Tracąc nas - rozdział 9.pdf

(3197 KB) Pobierz
0
1
Rozdział 9
2011, lipiec
Większość osób pojechała na wycieczkę. Nie miałam ochoty i nie było mi wcale do
śmiechu, dlatego zostałam w domu. Potrzebowałam z kimś porozmawiać o tym wszystkim, lecz
nie byłam w stanie. Potrzebowałam kogoś, kto powie mi co miałam zrobić, lecz nikt nie mógł
wiedzieć jak to wszystko mogło się potoczyć. Nie miałam już siły płakać.
Dlatego też wzięłam głęboki oddech i schowałam się gdzieś, gdzie raczej nikt by mnie
nie szukał. Potrzebowałam się wygadać komuś, kto mógłby mnie zrozumieć i kto wiedziałby co
powinnam zrobić, aby było dobrze. Usiadłam na podłodze i złożyłam ręce do rozmowy z jedyną
osobą, która mogła mi pomóc.
Boże... nie mam pojęcia co powiedzieć. Nie mam pojęcia co robić. Nie chcę aby to
bolało, po prostu... Pomóż mi. Nie mam pojęcia jak. Nie wiem nawet co chcę ci powiedzieć, po
prostu... nie wiem. Zależy mi na nim, naprawdę zależy i dobrze o tym wiesz, w końcu potrafisz
spojrzeć w ludzkie serca. Wiem też, że potrafisz spojrzeć w przyszłość i zobaczyć jak życie może
się potoczyć. Proszę, pokaż mi, co mam robić.
Jak bardzo żałosne będzie, jeśli powiem, że go kocham? Można kochać kogoś, kogo zna
się niecałe dwa tygodnie? Mam nadzieję, że tak, bo właśnie go kocham. Potrzebuję go w swoim
życiu, potrzebuję czuć się tak, jak czuję się przy nim. Boże, proszę, powiedz mi, co mam robić.
Chciałabym, aby to się udało. Nie mam pojęcia jak, ale wierzę w to, że to może się udać. To nie
jest daleko i ... jeśli się chce, to to nie może być takie trudne, prawda?
Wiem, że wiesz co z tego wyjdzie i ty wiesz, że ja wiem, że wiesz, więc proszę, powiedz mi.
Zasługuję na szczęście, prawda? Po tym wszystkim zasługuję na szczęście, na kogoś, kto będzie
mnie kochał, szanował i sprawiał, że będę czuła się wyjątkowa. Że przestanę być tą
niepotrzebną. Nie chcę być już problemem. Skoro mama uważa, że powinnam mieć własne życie
to powinnam je mieć, prawda? Chcę je mieć. Chcę mieć kogoś, kto przejmował się tym, co robię
i kto opiekowałby się mną, ponieważ tego by chciał, a nie dlatego, że powinien to robić. Chcę
być ważna dla kogoś, ponieważ mu na mnie zależy, a nie dlatego, że po prostu jestem.
Widzę to, że on też coś czuje. Może mnie nie kocha, chociaż chcę wierzyć, że tak właśnie
jest. Chcę wierzyć, że naprawdę mu na mnie zależy, dlatego że widzi mnie taką, jaką jestem, a
nie taką, jaką chciałby abym była. Chcę wierzyć, że nie jest kolejnym facetem w moim życiu,
który mnie zawiedzie. Że nie jest ojcem, który zostawi mnie samą, ani ojczymem, który będzie
traktował mnie jak zło konieczne. Chcę wierzyć, że nie będzie kolejnym facetem, który się zabawi
moimi uczuciami, lecz potraktuje mnie poważnie.
Chcę w to wierzyć.
Wiem, że wiesz, jak to się skończy, więc błagam. Błagam, jeśli to ma wypalić, niech
wypali, ale jeśli ma się nie udać, niech się skończy jeszcze tutaj. Jeśli ma nam się udać i mamy
być razem, okey, będę naprawdę szczęśliwa i wdzięczna za to, że pojawił się w moim życiu. Ale
jeśli ma to się posypać, niech posypie się teraz. Niech nie boli później, bo i tak boli już teraz.
Niech poboli teraz i przestanie. Nie zasłużyłam na więcej bólu.
Błagam, Boże, niech tak się stanie, bo nie poradzę sobie później. Wiesz o tym. Wiem, że
2
kochasz nas i traktujesz jak swoje dzieci, bo jesteśmy twoimi dziećmi. Wiem, że może nie
odzywam się do ciebie za często i może bierze mnie na poważne rozmowy, gdy czegoś chcę, lecz
wierzę w to, że chcesz naszego dobra. Że chcesz mojego dobra. Błagam, nie pozwól mi się
załamać.
Otworzyłam oczy i dopiero wtedy zobaczyłam, że byłam cała roztrzęsiona. Potarłam
dłońmi twarz i poczułam, że była cała mokra od łez. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam złożyć
to w rękach kogoś, kto wiedział lepiej, co z tym zrobić. I chociaż to nie sprawiło, że przestałam
płakać, poczułam jak zaczął ogarniać mnie spokój.
Nie płakałam już przez to, że było mi ciężko z tym wszystkim. Płakałam, ponieważ
dorosłam. Płakałam, ponieważ nie byłam już sama z tym wszystkim. Płakałam, ponieważ
wiedziałam, że wszystko się jakoś ułoży.
***
Wbiegłam do pokoju i rzuciłam się na swój materac, krzycząc w poduszkę. Wszystko
mnie bolało tak bardzo, że nie potrafiłam poradzić sobie z przytłaczającym ciężarem emocji. Ta
rozmowa mnie przerosła. Nigdy nie potrafiłam rozmawiać o swoich uczuciach. Kuliłam się,
mając nadzieję, że materiał stłumi dźwięki, które ze mnie wychodziły. Miałam nadzieję, że płacz
mnie zmęczy, lecz gdy już zaczęłam, tak trudno było skończyć.
Usłyszałam otwierające się drzwi i skuliłam się jeszcze bardziej, wiedząc kto stał w
progu. Reszta jeszcze nie wróciła z wycieczki.
- Emilly, nie płacz...
Wiedziałam, że głos by mi się załamał, gdybym chociaż spróbowała, więc nie
próbowałam. Podciągnęłam kolana bliżej klatki piersiowej, mając nadzieję, że to zadziała jak
przy okresie. Im bardziej się kuliłam, tym mniej bolało. Niestety, w tym przypadku to nie miało
zastosowania. Wciąż bolało.
Kiedy uspokoiłam się na tyle, że mogłam normalnie oddychać, odwróciłam się w stronę
drzwi, a on nadal tam stał.
- Em...
- Jest okey - szepnęłam, siadając i podchyliłam się, bawiąc swoimi palcami.
- Nie, nie jest - westchnął, wchodząc do środka.
- Daj mi chwilę, zaraz przyjdę - odparłam, ścierając z policzków łzy.
Przez chwilę spoglądał na mnie, po czym skinął głową, wychodząc do siebie. Starłam
całą wilgoć z twarzy i wzięłam głęboki oddech. Dlaczego tego nie uczyli w szkołach? Uczyli o
organach rozrodczych o tym jakie do dupy są małżeństwa. Dlaczego nikt nie pomyślał o tym, że
zanim ktoś się dopcha do czyiś majtek, lub weźmie ślub, najpierw musi przeprowadzić wiele
rozmów jak ta? Dlaczego nie można przygotować dzieciaków na to, jak gówniane są własne
emocje i jak powinno się dawać sobie z nimi radę?
Wstałam, przytrzymując się parapetu, aby nie upaść. Dopiero po chwili odzyskałam
koordynację ruchową i wyszłam z pokoju.
Siedział na łóżku, wpatrując się w swoje dłonie. Oparłam się o framugę drzwi i usiadłam
obok dopiero wtedy, kiedy potarł dłońmi twarz. Szczerze? Nie sądziłam, że dla niego także to
trudne. Właśnie na to powinni przygotowywać nas nauczyciele. Może jednak jest prawda w tym,
że jeśli człowiek czegoś nie potrafi, to uczy o tym. Ci ludzie gówno wiedzieli o relacjach
damsko-męskich.
3
Nie wiedziałam co powiedzieć. Po raz pierwszy po prostu nie wiedziałam co powiedzieć.
Nie chciałam go przekonywać do tego, że to może wypalić, ponieważ dlaczego bym miała? Nie
zamierzałam żebrać o jego miłość. Nie chciałam mówić o tym, jak wiele dla mnie znaczył,
ponieważ to mogłoby wyjść żałośnie. Nie powinnam była mówić, że go potrzebuję, ponieważ
nie mogłam obarczać go swoim gównianym życiem. Może po prostu to nie znaczyło dla niego
tak wiele jak dla mnie?
- Zależy mi na tobie.
Podniosłam wzrok, patrząc w jego błękitne oczy, po czym go opuściłam, biorąc głęboki
oddech. Znowu byłam bliska wybuchnięcia płaczem. Skinęłam głową, ponieważ w to
wierzyłam. Chciałam w to wierzyć.
- Mimo to się poddajesz - szepnęłam, oblizując spierzchnięte wargi.
- Bo to nie ma szans.
- Nie wiesz o tym.
- A ty? Naprawdę w to wierzysz? - spytał, patrząc na mnie w pewien sposób i chyba po
raz pierwszy nie wiedziałam, co to oznaczało.
Intensywność tego spojrzenia sprawiała, że nie wiedziałam, czego oczekiwał. Czy to była
nadzieja, czy politowanie. Chciałam wierzyć w to, że nie miał mnie za głupią, naiwną
dziewczynkę, która wierzy w zakończenia jak z bajek, bo nie byłam taką osobą. Przestałam
wierzyć w bajki, gdy miałam cztery lata, ponieważ los nie pozostawił mi złudzeń. Życie było
jednym wielkim bagnem, czasem rozjaśnianym przez promyki szczęścia. To było to, w co
wierzyłam.
- Tak, wierzę. Wierzę w to, że to może wypalić. Nie mamy pięciu lat, tylko piętnaście i
nie mieszkamy na dwóch końcach kraju. Wierzę, że wystarczy chcieć - powiedziałam,
podnosząc się powoli. - Ale rozumiem, że nie chcesz. I to jest okey.
Nie zatrzymał mnie, kiedy wychodziłam do swojego pokoju i nie słyszałam żadnego
ruchu, gdy zamykałam za sobą drzwi.
***
- Chcę.
Podniosłam głowę, patrząc na Tobiasa stojącego w progu pokoju.
- Słucham? - spytałam zachrypniętym głosem, przez co musiałam odkaszlnąć.
- Spróbujmy. Zobaczymy co z tego wyjdzie, ale spróbujmy - odparł, patrząc na mnie, a
uśmiech niepewnie błąkał się po jego twarzy.
- Chcesz tego?
- Tak.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Kiedy usiadł
obok, oparłam głowę na jego ramieniu, przymykając przy tym powieki.
A teraz, Boże, proszę wywiąż się ze swojej części umowy.
***
- Jesteś podobna do Cristiny, wiesz? - odwróciłam się w stronę cioci Irene, marszcząc
brwi z rozbawieniem.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin