As_1936_nr38.pdf

(15697 KB) Pobierz
i
v
AS
m
-
K t
n ,
\
W
^ ^ ^
1
mm
^Bl
JJ
|
-^B^^^HL
^j
Ł
^ h b
y
I
• •
^
Nr
38
20 września 1936
K
^
^
^
H
/
i
i-
'
Joan
I
_____
Croweford
M
Allen
^ ^ I R I u
Z CZASC
GSSw
WASZYNGT
Joan Crawford.
-
Allen, HollyJ
^
H
H
M
Hollywood
^^^^
v«k
V
^ M i Ml —
M M I
B L
Laueratki
konkursu
wygląd sportstmenki.
na najestetyczniejszy
Jury „Konkursu „Asa" ma najestetyczniiejszy wygląd sportsmenki"
przyznało nagrody następującym paniom:
,
W dziale myśliwskim: P. Annie Polkowskiej — sztucer myśliwski
z firany Józef Splichal Syn, Kraków. Sławkowska 16. W dziale
jeździeckim: I. nagrodę p. inż. Marji Voelpłowej — uzdę angielsku
z firmy Tgnacy Rybka, Kraków, Florjańska 13 — oraz II. nagrodę
p. majorowej Marji BorzysławskLej — szpicrutę z ozdobną rączką,
z firmy Tgnaoy Ryibka, Kraków, Florjańska 13. W dziale narciarskim:
P. dnowej J. Jaśkiewiczowej — narty z więźbą, z firimy Ziulbek, Zako-
pane. W dziale żeglarskim: P. Elżbieeilei Wieczorkowskiej — zegarek
sportowy z fiirmy Józef Płonka, Kraków, Szewska (13. W dziale samo-
chodowym: P. Zofji Kaninenbergowej — .necesser z firmy Ignacy Ryibka,
Kraków, Florjańska 13. W dziale wioślarskim (kajaki): P. Izie Kosiń-
skiej — zegarek sportowy a firmy Józef Płonka, Kraków, Szewiska 12.
Bliższe szezegóły wraz z fotograf jam i nagród zamieścimy w jSeidnym
z najibliższych numerów „Asa".'
Redakcja.
Na prawo
P. A. z br
Graeuów
Pętkowska
z Smiłowa
Wielkopolska
P. Zofja Kannenbergowa
— Lwów.
P. Elżbieta
Wieczorkowska — Wilno.
Powyżej:
P. Drowa Jaśkiewiczowi
— Kielce
na lewo: P. Iza Kosińska — Kraków
P. Inż. Marja Voelplowa — Lwów.
P. Majorowa
Marja
Borzysławska
— Toruń.
*
1
ILUSTROWANY
MAGAZYN
TYGODNIOWA
ILUSTROWANY
MAGAZYN
TYGODNIOWY
WYDAWCA: SPÓŁKA WYDAWNICZA „KURYER" S. A.
REDAKTOR ODPOWIEDZIALNY:
JAN
STANKIEWICZ
KIEROWNIK LITERACKi: JULJUSZ LEO.
KIEROWNIK GRAFICZNY: JANUSZ MARJA BRZESKI.
ADRES REDAKCJI i ADMINISTRACJI: KRAKÓW, WIELOPOLE 1 (PAŁAC
PRASY). - TEL. 150-60, 150-61, 150-62, 150-63, 150-64, 150-65, 150-66
KONTO P. K. O. KRAKÓW NR. 400.200.
CENA NUMERU GROSZY
PRENUMERATA KWARTALNA 4 ZŁ. 50 GR.
CENY OGŁOSZEŃ: Wysokość kolumny 275 mm. — Szerokość kolumny
200 mm. — Strona dzieli się na 3 łamy, szerokość łamu 63 mm. Cała stro-
na zł. 600 Pół strony zł. 300.1 m. w 1 łamie 90 gr. Za ogłoszenie kolorowe
doliczamy dodatkowo 50°/o za każdy kolor, prócz zasadniczego. Żadnych
zastrzeżeń co do miejsca zamieszczenia ogłoszenia nie przyjmujemy
40
Numer 38
ASY NUMERU 38-GO:
W KRAJACH SŁOŃCA, BARWY
I KSZTAŁTU.
Co podziwiali uczestnicy wycieczki
I. K. 0. „Po słońce, któne łączy
narody".
Sfcr. 4—<5.
PIONIERKI HISZPAŃSKIEJ
SCENY.
O artystkach, które zasłużyły na
osobną kartę w liisifrorji kulitury
półwyspu Iberyjskiego.
Str. 7.
TANCE NA KASZUBACH.
Jak kszitałtowaiły się i jak wyglą-
dają tańoe ludności polskiego
wybrzeża.
Str. 8.
„PSIA PARADA" W SIMIE.
Elegancki świait kobiecy stoliicy
ubiega się o palmę pierwszeństwa
dla swych czworonożnych ulubień-
ców.
Str. 10—11.
HISTORJA MALEJ JENNY.
O wynikach ekspedycji przyrodni-
ka francuskiego Eugenjuaza Du-
bois, które zaważyły na rozwoju
nauki o genetyce rodzaju ludz-
kiego.
Str. 112.
LOTY W STRATOSFERZE.
W jakim stadjum znajdują się dą-
żenia techników, zmierzające dlo
szybszego pokonania przestrzeni
.przez lolty w stratonferze.
Str. 14—15.
„BRON" ZWYCIĘZCY.
Wymowa dysku, piłki, krali, ra-
kiety i kija hokejowego.
Str. 16—17.
MUSZKA OWOCOWA
NA USŁUGACH NAUKI.
Niepozorna muszka rzucia światło
na sposób przekazywania cech
z rodziców na potomstwo.
Str. 18.
DZIEWCZĘTA SPOD
SZTANDARU BOHEMY.
0 modelkach sławnych malarzy
1 rzeźbiarzy.
Sltr. 19—20.
Nasz przebój muzyczny.
WALC SENTYMENTALNY.
Muzyka Romana Schniitzera.
Srtlr. 22.
BREWIARZ PIĘKNEJ PANI.
0 czein powinna ipaniitjtae każda
pani z zakresu mody w nadcho-
dzącym sezonie jesiennym.
Str. 26—2S).
Niedziela 20 września 1936
Rok II
Fot. Sporł General — Londyn.
Powieść. — Nowela. — Życie arty-
styczne. — Dział gospodarstwa do-
mowego. — Kącik filatelistycz-
ny. — Nowe książki. — Program
iradjowy.
W P u t n e y (Anglia) miejscowy kobiecy klub sportowy
w y b r a ł n a s w y m d o r o c z n y m festiwalu k r ó l o w ą p i ę k n o ś c i
miss Francis Beasley, którą widzimy n a zdięciu w m o -
m e n c i e o w a c i i , z g o t o w a n e j jej p r z e z k o l e ż a n k i k l u b o w e .
AS >3
i
W krajach słońca barwy i kształtu
agły, niespokojny zryw z łóżka i nerwowy ruch po zega-
rek... O Boże, już 5-ta rano, a tu za pół godziny walizy
nasze winny stać za drzwiami, aby wraz z tysiącem i czte-
rysta
podobnych im, pękatych i pstrokatych od nalepek hotelo-
wych
towarzyszek niedoli powędrować do naszego „podróżują-
ceg-j>
hotelu,, — toczącego się po bezmiarze szyn kolejowych.
Niedość rozbudzeni i przytomni, myślimy: „Dubrownik to, We-
necja,
Neapol, czy „Saturnia"?... Przecieramy jednak
oczy
i
stwierdzamy, (nie bez miłego zdziwienia), że cztery ściany, które
nas
w tej chwili otaczają, obrazy i meble, są n a m wybitnie dobrze
znane. Bo i jakżeżby . nie? przecież* to kochane ściany rodzimego
domu.
Poobijane, ponaciągane „członki" przepełnia miłe uczucie
rozleniwienia i zadowolenia na myśl, że nie trzeba będzie wstawać,
przygniatać obolałem kolanem pęczniejących (niewiadomo czem,»
z dnia
na dzień waliz, dławić się pospiesznie połykanem śniada
niem,
jednem słowem... urlop.
Przewracamy się więc na drugi bok, otulamy szczelniej poczciwą
polską
kołdrą (br, zimno tu w tej naszej Polsce) i usiłujemy
zasnąć.
Ba, ale tylko usiłujemy, myśl bowiem nasza w r a c a uparcie
do
codopiero odbytej podróży po k r a j a c h słońca, kształtu i bar-
wy.
Z zamkniętemi oczyma, w świadomości n a s z e j snujemy film,
bajecznie kolorowy, przeróżnorodny film, tein ciekawszy, że
byliśmy
w stosunku do niego nietylko widzami, ale niejako akto-
rami
i operatorami filmowymi — zarazem.
Pisano jużi wiele o k r a j a c h i miastach, przez które biegła trasa
naszej
wycieczki — nie odkrywając więc Ameryki
1
— wspomnę
pokrótce o tem 1 owem, zatrzymując się jeno przy dziele Włoch
nowych, Włoch, na które skierowane są dziś oczy całego świata.
Więc
najpierw Budapeszt, jedno z najpiękniejszych miast Eu-
ropy,
miasto letnisko, zabytkowe, a zarazem tak bardzo modern,
pławiące
się w zieleni i gorących żródłach-pływalniach (w rodzaju
„św.
Gellerta"), wieczorem — miasto świateł przeglądających się
cudnie w
szerokiej wstędze D u n a j u .
Potem
serdeczne powitanie w Zagrzebiu, spotkanie z reprezen-
tantem
rządu, potomkiem sandomierskiej ro-
dziny
polskiej <p. Nałęcz-Moszyńskim, (która
wyemigrowała
do Chorwacji po rozbiorach
Polski), potem piękne stare miasto Split
z czasów
Dioklecjana i odjazd minjaturową,
lecz
schludną „Ljubljaną" do Dubrownika.
Tu
podziwiamy malownicze, stare m u r y
i zabytki
Dubrownika (Raguzy), miasta tro-
pikalnej
spiekoty i posuchy (także i mie-
Zdjęcia: Red. J. Stan-
szkaniowej), gdzie jak nigdzie lepiej, nie
kiewicza, dr. VF. Szper-
odpowiadało
hasło wycieczki „Po słońde,
bera i A. Wasilewskiego
które
dręczy, przepraszam, które łączy na-
rody'^
W Dubrowniku „psioczymy',' na
przereklamowaną,
maleńką plażę i cieszymy
się
największą królewską atrakcją — Jego
Na prawo od gó-
Królewską
Mością Edwardem VIIT.
ry: Wycieczka /.
Skolei
płyniemy —
w
wyobraźni naszej —
K. C. „Po słońce,
które łączy naro-
luksusową
„motonave Saturnia", zawadzamy
dy" przed wyru-
wraz
z nią o ubogą ziemię grecką
w
Petra-
szeniem z dworca
sie,
(którą ktoś złośliwy przezwał z grecka
krakowskiego. —
Nędzojronem")
i docieramy, topniejąc z
Budapeszt
(po-
wielkiego
żaru i ciekawości do po tysiąc
mnik św. Stefa-
razy
opiewanego Neapolu i jego wiecznie
na).— Split (fra-
mrukliwego sąsiada — Wezuwjusza. Tu u-
gment portu). —
niieramy
nietylko z zachwytu iłe^ ze zmęcze-
Dubrownik (pla-
nia
i głodu, uraczeni tak „dobrą",* że ażf nie-
ża).—Ko t o r (dro-
jadalną
kolacją. Był to zresztą jedyny czar-
ga na Łowczen).
ny
punkt w rozsłonecznionym obrazie Iłalji.
Dubrownik (gro-
Z
podróży po Włoszech utkwił nam w pa-
ta niebieska).
mięci jeden niecodzienny widok powracajr?
cych do ojczyzny — żołnierzy włoskich
z Abisynji.
N
4 AS
.V
byłoto tak. Wracamy z pięknej i emocjonującej wycieczki n
a
<-apri i d o Lazurowej Groty, zapatrzeni
w
widniejący w dali port
neapolitański,
dymiący stożek Wezuwjusza i romantyczne murv
Lastel ISuovo, kiedy uwagę naszą zwraca dużych rozmiarów okręt
spuszczający
przy
pomocy dźwigów jakowvś „towar" — prze
dziwnie jednak ruchliwy. Jak się potem okazało, kowarem lvm
były
poczciwe muły i konie, które z uczuciem lądowania nie bardzo
były oswojone,
buntowały się przeciw tej przymusowej, diabel-
skiej
jezdzie
zgóry
w
nieznane otchłanie ziemskie
\V
porcie,
uwagę naszą zwrócili żołnierze włoscy, mali, szczupli
opaleni,
w charakterystycznych hełmach tropikalnych
(modnych
dzisiaj
i
w
cywilu),
upstrzonych przeróżnemi
napisami,
jużto
na
izesc „Il Duce'
juzto m n i e j przychylnemi słówkami a propos
tchórzliwego władcy Abisynji itp. Co druga „śniada twarz" nuci
niewymyślną w słowach i melodji, a jednak przemiłą i arcvzab
a
w-
ną piosenkę „Pacetta Nera" o c z a r n e j Abisynce - podobną do lekkich
piosenek naszych ,legunów". Śpiewają ją dzisiaj w licznych tra-
westa.^ach
całe Włochy, a zwłaszcza wojska kolonialne.
Patrzą na owe chude, a roześmiane twarze, aż trudno było uwie-
rzyć,
ze
są D zdobywcy nowych i jakże trudnych do opanowania
terenów zamorskich, jedni
z
wielu pionierów Włoch nowych za
sobnych
i potężnych. Za chwilę uwagę naszą zwrócił nowy o b l k t ,
godny oglądania
był nim ogromny, niczem „latający gmach" —
srebrzysty, trójmotorowy hydroplan. kierowany ponoć ręką samego
• £
, r
i a d o m o
świetnego pilota, wodujący opodal naszego
statku. Mussolini wsiadł do motorówki
(jego
rosła postać w białym
mundu -
.e
dc skcnale była zdaleka widoczna) i witany niewymuszo
nemi, entuzjastycznemi okrzykami i oklaskami zebranych "tłumów
(entuzjazm te,, udzielił się i polskiej, chłodnej zazwyczaj publice)
odjechał samochodem do miasta, które oddało mu "swój zachwyt
i swe gcrące
serce.
Tego dni:. p<
zi
aliśmy
jedno
oblicze Włoch,
entuzjastycznie
na-
strojonych dla swego Wodza
i
garstkę tych, którzy przyczynili si.
do zd( bycia nowych terenów ekspanzji dla rozrastającej się i /a
ciasnej już
ojczyzny.
O tem, że Italia zdobywa nie tylko kolonie zamorskie, przekona
lismy się naocznie, zwiedzając — na zaproszenie włoskiego mini-
sterstwa propagandy
osuszone błota pontyjskie i n a j m ł o E z e
miasta włoskie I-ittorię
i
Sabaudię.
Odległe o przeszło 50 km od stolicy
tereny były od wieków
przyczyną ciągłych trosk współczesnych im rządów
od cezarów
po wojnę światową. Niejeden już plan osuszenia owych błot opra
cowatio, a
przecież
nigdy dojść nie chciano, czy nie umiano do
ich zrealizowania, aż
wreszcie dokonały tego Włochy faszystów-
skie, z czego też nie mało są dumne. Spró
b u j m y opisać krajobraz nieistniejących już
błot pontyjskich. Jak okiem sięgnąć, wzdłuż
lśniącej, asfaltowej szosy, ciągną się dzisiaj
urodzaj ne pola, przetkane od czasu do czasu
wąską wstążką
kanału, odprowadzającego
wodę.
Wzdłuż drogi
schludne, seryjne
domy
-
gospodarstwa,
wieczysta
dzierżawa
nowo
sprowadzonych
tu osadników.
Każdy
dom nosi ten
sam napis: „Opera nazionale combattenti" Anno X E F Te sa
me domki, tę samą urodzajną glebę, fosy i kanały oglądać można
na przestrzeni 18 tys. ha osuszonego „Agro Pontino". I pomyśleć
ze
jeszcze przed 10-cioina laty na miejscu u r o d z a j n e j gleby" cały
ow szmat k r a j u był wielkiem malarycznem mokradłem, schludne
„podere"
jednostki gospodarcze
nędznemi lepiankami, a lud-
ność chor. bliwa i apatyczna. Dziś powstała na błotach pontyjskich
prowincja
posiada kilka młodziutkich miast, z tvch dwa naj-
większe Littorię i Sabaudię. Obydwa każą podziwiać swe staranne
rozplanowanie, piękne skwery i wodotryski, szerokie ulice i nowo-
czesne domy Architektura i zdobnictwo tych ostatnich, poza cha
rakterystj cznym dla budynków włoskich kolorem terrakotv, bar
dzo miła, nic w niej niema z „Picassów", Czyżewskich, czy choćby
Hohuszów. Bardzo często jako motywów dekoracyjnych użyto em-
blematów
faszystowskich — rózgi i toporki, lekko stylizowane,
widzimy nawet na poręczach schodów i „słomiankach".
Oczywiście Littoria, czy młodsza, a piękniejsza położeniem Saba u
^
I
Na lewo od góry:
Zabawy towarzy-
skie na pokładzie
statku „Saturnia"
Pa trasfdrogado
portu).— Neapol
(widok na Wezu-
wiusz). — Pom-
pei (wnętrze mu-
zeum z wykopa-
liskami).— Rzym
(redaktor naczel-
ny I. K. C. Marjan
Dąbrowski
skła-
da wieniec na gro-
bie . Nieznanego
Żołnierza).
AS-5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin