Pacynski Tomasz_Sherwood_03_Wrota swiatow_Zla piosenka.rtf

(16690 KB) Pobierz
Pacynski Tomasz_Sherwood_03_Wrota swiatow_Zla piosenka


Tomasz Pacyński

 

Wrota światów

Zła piosenka

 

Sherwood

Tom III

Część 1


His hode hanged in his in two;

He rode in symple aray,

A soriar man than he was one

Rode never in somer day

A Gest of Robyn Hode

 

 

I

 

Prawda to, iże duo corpore niemogą się pomieścić penetratipe in eodem loco. A trup ieszcze niemaiący dotem subtilitatis, którey on możey nigdy nie mieć, bo może bydź z liczby potępionych, iakże on z grobu kamieniem zawalonego, wyniść nie może. Wszak w tym nie masz dubium, krwie y pewnych przymówek zażywszy wstępuie wiedźma w niewinne ciało per unionem accidentalem, a w nim i z nim zaraża z Bożego dopustu.

Żywot Bł. Piotra z Blyton, biskupa Lincoln

 

 

W szałasie panował półmrok nawet teraz, upalnym popołudniem. Zapach suchych, nagrzanych słońcem liści okrywających dach wiercił w nosie. Fabienne nie mogła już powstrzymać łez.

Widziała zatroskaną i zrezygnowaną twarz swojej przybranej matki, która bezradnie gniotła lnianą szmatkę, jakby nie wiedziała, czym zająć ręce. Żabcia nie mogła nic poradzić i zdawała sobie z tego sprawę. Nie była jedną z tych mądrych kobiet, które z pokolenia na pokolenie poznawały sztukę zamawiania choroby, oddalania cierpień. Jej talent jarmarcznej wieszczki nie pomagał, przeciwnie. Czuła zbyt wiele, umierała wraz z kobietą na posłaniu, o wiele za długo i o wiele za późno. I nic nie mogła poradzić.

Rozszerzone oczy Bethie błyszczały w półmroku. Fabienne wzdrygnęła się, gdy dojrzała w nich dziecinną ciekawość, ten brak współczucia właściwy dzieciom, niewinny i wywodzący się z nieświadomości. Jasnowłosa dziewczynka już nieraz widziała śmierć. Ale nie znała jeszcze umierania.

Suche liście pachniały odurzająco, ich woń mieszała się z zapachem polnych kwiatków. To Bethie ich nazrywała, była przekonana, konająca je lubi; zdawało się, że szalone jak u schwytanego w pułapkę zwierzęcia spojrzenie na ich widok zmienia się, łagodnieje i uspokaja. Pewnie rzeczywiście tak było.

Palce bladej dłoni poruszyły się, drgnęły wargi. Fabienne pochyliła się nad leżącą, ale nie usłyszała ni szeptu.

Uratowana spod szubienicy kobieta po prostu gasła. Nie walczyła już, od dawna nie przerywała nocnej ciszy skowytem, którego nie mógł znieść nawet Claymore, najtwardszy i najbardziej cyniczny z nich wszystkich; wstawał z posłania i szedł prosto w las, byle tylko nie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin