Opowiadanie(przygodowe) Akt drugi - Rozdział 10.docx

(35 KB) Pobierz

#10              Na wrogich ziemiach

 

 

Marcin, Filip, Monika i Marcel wyruszyli chwilę później. Byli wyposażeni w połowę całego prowiantu jaki im pozostał, kilka kocyków na wypadek mrozów, czterech proc, zrobionych przez Marcela, oraz w jeden łuk i pistolet. Prowadził Filip, gdyż miał już dużo większe doświadczenie niż Marcin. Jechali nieco inną drogą niż zazwyczaj. Mianowicie w stronę dzielnicy Kotucz. Na wyżynnych stronach Zebrzydowic, mgła była nieco mniejsza, niż w centrum. Do Kotucza wjechali z prędkością dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Minęli mostek i pierwsze domy w mgnieniu oka. Marcin spojrzał na jeden z domów, w którym nie tak dawno, był z Laurą i zostali podpaleni.

-Tak jak mówiłem, kieruj się większą pętlą w stronę Cieszyna. Musimy ich dogonić za wszelką cenę! – odparł Marcin.

-O to się nie martw. Damy radę. – odparł Filip. Deszcz już nie padał, jednak wciąż zbierało się na ulewę.

-Oni już i tak są daleko – stwierdził Marcin.

-Nie dalej jak w Zamarskach. – odparł Filip.

-Pojedziemy przez Pruchną. – powiedział Marcel.

-Okej, byle szybko. Ja będę wyszukiwał informacje o miastach. W sumie dawno nie wchodziłem na forum. – stwierdził Marcin. Siedział na przednim fotelu, który sobie rozłożył. Rozsiadł się wygodnie i wszedł na stronę. Na forum górował post o atakach na gniazda. Przeczytał kilka wątków. Jeden głosił o tym, że dobrym sposobem będzie wystrzelić w najjaśniejszy punkt jakiegoś wybuchowego pocisku, typu petarda. Pomyślał o granatach Matiego. Na pewno by mu pomógł. Niżej był oficjalny spis mutantów, nawet wypisane ich cechy i słabe i silne strony. Samych mutantów było bisko ponad sto odmian. Marcin wszedł na spis ludności. Tym razem coś się zmieniło. Niektóre z miast były nieco ciemniejszą czcionką. Po chwili się zorientował, że są to miasta, które są na bieżąco z podawaniem ilości mieszkańców. Z kolei te bardziej blade, pozostają z resztą bez kontaktu. Wpisał szybko Pruchną, która miała stały kontakt i liczyła niemal czterysta osób.

-Łoo, na chwilę się obróciłem do telefonu, a my już prawie w Pruchnej. – zdziwił się Marcin.

-Się dziwisz? Ten Fordzik wiele może. Za dziesięć minut będziemy w Zamarskach! – odparł Filip. Po chwili znaleźli się w Pruchnej. Za oknami śnieg był już tylko miejscami.

-Dobra, dotarliśmy do głównej drogi, teraz pójdzie szybko! – uśmiechnął się Marcel.

-Żebyś wiedział. Puste drogi to coś pięknego. – stwierdził Filip. Wkrótce przekroczyli setkę, a po chwili bliżej im było do drugiej setki niż do tej pierwszej.

-Dobrze, że śniegu nie mana drodze. – stwierdził Marcin.

-W takim tempie, to nie dziesięć a pięć minut nam zostało. – stwierdził Filip.

-Dobra, sprawdzę więc co słychać w Zamarskach. – powiedział Marcin, wpisując kolejną miejscowość. Ta również była aktywna. Liczba mieszkańców była nieco mała.

-Ej, a te Zamarski to są małe? – zapytał Marcin.

-Miałam kiedyś tam chłopaka jeszcze przed Filipem. No powiem, że malutkie są. – pokiwała głową Monika.

-No bo ledwie sto osób tam mają. – odparł Marcin.

-Wiesz, nie jest powiedziane, że tyle przeżyło. Mogli się przenieść chociażby do Cieszyna, albo i Bielska. – stwierdziła Monika.

-Wiem, tylko to strasznie mało osób. Hmm, masz może ładowarkę w samochodzie? – zapytał Marcin, patrząc na stan baterii.

-A mam, potrzeba ci? – spytał Filip.

-Pewnie! – Marcin się ucieszył.

-Dobrze, jest długi kabelek, więc śmiało możesz go używać. – powiedział Filip. Marcin podłączył telefon i tak dopiero teraz wpadł na pomysł przeglądnięcia listy kontaktów. Szybko popatrzył pod literką L, jednak Laury tam nie było. Następnie sprawdził pod N i niestety zawiódł się. Nikodema też nie miał. Olśniło go coś i zaczął rozmyślać. W międzyczasie zjechali z głównej drogi, gdyż zbliżali się już do Cieszyna i pojechali polną uliczką na Zamarski. Ponownie pod kołami mieli śnieg.

-Ej, jak Nikodem i Laura mają na nazwisko? – wypalił Marcin.

-Kalinowscy. Chcesz zadzwonić? – zapytał Filip.

-Nie koniecznie. Chcę sprawdzić czy mam kogoś. – wzruszył ramionami Marcin.

-Rozumiem, ale jakoś wątpię, że odbiorą. – odparł Filip.

-Lucek, Lucyna, Łosiu, Kabanos, Kalinowski Nikodem! Mam go! – uśmiechnął się Marcin.

-Ściszyć muzyczkę? – spytał Filip.

-Nie będę dzwonił. Napiszę tylko wiadomość. – odparł Marcin i wysłał krótką wiadomość z pytaniem, gdzie oni są.

-Są i Zamarski! – uśmiechnął się Filip.

-Są ślady opon na śniegu. Musieli tu jechać. – stwierdziła Monika.

-Racja, nie pomyślałem, aby sprawdzić. – westchnął Filip.

-Teraz powinni już być gdzieś między Gumną a Ogrodzoną. – stwierdził Marcel.

-To nie jest daleko. Znam okolicę i jest kilka skrótów. – oznajmił Filip. Marcin szybko wklepał Gumną na liście miast. Było ono skreślone. Opis był taki, że wszyscy wynieśli się do okolicznych miast.

-Gumna jest już stracona. Miasto duchów. – Stwierdził Marcin.

-No patrzyłem ostatnio, to wiele wsi opustoszało masakrycznie. Od nas też zaczną odchodzić. Już niebawem. Nie ma ich kto karmić, więc z głodu od nas pójdą. – oznajmił Marcel. Wjechali do centrum Zamarsk. O ile można to nazwać centrum. Trzy domy stały obok siebie, naprzeciwko był kościółek, a obok sklep. Dalej była jeszcze remiza strażacka. Na przystanku siedziała para, która się całowała. Filip zatrzymał się i otworzył szybę.

-Hej! Nie przejeżdżał tędy jakiś konwój dziś? – zapytał Filip.

-Pięć minut temu pięć samochodów jechało. – odparł chłopak.

-Dzięki i miłego dnia! – uśmiechnął się Filip.

-Nie ma sprawy! – krzyknął chłopak.

-Ja go znam. – stwierdził nagle Marcel.

-Świat jest mały. – uśmiechnęła się Monika.

-Znam skrót! Dogonimy ich, i zaczekamy w Bażanowicach. – odparł Filip, skręcając w polną dróżkę i gubiąc ślady samochodów.

-Lepiej uważaj! – Krzyknął Marcin. Od maski odbił się koto podobny mutant i poleciał do tyłu. Marcin poczuł wibracje. Otworzył szerzej oczy. Nikodem odpisał i raczej był nieufny.

-Kim jesteś i czemu piszesz z telefonu Marcina?! – Marcin szybko odpisał mu, żeby powiedział mu gdzie jest bo ma ważną rzecz do przekazania.

-Gdzieś tu mają gniazda, bo na polach ich sporo chodzi. – stwierdził Filip.

-No byle nie było na środku drogi… - wystraszył się Marcin. Nie chciał wpadać ponownie do dołu, aby stamtąd uciekać. Telefon zaczął wibrować. Nikodem mu oddzwaniał.

-Wycisz proszę. – odparł Marcin i odebrał.

-Słucham? – zapytał Marcin, ściszonym głosem.

-Kim jesteś złodzieju i czego ode mnie chcesz! – krzyknął Nikodem.

-Nic ci nie powiem, póki się nie dowiem. – stwierdził Marcin szeptem.

-Jejku… w Wiśle, mów o co chodzi! – wkurzył się Nikodem.

-Dobrze. Tylko nie mów dziewczynom. Wyślę ci MMSa zaraz. Ciao! – powiedział Marcin szeptem i rozłączył się.

-I jak? – zapytała Monika.

-Pojechali do Wisły, zbadać skąd pochodzi helikopter. – domyślił się Marcin. Włączył aparat i nakierował go tak, aby było widać jego twarz i Filipa, który prowadził.

-Wysyłasz mu dowód? – zapytał Marcel.

-Poniekąd. JEJKU! Jak mnie zarosło. – wystraszył się Marcin patrząc na zdjęcie. Miał wszędzie czarne kłaki, które go irytowały. Wysłał mu je jednak z podpisem. „Jedna kula to za mało, aby mnie zabić. Gra toczy się dalej”

-Jest i droga ekspresowa. – uśmiechnął się Filip wyjeżdżając na drogę. Skierował się w lewo i po chwili zorientował się, że jedzie złym pasem. Kawałek dalej był zjazd na Bażanowice. Gdy zjechali telefon ożył wibracjami na nowo.

-No halo? – zapytał Marcin normalnie.

-Ty żyjesz?! – Nikodem był wstrząśnięty.

-Żyję, a co! – uśmiechnął się Marcin.

-Gdzie jesteś?! – Nikodem wręcz krzyczał do słuchawki.

-Gumna, Bażanowice, te rejony. – stwierdził Marcin.

-Bo my jeszcze w Wiśle nie jesteśmy. Mamy postój w Skoczowie. Dziewczyny siedzą w kiblu i się malują, a ja chodzę po lesie i jagódki zrywam. – stwierdził Nikodem.

-O stary… przecież to nie dalej jak kwadrans ode mnie. – zdziwił się Marcin.

-Dawajcie do nas i lecimy na Wisłę! – odparł Nikodem.

-To mało możliwe, bo mamy inną misję z chłopakami… i Moniką. – odparł Marcin.

-Hm… jakbyście zaczekali, to byśmy podjechali. Mam im nic nie mówić tak? – zapytał Nikodem.

-No nie mów, jakbyś mógł. Ciekawi mnie ich reakcja. – uśmiechnął się Marcin.

-Ej, bo idą, widzimy się gdzie i kiedy? – zapytał Nikodem.

-Do pół godziny w Bażanowicach w centrum. – odparł Marcin.

-Ja chyba śnię… no dobra, widzimy się zaraz! – odparł Nikodem.

-No ciao! – krzyknął na pożegnanie Marcin i się rozłączył. Marcin spojrzał za okno. Śniegu było tutaj sporo, jednak z każdym kilometrem zaspy były większe i mieli kłopoty z jazdą.

-Jeszcze z kilometr i będziemy. – oznajmił Filip.

-Obyśmy byli przed nimi. Jeśli jadą na około, to będą gdzieś w Ogrodzonej. – policzył Marcel.

-Więc wkrótce się zjawią. Tutaj na prawo jest zjazd na Dzięgielów. Pojadą tędy, jestem pewien. – odparł Filip.

-Lecą na nas. – szepnęła głośno Monika.

-Mutanciki? Pobawmy się z nimi! – uśmiechnął się Marcel. Otworzył drzwi i wziął łom. Filip zgasił auto i również wyszedł.

-Ostrożnie chłopcy. – powiedziała Monika.

-A co jak ich coś capnie? – zaniepokoił się Marcin.

-Jeździmy już długo i nie raz się tak zabawiali z mutantami. Są już wprawieni. – uśmiechnęła się Monika.

-To dobrze, niech więc się bawią. – odparł Marcin. Wpisał sobie kolejne miasto, którym były Bażanowice.

-Jak to jest umrzeć i narodzić się na nowo? – zapytała nagle Monika.

-Pytasz o moje zmartwychwstania czy o ten postrzał? – zapytał Marcin.

-O to pierwsze. – stwierdziła Monika.

-Hmm, ciężko to określić. Takie jedno wielkie deja vu.  – Marcin przypomniał sobie kilka śmierci i nim wzdrygnęło.

-Za dużo ich! Jedziemy! – krzyknął Filip zamykając szybko drzwi. To samo zrobił Marcel.

-Cała horda na nas lezie! – szepnął Marcel. Filip ruszył z piskiem opon i po staranowaniu kilkunastu mniejszych mutantów, mieli przed sobą pustą ulicę.

-Poczekajmy tutaj chwilkę. – zaproponował Marcin.

-Przecież nas dogonią. Ich tam są setki. Nigdy tylu na raz nie widziałem! – Filip był lekko zdenerwowany.

-Spokojnie, nic nam nie grozi tutaj. – zapewnił Marcin. Nagle usłyszeli łomot, który dochodził z dachu.

-Nic nie grozi? – wrzasnął Filip i ruszył szybko. Coś pukało w dach.

-No zrzuć to! – panikowała Monika. Nagle coś przebiło się przez dach. Jakiś kolec, który wyglądał jak dzida. Mutant wyjął go z dachu i zaatakował ponownie. Druga dziura była tuż obok.

-Mój samochód! – krzyknął Filip.

-Złap go, mam plan. – powiedziała Monika. Marcel się skupił i poczekał, aż mutant dziabnie po raz trzeci. Gdy to zrobił, chwycił go mocno, a Monika wbiła mu nóż w nogę. Mutant zaczął się szarpać i Marcel musiał go puścić.

-Poleciał do tyłu! – powiedziała zadowolona Monika.

-Gdzie są ci idioci? – spytał Filip.

-Powoli powinni być. – stwierdził Marcel.

-Było za nimi jechać, a nie chcieć ich przegonić i teraz narzekać. – westchnął Marcin.

-Przestały nas gonić. – stwierdziła Monika.

-Więc czekamy.

 

***

 

Minuta. Dwie. Pięć. Czas ciągnął się niemożliwie. Dziesięć, piętnaście. Minuty leciały a nikt nie nadjeżdżał.

-No nie jest to możliwe, żeby nam zginęli. – skomentował po długiej ciszy Filip.

-Cóż. Jeśli w grupie pościgowej był Szymon bądź Agnieszka, to faktycznie nie powinno się nic stać. Ich śmierć by mnie obudziła. – skomentował Marcin.

-Nie wytrzymam, idę się wylać. – westchnął Marcel.

-Powodzenia. – zaśmiał się Filip. Marcin przysypiał i przestał zwracać uwagę na otoczenie. Udało mu się przysnąć. Tak na kilka sekund. Dosłownie przez sen usłyszał to jeszcze przed innymi. Ryk silnika. Nie było nikogo jeszcze widać, jednak jeden poruszający się samochód w zasięgu słuchu dało się wychwycić z bardzo daleka. Marcin zobaczył daleko na horyzoncie dym. Później było widać zarys samochodu. Najwidoczniej ich zauważyli bo kierowca zaczął trąbić.

-No co za debil! Przyciągnie mutanty które nas goniły. – westchnął Filip.

-Czemu im samochód płonie? – zapytała Monika.

-Czyżby Szymon i Aga jakoś zwiali? – zdziwił się Marcin.

-Ale co to? – zdziwił się Filip.

-Co? – Marcin wpatrywał się w samochód który był już może ćwierć kilometra od nich.

-Gonią ich… - wystraszył się Filip.

-Aaaa! – z krzaków wrzeszczał Marcel. Leżał na ziemi i zwijał się z bólu.

-O nie… - Monika otworzyła swoje drzwi i podleciała do niego.

-Idź jej pomóż! – wrzasnął Filip. Marcin odpiął pasy i zanim do nich dobiegł, Monika razem z Marcelem w szybkim tempie dolecieli do samochodu. Marcin obiegł samochód i wsiadł w momencie, gdy zatrzymał się o kilkanaście metrów dalej nieznany samochód. Otworzyły się drzwi i wyleciał stamtąd Nikodem z zakrwawioną kataną w dłoni.

-Zabiłem go… ale mnie czymś opryskał… jak to parzy! – wrzasnął Marcel. Marcin odwrócił się. Cała dłoń Marcela była pokryta dziwnymi i nieprzyjemnymi niebieskawymi wrzodami.

-Będzie dobrze! – powiedział Marcin. W tym samym momencie mutanty rzuciły się na Nikodema.

-Trzeba im pomóc! – krzyknął Filip.

-Zostawcie mnie… idźcie walczyć… - poprosił Marcel.

-Łap broń! Strzelaj do nich… - powiedział Marcin Monice. Rzucił jej broń i paczkę z nabojami. Sam wyszedł z samochodu i wyjął szybko łuk z bagażnika. Leciał na nich jakiś tuzin mutantów ze strony z której przyjechali. Kilka tuzinów leciało w kierunku Nikodema od jego strony. Marcin spojrzał w kierunku Nikodema. Kinga miała w dłoni parasol a w drugiej maczetę. Marcin skojarzył, że nie ma parasola, a jego jedyna broń, to łuk. Nałożył strzałę na łuk i wycelował do biegnących mutantów. Strzelił. Pocisk poleciał nad ich głowami i w nic nie trafił.

-No kaman! – krzyknął Marcin. Wystrzelił drugą strzałę, która minęła już mutantów o centymetry. Wybuch petardy za jego plecami, sprawił, że się mocno wystraszył. Do tego Monika zaczęła strzelać z pistoletu. A mutanty były już pięćdziesiąt metrów od nich. Jeden z nich oberwał od Moniki i zatoczył się po czym upadł lecąc jeszcze dobre kilka metrów do przodu. Marcin napiął po raz trzeci łuk. Strzała poszybowała wolniej i wyżej, jednak upadła bliżej i trafiła małego mutanta, który z piskiem i wyciem upadł i wił się na ziemi.

-Dobrze! – krzyknęła Monika. Kolejny jej strzał sprawił, że mutant pożegnał się z życiem.

-Jeszcze osiem. – naliczył Marcin. Kolejna petarda, wystrzał i strzała Marcina.

-Sześć! – krzyknęła Monika.

-Są niebezpiecznie blisko! Pięć! – krzyknął Marcin. Monika dla odmiany chybiła.

-Czemu one są skierowane na mnie! – wystraszyła się Monika. I faktycznie. Ostatnie pięć mutantów leciało w stronę Moniki.

-Bo one nie są mną zainteresowane?! – Marcin uświadomił sobie coś dziwnego. Faktycznie. Odkąd miał kontakt z pierwszym mutantem, ani razu się nie zdarzyło, aby któryś mu coś chciał zrobić. Marcina wyrwał z przemyśleń krzyk Moniki. Jeden z mutantów skoczył na nią od tyłu i powalił na ziemię. Pistolet upadł jej w stronę Marcina. Marcin do niego doskoczył i wycelował. Mutant dostał idealnie w głowę i odleciał. Kolejnym strzałem zabił kolejnego lecącego w ich stronę. Zostały tylko dwa, jednak były już na tyle blisko, że Marcin chwycił strzałę i podleciał do nich. Wystraszone, zatrzymały się i zamiast go zaatakować, po prostu uciekły w las. Marcin skoczył do Moniki. Potrząsnął nią, jednak nie reagowała.

-No weź, wstań! – Marcin sprawdził jej puls i przełknął ślinę. Nie było jej już z nimi. Nie żyła. Marcin odwrócił się idealnie, by zauważyć wielką eksplozje. Nikodem zabijał z zimną krwią, a obok niego Filip, który jeszcze nie wiedział o Monice, również miał frajdę z zabijania. Kinga i Monika były odwrócone do siebie plecami i nawalały każdego mutanta, który chciał do nich podejść. I wtedy właśnie to się stało. Spory syk, a sekundę później samochód eksplodował. Części z samochodu wyleciały w każdym możliwym kierunku. Filip oberwał kołem i upadł. Reszta szczęśliwie uniknęła karoserii, jednak Laurę i Kingę powalił gorący podmuch. Nawet Marcin go wyczuł.  Kilka mutantów odleciało daleko w powietrze. Marcin otworzył szeroko oczy. Z lasku leciał jeden z dwóch mutantów które przed nim uciekały. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że Laura go nie widziała. A zbliżał się do niej bardzo szybko. Marcin doskoczył do łuku i wziął ostatnią strzałę. Nie mógł dopuścić do tego, co się stało Monice. Może dla niego nie znaczyła za wiele, jednak była w jego ekipie.

-Nie mogę tego spierdolić teraz. – Marcin skupił się i wymierzył. Napiął najmocniej jak potrafił i czekał, aż mutant będzie pod jego celownikiem. Wystrzelił. Laura nie miała żadnej broni, gdyż przez podmuch ją upuściła. Odwróciła się gdy mutant był pięć metrów od niej. Strzała poleciała bardzo szybko. Marcin widział ją już, jak trafia w mutanta. Coś poszło jednak nie tak. Wiatr sprawił, że nieco zboczyła z kursu.

-Nie, kurwa nie! – Marcin złapał się za głowę i czas się zatrzymał. Strzała pomknęła idealnie w Laurę.

 

***

 

Aaa! – krzyknął Marcin. Obudził go ryk silnika.

-No co za debil! Przyciągnie mutanty które nas goniły. – westchnął Filip.

-O! Cóż za szczęście w nieszczęściu! – ucieszył się Marcin. Ucieszył się na widok Moniki.

-Czemu im samochód płonie? – zapytała Monika.

-Zaraz! Marcel! Trzeba go ocalić! – zorientował się Marcin na widok Marcela w krzakach.

-Że co? – zdziwił się Filip.

-Zaraz go coś zaatakuje. – oznajmił Marcin i wyleciał z samochodu jak głupi. Widział jak od boku leci średniej wielkości kuna. Oczywiście był to mutant.

-Uważaj! – krzyknął Marcin. Marcel odwrócił się w porę, aby zauważyć mutanta. Tamten skoczył na Marcela, który go odepchnął. Marcel wyjął szybko mały nożyk zza pasa i wbił go prosto w ciało mutanta. Wystrzeliły spazmy niebieskawej krwi, która go lekko opryskała.

-Aaaa! – z wrzasnął Marcel i upadł na ziemię. Wił się mocno z bólu.

-Nie dotykaj tego. Chodź ze mną, nic ci nie będzie. – oznajmił Marcin. Podniósł go szybko i doniósł do auta. Monika już otwarła drzwi.

-Co mu? – zmartwił się Filip.

-Nie ma czasu. Na pozycje. Mutanty nadlecą z dwóch stron. Dwunastka zza naszych pleców a od nich cała horda. Oddalcie się od ich  samochodu bo wybuchnie. Monika ze mną. Masz pistolet i amunicje. – powiedział szybko i jednym tchem Marcin. Sam wyszedł z samochodu i wyjął łuk. Miał dziesięć strzał. Chwilę to trwało, jednak Marcin ustawił się tam gdzie przedtem. Miał wrażenie, że odpiera po prostu drugą falę potworów.

-Słuchaj. Gdy zostanie ich jakoś z pięciu, miej oczy dookoła głowy. – poprosił Marcin.

-Przeżyłeś to już, prawda? – zapytała Monika.

-No niestety. Celuj jak poprzednio, a będzie dobrze. – uśmiechnął się Marcin. Wystrzelił pierwszy. Strzała poleciała podobnie jak i poprzednio.  Z drugą poczekał chwilę dłużej, aż mutanty zbliżą się na dobrą odległość. Monika trafiła nieco później jak poprzednio, a sam Marcin miał kłopoty z celnością. Ostatecznie siódemka leciała w kierunku Moniki.

-Czemu one są skierowane na mnie! – wystraszyła się Monika. Ostatnie siedem mutantów leciało w jej kierunku.

-Nie wiem, ale uważaj! – krzyknął Marcin. Mutant, który wcześniej ją zabił już się zbliżał. Monika strzeliła do niego niemal natychmiast. Padł jeszcze kilka metrów od niej.

-To ten? – zapytała Monika.

-Tak! Ładna obrona. – stwierdził Marcin i przełknął ślinę. Siedem mutantów zbliżyło się niebezpiecznie blisko. Marcin zabił jeszcze jednego, a Monika dwóch.

-Mam tylko mój kijek… - westchnął Marcin. Wymacał w sakwie coś metalowego. Nóż. Nie miał czasu mu się przyjrzeć, jednak było w nim coś szczególnego. Marcin skoczył przed Monikę i rzucił się na jednego z mutantów. Niestety pozostałe go minęły i rzuciły się na Monikę.

-Nie! – Marcin usłyszał krzyk Moniki. Marcin rzucił się na mutanty, które się do niej dorwały. Przyleciał tym razem również Filip dobijając ostatniego mutanta.

-Wybacz stary… - westchnął Marcin. Nie chciał patrzeć na Monikę, lecz mimo to spojrzał. Miała rozgryziony brzuch i jednego pośladka. Dodatkowo ślady zadrapań na całym ciele. Rozkrwawiała się powoli.

-Marcin… - szepnęła Monika.

-Tak? – zapytał Marcin unikając jej słabnącego wzroku. Dodatkowo Filip zaczął skomleć i zbierało mu się na płacz.

-Mam to coś w sobie… ja też się odrodzę! Zobaczysz! – powiedziała Monika, o dziwo z pełnią sił. Zaraz jednak zaczęła kaszleć i dusić się.

-Na pewno. Pozdrów więc mnie z drugiego… - Marcinem wstrząsnęły myśli. Nie mógł się od nich uwolnić. Co, jeśli faktycznie wyczuła, że się odrodzi jak on? Co jeśli on zaraz zniknie? Wstrząsnęła nim nieopisywalna panika. Równocześnie w powietrzu dało się słyszeć spory syk. Nadciągała eksplozja. Nikodem walczył dalej od samochodu, jednak w poprzedni sposób jak ostatnio, Laura i Kinga upadły przez gorący podmuch. Mutanty wyleciały w powietrze, a jeden upadł nawet ze dwa metry od niego. Powrócił do myśli. Monika szeptała z Filipem, a reszta wciąż walczyła. Kolejne myśli. Tym razem jeszcze większy dreszcz przeszedł Marcina. Co jeśli on tak naprawdę ciągle umiera i zostawia ich za każdym razem samego bez nich? A sam odradza się w ciele innego jego samego. Światy alternatywne. Bajki. Odepchnął tą myśl szybko, jednak coś mu wciąż nie dawało spokoju. Nie umiał tego racjonalnie wytłumaczyć, ale wciąż żył. Może Monika stała się teraz kimś takim jak oni? Że jak umrze, to tak jakby umarł Szymon, lub ktokolwiek inny z tych co stracili pamięć. Myśli miał wiele, jednak nic mu się nie zgadzało. Szloch Filipa był już głośny. Tulił mocno Monikę i było widać, że odeszła. On był tutaj dalej. I znów miał deja vu. Samotny mutant lecący w stronę Laury, która nie była niczego świadoma. Marcin skoczył po łuk i ustawił się. Nie miał czasu na przygotowanie więc strzelił od razu. Strzała pomknęła dziwną trasą, jednak tym razem trafiła idealnie mutanta, który z kolei poleciał martwym cielskiem na Laurę i ją powalił.

-Nie daj się, lecę im na pomoc! – szepnął Marcin. Zbiegł po drodze w kierunku wraku samochodu, Nikodema i reszty. Kinga zauważyła go pierwsza robiąc wielkie oczy. Laura nie umiała się wygrzebać spod ciała wielkiego mutanta, a Nikodem walczył z zimną krwią, samotnie kontra dziesiątki różnorodnych mutantów. Marcin minął Kingę i skoczył w kierunku Nikodema, mając jedynie nożyk. Wtopił go w ciało pierwszego mutanta i wyjął go z wytryskiem niebieskawej krwi. Ochlapała go po nadgarstku i Marcin jęknął cicho, mimo wszystko walcząc w dalszym ciągu. Nikodem zauważył go dopiero teraz.

-No nie wierzę… ty żyjesz… - Nikodem zaczął się śmiać, mimo, że wciąż nie przestawał walczyć. Sama walka trwała już tylko kilka sekund, gdyż brakło mutantów.

-Dobra, chodźmy do dziewczyn, bo chce widzieć ich reakcję. – powiedział Marcin, jednak myśli wciąż go denerwowały i miał w oczach obraz, gdy zabijał Tomka i Szymona, również wystrzał samobójczy Laury, no i do tego doszła Monika. Tych twarzy już nie zapomni, o tym wiedział. Tak zamyślony zbliżył się do Laury, która z pomocą Kingi, zaczęła wychodzić spod mutanta.

-Mówię ci, widziałam Marcina! Na pewno! Uwierz mi! – Kinga była oszołomiona.

-Słuchaj! To, że ja go widziałam dwa dni temu, nie znaczy, że teraz każdy będzie go widział. Zresztą to nie mógł być on, tylko ktoś podobny, przewidział mi się… - Laura miała niespokojny głos, który jej drgał.

-Ale… -zaczęła Kinga.

-Spierdalaj! On odszedł. Nie ma go. Nie przypominaj mi o nim już więcej. Proszę... – powiedziała wkurzona Laura i w końcu wygramoliła się spod dużego mutanta.

-Dobrze…  o kurwa… miałam rację… - powiedziała Kinga, na widok Marcina i Nikodema, którzy wyszli zza płonącego wraku.

-Marcin… - Laura otworzyła usta. Dosłownie.

-Musimy się spieszyć. Wybuch mógł przyciągnął mutanty. – oznajmił Nikodem.

-Marcin! – Laura wstała z ziemi i chciała podbiec do Marcina, jednak, najwidoczniej jakaś rana uniemożliwiła jej bieg i runęła na ziemię. Głową przywaliła o twardy grunt. Najwidoczniej upadek sprawił, że straciła przytomność.

-Bierzemy ją! – powiedział Nikodem. Dźwignęli ją za ręce i nogi i zaczęli nieść. Kinga szła obok i pilnowała.

-Ała! Stój, stój! W boku rwie… - syknął Marcin. Efektem był upadek Marcina wraz z Laurą. Tamta jednak przywaliła jedynie nogami, a resztę utrzymał Nikodem. Ból minął szybko, więc aby nie ryzykować, Kinga zmieniła Marcina. Teraz to on wypatrywał niebezpieczeństwa.

-Powiedz mi… powiedz mi jakim cudem ty żyjesz? – zapytała Kinga.

-Szczerze to wolałem zginąć, bo teraz muszę męczyć się ze sporą raną. -  stwierdził Marcin.

-Nad kim on leży? Czy to Monika? – zapytał Nikodem podenerwowany.

-No niestety. Nie udało mi się jej ocalić. – westchnął Marcin.

-Kurde… ciągle ktoś ginie… - warknął pod nosem Nikodem. Marcin ruszył do przodu, aby im otworzyć drzwi od samochodu. Marcel leżał patrząc się w sufit. Popatrzył na Marcina, gdy tylko ten się pojawił obok drzwi.

-Jak leci? – zapytał Marcin.

-Masz policzek od błota. A no właśnie, boli jak nie wiem. Ale trzymam się. – stwierdził Marcel. Marcin skinął głową i odsunął się. Marc...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin