczęła.
W
moim
przypadku
początek
płytowej
kolekcji
był
jednocześnie początkiem jakiekolwiek kontaktu z tą dziedziną sztuki,
która później bez reszty wypełniła mi serce, a później stała się
zawodem. Miałem dziesięć lat, gdy za swoje pierwsze w
życiu
samodzielnie zarobione pieniądze postanowiłem kupić sobie coś
wartościowego. Nie wiem, dlaczego mój wybór padł na muzykę
poważną. Nigdy wcześniej jej nie słuchałem, nie byłem też dzieckiem
muzyków czy ludzi w jakikolwiek sposób ze sztuką dźwięku
związanych. Potem, już jako uczeń szkoły muzycznej I stopnia, trochę
zazdrościłem tym swoim koleżankom i kolego, którzy mieli rodziców –
muzyków. Może byłoby wtedy łatwiej motywować młodego człowieka
do
żmudnych
przecież dla niego
ćwiczeń,
kiedy przysłowiowe
„podwórko” kusiło zabawą. Mniejsza o to. Ważne,
że
w wieku
dziesięciu lat stałem się dumnym posiadaczem dwóch pierwszych płyt
swojej późniejszej kolekcji: II Suity orkiestrowej Bacha, nagranej na
jednym krążku wraz z jego I Koncertem klawesynowym oraz VIII
Symfonii F-dur Ludwiga van Beethovena. Dlaczego wybrałem te
właśnie płyty – pojęcia dziś nie mam. Zdecydował zapewne przypadek.
Na płycie Polskich nagrań z muzyką Bacha był chyba obraz kościoła
św.
Tomasza, ale głowy za to nie dam, a sama płyta dawno się już
3|
Strona
gdzieś zapodziała. Może to zatem wizerunek miejsca pracy wielkiego
kantora podziałał na moją chłopięcą wyobraźnię? Z Beethovenem było
inaczej. Pamiętam jak przez mgłę,
że
mogłem kupić tylko dwie
symfonie Beethovena, bo tylko takie były wtedy w sklepie: VI i VIII –
obie w tonacji F-dur. W komentarzach do płyty przeczytałem,
że
Beethoven
o
Symfonii
Pastoralnej
mówił:
Wielka
F-dur,
w
przeciwieństwie do VIII Symfonii, nazywanej przez niego Małą F-dur.
Jako dziesięciolatek, który nie znał ani jednej nuty przez Beethovena
napisanej, choć jego nazwisko obiło mi się już o uszy, stwierdziłem,
że
nie ma sensu zaczynać od
Wielkiej,
że
lepiej zacząć od
Małej,
choć
przecież kupowałem kota w worku i pojęcia nie miałem, jakie dźwięki
odezwą się z głośnika gramofonu Bambino 2, którego największa
popularność przypadła na początku lat siedemdziesiątych minionego
wieku. Dziś, przywołując wspomnienia najdalsze, myślę
że
nieźle
trafiłem z tym Bachem i Beethovenem. Napisana w Lipsku, w latach
1738-39, II Suita –h-moll z solowym fletem to arcydzieło francuskiego
stylu Jana Sebastiana, arcydzieło lekkości, finezji, smaku, ornamentu,
kobiecego wdzięku. I Koncert klawesynowy d-moll z kolei to twardy
świat
męskiej siły, ale swoistej determinacji, to
świat żelaznej
konsekwencji w budowaniu ritornellowej formy, to brzmienia jak
najbardziej poważne, a nawet mroczne, to prawdziwie północna
barokowa polifonia. A na drugim biegunie tej opozycji znalazł się
Beethoven osobliwy, może najmniej beethovenowski spośród jego
dziewięciu symfonii, ale z drugiej strony beethovenowski a rebours, bo
mądrym humorem naznaczony. Wiedział o tym wieloletni przyjaciel
kompozytora, Anton Schindler, gdy w kontekście VIII Symfonii mówił o
żartobliwej
powadze i poważnym
żarcie.
Po latach Paul Bekker wyraził
4|
Strona
to jeszcze ładniej:
uśmiechnięta filozofia.
Gdybym wtedy
źle
trafił, być
może nigdy nie mówiłbym do Państwa z radia, bo wtedy właśnie
śmiertelnie
zachorowałem na muzykę. Pisząc o wspomnieniach
najdalszych, nie chcę pisać o sobie, bo to rzecz zawsze niezbyt
zręczna, chcę natomiast przywołać postać w moim przekonaniu
niezwykłą
kompozytora,
muzykologa,
dyrygenta,
radiowca
i
publicysty, który nigdy w Polsce szerzej znany nie był, a który na
pamięć z pewnością zasługuje. Był nim William Malloch, nieżyjący już
kalifornijski
muzyk,
który
dokonał
być
może
najbardziej
spektakularnego w swojej nowoczesności nagrania bachowskich suit
orkiestrowych w tym czasie, w którym w Europie toczyły się polemiki na
temat właściwego wizerunku brzmieniowego tej muzyki. Urodzony w
roku 1927 w Grand Rapids w stanie Michigan. Studiował muzykologię
na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, który ukończył w roku
1951, i kompozycję na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles,
gdzie w roku 1958 uzyskał dyplom. Studia podyplomowe odbył w
wiedeńskiej Akademii Muzycznej. Przez wiele lat był dyrektorem
muzycznym publicznej stacji
Pacifica Radio
w Los Angeles, przez
ponad piętnaście lat pełnił także obowiązki dyrektora Mahler Society of
California
{Kalifornijskiego
Towarzystwa
Mahlerowskiego}.
Był
muzykiem wszechstronnym: komponował, dyrygował, pisał o muzyce,
był cenionym i nagradzanym twórcą radiowym. Jego szczególnym
osiągnięciem był cykl, poświęcony archiwalnym nagraniom muzyki
Mahlera, opublikowany po raz pierwszy w roku 1967 i przypomniany
pięć lat później przy okazji nagrania przez Leonarda Bernsteina IV i V
Symfonii. Jego legendarne zbiory archiwalnych nagrań z pierwszych
dziesięcioleci historii
światowej
fonografii jest dziś chlubą Biblioteki
5|
Strona
Zgłoś jeśli naruszono regulamin