Sztylet Zaręczynowy 18 z 20.pdf

(412 KB) Pobierz
Strona
1
z
23
ROZDZIAŁ 18
Chcecie zdobyć dziewczynę, lećcie zrobić jej masaż. Prawdziwy masaż,
jakościowy, długotrwały. A sprośne myśli wsadźcie… głęboko.
Otworzyłam oczy, przetarłam je pięściami i zobaczyłam siedzącego przy wyjściu
jaskini Jarosława. Był półnagi, długie jakimś cudem rozczesane kosmyki rozpuszczonych
włosów zakryły tatuaż i świeżą bliznę. Zręcznie obracał między palcami sztylet domu Kruka,
czasem przerzucając go z ręki do ręki i kompletnie nie wyglądał na umierającego.
Nie wierząc własnym oczom, spojrzałam na lewy nadgarstek, gdzie w pośpiechu
położona opaska rudziała wyschniętą plama krwi i trąciłam ranę palcem. Po ręce przemknęło
ostre ukłucie bólu, a to znaczyło, że wieczorne wydarzenia mi się nie przywidziały i to było
dokładnie wczoraj, w przeciwnym razie nie byłoby to tak bolesne.
Od snu na twardej ziemi całe moje ciało było obolałe. Spróbowałam się
przeciągnąć i zaskoczona zauważyłam, że moje nogi są troskliwie oykryte przez spódnicę.
– Dzień dobry – nie obracając się powiedział Jarosław.
– Dobry – zgodziłam się z pewną wątpliwością w głosie, naciągnęłam spódnicę i
wyszłam na zewnątrz.
– Okropnie wyglądasz – obrzucił mnie czepialskim spojrzeniem Wilk.
Strona
2
z
23
Sama się domyśliłam: potargane włosy, twarz umazana błotem i krwią,
wyschnięte błoto na spódnicy… To byłby cios dla mojej matki, gdyby zobaczyła mnie w takim
stanie!
– No, wybacz – odgryzłam się – na bal się nie wybieram.
Jarosław wykrzywił usta. Prychnęłam i udałam się w krzaki, po drodze próbując
zetrzeć ze spódnicy chociażby największe kawałki brudu. Jakby nie było, zrozumiałam jak
silnie mnie dotknęły słowa Wilka, kiedy znalazłam się koło bagienka w daremnej próbie
starcia błota z twarzy. Wpadłszy w złość na samą siebie, uderzyłam w taflę wodną ręką i
powlokłam się do jaskini z powrotem nałamawszy po drodze jadalnych gałązek. Chwiałam się
z osłabienia, ale uparcie trzymałam plecy prosto, nie mając ochoty, żeby jeszcze wczoraj
umierający Jarosław, swoim zimnym tonem rzucił kolejną uwagę w moją stronę.
Jednak Wilk, kończący splatać staranny warkocz, powiedział coś całkiem innego:
– Wczoraj byłem bardzo wzruszony twoim życzeniem, żebym żył.
Usiadłam obok i potarłam skronie. Ranek dopiero się zaczynał, ale głowę już
łamało tak, jak gdybym była na nogach nie mniej niż dwie doby.
– Chociaż zabroniłem ci stosować magię, nie mogę nie docenić twojego
poświęcenia. Ale Jaśnie Oświecona, zwracanie się do najwyższej magii wtedy, kiedy nie ma
asekuracji – to szczyt szaleństwa! – dotknął mojej ręki, a jego głos się załamał zmusiwszy
mnie do podniesienia głowy i spojrzenia w jego zaniepokojone i z jakiegoś powodu niepewne
srebrzystoszare oczy. – Ale… czy naprawdę było to dla ciebie na tyle ważne, żebym przeżył,
że zaryzykowałaś wszystko?
Nie miałam siły ani udawać, ani ubrać swoich myśli w przyjemną formę, dlatego
powiedziałam po prostu:
– A ty to co? Może powiesz, że kiedy wyłowiłeś mnie z wody, nie zwracałeś się do
siły rodu?
Strona
3
z
23
Wilk wzruszył ramionami i powiedział z pewnym odcieniem wyższości:
– A ja to ja! Podczas wojny nauczyłem się wykorzystywać magię w najróżniejszych
sytuacjach.
– Teraz i ja zdobywam takie doświadczenie – odgryzłam się. Potem uczciwie się
przyznałam: – Bardzo się przestraszyłam, Jarosławie. Jesteś teraz moja jedyną ochroną i tylko
z twoją pomocą mogę zapobiec zabójstwu mojej rodziny albo, jeżeli się spóźnimy, odzyskać
całą domenę Kruka. Realnie oceniam swoje siły oraz zdolności i rozumiem, że będziesz
wspaniałym Posiadaczem. Sama w tym burzliwym morzu na brzeg nie wypłynę.
Nie wiem, czy to chciał usłyszeć ode mnie Wilk, ale jego oczy ochłodziły się.
Spuściłam wzrok na kolana, utkwiłam go w liściach i mruknęłam:
– To moja wina, że nasza domena znalazła się w takiej sytuacji. Jeżeli bym
wysłuchała opinii ojca, Żadimir nigdy nie miałby szansy…
Jarosław nie zdecydował się mnie pocieszyć, ale zbyt długo oddawać się słabości
też nie pozwolił.
– Skoro skończyłaś seans samobiczowania, to doprowadź się do porządku.
Trzeba zjeść i wyjaśnić, co stało się z pozostałymi.
Po kryjomu wytarłam oczy i spojrzałam na Wilka. On całkowicie niewzruszenie
podał mi nieduży drewniany grzebyk.
– Skąd to masz? – zdziwiłam się.
Przykrył oczy i przesadnie ciężko westchnął.
– Oświecona, szlachcic powinien dobrze wyglądać w każdej sytuacji. Wydawało
mi się, że jako córka Posiadacza winnaś to wiedzieć. Jednak całe doświadczenie naszej
znajomości podpowiada, że w twoim wychowaniu zieje poważna dziura. Kiedy zostaniesz
Posiadaczką, będziesz zobowiązana większą uwagę poświęcać swojej powierzchowności.
Strona
4
z
23
– No wiesz!.. – zaparło mi dech z oburzenia, skierowałam całą złość na włosy. –
Moi wychowawcy w żaden sposób nie przewidzieli, że będę musiała pięknie wyglądać
pośrodku dzikiego lasu tuż po tym jak mnie ledwie nie zabli!
Wilk wzruszył ramionami.
– To wszystko usprawiedliwienia.
– I jakim cudem twoi właśni żołnierze cię na wojnie nie zarżnęli? – wysyczałam.
– Próbowali – niespodziewanie powiedział Jarosław. – Trzy razy. A potem
zrozumieli, że bezpieczniej i korzystniej jest podporządkować się moim żądaniom. Przecież
rozprzężenie zaczyna się w głowie, a nie w rzeczach.
Przesunęłam palcami przez jeden z moich jeszcze splątanych kosmyków.
– Rozczesane włosy bardzo pomogą, kiedy zapoluje na mnie Żadimir –
mruknęłam z czystego uporu.
– Oczywiście – spokojnie odpowiedział kapitan i zabrał z mojego podołka gałązki
z listeczkami. – O rozczesane włosy nie będą zahaczać gałązki i spowalniać przy ucieczce.
Wpakował do ust całą garść liści i zabrał się do dokładnego przeżuwania. Nie
pozostało mi nic innego, jak zapleść włosy i pójść za jego przykładem.
Kiedy szliśmy po lesie w kierunku drogi, z niepokojem spytałam:
– Nie boicie się, że może tam na nas czekać zasadzka?
– Wszystko możliwe – wzruszył ramionami Wilk. – Jednak prawdopodobieństwo
jest niezmiernie małe. To było ponad dzień od chwili napadu, a nas nikt nie szukał, chociaż
uciekliśmy nie tak znowu daleko i zdjęłaś ochronę z naszego schronienia. Albo Nożow jest
pewien, że jego przekleństwo zadziałało i zginęliśmy, albo mu teraz na nas nie zależy.
– Nie mógł nie odczuć użycia mojej magii. To nie jest typ człowieka, który
zostawia wszystko na żywioł – zaoponowałam.
Strona
5
z
23
– W każdym razie teraz możemy tylko zgadywać. Myślę, że wszystko się szybko
wyjaśni.
Szliśmy z powodzeniem długo i zdziwiłam się temu jak daleko mógł przenieść
mnie ranny Jarosław, a potem jeszcze zorganizować obronę. Teraz on szedł po lesie rześko i
po elfiemu bezdźwięcznie, a mną chwiało i prowadziło w różne strony, a kilka razy nawet
przyszło mi chwycić się gałęzi drzew, żeby nie upaść.
– Hałasujesz – surowo wytknął mi Wilk. Obrócił się, spojrzał na mnie, skinął do
swoich myśli i dodał: – Już blisko. Posiedź tu chwilę, pójdę i rozeznam się w sytuacji. Jakby
coś…
– To?
– Wołaj – westchnął. – A masz jeszcze siłę na coś innego?
– Nie musisz mnie lekceważyć! – uparcie powiedziałam zadzierając głowę.
– Nawet nie zamierzam – miękko zaoponował Jarosław. – Wiem, do czego jesteś
zdolna. Dlatego staram się realnie oceniać sytuację.
Przestałam dyskutować, usiadłam i oparłam się plecami o drzewo. Bardzo chciało
mi się spać, tak bardzo, że oczy same się zamykały. Gdyby tu był Mezenmir albo Daezael,
wytłumaczyliby mi, że nie należało wczoraj nadużywać magii. Zresztą, to wiedziałam i sama, i
całkiem nie potrzebowałam w cudzych komentarzy.
Chociaż, jeżeli miałam być ze sobą szczera, to do bólu pragnęłam usłyszeć
ironiczny głos Daezaela i dobroduszne warczenie broniącego mnie Dranisza. Tak chciałam,
żeby wszystko było dobrze!
Złapawszy się na tym, że doznaję porażki, usiłując nie zasnąć, z wysiłkiem
otworzyłam oczy i roztarłam sobie uszy. Sposób, który pokazał mi troll, opowiadając o
długich nocnych dyżurach, pomógł – sen uleciał chociaż słabość została.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin