BEZUŻYTECZNY BUBEL.docx

(21 KB) Pobierz

Jan Maria Jackowski

BEZUŻYTECZNY BUBEL

Sobota, 16 sierpnia 2014

Jak poinformowało MSW, od 1 stycznia 2015 roku będzie obowiązywał nowy wzór dowodu osobistego. Zmiany będą duże. Fotografia będzie taka sama jak w paszporcie, czyli biometryczna, nie będzie już informacji o adresie zameldowania, kolorze oczu i wzroście. Zostanie również usunięte zeskanowane faksymile podpisu właściciela dowodu.

Internauci na forach dyskusyjnych słusznie zwracają uwagę, że miało być lepiej, a będzie gorzej. Ponieważ nie będzie adresu zameldowania, więc każdorazowo, gdy obywatel będzie załatwiał coś w banku, urzędzie, odbierał awizo na poczcie, podpisywał umowę na internet, telefon czy telewizję, będzie musiał udać się do urzędu gminy i uzyskać – obecnie za 17 zł! – zaświadczenie o miejscu zamieszkania. Usunięcie danych o meldunku bardzo utrudni zainicjowanie postępowania sądowego. Nie jest też jasne, jak będą tworzone listy wyborców czy okręgi jednomandatowe w wyborach do Senatu. Ponadto brak wzrostu, koloru oczu, a przede wszystkim podpisu utrudni identyfikację osoby. Przecież w wielu instytucjach, w tym w bankach, sprawdzany jest podpis z wzorem w dowodzie. Różne instytucje kserują dowód między innymi po to, by mieć wzór podpisu w celu weryfikacji danych osobowych. Nowy wzór dowodu ułatwi podszywanie się pod inną osobę w celu np. wyłudzenia kredytu.

Rządowi Tuska z powodu nieudolności od początku nie wychodzi proces unowocześniania dokumentu potwierdzającego tożsamość. 31 grudnia 2007 roku zakończono ogromną operację wymiany starych książeczkowych dowodów osobistych na nowe plastikowe dokumenty z dziesięcioletnią datą ważności, które reklamowano jako lepsze i nowocześniejsze. Dlaczego zatem w tak krótkim czasie ma zostać przeprowadzona kolejna kosztowna wymiana? Formalnym powodem jest problem ze stałym adresem zameldowania. W obecnych dowodach każdorazowa zmiana danych zawartych w dokumencie, a przede wszystkim najczęściej zdarzająca się zmiana stałego pobytu, powoduje konieczność wymiany dowodu osobistego.

Rząd Tuska już w 2010 roku zapowiadał, że od 2011 wprowadzi nowy wzór wielofunkcyjnego biometrycznego dowodu elektronicznego. Miał się on niewiele różnić od plastikowych kart, które nosimy obecnie w portfelach, ale poza imieniem, nazwiskiem i numerem PESEL reszta danych, w tym nasza podobizna, a także adres zamieszkania, miały być zakodowane w mikroprocesorze. Dzięki temu zmiana miejsca zamieszkania nie wywoływałaby konieczności wymiany całego dokumentu, a jedynie wiązałaby się z zakodowaniem w odpowiedniej zakładce czipa nowego adresu. Ten projekt słusznie wywołał dyskusję o granicach inwigilacji obywateli. Ponieważ w przypadku elektronicznego dowodu z czipem połączonym jedną superbazą danych o wszystkich Polakach wystarczyłoby kliknąć i będzie wiadomo: nie tylko jak się nazywamy, jak wyglądamy, kiedy się urodziliśmy, gdzie mieszkamy, ale także, czy pracujemy, czy szukamy pracy, czy jesteśmy ubezpieczeni i czy nie zalegamy ze składką na ZUS, jaka jest nasza sytuacja rodzinna, ile zarabiamy, czy jesteśmy zadłużeni, jaki majątek posiadamy, jakie płacimy podatki, czy nie zalegamy z opłatami za nośniki energii, telefon i innymi rachunkami, jakie mamy saldo na koncie, numery telefonów stacjonarnych i komórkowych, numery kart kredytowych, czy jesteśmy karani, czy otrzymywaliśmy mandaty i płaciliśmy za nie, ile dni byliśmy na zwolnieniu, na co się leczymy.

Ten pomysł na razie upadł, między innymi z powodu gigantycznej afery korupcyjnej w centralnych instytucjach państwowych związanej z informatyzacją kraju. Za to, żeby ukryć, iż rząd nie ma koncepcji, jak wprowadzić nowoczesne, bezpieczne i chroniące prywatność obywatela dokumenty tożsamości, proponuje od nowego roku bezużyteczny bubel, przez który będą cierpieć obywatele i za który również będą musieli zapłacić.

Nasz Dziennik

 

1

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin