Prolog.pdf

(121 KB) Pobierz
Prolog
- Co masz na myśli mówiąc, że zrezygnowali? Byli na liście rezerwowej od tygodni.
- Nie wiem. Nie odebrałem telefonu, ale wypełnimy tę lukę w kilka dni. Zajęcia na
Uniwersytecie Waszyngtońskim w Seattle wystartowały dzisiaj, więc w ten weekend będzie
ruchliwie jak diabli.
- Cholera! - zatrzymałem się na sekundę, sfrustrowany jak cholera. - Jest za późno na
zrobienie czegokolwiek z tym dzisiaj. Wykonam jutro trochę telefonów i postaram się
zarezerwować inny zespół. Och, hej, jeśli te skurwiele oddzwonią, to powiedz im, żeby
znaleźli inny bar do grania.
- Racja, szefie. Zwijasz się niedługo? Już minęła północ.
- Tak, za trochę. Potrzebuję skończyć papierkową robotę i znikam. Idź już.
- Do zobaczenia jutro, stary.
- Do zobaczenia.
Pracuję nad arkuszem dostaw, który muszę przekazać dystrybutorowi piwa, ale moje myśli są
gdzie indziej. Naprawdę potrzebuję zadzwonić do Giny i powiedzieć jej, by nie przychodziła
tej nocy. Zaczyna stawać się tak cholernie przytłaczająca. Nie mogę znieść takich lasek.
Ostatnią rzeczą jakiej potrzebuję jest użeranie się z jej cholernymi potrzebami. Gavin
ostrzegał mnie przed nią, ale pieprzcie mnie, jeśli posłuchałem. Szukałem jedynie
jednonocnej przygody, a jej zostawanie u mnie i ciągłe dzwonienie zaczyna się robić
denerwujące.
Brzęk z zewnątrz wyrywa mnie z zamyślenia. Patrzę na dół, na zegarek, żeby zobaczyć, że
dochodzi pierwsza nad ranem. Cholera. Kiedy pakuję swoje rzeczy aby wyruszyć do domu,
słyszę więcej zamieszania z zewnątrz. Potrząsam głową wiedząc, że to prawdopodobnie jacyś
pijani goście wracający do domu z imprezy. Ludzie zawsze skracają sobie drogę tylną aleją.
Zaczynam wszystko zamykać i udaję się na dół do tylnych drzwi.
- Cholercik - szepczę do siebie, uzmysławiając sobie, że zostawiłem komórkę w swoim biurze.
Wracając po schodach do gabinetu, łapię swój telefon z biurka. Potem słyszę krzyk. Damski
krzyk.
- Kurwa! - wypadając ze swojego gabinetu, szybko zbiegam na dół do tylnych dni i na
zewnątrz, do małego parkingu dla pracowników w alei.
- Boże, proszę! Przestań! - dziewczyna wrzeszczy.
Zanim mój mózg może przetworzyć to, co widzę, ten drań wali pięścią w jej twarz.
Adrenalina zaczyna krążyć po moim ciele, kiedy biegnę. Odrywając faceta od niej, zaczynam
trzaskać pięścią w jego twarz raz za razem. Kompletnie tracę nad sobą kontrolę nieubłagalnie
dla niego. Moje knykcie zaczynają palić kiedy rozrywa mi się na nich skóra. [He manages to
get a few swift hits to my jaw and ribs, which allows him a quick moment to work out of my
grip and flee.]
Zanim mogę odpocząć po tym, co zrobiłem facetowi, dostrzegam dziewczynę. Nawet
sekundy nie zajmuje mi skupienie na niej uwagi. Leży tam, nieprzytomna, naga, z zerwanymi
z niej ubraniami. Mój żołądek zaciska się, a moja klatka piersiowa napina, gdy powoli zbliżam
się do niej i klękam na kolana. Zbyt przestraszony by jej dotknąć, zdejmuję koszulkę i
zakrywam jej nagie, poobijane ciało. Jej twarz jej podrapana i pokryta krwią i brudem. Strona
na której wylądowała pięść tego skurwiela zaczyna puchnąć i sinieć, a w jej startych kolanach
znajduje się żwir. Moje serce wali, a moje jelita skręcają się.
Przeszukuję kieszenie w poszukiwaniu komórki, ale nie ma jej tam. Musiałem ją upuścić kiedy
tutaj biegłem. Nie chcąc jej zostawiać rozglądam się w około w poszukiwaniu jej torebki.
Pochylam się i biorę ją w celu znalezienia jej telefonu. Gdy go znajduję, przesuwam palcem
po ekranie i wykręcam 999. Kiedy siadam obok niej, ona leży tam, oddychając spokojnie.
Cokolwiek przewija się teraz przez jej głowę, musi być tysiąc razy lepsze, niż kiedy się obudzi.
Co do cholery się właśnie stało?
Gapię się na nią. Nie wiem co innego mogę zrobić. Ona jest
taka mała, a kiedy patrzę na jej małe dłonie, widzę świeżą krew pod paznokciami. Cholera.
Zauważam, że mały tatuaż w kształcie serca na jej biodrze nadal jest odkryty. Przesuwam
trochę koszulkę, by go zakryć, gdy słyszę dźwięk syren.
- Dzięki Bogu - szepczę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin