Hamilton Diana - Prezent nie tylko świąteczny.pdf

(688 KB) Pobierz
Diana Hamilton
Prezent nie tylko
świąteczny
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- A więc to będzie twoje zwykłe Boże Narodzenie,
bez niespodzianek. - Dawn wyraziła to przypuszczenie,
przeciągając się w fotelu, ustawionym w przytulnej bli-
skości połyskującego metalem pieca kuchennego. - Moje
biedactwo! Matts, mogłabyś jednak od czasu do czasu
zafundować sobie jakąś odmianę. -
Łagodny
wyrzut za-
brzmiał w głosie Dawn. Jej kształtne ciało przeciągnęło
się znowu, a Mattie, spoglądając na swą najdawniejszą i
najlepszą przyjaciółkę, zastanowiła się, czy jej własna
matka kochałaby ją, gdyby była bardziej podobna do
Dawn, to znaczy miała jej urodę, otwartość, energię, za-
miast. ..
Odegnała te myśli. Wszystko się przecież skończyło.
Jej matka umarła dziewięć lat temu, gdy Mattie miała lat
szesnaście, i cóż, nie warto się cofać do przeszłości. Nic
jej nie wróci ani nic się już w niej nie zmieni.
- Ty natomiast będziesz miała mnóstwo gości, jak ro-
zumiem - odezwała się Mattie, sięgając po okulary do
czytania i zdejmując z półki swoją książkę kucharską.
- Wszystkich bliskich - uśmiechnęła się Dawn. - A
R
S
2
oprócz tego Franka z jego rodzicami. Mają przyjechać w
Wigilię, czyli jutro. Ciebie też oczywiście zapraszam. I
zabierz ze sobą ojca. Skoro wasza pani Flax ma urlop,
oszczędzisz sobie mitręgi w kuchni... Aha! No i poznasz
mojego nowego narzeczonego.
- O! - ucieszyła się Mattie, przerywając manipulacje
przy kuchennej wadze. - Ale nie wiem - zastanowiła się -
czy rzeczywiście uda mi się przyjść... Bo wiesz, pojawił
się James. Zadzwonił dziś rano i zapytał, czybyśmy go
nie zaprosili do nas na
święta.
- James! No, no - uniosła brwi Dawn. - Słyszałam,
słyszałam, co mu się przydarzyło... Ale przecież jego też
możecie zabrać. Wszystkich was zapraszam.
Mattie zabrała się do mieszania mąki z jajkiem.
- Bardzo ci dziękuję - powiedziała. - Tylko wątpię,
czy w tym stanie ducha, w jakim James się znajduje, bę-
dzie miał ochotę na jakieś szersze towarzystwo.
- Rozumiem - skinęła głową Dawn. - Zaczęło się
wielkie opłakiwanie.
- Opłakiwanie? Wątpię. - Mattie dosypała mąki. -O
ile wiem, James nie należy do mężczyzn, którzy w ogóle
potrafią płakać.
Od kiedy go znała, był człowiekiem nie okazującym
żadnych
emocji. Najpierw był partnerem jej ojca w in-
teresach, później, w stosunkowo młodym wieku dwu-
dziestu pięciu lat, przejął przedsiębiorstwo własnego oj-
ca, gdy ów - dekadę temu - umarł właśnie. James wyda-
wał się zawsze pewny siebie, opanowany i zdystanso-
wany.
R
S
3
Można było osądzić, iż
żyje
w
świecie,
w którym nic
nie może go dotknąć.
Teraz pewnie jednak cierpi. Być tak jawnie porzuco-
nym przez kobietę, którą zamierzało się poślubić - rzecz
taka nie może nie boleć. Oczywiście on nic po sobie nie
pokaże. Mattie znała go wystarczająco dobrze, aby być
tego pewna.
- Rozumiem,
że
nie będzie wylewał
łez
publicznie -
zgodziła się Dawn. - Ale tobie zechce się może jednak
wyżalić. Od kiedy jego oboje rodzice nie
żyją,
ty i twój
ojciec staliście się dla niego jakby drugą rodziną. Ucier-
piało jego ego, jeśli nie coś więcej. Ego to przecież czuły
organ.
- Czuły organ! - zaśmiała się Mattie. I zaraz spoważ-
niała, bo tak naprawdę nie było jej do
śmiechu. Żal
jej
było Jamesa. Nie mogła pojąć, jak ta wariatka, Fiona
Cambell-Blair, mogła odrzucić jego oświadczyny. Dała
kosza tak atrakcyjnemu mężczyźnie.
Westchnęła.
- Wiesz co? A może lepiej zmieniłybyśmy już temat?
Napijemy się kawy, chcesz? Dawn, ty tak dobrze robisz
tę swoją po turecku... - Sama po tych słowach znów zaj-
rzała do książki kucharskiej. - Wcale nie jestem za-
dowolona - zamruczała, dobierając kolejne jajko -
że
na-
sza pani Flax akurat teraz musiała pójść na urlop.
Pani Flax bez trudu uzyskała wolne, ponieważ ojciec
Mattie nie uznawał
żadnych świąt,
od kiedy został
wdowcem. Boże Narodzenie zapowiadało się więc w
Berrington House jako zwykły czas, wzorem lat
R
S
4
ubiegłych. Spodziewany udział Jamesa zmieniał jednak
sytuację. Mattie postanowiła,
że
Wigilia powinna być
tradycyjna. Niewiele może ofiarować Jamesowi, ale tyle
może dla niego zrobić.
Dawn postawiła na kuchni tygielek. Znalazła pudło z
kawą. Sięgnęła do kredensu po cukier i filiżanki. Ruszała
się przy tym prędko i zgrabnie. Mattie popatrywała na
nią spod oka. Chociaż dzieliło je zaledwie parę lat, czuła
się nieraz od swej przyjaciółki starsza o całe wieki.
Skończywszy przygotowania, Dawn rzuciła od nie-
chcenia:
- Rozegraj dobrze swoją kartę, Matts, a może zła-
piesz chłopca z odzysku.
Chłopca z odzysku? Cóż to za język! I w ogóle co za
insynuacje. Mattie rzuciła wałek na stolnicę.
- No wiesz, Dawn! Czasem wygadujesz głupstwa, jak
jakaś... - Nie dokończyła zdania.
James Carter i Matilda Trent? Cóż za pomysł! On lubi
kobiety reprezentacyjne, piękne. Na przykład takie, jak
ta jego, chociaż już nie jego Fiona. Kobiety, które się
zauważa w tłumie. Nie te szarutkie, jak Matilda.
- Skoro tak uważasz... - Dawn wzruszyła ramionami.
- A jednak pomyśl o tym. Zanim zaczęłam pracować w
Richmond, obie byłyśmy nierozłączne, prawda? A to
oznacza,
że
w praktyce i jego widywałam równie często,
jak ty. - Zdjęła z kuchni tygielek i zaczęła cedzić kawę. -
No i widziałam wtedy, jak on się zachowuje względem
R
S
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin