Hartman - KEL - Medexpress.pdf

(170 KB) Pobierz
Kodeks Etyki Lekarskiej to mieszanina frazesów :: Medexpress.pl
file:///H:/dydaktyka_2012_13/Poznan/Kodeks Etyki Lekarskiej to...
Anna Gardyniak
13 czerwca 2013 07:00
fot. Paweł Kozioł/Agencja Gazeta
Po głośnym liście ministra Arłukowicza do przyjaciół lekarzy zawrzało. Poruszona w nim została m.in. kwestia
Kodeksu Etyki Lekarskiej. Jedną z osób, które ostro krytykowały Kodeks, był prof. Jan Hartman. Zapytaliśmy
profesora, dlaczego uważa,
że
dokument jest zły.
Podczas spotkania z ministrem zdrowia i lekarzami bardzo ostro wypowiadał się Pan na temat Kodeksu Etyki
Lekarskiej. Powiedział Pan,
że
jest on zły. Lekarze byli oburzeni, co Pan na to?
Wstyd mi,
że
mimo wielokrotnej krytyki,
środowisko
lekarskie nie zdobyło się na napisanie od nowa i na poważnie kodeksu
etycznego na miarę współczesnych standardów bioetycznych. Tego, który wysmażyli i z taką czcią celebrują, nie dano do
przejrzenia
żadnemu
bioetykowi, a pisali go najpewniej lekarze, którzy na studiach bioetyki nie uczyli się wcale. Kto wie,
może autorzy KEL myślą nawet,
że żadna
bioetyka im nie jest potrzebna, bo na etyce lekarskiej najlepiej znają się sami
lekarze? Dopóki nie zaczniemy traktować bioetyki na serio, dopóty będziemy zdani na takich, co wszystko wiedzą
najlepiej…
Panie profesorze, czym tak naprawdę był i obecnie jest Kodeks Etyki Lekarskiej?
W polskiej medycynie panuje istny kult Kodeksu Etyki Lekarskiej (KEL). Jakże wielu lekarzom wydaje się,
że
ich
etyczność ma polegać na tym,
że
przestrzegają przepisów prawa oraz właśnie KEL. Przestrzegaj i bądź w porządku
(zwłaszcza
że
na podstawie KEL orzekają sądy lekarskie…)! Gdybyż to było takie proste…
Niezwykle popularne od końca XIX wieku kodeksy etyczne przyczyniły się do upowszechnienia nowego etosu lekarza jako
kogoś, kto raczej służy pacjentom i opiekuje się nimi, niż sprzedaje swoje umiejętności, biorąc niewielką odpowiedzialność
za skutki swych działań. To była ich dobra strona, podobnie jak pewna konsolidacja
środowisk
lekarskich i wytworzenie
pewnej wspólnoty zawodowo-etycznej pośród dość brutalnie konkurujących ze sobą medyków. Niestety, cena za te
korzyści była wysoka. Osobom niewyrobionym etycznie kodeksy wydawały się tarczą i alibi dla oportunizmu, w myśl owej
naiwnej i małodusznej zasady „bycia w porządku”. Poza tym kodeksy z reguły okazywały się mieszaniną etycznych
frazesów, korporacyjnych przechwałek, zasad etykiety zawodowej oraz przykazań służących zabezpieczeniu dość
egoistycznie i krótkowzrocznie pojmowanych interesów korporacji zawodowej lekarzy. Większość tych historycznych
materiałów czyta się dziś z głębokim zażenowaniem. Niestety, daleki od doskonałości jest również aktualny polski KEL,
opublikowany w najnowszej wersji w 2004 roku przez Krajowy Zjazd Lekarzy. Jest on właśnie taką mieszaniną mowy-trawy
1z3
2014-11-11 18:08
Kodeks Etyki Lekarskiej to mieszanina frazesów :: Medexpress.pl
file:///H:/dydaktyka_2012_13/Poznan/Kodeks Etyki Lekarskiej to...
oraz ekspresji różnych korporacyjnych fobii, urazów i zaklęć, nieudolną próbą połączenia dwóch zasad: dobra pacjenta i
dobra korporacji. Amatorszczyzna i oportunizm. Nie ma tu autentycznego mierzenia się z tragicznymi nieraz konfliktami
etycznymi zawodu lekarza,
żadnej
odwagi etycznej ani tej powagi prawdomówności – nazywania rzeczy po imieniu – tak
charakterystycznej dla tekstów na wysokim poziomie etycznym. Co gorsza, KEL zredagowany jest na kolanie, nieporadnie
i chaotycznie, przypominając kartkę z protokołu jakiejś burzy mózgów, podczas której każdy musiał wtrącić swoje trzy
grosze. Taki typowy biurokratyczny „tekst bez autora”, za który nikt nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności.
Dlaczego Pan tak sądzi?
Panuje w nim chaos konstrukcyjny i aksjologiczny. Najsilniej chronioną wartością jest prestiż zawodu i dyskrecja w
kwestiach nadużyć. Aż w pięciu miejscach KEL napomina lekarzy, by nie „dyskredytowali kolegów”, zapędzając się aż do
zakazu krytyki samorządu lekarskiego w mediach (art. 59) oraz publikowania w nich „odkryć i spostrzeżeń związanych z
wykonywaniem zawodu” (art. 48). Tylko raz za to wspomina się o prawie (nie obowiązku) lekarza do informowania władz o
nieprawidłowościach w postępowaniu innego lekarza, a obowiązek ochrony „sygnalistów”, alarmujących o błędach i
nadużyciach nie jest wzmiankowany w kodeksie wcale. Nic dziwnego,
że
lekarze, a nawet członkowie sądów lekarskich
wyobrażają sobie,
że
w zasadzie lekarzom nie wolno krytykować innych lekarzy. Wstyd,
że
Trybunał Konstytucyjny musiał
w wyroku z 2008 r. przypomnieć sądom lekarskim (zresztą skutecznie – teraz już to wiedzą), iż artykułu 52, ust. 2 KEL
(lekarz nie powinien w jakikolwiek sposób publicznie dyskredytować innego lekarza) nie można rozumieć w ten sposób,
iżby zabronione było mówienie prawdy i słuszna krytyka. Wyobrażenie wielu lekarzy, w tym funkcyjnych, iż w imię
„godności zawodu” wolno kneblować ludziom usta i ograniczać ich prawo do krytyki, jest dowodem etycznego i mentalnego
zacofania znacznej części
środowiska.
Jest też dowodem głupoty, bo nawet niezbyt rozgarnięty człowiek pojmie,
że
strategia „prania brudów we własnym domu” nie sprzyja zaufaniu do lekarzy, w przeciwieństwie do jawności, otwartości na
krytykę i umiejętności przyznawania się do błędów. KEL, niestety, w wielu miejscach buduje na hipokryzji i egoizmie
korporacyjnym. Owa idea prania brudów we własnym domu jest w nim najsilniej wyeksponowana, a godność zawodu
kojarzona jest z milkliwą powściągliwością. Gdzie by tam jakaś transparencja, jakaś społeczna kontrola nad
środowiskiem
lekarskim – liberalne złe moce a kysz!
Oprócz KEL lekarzy obowiązuje również przysięga Hipokratesa, obecnie przyrzeczenie lekarskie…
Właściwy tekst KEL poprzedza Przyrzeczenie Lekarskie. Musi je składać każdy, kto wstępuje do medycznej korporacji, a
bez tego nie wolno uprawiać zawodu lekarza. Nie daj Boże, gdyby ktoś miał w czasie studiów zaledwie zwykłych, choćby i
bardzo dobrych, nauczycieli. Bo zawód dostępny jest wyłącznie dla tych, którzy mieli szczęście uczyć się u Mistrzów:
„Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł lekarza…”. Witaj, młody lekarzu, w feudalnej
krainie bufonady i hipokryzji! Czyżbyśmy nie byli ci Mistrzami, synku?
Co pana najbardziej zbulwersowało, które z przepisów wydają się Panu najbardziej absurdalne?
Art. 1, pkt 1 powiada,
że
„Zasady etyki lekarskiej wynikają z ogólnych norm etycznych”. Ha, a jakież to są te „ogóle normy
etyczne”? Czyżby lekarze, w tym twórcy KEL, umieli takowe wymienić, i to wszyscy takie same? Wolne
żarty
– toż to tylko
taka sobie mowa, wiesz, dla picu.
Źle
sobie poczyna, kto kwestie moralne topi w taniej retoryce. Jeszcze z tej mańki, tak
dla poprawienia humoru art. 53, pkt 3: „Lekarze pełniący funkcje kierownicze powinni traktować swoich pracowników
zgodnie z zasadami etyki”. No, coś podobnego! A ja myślałem,
że
wszyscy mamy wszystkich traktować etycznie. Lekarze-
szefowie mają z tym pewnie większy kłopot, skoro tak się ich specjalnie tu honoruje, co?
Art. 13 mówi o prawie pacjenta „do
świadomego
udziału w podejmowaniu decyzji dotyczących jego zdrowia”. Jeśli to ma
być gwarancja autonomii pacjenta, to ja już wolę wcale nie chorować. Autorzy tego przepisu zapewne mieli na uwadze to,
że
proces podejmowania decyzji medycznych bywa skomplikowany i wielostronny. Owszem, ale na końcu to pacjent i tylko
pacjent decyduje: robimy czy nie robimy.
Żaden
to „udział” – to pełnia samostanowienia, należna każdemu wolnemu
człowiekowi. Na szczęcie potwierdza to art. 15, mówiący o konieczności wyrażenia przez pacjenta zgody na leczenie.
Szkoda tylko,
że
pkt 3 tegoż artykułu dopuszcza przymusowe leczenie pacjenta w sytuacji zagrożenia jego
życia.
Czy w tym
kraju to już nawet samobójstwa nie można popełnić? Nie wiem, co miał w głowie autor – zapewne sytuacje dość trywialne,
gdy pijany nie chce się dać opatrzyć albo gdy chirurg musi poszerzyć zakres operacji, decydując o tym już przy stole
operacyjnym. Za pacjenta bez kontaktu albo poważanie zaburzonego decyzje musi podejmować ktoś inny. Ujęcie takich
przypadków za pomocą nieostrej reguły umożliwiającej radykalne ograniczenie autonomii pacjenta to doprawdy
niebezpieczna niezręczność. Ktoś mógłby przecież pomyśleć,
że
art. 13 zezwala na zignorowanie zakomunikowanej przez
pacjenta odmowy poddania się leczeniu. A prawo do tej odmowy to rzecz
święta.
Nie jedyne to miejsce, w którym KEL
popada w konflikt z prawem powszechnym, co czyni odpowiednie jego przepisy najzwyczajniej bezprawnymi.
Art. 21 mówi o tym,
że
w przypadku, gdy lekarz popełni błąd, musi powiadomić o tym pacjenta a swój błąd naprawić. Bardzo
pięknie, tyle
że
zamiast o „błędzie” mówi się tu o „poważnej pomyłce”. Nic tak nie szkodzi zaufaniu do lekarzy, jak używanie
takich pokrętnych eufemizmów. Od razu widać,
że
lekarze aż się skręcają, by nie przyznawać się – wypluj to słowo – do
błędów! Uderza ogrom naiwności i etycznej niedojrzałości tego nieszczęsnego artykułu.
Art. 22 nakazuje, aby w razie konieczności ustalania kolejności dostępu pacjentów do deficytowych
świadczeń,
decydowały kryteria medyczne. Ręce opadają! No przecież o to właśnie chodzi w tym klasycznym casusie bioetyki,
że
często kryteria medyczne nie są wystarczające bądź mają pozamedyczny komponent. Trzeba całkowitej indolencji
bioetycznej,
żeby
w konfrontacji z tak bolesnym problemem, jak konflikt między pacjentami rywalizującymi o dostęp do
świadczeń,
powołać się na pobożne
życzenie,
aby o wszystkim decydowały (za nas) kryteria naukowe.
Żenujące.
Art. 24 ustala standard ochrony tajemnicy lekarskiej. Niestety bardzo niski. Jak byk wynika z tego przepisu,
że
lekarz może
2z3
2014-11-11 18:08
Kodeks Etyki Lekarskiej to mieszanina frazesów :: Medexpress.pl
file:///H:/dydaktyka_2012_13/Poznan/Kodeks Etyki Lekarskiej to...
poinformować innego lekarza o stanie zdrowia swego pacjenta bez jego zgody.
Art. 35 mówi,
że
„pobranie komórek, tkanek lub narządów od
żyjącego
dawcy dla celów transplantacji może być dokonane
tylko od dorosłego za jego pisemną zgodą”. Natomiast art. 36 uświadamia nas,
że
jednak można także od dziecka i to bez
jego zgody. Sprzeczność
łatwo
byłoby usunąć dzięki małemu słówku „wyjątek”, ale może to jakieś brzydkie słówko?
Art. 39 mówi,
że
„podejmując działania lekarskie u kobiety w ciąży lekarz równocześnie odpowiada za zdrowie jej dziecka.
Dlatego obowiązkiem lekarza są starania o zachowanie zdrowia i
życia
dziecka również przed jego urodzeniem”. Pięknie.
Tylko co w przypadku legalnie wykonywanej aborcji? O tym drażliwym temacie ani słowa. Drażliwe sprawy nie dla
kodeksów etycznych, prawda? Poza tym można liczyć,
że
jakiś lekarz pomyśli,
że
w
świetle
KEL dokonywanie aborcji jest
niedozwolone, nawet wtedy, gdy dopuszcza ją ustawa. Chytrze pomyślane. Cóż, chytrość dla niektórych jest cnotą.
Lica płoną przy lekturze art. 42 i 42 a. Sprawa dotyczy tzw. eksperymentów medycznych. Najpierw mówi się tu,
że
może on
być przeprowadzony, gdy przynosi korzyść pacjentowi lub nauce, zaraz jednak dodaje się,
że
korzyści dla pacjenta muszą
przeważać nad ryzykiem. Nie tylko występuje tu jawna sprzeczność (jak nie ma korzyści dla pacjenta, to nie mogą one
„przeważać nad ryzykiem”), lecz w dodatku używa się owego nic nie znaczącego zwrotu „korzyści przeważają nad
ryzykiem”. Jak to porównywać i mierzyć? Pewnie chodzi po prostu o ryzyko akceptowalne, ryzyko, które warto podjąć, ale
któż by
śmiał
głośno mówić o czymś takim.
Ładnych
kwiatków w artykule 42 i 42a jest jeszcze kilka, ale idźmy dalej.
Nie musimy iść daleko. Art. 43 zezwala na eksperymentowanie na więźniach i
żołnierzach
(dla dobra tych grup), co jest w
jawnej sprzeczności z polskim prawem, które tego zakazuje, nie mówiąc już o nowoczesnych standardach etyki lekarskiej
na szerokim
świecie.
Wystarczy,
żeby
eksperyment przynosił korzyść
żołnierzom
jako grupie i już można go przeprowadzić.
Otóż uprzejmie informuję,
że
nie jest to nawet ograniczenie eksperymentowania w przypadku wojska, gdyż każdy bez
wyjątku eksperyment musi przynosić korzyści grupie, do której należy pacjent, jeśli nie przynosi ich jemu osobiście.
Art. 44 również objawia osobliwy szacunek autorów KEL dla konstytucyjnie gwarantowanej autonomii jednostki. Zezwala
on na eksperymentowanie na pacjentach niezdolnych do
świadomego
wyrażenia swej woli, jeśli „brak możliwości
przeprowadzenia badań o porównywalnej skuteczności z udziałem osób zdolnych do wyrażenia zgody”. Co to znaczy „brak
możliwości”? Czy jeśli do danego badania nie znalazło się wystarczającej liczby chętnych, godzących się wziąć w nim
udział, to owa przesłanka „braku możliwości” jest już spełniona? Fatalne sformułowanie! A przecież wystarczyło napisać
wprost, o co chodzi –
że
leki na demencję można testować na osobach w demencji, a leki dla niemowląt – na
niemowlętach.
Art. 45 zakazuje eksperymentów na embrionach (w pkt 2), lecz zaraz potem (pkt 3) zezwala na takie eksperymenty,
nakładając jedynie warunek (niejasny, a więc pozbawiony znaczenia), aby korzyści zdrowotne (nie podano czyje)
„przekraczały ryzyko zdrowotne embrionów”. Z tego bełkotu można wyczytać,
że
na embrionach w zasadzie nie można, ale
w zasadzie można robić eksperymenty. Otóż, dla wyjaśnienia, zgodnie z prawem nie można.
Art. 51 ma niewiele sensu, a za to wyraża wielką podejrzliwość w stosunku do firm farmaceutycznych. Nakazuje lekarzom
upewniać się, czy sponsorowane przez nie badania są prowadzone zgodnie z zasadami etyki. Czyżby w przypadku badań
sponsorowanych przez rząd lekarza nie obowiązywało zapoznanie się z opinią komisji bioetycznej? Ten sam artykuł
zakazuje udziału w badaniach, których celem jest promocja produktu. Czyżby badania nastawione na efekty promocyjne
miały być z tego tylko powodu nierzetelne? Jeśli są rzetelne, to dlaczegóż to udział w nich miałby być nieetyczny? Autorzy
o tym pewnie nie rozmyślali. Chcieli tylko napisać,
że
firmy są podejrzane i zadanie wykonali. Bardzo etycznie.
Zabawny jest art. 55. Zaleca on, aby lekarze mający w zakresie swych obowiązków kontrolowanie innych lekarzy, kontrole
te zapowiadali. Cóż za szczegółowość i wnikliwość! Mogę wskazać, lekko licząc setkę problemów etycznych nietkniętych
przez KEL, a tu taki temat, co go nawet w najgrubszym podręczniku bioetyki trudno wypatrzeć. Ciekaw jestem argumentacji
na rzecz tezy o nieetyczności niezapowiedzianych kontroli. Czyżby były mniej skuteczne w wykrywaniu błędów, niż takie
poprzedzone telefonem? A może autorzy KEL nie chcieliby, aby błędy i machlojki wychodziły na jaw? Mógłbym jeszcze
ciągnąć tę wyliczankę, ale na razie dość.*
*W udzielonych odpowiedziach wykorzystałem swój tekst na temat KEL zamieszczony w książce: W. Chańska, J.
Hartman (red.), Bioetyka z zawodzie lekarza, Warszawa: Wolters Kluwer 2009. (JH)
Kontakt Reklama
ISNN 2300-0686
Regulamin
Wersja mobilna
Softwebo @ 2014
×
Korzystając z tej strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej z naszej
Poli
3z3
2014-11-11 18:08
Zgłoś jeśli naruszono regulamin