Aleja ślepca.pdf

(1882 KB) Pobierz
PEACOCK
ALEJA ŚLEPCA
przełożył Leszek Karnas
JUSTIN
Melissie – nieustannie
Prolog
Znajdowali się na wysokości dziewięćdziesięciu metrów, gdy podłoga
pod nimi ustąpiła. Rozpadła się i przestała być podłogą. Stała się masą
pokruszonego betonu, zapadającego się z ogłuszającym łoskotem.
Jak biec, kiedy stopy nie znajdują podparcia? Umysł krzyczy: „Uciekaj!”,
lecz ciało nie jest w stanie podążyć za tym rozkazem. Była to już tylko
chwila nieudanej walki o to, by nie spaść.
Ci trzej, którzy pracowali na krawędzi budynku, opadali swobodnie,
kopiąc bezsilnie powietrze. Niżej znajdowała się siatka bezpieczeństwa, ale
znaleźli się poza jej zasięgiem, w odróżnieniu od kilkunastu innych
mężczyzn, którzy choć poranieni, uszli z wypadku z życiem. Ale na drodze
tych trzech, mijających dwadzieścia cztery piętra, nie znalazło się nic, co
mogłoby ich zatrzymać i stać się azylem chroniącym przed bezlitosną siłą
grawitacji.
Kieran Doyle, Krzysztof Szczerbiak i Esteban Martinez. Nowy Jork nigdy
wcześniej o nich nie słyszał, a ich nazwiska pojawiły się w gazetach po raz
pierwszy dopiero wtedy, gdy obwieszczono ich śmierć. Tylko Doyle urodził
się w USA i dorastał w Hell’s Kitchen, gdy była jeszcze niespokojną
irlandzką dzielnicą, która niedługo potem wyszlachetniała i upodobniła się
do Midtown. Szczerbiak jako dziecko przybył z Polski, natomiast Martinez –
nielegalny imigrant – z Hondurasu. Miał wtedy dwadzieścia kilka lat
i utorował sobie drogę do Stanów, posługując się podrobioną kartą
ubezpieczeniową.
Wszyscy trzej byli doświadczonymi budowlańcami. Ich praca była ciężka
i niebezpieczna nawet w najlepszych warunkach, lecz dla nich – i dla
wszystkich na budowie – było jasne, że warunki, w jakich wznoszono
Aurora Tower, były dalekie od ideału. I to wcale nie z powodu zawrotnego
tempa, w jakim wyrastały kolejne piętra, ani z powodu pęknięć
w twardniejącym betonie, ani z powodu różnych wynikających z pośpiechu
sposobów upraszczania pracy. Wśród załogi dużo się mówiło o tym, żeby
poskarżyć się w związkach, żeby pójść do szefostwa z listą żądań, a nawet
żeby odejść z pracy.
Ale teraz nie było już czasu na rozmowy, przynajmniej takie, które
mogłyby zapobiec temu, co się stało. Po wypadku toczyły się oczywiście
dyskusje: były dochodzenia, procesy sądowe i dramatyczne tytuły
w gazetach, ale dla nich trzech i tak nie miało to już żadnego znaczenia.
Jak szybko wielka masa betonu potrafi obrócić się w stertę gruzu!
Głębokie dudnienie przykuło uwagę wszystkich, którzy byli na tyle blisko,
by je usłyszeć, i sprawiło, że ogarnięci paniką usiłowali zlokalizować jego
przyczynę. Nowojorczycy wciąż nosili w sobie echo upadających
Bliźniaczych Wież, powracające za każdym razem, gdy pękała rura
ciepłownicza albo przewracał się dźwig. W miejską kakofonię wkradły się
ponure tony zagrożenia. Przechodnie uciekli przed hałasem, zanim zdołali
pojąć, co się dzieje. Doyle, Szczerbiak i Martinez nie mieli dokąd uciec, bo
otaczały ich tylko pędzące powietrze i łoskoczący gruz, które były jak
spadające niebo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin