Opowiadanie(przygodowe) Akt drugi - Rozdział 11.docx

(33 KB) Pobierz

#11              Alternatywny plan

 

 

Wokół nich była już jedynie ciemność. Niekiedy widzieli jakieś świecące oczy mutantów, jednak nie było ich wiele. Jechali samochodem Matiego w stronę Zebrzydowic. Szymon wydawał się być nerwowy a Marcinowi odkąd wsiedli do samochodu, było słabo. Laura lekko się niepokoiła, a Aga nerwowo gwizdała. Jedynie Mati i Blondas nie wykazywali żadnych oznak zdenerwowania. Marcin stracił dwa razy przytomność, jednak sam nie wiedział, czy aby na pewno zemdlał. Miał po prostu takie wrażenie, gdyż za drugim razem ocknął się w środku rozmowy.

-Więc niech będzie. Będę schowany przy Slov Nafcie i obserwował. Można wysłać jeszcze Artura w stronę Kaczyc i Olka na Marklowice. Musimy mieć pewność, że nas nie zaskoczą. – odparł Blondas.

-Dobra. A jeśli się postarają i zaatakują od strony Jastrzębia? – zapytał Szymon.

-Raczej po prostu pójdą najszybszą drogą. – stwierdził Blondas.

-No to dobra, na moje oko mamy jakoś ze cztery godziny. – stwierdził Szymon.

-A my dostaniemy jakieś zadanie? – zapytała Laura.

-Spokojnie, po kolei. Aga poprowadzi oddział Alfa.

-To my mamy jakieś wojsko? – zdziwił się Marcin.

-Pod twoją nieobecność działo się dość sporo. Wszyscy chętni brali udział w nauce walki. Stworzyliśmy jedenaście dziesięcioosobowych oddziałów. Jedni mają łuki, inni proce. Mamy też trzy pistolety, kilka wiatrówek. Są też kusze i dwa oddziały z bronią białą. – odparł Szymon.

-Dobra, wysadźcie mnie, zajdę sobie do Slov Nafta. – poprosił Blondas, gdy znaleźli się przy szkole. Zostawili samochód na środku drogi i Marcin, Laura, Mati, Szymon, oraz Aga, ruszyli drogą w kierunku szkoły. Od razu było widać zmiany. Drzwi były zabarykadowane, były też dwa przewrócone bokiem samochody, blokujące wejście. Przy wejściu było dwóch wartowników.

-Zawołajcie mi tutaj Olka i Artura. Pójdą na zwiady. – odparł Szymon. Jeden z nich wszedł do szkoły, a drugi odchrząknął i zaczął mówić.

-Zrobiliśmy co kazałeś. Grupy, Jota, Theta i Eta, poszły przeszukać budynki w Zebrzydowicach. Zaliczyliśmy jeden zgon, niestety jakaś mała zmutowana jaszczurka wpadła jednej dziewczynie pod bluzkę i tak ją pokąsała, że nie udało jej się odratować. Co do znalezionych rzeczy do obrony, w dwóch domach były akcesoria typowe dla policjanta. Pałka teleskopowa, paralizatory, kajdanki, różne takie przedmioty. Mamy karabin i trzy pistolety. Nieźle, nie? – zapytał chłopak.

-Oni będą lepiej wyposażeni. Zawsze coś, ale pamiętajcie, że efekt zaskoczenia będzie się liczył. Oddział Alfa, będzie bronił nas ze strony Kończyc, na moście kolejowym. Dodamy tam trochę metalowych części i powinno być dobrą obroną przed kulami. – stwierdził Szymon.

-Hmm, drzwi samochodowe byłyby dobre? – zapytał Marcin.

-Tak, nie wpadłbym na to. Wyślemy Daniela, bo on jest od kradzieży samochodów. – odparł Szymon. Marcin skojarzył, że chodzi mu o tego Daniela, którego spotkał jako pierwszego po utracie pamięci. Marcin uśmiechnął się pod nosem. Ze szkoły wyszedł chłopak, który był po Artura i Olka.

-Idą wszyscy, grupy od Alfa do Lambda. – odparł chłopak.

-Dobrze, to od razu powiem wszystkim co i jak. – odparł Szymon.

-Pojdę do naszych i Daniela wyślę z misją szukania drzwi. – odparła Aga. Ze szkoły zaczęło wychodzić trochę ludzi. Marcin kojarzył parę osób, które miał okazję zobaczyć podczas swojego przemówienia. Oni go jednak nie pamiętali, bo zdołał zginąć i cała rozmowa na nic się nie przydała. Grupy szybko ustawiły się na placu przed szkołą. Przed prawie każdą stał lider.

-Co się stało z liderem z Kappy? – zapytał Szymon.

-Chory. Silna gorączka go rozłożyła. – stwierdziła jedna z dziewczyn.

-Dobra, Marcin, jak powiem ci co masz z nimi robić, to poprowadzisz ich? – zapytał Szymon.

-Ale dodaj do oddziału Laurę. – poprosił Marcin.

-Git. Także słuchajcie. Grupa Alfa, będzie odpowiedzialna za zasadzkę na moście kolejowym przy Kończycach. Dostaniecie materiały, którymi sobie przygotujecie tamto miejsce. Musimy za godzinę być gotowi. Ja teraz tylko przypominam, bo plan już zna prawie każdy. – powiedział Szymon w stronę Marcina.

-Dobra… grupa Beta i Gamma będą w pobliżu mostu, przy komendzie policji, a gdy usłyszą strzały, polecą pomóc tym przy moście. Ich zadaniem jest wystraszyć wroga no i obezwładnić bądź zabić kogo się da. Grupa Delta i Epsilon. To samo co Beta i Gamma, tylko z drugiej strony. Ukryjecie się w lasku i również nadejdziecie z pomocą gdy usłyszycie strzały.

-Grupa Dzeta, Eta, Theta i Jota, mają za zadanie chronić szkoły. Za wszelką cenę musicie obronić wszystkich którzy tutaj się znajdują. Grupa Dzeta, będzie w oknach. Grupa Eta, ukryta w budynkach w okolicy. Grupa Theta, będziecie ukryci przed szkołą. Z kolei Jota, ma za zadanie w razie czego ewakuować ludzi ze szkoły i ich bronić.

-Idźcie już, przygotujcie się emocjonalnie czy coś. Pierwsze pięć grup ma za godzinę być gotowe. Pozostałe niech po prostu są gotowe do natychmiastowego działania. – odparł Szymon.

-A co mam robić ja, z moją grupką? – zapytał Marcin.

-Dostałeś chyba najciekawszą grupkę. Jesteś łucznikiem o ile pamiętam, więc sprostasz. Dostaniecie specjalne strzały, które będą wybuchały po mocnym zderzeniu z czymś twardym. Tak czy owak, musicie po prostu zabijać. Będziecie mobilni, więc będziecie się poruszali po okolicy i musicie pozostać niezauważeni, gdy będą się dziwić skąd ich atakują. – powiedział Szymon.

-Da radę zrobić. Tylko łuk mam w Cieszynie. – westchnął Marcin.

-Spokojnie, dostaniesz łuk poprzedniego dowódcy Kappy. – powiedział Szymon.

-Dobra, a Lambda? – zapytał Marcin.

-Drużyna specjalna. Zakres działań tajny. Jestem ich dowódcą i tylko do tego reszta jest uprawniona. – uśmiechnął się Szymon.

-No nic, mamy coś robić, czy raczej poczekać na sygnał? – zapytał Marcin.

-Twoja ekipa może odpocząć. Ty możesz ogarnąć okolicę i jakieś punkty strategiczne blisko drogi. – powiedział Szymon.

-Coś wymyślę. Muszę odpocząć bo sam się nie czuję najlepiej. – stwierdził Marcin.

-To co robimy liderze? – zapytał jakiś chłopak z jego Kappy.

-Sam nie wiem. Jak macie jakieś zajęcia to macie godzinę czasu. Widzimy się o dwudziestej pierwszej na moście, gdzie będą przygotowywali zasadzkę. Sam jestem ciekaw jak im to wyjdzie. – stwierdził Marcin.

-W porządku. A jak ktoś nie ma co robić? – zapytał jeszcze inny chłopak.

-Ja raczej wrócę do domu po jakieś leki. Ale…- zaczął Marcin.

-Leków w szkole pod dostatkiem. Czego ci trzeba? – zapytał ten sam chłopak.

-Proszę cię, zaleć mi po coś na ból głowy i jakieś osłabienie. – poprosił Marcin. Dziesięć minut później, Marcin już wiedział co będzie robił. Czuł się nieco lepiej, oraz miał plan. Najpierw jednak musiał się załatwić. Poszedł za szkołę i usłyszał, jak ktoś blisko niego zaklął.

-Kurwa! Co jest z tymi komunikatorami. – westchnął chłopak. Marcin nasłuchiwał. Usłyszał ciche łączenie i odezwał się jakiś głos.

-Halo? Halo? Słyszysz nas? Wiedzą o nas? Wiedzą, skąd ich zaatakujemy? – zapytał głos w słuchawce. Był trzeszczący i słyszalny.

-Halo, słyszysz mnie? – zapytał chłopak. Marcin postanowił działać od razu. Podniósł skałę, która wydała mu się niepokojąco lekka. Mimo wszystko skoczył na chłopaka i uderzył go prosto w twarz. Wyglądało na to, że był mocno zszokowany. Uderzenie wystarczyło. Marcin powalił go na ziemię.

-Halo? Halo? Co to było? – zapytał chłopak w słuchawce. Marcin wpadł na pomysł.

-Yyy, wybacz, trzeszczało i musiałem uderzyć o coś twardego ale już działa. – stwierdził Marcin.

-Teraz to ty trzeszczysz. No mów jak sytuacja. – poprosił chłopak w słuchawce.

-Nastawili się, że zaatakujemy od strony Kaczyc. Mają tam jakiś patrol w okolicy szkoły w Kończycach. Temu moja propozycja byłaby taka, abyście poszli właśnie Kaczycami, no i skręcili na Slov Naft. – powiedział Marcin.

-Kaczycami? Ale to kawał drogi… No ale jeśli ma to nam pomóc… to zrobimy jak każesz. Czyli iść potem główną drogą tak? – zapytał chłopak.

-Dokładnie. Szkołę mają bez ochrony. Wszyscy mają zasadzkę koło boiska Spójni w Kończycach. Nie wiem czemu myśleli, że tam pójdziecie. – odparł Marcin.

-To chyba tyle, jakby coś się zmieniało to nam mów. Zadzwonimy jeszcze! Strzałeczka i do usłyszenia. – odparł chłopak w słuchawce. Rozłączyli się i Marcin mógł w końcu się wysikać. Z emocji zapomniał, że stał nad szpiegiem. Tamten jednak coś nie odpowiadał. Tak czy owak Marcin go zostawił. Wrócił stamtąd jakoś silniejszy niż był przed chwilą.

-To co robimy? – zapytała się Laura. Uczepiło się ich trzech chłopaków z grupki.

-Macie zadanie. Musicie przygotować materiały, których użyjemy i przenieść je pod komendę policji. Popilnują nam ci z Bety i Gammy. – odparł Marcin.

-W porządku, w takim razie lecimy! – powiedział chłopak. Przed szkołą zostali tylko wartownicy, oraz Laura z Marcinem. Reszta w cudowny sposób zniknęła.

-Fajnie ich spławiłeś. W takim razie jaki plan? – zapytała Laura.

-Lecimy do domu Marcela. Napijemy się i zobaczymy co dalej. – uśmiechnął się Marcin. Na myśl o piciu, Laura od razu się uśmiechnęła.

-Tylko że nie ma samochodu, a samemu to tak niebezpiecznie iść taki kawał drogi. – zmartwiła się Laura.

-Czekaj… kolego! Możemy pożyczyć ten samochód? – zapytał Marcin, mówiąc o jednym z wywróconych bokiem.

-Nie mają paliwa. Ale jak potrzebujecie auto, to z tyłu szkoły jest parking i o ile pamiętam, to BMW powinno być sprawne. Kluczyki są pomiędzy fotelami z tyłu. – odparł chłopak.

-Dobrze dzięki! – uśmiechnął się Marcin.

-Chodźmy przez szkołę. Będzie prędzej – uśmiechnęła się Laura.

-Czemu nie? – odparł Marcin. Gdy weszli do budynku, Marcinowi od razu zrobiło się słabiej. Miał już tego dość. Najpierw w karczmie, potem w helikopterze, potem w samochodzie, teraz w szkole. Nie miał pojęcia jak powiązać te wszystkie miejsca.

-Co się dzieje? – Laura zauważyła jego osłabioną twarz i lekko się zaniepokoiła.

-Chyba mam klaustrofobie. – stwierdził Marcin.

-Hm? Co ty gadasz? – zdziwiła się Laura.

-Serio ci mówię. Co bym nie wszedł do zamkniętego pomieszczenia to mi słabo. – stwierdził Marcin. Zeszli po schodach na dół, do poziomu szatni.

-Zaraz zobaczymy, po wyjściu z budynku. – stwierdziła Laura. Minęli kuchnię, z której dobiegały liczne rozmowy.

-Myślisz, że to ostatnie dni, w których wszystkim wiedzie się dobrze? – zapytał Marcin.

-Jedno jest pewne. Jeśli przegramy, to raczej już będzie po nas wszystkich. – stwierdziła Laura.

-No to wszystko musi pójść po naszej myśli. – odparł Marcin. Przeszli przez kuchnie i wyszli tylnimi drzwiami. Na parkingu było kilka samochodów. Było też BMW.

-Dobra, szukaj kluczyków, ja muszę koniecznie odpocząć. – powiedział Marcin. Zdziwił go nagły przypływ sił, gdy tylko stanął na asfalcie. Zaczął głęboko oddychać i przykucnął. Wziął do ręki kilka kamyczków i zaczął nimi jeździć po ręce. Nie wiedział czemu, jednak mocno go to uspokajało.

-Co ty właściwie robisz? – zamyślenie Marcina przerwała Laura.

-Ja? Jak to co? – Marcin sam nie wiedział co robił. Zamyślił się, sam nie wiedział o czym, jednak zaskoczyło go, że ułożył piramidę z kilku mniejszych głazów przed sobą. Sięgała prawie pół metra.

-Co robisz pytam! – Laura nagle znalazła się przed nim i podniosła go, przez co odzyskał zdolność poruszania się.

-Nie mam pojęcia co się dzieje. Skąd ja wziąłem te skały? No i po co? – zapytał Marcin.

-A bo ja wiem co ci odwala. Zaczynam się ciebie obawiać. Nie zrób mi lepiej nic. – zaśmiała się Laura. Marcin nie wiedział czy traktować to jako żart czy też nie.

-Sorki no, nie wiem co jest grane. – westchnął Marcin. Usiadł za kółkiem po czym odjechali z Laurą do domu Marcela.

-Justyna i Dawid zostali? – zapytała Laura po chwili jazdy.

-Z tego co wiem, to mieli pilnować domu. – stwierdził Marcin. Bez przeszkód znaleźli się pod domem Marcela. Marcin zadzwonił, ale zapomniał, że prąd już nie działa. Drzwi były zamknięte, więc po prostu zapukał. Jako, że nikt nie otwierał, postanowił sprawdzić tylnie wejście.

-No to jak wejdziemy? Wątpię, że tu będzie otwarte. – stwierdziła Laura.

-No jest zamknięte. Zerkniemy przez balkon. – uśmiechnął się Marcin. Gdy wszedł na balkon, zobaczył, że w środku coś się świeci. Marcin podszedł do drzwi balkonowych i uśmiechnął się.

-Co jest? – zdziwiła się Laura.

-Zastanawiam się nad zapukaniem, a pozwoleniem im dokończyć. – stwierdził Marcin z uśmiechem.

-Ale, że jak? Robią to, co myślę? – uśmiechnęła się Laura.

-Tia, ładnie ujmując, kochali się, haha. – zaśmiał się Marcin.

-Dobra, poczekamy w samochodzie, bo tu może być niebezpiecznie. – stwierdziła Laura.

-Musiałbym chociaż na kilka minut zasnąć. Dawno już nie spałem a śmierć kogoś z was, oznaczała by przeniesienie mnie bodajże do momentu zanim jeszcze was spotkałem. – odparł Marcin.

-Dobrze, ja muszę jedynie znaleźć jakiś wychodek. – stwierdziła Laura.

-Że do toalety musisz?

-No przydałoby się. Normalnie to bym w krzaczki poszła, ale Marcel ostatnio poszedł no i go mocno potraktował mutant. – stwierdziła Laura.

-Można iść do tego domu co ostatnio. – stwierdził Marcin.

-Czy ja wiem? Niby mamy czas. – uśmiechnęła się Laura. Wsiedli do samochodu a Marcin podjechał szybko pod dom Vanessy i Jarka. Podeszli od drzwi, jednak te były zamknięte.

-Zamykałaś je? – zapytał Marcin. Nie musiał czekać na odpowiedź. Usłyszał otwieranie zamka.

-Tknij mnie, a zginiesz, nieznajomy! – usłyszał czyiś głos.

-Tutaj Marcin Górniok… kuzyn Marcela mieszkającego naprzeciwko. – powiedział szybko Marcin.

-A no dobra, czego wam potrzeba? – zapytał ten sam głos.

-U Marcela jest teraz jedna para i nie chcemy im przeszkadzać, więc przyszliśmy tutaj, czy jest możliwość skorzystania z kibelka? – zapytał Marcin.

-Śmiało, kojarzę cię z gminy, to możesz opowiedzieć co tam słychać powiedział chłopak.

-Jarek, dobrze pamiętam imię? – zapytał Marcin.

-Tak, Bądźcie tylko cicho bo Vanessa śpi. – stwierdził Jarek. Weszli do środka. Marcin czuł jeszcze lekki odór po zdechłym psie. Szybko streścił sytuację odnośnie całej wojny.

-Potrzebujecie ochotników do walki? Dajcie mnie do jakiejś grupki! – poprosił Jarek.

-Hmm, myślę, że znajdzie się miejsce w grupce ochraniającą tą na moście. – odparł Marcin.

-Vanessa by mnie nie puściła, temu lepiej jej nie mówić. – powiedział szeptem Jarek

-Nie no, jak chcesz. Tylko od razu mówię, że nie masz stuprocentowej szansy na przeżycie. Nie wiemy czym dysponuje wróg. – powiedział Marcin.

-Nie pocieszasz. Zresztą… ten świat i tak już się kończy. Z dnia na dzień nas ubywa. Przeżyją ci, którzy będą się chować. Ale ich też w końcu coś dopadnie. – stwierdził Jarek.

-Może i masz rację. Ja wiem jedno. Będę tym, który będzie walczył o lepsze jutro do samego końca. Pragnę naprawić ten świat, żebyśmy doczekali dnia, w którym będziemy bezpieczni. – powiedział Marcin.

-Dzięki. Pomogę wam, jak tylko będę potrafił. Obyśmy oboje spotkali się jutro, bezpieczni, żywi, no i z możliwością zjedzenia czegokolwiek. – powiedział Jarek.

-Spotkamy się, na pewno! Weź co tylko potrzebujesz no i podwiozę cię do szkoły, porozmawiaj z ekipą Beta. Powiesz, że jesteś ode mnie, no i chcesz pomóc. – powiedział Marcin. Jarek poleciał się spakować. Laura przybyła po chwili.

-Słychać was nawet w łazience. Woda się skończyła, nie jest dobrze. – stwierdziła Laura.

-Prąd, woda, co jeszcze?! – Marcin westchnął.

-Jak cię nie było, gdy byłeś martwy, to wtedy nagle wszystko szlak trafił. – odparła Laura.

-Co na to ludzie? – zapytał Marcin.

-Wszyscy prawie zjawili się w szkole. Nieliczni mieszkają już samotnie. A, no i w Świstaku jest też mała grupka, może trzydziestu osób. Trochę też zajmuje się młodszymi w przedszkolu. Ale przedszkole długo nie uciągnie, pieluchy się kończą, jedzenie, góra tydzień czasu. Jest planowany wypad w poszukiwaniu czegoś dla tych dzieci, ale póki co mamy ważniejszą sprawę do rozwiązania. – stwierdziła Laura.

-Poczekaj na Jarka, ja idę się zdrzemnąć szybko. – poprosił Marcin. Wyszedł na zewnątrz i się rozejrzał. Na horyzoncie zobaczył tylko jedną parę zielonych oczu. Zszedł ze schodów i przykucnął. Znów nie wiedząc czemu wziął do ręki kilka niewielkich kamyczków.

-Czemu czuję się silniejszy, gdy je trzymam? – zdziwił się Marcin. Zaczął sobie nimi jeździć po ręce. Czas dla niego płynął wolniej. Otworzył szeroko oczy. Kamyczki były większe niż przed momentem. Przypomniał sobie wielkie głazy na parkingu za szkołą.

-Co jest grane?! – zdziwił się Marcin. Pomyślał, że to dziwne, ale chciałby ułożyć kolejną piramidę z kamieni. Widział na własne oczy, że kamienie, które trzymał, urosły już kilkukrotnie. Skupił się jednak na jednym, a resztę wyrzucił. Po chwili kamyczek, był wielkości jego laptopa. Marcin wziął kolejny. Przyłożył go sobie do swojej rany. Miała niebieskawy odcień i była niepokojąco brzydka. Marcin przyłożył kamień do rany. Zaczął nim sobie jeździć mocniej, zdzierając niebieskawego strupa. Rana znikała, jednak kolor jego skóry, przybrał w tamtych okolicach koloru kamienia. Marcin był wystraszony. Sam do końca nie wiedział co robi.

-To mi się musi śnić! – Marcin cisnął kamieniem w stronę mutanta. Tamten najwidoczniej oberwał, albo kamyczek go wystraszy, gdyż uciekł spłoszony. Wszedł do auta i zamknął oczy. Na chwilkę udało mu się odpłynąć, jednak już po chwili usłyszał Laurę.

-Trzeba nam jechać. – powiedziała Laura.

-Yyy… dobra. – stwierdził zaspanym tonem Marcin. Spojrzał na rękę. Nie było ani śladu niebieskiego strupa. Jego ręka wyglądała jak wcześniej. Jedyna różnica, że była ona szarawa. Marcin odpalił silnik, po czym ruszył po chwili. Jechali w ciszy. Marcin zastanawiał się, co też właściwie przed chwilą uczynił. Nie wiedział czy mówić o tym Laurze, jednak wiedział, że najwidoczniej będzie musiał.

-Zastanawiałeś się, co z Nikodemem i resztą? – zapytała Laura.

-No są w Cieszynie. Mają idealną okazję do odbicia zakładników. Ba, mają Sebastiana. Musi im się udać! – stwierdził Marcin. Podjechali pod szkołę. Wciąż było przed nią jedynie dwóch strażników.

-Widzimy się jutro! – przypomniał Marcin i odjechał spod szkoły.

- Co teraz? Wciąż mamy pół godziny. – stwierdziła Laura.

-Możemy ponownie do mnie jechać. No albo posiedzimy u ciebie. Co ty na to? – zapytał Marcin.

-U mnie… no w zasadzie to nie jest zły pomysł. – stwierdziła Laura.

-Muszę ci coś pokazać. Ale to pod twoim domem. – powiedział Marcin. Laura pokierowała go w centrum Zebrzydowic. Minęli między innymi złomowisko, na którym wciąż była grupka Braci Cienia. Skręcili jednak w lewo, w stronę przedszkola. Zatrzymali się pod sporym domem.

-Nie byłam tu już ze dwa tygodnie. – westchnęła Laura. Zanim Marcin jej odpowiedział, usłyszał swój telefon. Dzwonił.

-Co jest grane? Raz jest zasięg a raz nie ma. Popatrzył na wyświetlacz. Dzwonił Nikodem. Zerknął też na baterie. Miał już jedynie nieco ponad trzydzieści procent, więc musiał oszczędzać.

-Odbierz może. – stwierdziła Laura.

-Marcin, gdzie jesteście? – usłyszał Nikodema, zanim zdołał się odezwać.

-To skomplikowane. Szymon nas zgarnął helikopterem no i jesteśmy w Zebrzydowicach.

-Uciekajcie lepiej. Pół Cieszyna zmierza właśnie w waszą stronę! Macie może z godzinę czasu. – powiedział Nikodem szybko.

-A wy gdzie? – zdziwił się Marcin.

-Odbiliśmy naszych. Dwójkę zabili przy torturach, ale poza tym wszyscy są albo mocno pobici, albo nawet nie przytomni. Zmusili ich, aby powiedzieli, gdzie trzymacie jedzenie. Pochowajcie jak tylko możecie. – poprosił Nikodem.

-Cholera. Wiesz którędy idą? – zapytał Marcin.

-Wiem, jakiegoś szpiega macie, powiedział, żeby przez Kaczyce iść no i przy Slov Nafcie odbić. Wycofaj szybko swoich ludzi. Weźcie jedzenie, no i uciekajcie. Spotkajmy się w Jastrzębiu w galerii. – powiedział Nikodem.

-Spokojnie. Mam plan. Skontaktuje się z wami jeszcze. Zostańcie w Cieszynie, albo szybko jedźcie przez Kończyce. – poprosił Marcin.

-Wiesz co robisz? – zapytał Nikodem.

-Taa, wiem. – stwierdził Marcin. Rozłączył się i spojrzał na Laurę.

-I jak? – zapytała pełna obaw. Mamy przewagę w postaci wiedzy. Musimy to wykorzystać w taki sposób, abyśmy mieli również przewagę ilościową. – odparł Marcin.

-Jak to zrobimy? – zapytała Laura.

-Będę potrzebował… jeden kanister z benzyną, jednej osoby z mojej grupki. Rozmieścić szybko grupy na swoich pozycjach, no i najważniejsze. Będę potrzebował jednej odważnej dziewczyny, którą mi pomoże z najważniejszym chyba zadaniem. – stwierdził Marcin.

-Co planujesz? – zapytała Laura.

-Zobaczysz, ale jeśli się uda… to Cieszynianie nawet nie dotrą do Zebrzydowic. – uśmiechnął się Marcin.

 

***

 

Marcin podrzucił Laurę pod złomowisko. Miała przekazać Braciom Cienia, aby ukryli żywność na złomowisku. Sam Marcin podjechał pod szkołę i wleciał do środka najszybciej jak tylko potrafił. Dowiedział się szybko, że wszystkie grupki są na sali gimnastycznej. Wszedł do środka a na jego widok nastała cisza.

-Przygotować się. Tysiąc Cieszynian nadciąga! Ktokolwiek z grupy Kappa, który potrafi prowadzić, niech idzie ze mną. – poprosił Marcin.

-Co mamy zrobić? Nas jest nieco ponad setka! – powiedziała jakaś dziewczyna.

-Grupa Kappa zredukuje jak najbardziej tysiąc do zera. Od tego jesteśmy.

-Po co od razu zabijać? – zapytał jakiś chłopak.

-Nie jest mieć fajnie krew na rękach. Ale motywuj się tym, że jak ich nie powstrzymamy, to bez jedzenia, długo nie przetrwamy. – odparł Marcin.

-Dobrze. To… mamy się przygotować? – zapytała jakaś dziewczyna.

-Tak, na pozycje. Mamy malutko czasu. – stwierdził Marcin. Pokazał im wszystkim jeszcze kciuka, że wszystko będzie dobrze. Wybiegł szybko ze szkoły i pojechał z powrotem na złomowisko. W bramie czekała Laura z Długasem.

-Gdzieś ty tyle był? Przecież wróg nadchodzi! – zezłościła się Laura.

-Cii, jest dobrze. Długas, dawno się nie widzieliśmy. – uśmiechnął się Marcin.

-Dobrze cię widzieć żywego. – uśmiechnął się Długas. Razem z Laurą dosiedli się do Marcina.

-Czyli jak rozumiem, masz jakiś plan? – zapytał się Długas.

-Tak, ale spokojnie. Musimy zrobić wszystko po kolei. Najpierw jedziemy na Kończyce, odwiedzić Blondasa. – powiedział Marcin.

-Blondas w Kończycach? – zdziwił się Długas.

-Obserwuje kiedy wróg nadciągnie. – oznajmił Marcin.

-Myślisz, że przetrwamy ten dzień? – zapytał Długas.

-Proszę cię. Jestem nieśmiertelny! Choćbym miał powtarzać ten dzień dziesięć razy to w końcu i tak wszystkich uratuje. Nie no, a tak serio, to nie mam zamiaru ginąć i chcę od razu zrobić tak, aby wszystko poszło zgodnie z planem. – odparł Marcin.

-On wie co robi. – pokiwała głową Laura. Minęli most, który ma posłużyć za zasadzkę.

-Nie sądzisz, że to niehumanitarne zabijać tysiąc osób na raz? – zapytał Długas.

-No kto jak kto, ale, że ty mi coś takiego powiesz to bym się nie spodziewał. Kto niby zabić chciał poprzedniego lidera Zebrzydowic? – zapytał Marcin.

-No zrobiłem to. Masz rację. Mam trochę krwi na rękach, ale jakbyś mi dał zrobić to co planujesz, to bym się nie obraził. – uśmiechnął się Długas.

-Świetnie! Dostałeś angaż. A więc może najwyższy czas wprowadzić was w część mojego planu. – stwierdził Marcin.

-Mów mój mistrzu! – Długas wyraźnie ożywił się tym, że będzie mógł zrobić demolkę.

-No dobra. Twój plan to będzie rozsadzić Slov Nafta. – uśmiechnął się Marcin.

-Mistrzu… kocham cię! To najlepsze co do tej pory robiłem! Dzięki, że mogę tego dokonać. – powiedział Długas. Ożywił się na tyle, że przytulił kierującego Marcina i Laurę siedzącą obok.

-Oj daj spokój, piwskiem śmierdzisz. – zaśmiała się Laura.

-Tylko wiesz, że możesz zginąć, nie? – zauważył Marcin.

-Zginąć? Nie! Jestem za silny by ginąć. – stwierdził Długas.

-Słuchaj teraz uważnie. Druga część planu jest nieco trudniejsza no i w zasadzie ten plan z wysadzeniem stacji nic nie zrobi, zabijemy tym góra tuzin osób i z setkę sparzymy tylko. To za mało. Żeby plan się udał, musimy pojechać z Laurą do Pielgrzymowic. – odparł Marcin.

-Że jak? – zdziwiła się Laura.

-Napuścimy na nich całe stado mutantów. Całe gniazdo dokładnie. Ja i ty, będziemy przynętą. Musimy ich tylko wywabić z gniazda no i zmusić by za nami poszły aż tutaj. Jak dam znać to Długas rozsadzi stację, a mutanty, powinny już tutaj same trafić, aby zaatakować wszystkich żywych. – powiedział Marcin.

-Świetnie. Już ja znajdę sposób by rozsadzić Slov Nafta.

-Myślałem, żebyś zrobił ścieżkę z benzyny i ją podpalił i zwiał. – powiedział Marcin.

-Proszę cię! Bo ja się będę w takie coś bawił, wymyślę coś. – odparł Długas. Podjechali pod Slov Nafta i nieco się zdziwili. Pod Slov Naftem stała grupka blisko pięćdziesięciu osób.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin