Szklanka czystej wody - Jerzy Edigey.pdf

(1457 KB) Pobierz
Ebook został zdygityalizowany z gazetowej wersjii książki,
która ukazywała się w ,,Dzienniku Zachodnim”
od 22 października do 08 grudnia 1973 roku.
W serii z jamnikem książka została wydana w 1974r.
ROZDZIAŁ 1
Telefon od dyrektora
W malutkim pokoiku — dyżurce pielęgniarek dzwonek
telefonu rozlegał się tak głośno, że słychać go było na drugim
końcu korytarza szpitalnego. Siostra dyżurna, siedząca przy
biało lakierowanym biureczku, podniosła słuchawkę. Z
wyraźną niechęcią rzuciła:
— Chirurgia!
Z drugiej strony drutu ktoś powiedział parę słów.
Pielęgniarka odruchowo wyprostowała się na krześle i możliwie
najgrzeczniejszym tonem odpowiedziała:
— Tak jest panie dyrektorze. Pan doktor Niekwasz jest w
zabiegowym. Rozumiem. Zaraz go zawiadomię.
Dziewczyna położyła słuchawkę, wstała z krzesła i wyszła na
korytarz. Trzecie drzwi na prawo to sala zabiegowa. Na stole
leżał chory, któremu dwie pielęgniarki sprawnie zmieniały
opatrunek. Nieco z tyłu stał wysoki mężczyzna w białym
ubraniu Z uwagą śledził ruchy pielęgniarek i wyjaśniał coś
choremu. Widać było, że lekarz jest skrajnie zmęczony czy też
zdenerwowany. Oczy jak gdyby wpadły w głab czaszki, zaś na
brodzie i policzkach rysował się ciemny zarost. Ten człowiek
nie golił się chyba od dwóch dni.
— Panie doktorze — zameldowała wchodząca — pan dyrektor
prosił, aby pan zaraz do niego przyszedł.
— Dziękuję — odpowiedział lekarz — pójdę jak tylko
skończymy opatrunek. Siostra zadzwoni do dyrektora i mu to
powtórzy.
— Mówiłam panu dyrektorowi, że pan jest zajęty, ale
dyrektor wyraźnie powiedział, żeby pan doktor natychmiast
przyszedł.
— Dobrze, dobrze - lekarz był nieco zirytowany — nie pali się.
Pielęgniarka wyszła z salki, po cichu zamykając drzwi.
Po dziesięciu minutach Zygmunt Niekwasz nacisnął klamkę
pokoju opatrzonego tabliczką „dyrektor szpitala". W gabinecie
przy okrągłym stoliku siedział starszy, dość tęgi człowiek o
czerwonej twarzy i siwiejących włosach. Gośćmi dyrektora,
doktora Stefana Postomskiego, było dwoje ludzi: kobieta w
czerni, w kapeluszu z welonem z krepy i mężczyzna również w
ciemnym garniturze i czarnym krawacie.
Dyrektor szpitala dokonał prezentacji:
— Oto kolega Zygmunt Niekwasz, ordynator oddziału
chirurgii, pani dyrektorowa Maliszewska, pan dyrektor
Kowalewski.
Niekwasz w milczeniu ucałował podaną sobie kobiecą dłoń i
uścisnął rękę mężczyzny. Na zapraszający gest. lekarz zajął
pozostałe, czwarte krzesło.
— Właśnie, panie kolego — wyjaśnił dyrektor szpitala —
opowiadałem państwu, z jakim ogromnym poświęceniem
walczył doktor o życie pana Maliszewskiego. Niestety, my
lekarze nie jesteśmy cudotwórcami. Zrobiliśmy wszystko, co
było w naszej mocy, ale wszelki ratunek był spóźniony. Chory
zdecydował się na operacje zbyt późno Bardzo ostry stan
zapalny, silne zapalenie otrzewnej. Do tego dołączył się
krwotok wewnętrzny. Nie było żadnych szans na utrzymanie
pacjenta przy życiu Pan doktor Niekwasz przez dwa dni nie
odchodził od jego łóżka. Stosowaliśmy wszystko, co tylko było
możliwe. Niestety... — Postomski rozłożył ręce.
— Jestem najzupełniej przekonany — potwierdził Stanisław
Kowalewski — że chory miał tutaj najlepsza opiekę. Nie raz i
nie dwa tłumaczyłem Olkowi, że należało wcześniej
zdecydować się na ten zabieg. Ale pani wie — zwrócił się do
Maliszewskiej — jaki był jej mąż. Poza pracą świata nie widział.
Pomimo że często aż mu się twarz wykrzywiała z bólu. zawsze
machał ręką i mówił „samo przejdzie" Albo śmiał się, że
zapalenie wyrostka robaczkowego jest takim drobiazgiem,
którym nie należy sobie zawracać głowy.
— Otóż to — podchwycił doktor Postomski — ludzie
lekceważą sobie zapalenie wyrostka robaczkowego. A to bardzo
zdradliwa choroba. Zrobiony w porę, to naprawdę ..dziecinny
zabieg". Ale odkładanie tego i nie leczenie się często
doprowadza do tragicznych skutków. Przyznaję, my lekarze
bardziej boimy się tej operacji, niż czegoś, co na pierwszy rzut
oka wygląda dużo groźniej. W świecie lekarskim słusznie się
mówi, że resekcja wyrostka to najgorsza praca dla chirurga. Nie
przyczynia się do zdobycia sławy, a często do jej utraty.
— Rozumiem, ale nic już nie wróci życia Olkowi — kobieta
wyjęła z torebki chusteczkę i dyskretnie otarła oczy.
— Bardzo cię proszę. Krysiu! — Kowalewski gestem pełnym
współczucia dotknął ręki swojej towarzyszki.
— Pan doktor Niekwasz jest jednym z najlepszych chirurgów.
odważę się powiedzieć, że nie tylko w Warszawie, ale bodaj w
Polsce. Dlatego też wiedząc, jak cenne życie mamy w swoich
rękach właśnie jemu zleciłem dokonanie tej ciężkiej operacji.
Przy zabiegu asystowało trzech naszych lekarzy, Również
doskonałych specjalistów. Ale jak już powiedziałem, cudów nie
ma. Pozostaje mi jeszcze raz złożyć pani jak najgorętsze wyrazy
współczucia — dyrektor pochylił swoją siwą głowę.
— To dla mnie straszna strata — szepnęła kobieta — do tej
chwili nie mogę się pogodzić z myślą. że Olek nie żyje.
Straciłam wszystko, co miałam w życiu.
Wdowa znowu musiała użyć chusteczki.
— To naprawdę niepowetowana strata — dodał dyrektor
Kowalewski. — Jeśli są ludzie niezastąpieni, to do nich należał
właśnie dyrektor Aleksander Maliszewski Brak jego dotkliwie
odczujemy w „Maszynoimporcie” już nie mówiąc o tym, że ja
osobiście straciłem najlepszego przyjaciela, człowieka któremu
zawsze i w każdej okoliczności mogłem zaufać i na którego
pomoc mogłem liczyć.
Zapadła cisza. Przerwał ją dyrektor szpitala:
— Jeśli można państwu w czymś pomóc przy załatwianiu
tych smutnych formalności...
—. Dziękujemy — przerwał Kowalewski — wydałem już w
biurze odpowiednie zarządzenia, aby wszystko było
Zgłoś jeśli naruszono regulamin