Bezwarunkowo Rozdział 2.pdf

(192 KB) Pobierz
Rozdział
2
W rękach Boga
Daliśmy wiele, lecz to nie było wystarczające
Tak się zmęczyliśmy, że po prostu poddaliśmy się
1
1
In God's hands - Nelly Furtado
Alan nie był w stanie spojrzeć mi w oczy. Linda patrzyła to na niego
to na mnie, a Sara stała z uśmiechem na ustach wcinając kolejnego
batonika.
- Samantha...
- Kiedy? -
Przerwałam Alanowi, czułam się oszukana, ale też czułam,
że to był błąd. Poważny błąd, że oświadczył się tej dziewczynie po pięciu
miesiącach bycia razem.
-
W noc kiedy wyjechałaś do domu. Chciałem ci powiedzieć, ale...
- Ale co? - spytałam,
próbując przełknąć coraz większą gulę w
gardle.
-
Ale wróciłaś załamana, po zerwaniu z chłopakiem i nie chciałem
rzucać ci moim szczęściem
w twarz! -
Krzyknął Alan, po czym przejechał
palcami
przez włosy.
Wzdrygnęłam się i nie miałam na to odpowiedzi. Miałam już tego
dosyć.
Od
czasu gdy wróciłam do domu nic nie było na
swoim miejscu.
Mój związek się skończył, nie chodziłam na zajęcia i nawet nie miałam na
to ochoty, mój przyjaciel oświadczył się niewłaściwej dziewczynie i pewnie
niedługo będę musiała poszukać pracy i wyprowadzić się z domu.
Opuściłam głowę, gdy wielki ciężar opadł na moje barki.
-
Właściwie to...
-
Zaczął niepewnie Alan i wiedziałam, że to co chciał
powiedzieć nie było dobre. Miałam ochotę odwrócić się na pięcie i uciec.
-
Chciałem abyś została moją świadkową, ślub będzie 26 grudnia.
Spojrzałam na niego i wiedziałam, że wyglądałam jak głupek z
rozszerzonymi oczami i otwartymi ustami. -
W przyszłym roku?
- Nie, w tym - odpowiedział
Alan patrząc w podłogę.
- Za trzy
tygodnie? Alan czyś...
-
Moje słowa przerwała ręka Sary na
moich ustach.
-
Więc gdzie ta impreza? Właściwie to my potrzebujemy chwili,
wyślij mi adres i spotkamy się na miejscu.
-
Sara zaczęła mnie ciągnąć do
łazienki.
- Gratulacje tak poza tym.
W łazience zamknęła nas w jednej kabinie i spojrzała na mnie
wzrokiem pełnym wyrzutów. Czułam jak wbijała mi sztylety, ale patrzyłam
na swoje dłonie i udawałam, że jej nie widzę.
- Co!? -
W końcu nie wytrzymałam jej stukania stopą i głośnego
oddychania.
-
Miło, że pytasz. Sam co ty odpierdzielasz? Dlaczego chcesz usilnie
zepsuć jeden z najlepszych dni życia twojego najlepszego przyjaciela?
- Nie znasz Lindy - odpowiedziałam.
- No i? - spytała
podnosząc ramiona i unosząc brwi.
-
Ona nie jest dla niego odpowiednia i znają się raptem pięć
miesięcy
i
on chce z nią brać ślub za
trzy
tygodnie? Wydaje mi się, że
moje wątpliwości są racjonalne, ale nagle okazało się, że to ja jestem tą
dziwną.
-
Samantha... Alan jest szczęśliwy, jest też dorosły i wierzę, że
potrafi podjąć słuszną decyzję. Jestem też pewna, że oczekiwał od ciebie
wsparcia i abyś się z nim cieszyła zamiast robić jakąś dziwną awanturę.
On zawsze pierwsze co robi
to myśli o tobie.
-
Sugerujesz, że ja o nim nie myślę? Przecież to właśnie robię,
martwiąc się teraz o niego.
-
Nie, ty w niego wątpisz
- powiedziała
Sara, prostując się aby
podkreślić swój punkt widzenia.
-
Podważasz jego zdanie. Możesz sobie
uważać co chcesz na temat Lindy, ale musisz to zdusić w sobie i cieszyć
się jego szczęściem i być tu dla niego. Pamiętasz co mi powiedziałaś, gdy
zareagowałam na alkoholizm... no wiesz kogo?
- To... -
Chciałam powiedzieć, że to nie było to samo, ale Sara miała
racje.
Gdy sama zaczęła na mnie krzyczeć, że związałam się z
alkoholikiem, chciałam się od niej odwrócić.
-
Jezu, jestem taką suką.
-
Nie jesteś.
-
Sara podeszła i objęła mnie w talii.
- Teraz poprawisz
swój makijaż, rozepniesz guzik w bluzce i pójdziemy świętować z twoim
przyjacielem.
Bo czasami to oni są ważniejsi niż my sami.
-
Od kiedy stałaś się taka mądra?
-
Zaśmiałam się i po raz kolejny
cieszyłam się, że była tutaj ze mną. Właśnie dlatego była moją
przyjaciółką. Potrafiła płakać razem za mną, śmiać się ze mną i też
potrafiła postawić mnie do pionu, gdy była taka potrzeba.
Po godzinie dotarłyśmy do pub'u w którym Alan wyprawiał imprezę.
Po środku stał wielki, dwustronny bar a dookoła było pełno ludzi. Po jednej
stronie była scena i grał zespół na żywo, a po drugiej stały stoły bilardowe
i loże dla klientów. Przepchnęłyśmy się z Sarą przez tłum i zauważyłam
Alana jak stał przy ścianie z jakimś chłopakiem.
- Zaraz wracam! - krzyknęłam
do Sary i wskazałam na Alana.
Pokiwała i pokazała mi na bar.
Zatrzymałam
się kilka korków przed moim przyjacielem i czekałam
aż mnie zauważy. Długo nie musiałam czekać, aż powiedział coś do
nieznajomego, po czym odwrócił się w moją stronę i przechylił głowę.
Podeszłam do niego i wtuliłam w bok, wdychając ostry zapach jego
perfum.
Jak byłam nastolatką miałam okres fascynacji Alanem. Był taki
dorosły, przystojny, zabawny i mądry. Przy nim czułam się swobodnie,
dodatkowo jak tylko skończyłam czternaście lat zawsze rzucał w moją
stronę podtekstami. Jednak po tym jak kiedyś podczas
wakacyjnej
imprezy pocałowaliśmy się, oboje stwierdziliśmy, że nic nie poczuliśmy i
zostaniemy tylko
przyjaciółmi.
- Przepraszam -
powiedziałam w końcu.
-
Zachowałam się jak suka.
Oczywiście, że będę twoją świadkową i cieszę się z twojego szczęścia.
-
Wiem, że to nagłe, ale naprawdę chcę aby Linda była moją żoną.
Teraz... -
Chrząknął i spojrzał w dal.
-
Teraz mam naprawdę ciężki czas i
Linda jest moim wielkim wsparciem. Chcę... potrzebuję aby była moja.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Alan, wszystko w
porządku?
Ostatnio jesteś jakiś nieswój.
Spojrzał na mnie, jakby zastanawiał się co mi odpowiedzieć. W
końcu uśmiechnął się i przytulił mnie mocniej.
-
Po prostu naprawdę chcę
wygrać ten turniej.
-
Wygrasz, dzisiaj byłeś świetny.
- A jak u ciebie? - zapytał
nagle.
-
Będzie lepiej
- powiedziałam,
choć sama w to nie wierzyłam.
-
Maleńka... Przede mną nie musisz udawać.
-
Alan patrzył mi prosto
w oczy i musiałam zerwać kontakt wzrokowy.
-
Ja... Muszę się pozbierać, teraz nie widzę perspektyw, ale wierzę,
że z każdym dniem będzie lepiej. Tylko muszę znowu zacząć żyć
-
westchnęłam i spojrzałam na mojego przyjaciela.
- Teraz nie jest czas na
takie rozmowy. Skupmy się na twoim turnieju i ślubie i jeżeli nadal będzie
ze mną źle to przyjdę na terapię do szarlatana
Hunta.
- Zgoda -
Alan poprawił niewidzialne okulary.
-
A teraz idź do Sary,
bo patrzy na mnie jakbym zabrał jej ulubioną zabawkę.
Sara koniecznie chciała się zabawić. I koniecznie chciała abym
bawiła się razem z nią. Na początku niechętnie na to przystałam, ale jak
zwykle dałam się ponieść muzyce, choć ból w sercu nie chciał odejść.
Tuż przed wyjściem stanęłam przy barze, aby kupić wodę na podróż.
Czekał nas godzinny
powrót
i potrzebowałam czegoś chłodnego, co będzie
mnie pobudzało. Stałam w kolejce kiedy podszedł do mnie młody chłopak,
tylko trochę wyższy ode mnie z piwnymi oczami i orzechowymi włosami.
-
Samantha?
- Emm tak? -
Spojrzałam na niego, bo nie miałam zielonego pojęcia
skąd znał moje imię.
- Jestem Felix -
powiedział, kładąc dłonie na sercu. Uśmiechnął się
nieśmiało i wydał mi się bardzo sympatyczny.
- Jestem kuzynem Lindy i
będziemy razem świadkami.
- Och -
powiedziałam głupio.
-
Znaczy... Gary i Christina będą głównym, ale my też będziemy...
-
Przygryzł wargę i podrapał się po karku.
-
Pomyślałam, no wiesz, że
powinienem sie przedstawić, w końcu to już niedługo.
Odebrałam wodę i uśmiechnęłam się do niego.
-
No tak, miło było
cię poznać Felix.
-
Odwróciłam się i zaczęłam iść, gdy usłyszałam jak
krzyknął moje imię.
-
A może gdzieś wyjdziemy, no wiesz, aby nie było niezręcznie
podczas wesela? - zapytał,
gdy się zatrzymałam, rumieniąc się jak burak.
Spojrzałam na niego.
Czemu nie?
Wydawał się być miły, wyjście
pewnie dobrze
by mi zrobiło. Tylko nie był
Nim.-
Jasne, podaj mi telefon i
napisze do ciebie - powiedziałam,
choć doskonale wiedziałam, że tego nie
zrobię.
Uśmiechnięty podał mi numer, który zapisałam w telefonie i
po tym
jak już odnalazłam Sarę, wyszłam z klubu.
Po powrocie do domu wróciła moja melancholia. Każdego dnia
obiecałam sobie, że od jutra wracam do żywych. Zamiast tego przez pięć
dni siedziałam w domu z Sarą. W końcu poddała się i nie proponowała mi
już wyjścia na imprezę
czy na zakupy. Zamiast tego
oglądałyśmy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin