Opowiadanie(przygodowe) Akt pierwszy - Rozdział 2.docx

(29 KB) Pobierz

#2              Nawiedzony dom

 

 

Marcin zerwał się z łóżka. Coś mu nie pasowało. Ściany wokół trzeszczały a on sam nie wiedział co jest grane. Na zewnątrz było ciemno. Wybiegł z pokoju, nieco przerażony. Za nim z pokoju wyszedł Szymon.

-Co się dzieje? – zapytał Marcin.

-Mnie się pytasz? Wszystko się sprawdza… - powiedział Szymon.

-No to teraz musimy… - zaczął Marcin.

-Ciii! – szepnął Szymon. Zamilkli, ponieważ wśród trzeszczących ścian, usłyszeli kroki na schodach.

-Idą tu! – wystraszył się Marcin.

-Kto? – zapytał Szymon nieco przerażone.

-Oni! – szepnął Marcin, wciągając Szymona do pokoju. Zamknął szybko drzwi swoim kluczem.

-Wiedzą, że my wiemy o nich… myślisz, że chcą nas załatwić raz, na zawsze? – zapytał zdziwiony Szymon.

-Nie wiem. Ale… - niedokończył, ponieważ ktoś mocno przywalił w ich drzwi.

-Co jest grane? – zapytała obudzona Agnieszka. Sebastian również podniósł głowę.

-Obawiam się, że musimy zrobić, to co robił Kapturnik. Zejść po linie! – przeraził się Marcin.

-Opowiadałeś nam inną, podobną wersję tego. – zauważył Szymon.

-Każdy sen, odnośnie tej sprawy nie spełniał się idealnie. Zawsze coś było innego, niż we śnie. – odparł Marcin, otwierając okno. Wiatr i deszcz uderzyły dość mocno w niego. Upadł na ziemię, co było ostatnią rzeczą, którą zapamiętał…

 

***

 

Marcin obudził się z krzykiem. Znów śnił mu się sen, którego nie zrozumiał. Miał wrażenie, że śni nie swoje sny.

-Co się stało? – spytał Sebastian, który już nie spał.

-Kolejny proroczy sen. Boję się teraz… - westchnął Marcin.

-Co ci się śniło? – zapytała zaciekawiona Agnieszka.

-Trzeszczały ściany, po czym wyleciałem z pokoju, na korytarz. Za mną wyleciał Szymon. Spytał się mnie co jest grane. Powiedziałem mu, że wszystko się sprawdza… tylko, że nie wiem o co mogło chodzić. – powiedział Marcin.

-Hmmm, może sen się sprawdzał we śnie? – zaśmiał się Sebastian.

-No nie wiem. Tak czy siak, usłyszeliśmy kroki, a ja się wystraszyłem, bo wiedziałem kto to. Nazwałem ich, „oni”. Schowaliśmy się w pokoju, który zakluczyłem. Gdy zaczęli się dobijać, obudziło to was. Szymon wcześniej jeszcze spytał mnie, czy chcą nas załatwić, bo niby wiemy o nich. No więc wyglądało na to, że chcieli nas załatwić. Zaproponowałem ucieczkę po linie, a Szymon powiedział, że opowiadałem wam już ten sen, tyle, że inną wersję. Stwierdziłem, że każdy sen, był inny jak jego późniejsza rzeczywista wersja. No i tu by się zgadzało. Wczoraj przez guzdranie, sen nie wypalił, ale Kapturnika widzieliśmy. – powiedział bez przerywania Marcin.

-Mamy się bać? – zdziwiła się Agnieszka.

-Jeśli chcecie, to możecie przerwać tą przygodę. Jakoś nie boję się aż tak, choć lekki niepokój tam mam. – odparł Marcin.

-Żartujesz chyba! – powiedział zdziwiony Sebastian.

-Słyszycie? Ktoś gra na gitarze. – przerwała rozmowę Agnieszka.

-Były organy, teraz gitara. No co? Mają tutaj może jakieś kółka muzyczne. – odparł Marcin.

-Niee… na zewnątrz ktoś gra. – podeszła do okna i sprawdziła to. Pokazała im ręką, żeby to zobaczyli.

-O kurde, co to ma być? – zdziwił się Marcin.

-Jak dla mnie, to… nie wiem. – powiedział Szymon. Zobaczyli mianowicie stary jak świat samochód typu ogórek. Był żółty, miał zasłony w oknach, a ze środka wysiadło sześć młodych osób. Jeden z nich grał na gitarze.

-No jasne! Animatorzy. – stwierdziła Agnieszka.

-Czyli opiekunowie? – zdziwił się Szymon.

-Ale to Romek i Baśka mieli się nami zajmować. – zdziwił się Marcin.

-Tylko przez pierwszy dzień. Oni organizują, a animatorzy, będą nas na grupy dzielić, no i każdy zajmie się swoimi. – powiedziała Agnieszka.

-Głupio… - zaczął narzekać Sebastian.

-Nas zapewne dadzą do jednej grupy. Mnie, Sebastiana, no i Marcina. – powiedział Szymon.

-Chodźmy może na dół. – powiedziała Agnieszka. Wszyscy zlecieli po schodach,  dołączając do sporej grupki zebranych już osób. Wyszli przed dom i obserwowali całe zajście. Na Agnieszkę, machnął ręką pan Romek, więc opuściła chłopaków.

-E tam, nic się nie dzieje ciekawego. – stwierdził Sebastian.

-Psyt, chodź na moment. – zagadała go Monika.

-Więc o co chodzi? – zapytał Marcin.

-Będzie może dziś jakiś czas wolny? – spytała się go Monika.

-O ile wiem, to jak wrócimy z obiadu. Czyli nieco później. – odparł Marcin.

-Bylibyście dziś do dyspozycji? Zamierzamy pójść do tego zamku. – odparła Monika.

-Naturalnie. Miałem wam tak w ogóle coś sprawdzić. Jakąś mapę czy coś. – powiedział Marcin.

-Tak. Przydałaby się mapa podziemi dworku z siedemnastego wieku. – powiedziała Monika.

-Hmm, będę w pokoju to poszukam. – stwierdził Marcin. Stracił z zasięgu wzroku Agnieszkę i Szymona. Sebastian z kolei gadał z jakąś dziewczyną, więc nie chciał mu przeszkadzać. Znów usłyszał kroki nad sobą.

-Dziwne to wszystko. Organy, kroki. Dziwni staruszkowie, oraz można tu wliczyć czwórkę, która wczoraj się nie wystraszyła tego wszystkiego. – powiedziała Monika.

-No właśnie. Nie wiem co jeszcze można tu wliczyć. – westchnął Marcin. Jego rozważania zakończyło nadejście sporej grupki osób. Wszyscy byli w piżamach lub mieli nałożone na siebie długie i ciepłe bluzy.

-Śniadanko za chwilę! – usłyszeli schodzącą po schodach panią Basię. Jak powiedziała tak też się stało. Zanim wszyscy zeszli, do kuchni wjechał wózek z kanapkami. Kierowali po raz kolejny raz, ubrani staruszkowie, w białe czapy i fartuchy.

-Mniam! Pora na jedzonko. – uśmiechnął się Marcin, ruszając do talerza. Wziął kilka kanapek i po chwili namysłu, poszedł z nimi do pokoju. Minął po drodze jakąś dziewczynę, która go zaczepiła.

-Widziałam wczoraj, że masz laptopa. Dasz mi wejść na fejsa? – spytała się go. Marcin szczerze się zdziwił.

-Laptop… ale nie ma Internetu. – odparł Marcin.

-Nie ma problemu. Wzięłam przenośny. – odparła.

-To dam ci tablet na godzinkę – odparł Marcin.

-Dziękuję. Powiem ci, że myślałam, że będzie tu jakaś kafejka, czy coś. – powiedziała dziewczyna.

-Ale w kafejce jest internet. Więc po co ci taki internet przy sobie? – spytał Marcin.

-No właśnie w razie, gdyby nie było Internetu, ani kafejek. Wiedziałam, że ktoś weźmie cokolwiek ze sobą. – odparła dziewczyna.

-Do tej pory, kogo nie poznałem to miał jakiś ukryty cel podróży w to miejsce. Rozumiem, że chcesz wypocząć? – zagadał Marcin, ruszając powoli do swojego pokoju. Nieznajoma podążyła za nim.

-Co? Też tego ktoś szuka? – zdziwiła się dziewczyna.

-Mówisz o skarbie, ukrytym w zamku? – zapytał Marcin.

-Skarbem tego nie nazwałabym. Podobno jakaś figurka, warta grube dziesiątki tysięcy znajduje się w pobliżu tego miejsca. – powiedziała dziewczyna.

-Figurka? – zdziwił się Marcin.

-Taki kamienny zegar z kukułką. Ale najcenniejsza jest jego zawartość. Mówią, że istnieje tylko jeden, jedyny klucz takiego rodzaju, który zaginął. Otwiera on ten posążek, a zawartość ponoć zawiera jedną z największych zagadek ludności. – powiedziała podekscytowana dziewczyna. Marcin otworzył szeroko oczy. Przecież taka figurka leżała w jego pokoju, do którego szli. Musiał coś wymyślić.

-Hmm, no to jakoś wygląda mi na brednie. Zresztą, nawet jeśli byśmy mieli posążek, to skąd weźmiesz klucz? – zapytał zdziwiony Marcin.

-Niedźwiedzia głowa. – uśmiechnęła się dziewczyna, wyjmując okrągły przedmiot, niewiele przypominający klucz.

-Chcesz mi powiedzieć… że był on na dole od samego początku? – zdziwił się Marcin.

-Dokładnie. Wystarczyło trochę wczytać się w wikipedie i strony z legendami o tym miejscu. – powiedziała dziewczyna.

-Chcesz stworzyć duet? Co bym dostał, jeśli miałbym w jakiś dziwny sposób tą figurkę? – zapytał Marcin.

-Że być z tobą? Wiesz, nawet nie wiem jak masz na imię. – powiedziała dziewczyna zdziwiona.

-Aaa, nie taką parę. Duet poszukiwaczy skarbów. No a tak w ogóle, Marcin jestem. – powiedział Marcin stając przed swoim pokojem.

-No moglibyśmy. Ale tylko, jeśli posiadałbyś figurkę. No a ja nazywam się Gosia. To co, dasz ten tablet? – spytała się go.

-Więc… mam dla ciebie coś zupełnie lepszego. – uśmiechnął się Marcin otwierając drzwi. Teraz wiedział o co chodziło Kapturnikowi. Miał odkryć, że w dywanie, na środku salonu, w głowie niedźwiedzia, był ukryty klucz. Zrozumiał też, że teraz musi być z nią w grupie, a jego pierwszy sen, który jeszcze śnił w domu, będzie nie do zrealizowania. Zapewne grupa będzie nieco bardziej rozbudowana. Marcin rozmyślając wszedł do środka, zapraszając Gosię do siebie.

-To znaczy? – zapytała się go.

-Popatrz na stolik. – uśmiechnął się Marcin. Patrzył na Gosię i na jej zmianę wyrazu twarzy. Przyjrzał się jej. Miała ciemne włosy, oraz lekko piegowatą twarz. Do tego ciemna koszulka z rockowym zespołem.

-Znalazłeś przede mną! Jesteś wielki! – ucieszyła się Gosia.

-To może chcesz odkryć zawartość? – zapytał Marcin.

-Już jestem cała podekscytowana! – podleciała Gosia do posążka i wsadziła klucz wprost do otworu. Chwilę kręciła, po czym mechanizm sprawił, że drzwiczki otwarły się, a zza drzwiczek wyleciała mała kukułka. Wyleciała dosłownie, ponieważ wystrzeliła na podłogę. Po chwili powoli, zaczął wysuwać się stary papier.

-Kartka? – zdziwił się Marcin.

-Pewnie opis miejsca, albo nawet lokalizacja. – powiedziała Gosia. Marcin wziął kartkę, po czym lekko zawiedziony, dał ją Gosi.

-Potrafisz mówić po niemiecku? Mam w szkole tylko francuski. – westchnął Marcin.

-Niestety nie. Przecież chodzę z tobą do szkoły. Tylko jestem rok starsza. – powiedziała Gosia.

-Aa, to przepraszam, że cię nie poznałem. Faktycznie, taka znajoma lekko twarz. – uśmiechnął się Marcin. Nagle do pokoju wpadł Sebastian, a z nim jakaś dziewczyna.

-Oj… myślałem, że jest tutaj pusto. – powiedział zdziwiony Sebastian.

-Potrafisz niemiecki? – zapytał się go Marcin.

-W szkole tylko angielski i rosyjski mam. – powiedział Sebastian zdziwiony.

-A to nieważne, możesz iść.- machnął ręką Marcin.

-A ty, jaki miałeś cel podróży w to miejsce? Taki sam jak ja? – zapytała się go Gosia.

-Niee, u mnie to było tak, że byłem nastawiony na spokojne wakacje. A teraz śnią mi się dziwne sny odnośnie niedalekiej przyszłości, śledzi mnie jakiś koleś, ten sam, który mi dał do pokoju ten posążek. –westchnął Marcin.

-Dlaczego więc chciał, abyś miał ten posążek? – zapytała Gosia.

-Do teraz nie wiem. Zbyt skomplikowane. Dawał mi tylko wskazówki, chyba co do położenia klucza. To znaczy, abym go znalazł. Ale mnie uprzedziłaś. – powiedział Marcin.

-Byłeś za mało spostrzegawczy. Znalazłam przypadkiem, gdy wystraszyliśmy się organ. – powiedziała Gosia. Jak na zawołanie, w drugiej części domu, zaczęły grać organy.

-No co to ma być. Miałem nadzieję, że mimo wszystko, to jednak był czyiś dzwonek komórki. Jednak jeśli to prawda, to właściciel chyba nie potrafi odbierać telefonu. – westchnął Marcin.

-Dobra. Dzięki za wszystko, ale teraz potrzebuję ten tablet. – powiedziała Gosia. Organy akurat ucichły.

-Mogę zatrzymać kartkę? Znajdę kogoś kto zna niemiecki, a jak mi nie ufasz to zrób sobie zdjęcie. – powiedział Marcin.

-Racja. Ufam, ale wiesz. Mówiłeś, że każdy miał inny cel podróży tutaj, to ktoś raczej może tego samego szukać. Jeśli tak jest, to wiesz, że mogą ci to nawet siłą odebrać.- powiedziała Gosia.

-Możesz mieć rację. Też zrobię zdjęcie, a papierek bym nawet zniszczył, tak na wszelki wypadek. – powiedział Marcin.

-Nie wiem, czy to dobry pomysł. Może jest jakiś ukryty szyfr po zgięciu kartki, czy coś. Poczekaj, aż ktoś ci tego nie przetłumaczy. – powiedziała Gosia.

-Marcin! Czemu… stoicie, przy tym? – zdziwiła się Agnieszka, która weszła razem z Szymonem.

-Miała klucz. Więc przecież nie okradłbym jej. Pomoże nam. – powiedział Marcin.

-Umiecie niemiecki? – spytała z nadzieją Gosia.

-Ja potrafię. I to całkiem nieźle. – ucieszył się Szymon.

-Więc tłumacz. – podał mu Marcin kartkę.

-To coś… było w figurce? – zapytał Szymon.

-No tak. I kanarek. – powiedział Marcin.

-Ten kanarek… wygląda jak klucz! – zdumiała się Agnieszka, która podniosła go z ziemi.

-Pokaż… - Marcin był zdziwiony. Obejrzał go, po czym stwierdził, że faktycznie. Kształt kanarka, skrzydła, dziób i ogon, sprawiały wrażenie, że kanarek jest kluczem.

-Dajcie mi chwilkę. – powiedział Szymon. Wyjął okulary, co wszystkich zdziwiło.

-Ładnie ci w nich. – powiedziała do niego Agnieszka. Pokazał palcem aby wszyscy byli cicho. W końcu ciszę, mlaskanie Marcina, ciche gwizdanie Sebastiana i stukanie na tablecie Gosi, przerwał podekscytowany Szymon.

-Nie rymuje się za bardzo po Polsku, za to po niemiecku ciekawie dosyć to brzmi. Otóż posłuchajcie. Ukryte dworku drzwi, w miejscu gdzie ciągle grzmi. Południe otworzy drogę ku prawdzie. Historia się już nie liczy, jest inna niż dotychczas. Prawda ta unieszczęśliwi podróżnika, który aby wszystko naprawić, będzie musiał wiele przeżyć. – powiedział Szymon nieco powoli.

-Hmm? Nie rozumiem. – stwierdziła Agnieszka.

-Dworek, to ten zamek. W moim pierwszym śnie, mówiłeś o ukrytych drzwiach. – stwierdził Marcin.

-No to widzisz. Wszystko się jak na razie układa. – powiedział Szymon.

-Miejsce, gdzie ciągle grzmi, to chyba ogólnie Słupsk. Przecież nawet teraz słychać w oddali burzę, mimo, że jest tam ładnie. – powiedziała Agnieszka.

-Południe otworzy drogę, ku prawdzie? – zapytał Marcin.

-Nie wiem. Południowa część zamku? Nie mam pojęcia. – stwierdził Szymon.

-O co chodzi z tą historią? Jak może być inna, niż ta, którą znamy? – zapytał Marcin.

-Może chodzi o teleporter. Mówiłeś coś, że ci się śnił. – powiedział Szymon.

-I to by się zgadzało. Odkryliśmy maszynę cofającą w czasie! – podniecił się Marcin.

-Jesteś pewny? – zdziwiła się Gosia.

-Nie. Ale jak mówiłem, mam sny. Przyśniła mi się dziwna maszyna pod ziemią. Jeśli to prawda… to rzeczywiście, możemy mieć kłopot z powrotem. Jak to powiedział Szymon, wiele przeżyjemy aby to naprawić. Ciągle wszyscy są ze mną? Nikt nie wymiękł? – zapytał się Marcin grupy.

-No o czym ty mówisz? Do końca jesteśmy ekipą. – powiedział Szymon. Reszta tylko pokiwała głowami.

-Naszym następnym celem, będzie odwiedzenie zamku w Słupsku. Dziś po obiedzie będzie czas wolny podobno. Więc idziemy. – powiedział Marcin.

-Nie koniecznie. Animatorzy mają dla nas jakąś grę podchody. – oznajmiła Agnieszka.

-No nie… ale dobra, mamy wciąż sporo czasu.- powiedział Marcin.

-A co teraz będzie?- zapytał Szymon.

-Zabawy integracyjne. To znaczy, każdy, będzie poznawał każdego, co lubi ta osoba, jakieś tego typu zabawy. Bardziej dla młodszej grupy, ale musimy przetrwać. – powiedziała Agnieszka.

-Więc chodźmy może. – powiedziała Gosia. Marcin wyszedł z pokoju zamykając drzwi. Zeszli wszyscy na dół, gdzie wszyscy kończyli jeść posiłek. Marcin zszedł po schodach, i coś mocno nagle uderzyło go prosto w czoło. Wyglądało jak kamień i spadło na ziemię. Poczuł, że leci mu krew z czoła i lekko się zdenerwował. Podniósł z ziemi przedmiot i szukał winnego. Gdy takiego nie znalazł, zaczął oglądać, czym oberwał. Jego zdumienie było wielkie.

-Muchobot… - stwierdził głośno Marcin.

-Że jak? – zapytał schodzący za nim Szymon.

-Mucha robot. Uderzyła mnie w czoło. Chyba wiemy, skąd Kapturnik wie o wszystkim. – pokiwał głową Marcin. Reszta, która z nim schodziła, dopiero teraz, zauważyła, że krwawi.

-Nic ci nie jest? – wystraszyła się Agnieszka.

-Spokojnie. Mam w pokoju apteczkę. Nie chce mi się iść, więc pożyczę od naszych dziwacznych staruszków. – odparł Marcin, skręcając w stronę drzwi do kuchni. Zostawił muchę w kieszeni, a sam zapukał do drzwi. Po chwili otworzył mu jeden ze staruszków.

-Ojej, a cóż to się dzieje? – zapytał się go na start, prawie niezrozumiale. Staruszek szybko zrozumiał swój błąd, wkładając sztuczną szczękę.

-Zawadziłem głową o coś metalowego. Można to jakoś zatamować? Bo czuję, jak mi już krew cieknie po szyi. – powiedział Marcin.

-Leonid! Gdzie mamy bandaże? – krzyknął staruszek.

-W tej szafce pod talerzami. – odparł drugi staruszek. Marcin wiedział już jak ma na imię.

-Dobrze młody synu. Na wojnie nie raz zdarzało mi się krwawić. To nic strasznego. – odparł staruszek.

-Spokojnie, przecież nic się nie dzieje. Chciałbym zapytać o dziwne sprawy, które mają miejsce w tym domu. Mógłby mi pan wyjaśnić? – zapytał się Marcin.

-No dobrze… widziałem, że masz wielu znajomych. Nie chciałbym, aby wybuchła panika. Musisz mi obiecać, że nikt nie dowie się o tym wszystkim. Wszystkie wycieczki jakoś przez to przechodzą, no i mają przeżycia do końca życia. Prawda jest taka, że w tym domu straszy. Jeśli słyszycie organy, kroki na strychu, widzicie cienie, albo czujecie zimne powietrze, czy jeszcze co innego, nie bójcie się. Do tej pory duchy nic nikomu nie zrobiły. Musisz wiedzieć, że strzegą one tajemnicy tego domu. Jeśli ktoś będzie chciał wejść na strych, może nie wyjść cało, bo duchy nie dopuszczą tam nikogo. Dlatego wejście, jest zamknięte, a klucz już dawno nie istnieje. – powiedział smutno staruszek. W międzyczasie owinął głowę Marcina.

-Czyli to miejsce, to po prostu nawiedzony dom? – zapytał powoli Marcin.

-Nawiedzony pensjonat jak już. Chyba wszystko gra. Miłej zabawy. – powiedział staruszek, wyraźnie kończąc rozmowę. Marcin wyszedł zza drzwi i powitały go oklaski.

-Co to ma być? – zdziwił się Marcin.

-Nie zjadł cię? – zapytał jakiś młodszy uczestnik wycieczki.

-Dziwny, ale miły staruszek, Nie ma się co bać. – uśmiechnął się Marcin. Oklaski po chwili ucichły, a Marcin dosiadł się do Szymona i Agnieszki. Sebastian siedział całkiem gdzie indziej, Gosia, siedziała na dywanie, a Filip i Monika, byli również daleko od nich.

-Co słychać? – zapytał się Marcin na powitanie.

-Bez zmian. Taką największą, to chyba to, że zaczęło nam się nudzić. – odparł Szymon.

-Znów są kroki. Jakby mocniejsze. – powiedziała Agnieszka słysząc ruchy na strychu.

-E tam. Idzie się przyzwyczaić. – odparł Marcin.

-Brr… ale zimno tu mają. – powiedział Szymon.

-Zimno? Może lekko. Spokojnie. – odparł Marcin. Był nieco spokojniejszy bo wiedział, że to wina nawiedzonego domu. Za razem też bał się, że poszukiwanie skarbu, albo wejście do zamku, do jego podziemi, rozbudzi demony. Wtedy przypomniał sobie sen. Poczuł gęsią skórkę. Obiecał nikomu o tym nie mówić, więc musiał trzymać język za zębami.

-Są wszyscy? Więc zaczynamy. Ja jestem Michał. Będę od dziś animatorem, który zajmie się najmłodszą grupą chłopców. Obok mnie jest Krzychu, który weźmie najstarszych chłopaków. Dziewczyny będą z Jagną oraz Marzeną. Dojadą do nas jeszcze dwie osoby, ale to za godzinkę. Więc zaczynamy zabawę. Chodźcie wszyscy, ustawmy się w kółku. – powiedział Michał. Miał na oko dwadzieścia kilka lat. Mimo braku włosów, nie był wcale brzydką osobą.

-Zacznę od siebie. Jestem Michał i lubię zarabiać pieniądze. – powiedział Kilka osób popatrzyło na niego zdziwiona, kilka się roześmiało. Pokazał palcem na pierwszą lepszą osobę. Przypadkiem trafiło na jednego z czterech chłopaków, którzy wczoraj się nie wystraszyli.

-Ja? No ja Adrian jestem. Lubię narty i kręgle. – powiedział chłopak. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby się niczym nie przejmował. Miał ciemne włosy, podobnej długości co u Marcina, oraz był też podobnego wzrostu. Wskazał następną osobę, którą była Monika.

-Hmm, jestem Monika, mam szesnaście lat i lubię konie. – powiedziała Monika. Wskazała Filipa, który jej szepnął aby zmieniała to. Ona jednak się tylko zaśmiała.

-Pff, jestem Filip, lubię… nie wiem no. – powiedział Filip wskazując Agnieszkę.

-Jestem Aga, jest mi coraz zimniej, i lubię słuchać muzyki. – powiedziała.

-Jeśli dziewczyna mówi, że jest zimno, to trzeba ją przytulić. – szepnął Marcin do Szymona.

-Serio? – zapytał zdziwiony. Agnieszka tymczasem wskazała Szymona.

-Serio. – odparł Marcin.

-A jak ja powiem, że mi zimno to mnie też powinna przytulić? – zapytał cicho Szymon i dodał już głośniej. - No serio jest tu zimno. Jestem Szymon, lubię jeździć za granicę i poznawać inne kraje. – odparł Szymon, wskazując na Marcina.

-Jestem Marcin, jak już ktoś wcześniej powiedział, tak samo jak on lubię narty i kręgle. Do tego lubię słuchać muzyki. – powiedział Marcin, wskazując na Gosię.

-O jak miło. Nazywam się Gosia i już mi się tutaj bardzo podoba. – powiedziała, wskazując na drugiego z animatorów.

-Jestem Krzysiek i jestem kreatywny. Stworzyłem wam mnóstwo zabaw na ten wyjazd. – powiedział Krzysiek. Wyglądał na jakieś trzydzieści lat. Wskazał kolejną osobę. Marcin i tak wszystkich nie zapamiętał, poza czwórką, która im się wczoraj rzuciła w oczy. Nazywali się Adrian, Daniel, Dominik oraz Adam. Jako, że ich też było czterech, w podstawowej ekipie, bez Gosi, Filipa i Moniki, nazwał ich wrogą czwórką.

-Grupy będą dziesięcio osobowe. Ja biorę tych najstarszych. Ma ktoś ponad siedemnaście lat? – zapytał na początek Krzysiek.

-Najstarsi mają po szesnaście. – odparła Agnieszka.

-Więc, kto z chłopców ma szesnaście lat? – zapytał Krzysiek. Rękę podniósł Marcin, Filip, Szymon, Adrian oraz Dominik.

-Więc nas tylko pięciu będzie? – zapytał Filip.

-Nie, nie. Kto ma piętnaście z chłopaków? – zapytał Krzysiek. Tym razem ręce uniosło sześć osób. W tym Sebastian, Daniel oraz Adam. Zostali oni dodani do grupy. Było też dodanych dwóch, których jeszcze nie znali. Marcin przypomniał sobie, że jeden miał na imię Łukasz, a drugi Konrad. Następnie zostały wybrane pozostałe grupy, po czym odezwał się Krzysiek, ich animator.

-Myślałem, czy nie zacząć kolejnej zabawy, ale zimno tutaj. Ubierzmy się i chodźmy na zewnątrz. – powiedział Krzysiek. On jako jedyny nie miał na sobie piżamy.

-Dobra, bo mam już wrażenie, że nad sufitem unosi się para wodna. – powiedział zdziwiony Filip. Udali się szybko do pokoju. Marcin po raz kolejny był przed resztą. Otworzył drzwi, po czym zaczął szukać jakiejś kartki od Kapturnika. Tym razem nic nie znalazł. Gdy reszta przyszła, wyszukał sobie ubrania na dziś. Były to czerwone hawajki oraz biała koszulka z obrazkiem miasta. Wskoczył pod pościel i szybko się przebrał.

-Czy nie wydaje wam się, że coś dziwnego się tutaj dzieje? – zapytał Sebastian.

-To znaczy? – zapytała Agnieszka.

-Chociażby ten spadek temperatury. – odparł Sebastian.

-Mówią, że jak spada temperatura, to, że w pobliżu są duchy. – powiedział Szymon.

-Duchy nie istnieją. – powiedział Marcin.

-A mogłem zostać w domu. Jak ja przeżyje te siedem dni?! – wystraszył się Sebastian.

-Już sześć. Spokojnie. Przecież, jakby tutaj coś było, to by o tym pisali w Internecie… - zaczął Marcin, po czym nagle przeraził ich trzask drzwi zaraz za nimi. Co gorsze nikt przy nich nie stał. W tle grały organy, a na dole skrzypiała podłoga. Za Marcinem, pod pościel, oczywiście swoją, wskoczyła Agnieszka.

-Chodźmy stąd jak najszybciej. – odparła, szybko dosyć się przebierając. Nie trzeba długo było czekać. Równocześnie przebrali się pozostali, a potem już wszyscy wylecieli z pokoju jak najszybciej. Dziesięć minut później stali przed hotelem. Jak się okazało mieli ćwiczyć przed bieganiem.

-Póki nas jeszcze nie znają, może wymkniemy się i skoczymy obadać zamek? – zapytał Filip.

-Okej, w czasie biegów można. – powiedział Marcin. Zaczęli biegi dość powoli, ze względu na młodszą grupę. Marcin szybko sprawdził na GPS swoje położenie. Byli jakieś dwa kilometry od zamku, jednak z każdą chwilą odległość ta malała. Z oczu znikł im pensjonat, a zamiast niego, ukazało się nadmorskie miasto, pełne pamiątek i sklepów turystycznych.

-Kiedy pojedziemy nad morze? – zapytał jakiś młodszy chłopiec.

-Dziś się integrujemy, a jutro zamierzamy właśnie tam się udać. – powiedział Krzysiek.

-No to jutro nici z szukania. – powiedział cicho Marcin.

-Musimy zacząć dziś. – powiedział Szymon.

-Wiem, plan mam taki, abyśmy w trójkę, może Sebas będzie chciał to w czwórkę skoczyli na zamek. – powiedział Marcin.

-Seba to wątpie. Jakąś laskę spotkał i z nią ciągle przebywa. No ale co zrobić. – odparł Szymon.

-Nie wygląda to dobrze. Zostało półtora kilometra do zamku i znów zaczyna to rosnąć. Filip, chodź tu. – zawołał Marcin. Jednocześnie zwolnili, zostając z tyłu....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin