Polityka i Gospodarstwo - Roman Rybarski.rtf

(157 KB) Pobierz

ROMAN RYBARSKI

POLITYKA I GOSPODARSTWO

NORTOM"

ROMAN RYBARSKI

POLITYKA I GOSPODARSTWO

Wstęp Norbert Tomczyk

N0RÎT0M

WYDAWNICTWO

WROCŁAW


© Copyright by Wydawnictwo NORTOM 2004 Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved

Książki Wydawnictwa NORTOM można zamawiać:

ul. Sanocka 15/17, 53-304 Wrocław tel./fax (071) 3677688, tel. 7846817, tel./fax 3491718 email:nortom@nortom.pl www.nortom.pl

Projekt okładki Arkadiusz W. Drajczyk

Redaktor techniczny Jan A. Drajczyk

ISBN 83-89684-55-1


Wstęp

Dorobek Romana Rybarskiego (1887-1942) jednego z najwybitniejszych ekonomistów polskich XX wieku, obecnie na skutek różnych uwarunkowań historycznych obecnie jest prawie nie znany. Wskutek II wojny światowej oraz prawie pięćdziesięcioletnich rządów komunistycznych w Polsce i dzia­łającej cenzury jego dorobek jest praktycznie niedostępny, gdyż po II wojnie światowej ukazał się jedynie wybór fragmentów jego prac w 1997 r. w Warszawie, O narodzie, ustroju i gospodarce opracowany przez Szymona Rudnickiego.

Wydawnictwo pragnąc chociaż w części wypełnić te bardzo dotkliwą lukę w polskim piśmiennictwie ekonomicznym, przekazuje jego pracę „Polityka i gospodarstwo", żeby chociaż w głównym zarysie zaprezentować dorobek tego wybitnego ekonomisty i działacza politycznego Narodowej Demokracji.

Po raz pierwszy „Polityka i gospodarstwo" ukazała się w 1927 roku w Warszawie w ramach serii wydawniczej „Wskazania Programowe Obozu Wielkiej Polski". W prezentowanej pracy ten wybitny ekonomista przedsta­wił w syntetycznej formie dwa główne cele polityki gospodarczej, która ma za zadanie zapewnić dobrobyt ludności oraz wzmocnić jej siły produkcyjne oraz tak zorganiwać całą produkcję, żeby była „skutecznym narzędziem po­tęgi politycznej narodu".

Żeby wymienione cele osiągnąć zdaniem autora trzeba: „1) stworzyć twarde podstawy prawno-społeczne pod gromadzenie się kapitału narodowe­go; 2) uznać zasadę jedności gospodarstwa narodowego jako punkt wyjścia działań polityczno-ekonomicznych, zabezpieczających najlepiej prawidłowy rozwój gospodarczy; 3) przeprowadzić istotne zjednoczenie gospodarcze róż­nych dzielnic Polski, które przedtem należały do różnych państw zaborczych; 4) zabezpieczyć niezależność gospodarczą narodu, bez której nie ma mowy

0  niezależności politycznej; 5) doprowadzić do równowagi między różnymi działami wytwórczości, opartej na uzględnieniu naszych zasobów natural­nych, w szczególności do równowagi między rolnictwem a przemysłem; wreszcie zorganizować politycznie naród w ten sposob, by spełnienie powyż­szych zadań było możliwe i jego rozwój gospodarczy nie podlegał wstrzą­som."

Po zapoznaniu się z celami polityki gospodarczej sformułowanej przez Romana Rybarskiego można stanowczo stwierdzić, że w swoim głównym za­rysie pozostają nadal w pełni aktualne. W obecnej sytuacji, gdy Polska po zmianie granic w wyniku II wojny światowej, po kilkudziesięciu latach za- lażności gospodarczej od Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, została następnie uzależniona od Unii Europejskiej, przemyślenia Romana Rybar­skiego na temat niezależności gospodarczej i politycznej są bardzo na czasie

1 powinny być wykorzystane przez polskich ekonomistów. Bowiem przyna­leżność Polski do organizmu gospodarczego Unii Europejskej w dobie świa­towej globalizacji niesie nowe wyzwania dla polskiej gospodarki, a dzieła ekonomiczne Romana Rybarskiego mogą pomóc w sprostaniu tym wyzwa­niom.

Przekazana Czytelnikom jego praca, została uzupełniona o Notę biograficzną o Autorze i jego dziełach, zaczerpniętą z Polskiego Słownika Biograficznego, a opracowaną przez Urszulę Jakubowską.

Norbert Tomczyk

Celem polityki gospodarczej jest z jednej strony zabezpieczyć dobro­byt ludności przez wzmocnienie jej sił produkcyjnych, z drugiej nadać ta­ki kierunek całej wytwórczości i tak ją zorganizować, by była ona skutecz- nem narzędziem potęgi politycznej narodu. By ten cel osiągnąć, trzeba: 1) stworzyć twarde podstawy prawno - społeczne pod gromadzenie się ka­pitału narodowego 2) uznać zasadę, jedności gospodarstwa narodowego jako punkt wyjścia działań polityczno-ekonomicznych, zabezpieczających najlepiej prawidłowy rozwój gospodarczy, 3) przeprowadzić istotne zjed­noczenie gospodarcze różnych dzielnic Polski, które przedtem należały do różnych państw zaborczych, 4) zabezpieczyć niezależność gospodarczą narodu, bez której nie ma mowy o niezależności politycznej; 5) doprowa­dzić do równowagi między różnymi działami wytwórczości, opartej na uwzględnieniu naszych zasobów naturalnych, w szczególności do równo­wagi między rolnictwem a przemysłem; wreszcie zorganizować politycz­nie naród w ten sposób, by spełnienie powyższych zadań było możliwe i jego rozwój gospodarczy nie podlegał wstrząsom.

Przypatrzmy się, kolejno tym zadaniom gospodarczym i politycznym.

I

Ujmując jak najkrócej nasze położenie gospodarcze, powiemy: Polska ma znaczne zasoby naturalne i gęstą ludność, silnie wzrastającą, brak jej narzędzi produkcji, brak jej pełnego wyzyskania sił produkcyjnych, czyli brak jej kapitału. Jeżeli ludność wzrosła, a kapitał odpowiednio się nie powiększa, to wtedy maleje dobrobyt ludności. Jeżeli w Polsce ludność wzrosła co najmniej o 400 000 głów, to nie wystarczy utrzymać sił wy­twórczych kraju na dotychczasowym poziomie; musi się je powiększyć w bardzo szybkim tempie, bo w przeciwnym razie zapanuje na trwale bie­da i zmaleje znaczenie Polski w świecie, przybliżą się zagrażające jej nie­bezpieczeństwa.

Innymi słowy trzeba wytwarzać kapitał produkcyjny. Proces jego na­gromadzania się tylko wtedy odbywać się będzie pomyślnie, gdy sprzyjać mu będzie polityka państwa, gdy pomnażania kapitału nie będzie się uwa­żało za przestępstwo, gdy każdy, kto chce oszczędzać będzie miał pew­ność, że jego oszczędności nie ulegną konfiskacie lub zniszczeniu. Dzi­siejsza wytwórczość wymaga nakładów długoterminowych, amortyzują­cych się, nieraz dopiero po bardzo długich latach. A więc warunkiem jej podtrzymania i rozwoju jest powszechne przeświadczenie, że można bez­piecznie kapitały umieszczać w produkcji, że nie zmarnuje ich żadna zmiana ustroju państwa, ani żadna polityka państwowa.

Powiedzmy wyraźnie: podstawą rozwoju gospodarczego jest bezpie­czeństwo własności. Nie wynaleziono dotychczas systemu, który by mógł zastąpić skutecznie ustrój oparty na prywatnej własności. Zasady jej, za­chwiane mocno w wielu państwach w okresie, który bezpośrednio nastą­pił po wojnie, odzyskują swoje dawne znaczenie, jako podstawa wytwór­czości i całego ustroju społecznego. Godzi się z nimi nawet socjalizm w państwach zachodnich, gdy dochodzi do władzy. Im szybszy jest powrót do tych zasad, im radykalniej zrywa się z niedorzecznością socjalizacji ży­cia gospodarczego, tym szybsze jest wyzdrowienie z powojennego kryzy­su. Tak np. śmiałość prywatnej inicjatywy i wiara społeczeństwa w bezpie­czeństwo kapitału, ulokowanego w produkcji, jest jedną z podstaw odra­dzającej się potęgi gospodarczej powojennych Niemiec.

Polska leży między Zachodem i Wschodem. To położenie wycisnęło swoje piętno na naszym ustroju społecznym, na naszym ustawodawstwie i tendencjach społecznych. Jakkolwiek wzorujemy się, nieraz niewolniczo na urządzeniach zachodnich, to jednak, o ile chodzi o stosunek naszego ustawodawstwa i polityki do zasady prywatnej własności, wpływy wscho­dnie, powiedzmy wyraźniej wpływy bolszewickie, są bardzo duże. Im prę­dzej przezwyciężymy ten „Wschód w Polsce", tym mocniejsze podstawy zyska nasz rozwój gospodarczy.

Albowiem ponad wszystkimi błędami i konkretnymi niedomaganiami naszej polityki gospodarczej góruje jedna ważna przeszkoda: uczucie nie­pewności, czy warto robić nakłady na dłuższą metę, czy warto lokować pieniądze w produkcji, która natychmiast nie przynosi rezultatów. U nas nie tylko że mało jest kapitału, ale i ten, co jest, lęka się trwalszych pro­dukcyjnych zatrudnień. Obawia się że, z powodu podatków nie będzie dość rentowny. Lęka się, że w polityce wezmą górę żywioły kapitałowi wrogie i zastosuje do niego represje. W tych warunkach także i ludzie mniej zamożni wolą nie nieść swoich oszczędności do kas i banków, lecz nieprodukcyjnie chowają jc u siebie. Wiele jednostek wciąż jeszcze kupu­je dolary lub otwiera sobie rachunek w bankach obcych, ze szkodą dla go­spodarstwa narodowego. Popyt na papiery długoterminowe jest słaby, je­żeli wzrasta, to bardzo wolno. Wielu ludzi zamiast niepewnych korzyści z oszczędzania, woli przyjemność płynącą z natychmiastowej konsumpcji. W tych warunkach może rozwinąć się pogoń za doraźnymi zyskami, zapa­nować kapitał spekulacyjny, tuczący się na ogólnym zubożeniu, gdy ledwo wegetuje kapitał wytwórczy.

Jak rozproszyć te obawy, jak zapobiec tym różnym niebezpieczeń­stwom? W normalnych warunkach gwarancją trwałości ustroju społeczne­go są ustawy państwa. Ale ustawy wystarczą, gdy w parze z nimi idzie poczucie prawne społeczeństwa, gdy siła opinii publicznej jest tak wielka, że nie dopuści ona do aktów przeciwnych poczuciu prawnemu. Własność prywatna musi być zagwarantowana mocniej, niż przez zwyczajne, pisane ustawy; musi stać się instytucją społeczną, której nie wstrzą­sają ani zmiany rządu, ani zmiany ustaw.

Przez szereg lat utrawiła nas gorączka ustawodawcza. Uchwala się szybko różne ustawy, nie zawsze zgodne z konstytucją, nie zawsze dosta­tecznie przemyślane, często niewykonalne i nie wykonywane w praktyce. Los najważniejszych ustaw zawisł często od przypadku, od paru głosów większości. Nie stworzono u nas w Izbie wyższej dostatecznie silnego ha­mulca przeciw zbyt pośpiesznemu ustawodawstwu. Zmieniające się często rządy nie przeciwdziałały eksperymentom ustawodawczym, milczały nie­raz w najważniejszych sprawach, nie chcąc narażać się przypadkowym większościom. Duch kompromisu nie miał granic, nieraz godzono się na mniejsze zło by uniknąć większego, w rezultacie słabła powaga nawet i tych żywiołów, które reprezentowały w parlamencie pierwiastek rozwa­gi i umiarkowania. W ostatecznym wyniku brak jest wiary w trwałość na­szej linii ustawodawczej, nawet dobra ustawa nie jest w możliwości przy­wrócić zachwianego zaufania, bo każdy się obawia, że ustawę, można zmienić jutro lub za miesiąc w kierunku zupełnie nieoczekiwanym.

Obecnie parlament nie ma dawnej siły i powagi, pędzi żywot anemicz­ny. Ale nie wzmogła się, wiara w trwałość naszego ustroju społecznego, a równocześnie wzrosły na sile żywioły przewrotowe.

W tych warunkach nie ma mowy o atmosferze, sprzyjającej odbudo­wie sił wytwórczych, o wzmożeniu naszej produkcyjnej pracy w takim tempie, jakiego wymaga nasza liczba ludności, nasze zasoby naturalne i niebezpieczne położenie międzynarodowe.

Nie można się tym pocieszać, że osłabł rozpęd radykalizmu społecz­nego, że zawiodły próby upaństwowienia wszystkiego naokoło i że żywio­ły socjalistyczne zajmują pozycję raczej obronną i są skłonne do kompro­misu. Niewątpliwie smutne doświadczenia wykazały bezsensowność prób socjalizacji naszego życia gospodarczego, ale jest ono wciąż jeszcze zbyt mocno przesiąknięte pierwiastkami socjalistycznymi, by mogło nabrać na­leżytego rozpędu. Jeżeli socjaliści zapowiadają, że na razie nie pragną ostrej walki z kapitałem, i chcą zaczekać, aż ten kapitał się wzmoże, by wówczas przypuścić do niego szturm generalny, to ta perspektywa nie jest zbyt zachęcająca, o ile by w przyszłości socjalizm miał szerzej wywierać stanowczy wpływ na nasze życie państwowe. W tych warunkach nie mo­że być mowy o powrocie wstrząśniętego zaufania.

Ustrój społeczny, w którym żyjemy, nie jest dostatecznie utrwalony. Zagrażają nam wrogowie jawni w postaci komunizmu, i wrogowie ukryci, którzy co prawda odraczają na później swoje ataki, lecz niemniej podry­wają zaufanie w trwałość stosunków społecznych. W tej atmosferze braku zaufania w przyszłość i niepewności, nie wystarczy wiadomość, że rząd, który w danej chwili rządzi, liczy się z koniecznościami życiowymi i nie zamierza atakować prywatnej własności. Rządy są zmienne, ustawy i de­krety też łatwo się zmienia. W czym innym trzeba szukać bardziej trwa­łych gwarancji.

By społeczeństwo mogło uwierzyć, że naprawdę ,w Polsce wytwór­czość jest bezpieczna, że można robić nakłady, z których będą istotnie ko­rzystały przyszłe pokolenia, że można pracować z wiarą, że się dzieciom zostawi nienaruszony owoc pracy życia, trzeba czegoś więcej, niż dekla­racji rządowych, niż ustaw i dekretów, niż bankructwa zapędów socjali­stycznych. Trzeba zorganizować naród na zasadach poszanowania prawa własności i porządku prawnego. Organizacja ta musi być tak silna, by przetrzymała wszelkie wstrząsy, by siłą reprezentowanej przez siebie opi­nii mogła przeciwstawić się wszelkim próbom przewrotu i usiłowaniom radykalizmu, niszczącego wytwórczość.

Taka organizacja nie może być tylko organizacją czynników, bezpośre­dnio zainteresowanych w bezpieczeństwie kapitału, czynników ekono­micznie silnych. Poszanowanie prawa własności musi tkwić w masach. W tej organizacji obok pracodawców muszą się znaleźć i pracownicy, obok wielkich kapitalistów i mali kapitaliści. Gdy ogromna większość społeczeństwa zrozumie że bezpieczeństwo prawa własności, możność gromadzenia oszczędności i rozszerzenie warsztatów pracy produkcyjnej jest niezbędnym warunkiem naszego rozwoju gospodarczego, że jest ko­niecznością chroniącą nas od bezrobocia, nędzy i zależności od obcych, to wówczas wróci zaufanie i nasze życie gospodarcze nabierze pełnego roz­pędu. Jeżeli zaś warstwy tak zwane „gospodarcze" nie zrozumieją tych wielkich celów politycznych, a poprzestaną na doraźnych koncesjach, które można uzyskiwać od każdorazowego rządu, a jeżeli z drugiej strony głodni i bezrobotni pracownicy będą nadal widzieli w kapitale swojego wroga, którego bezlitośnie trzeba tępić, to czekają nas bardzo smutne przejścia. Wniosek stąd bardzo wyraźny: potęga gospodarcza narodu za­wisła jest w dzisiejszej dobie od tego, czy ten naród wzmaga swoje siły wytwórcze, czy gromadzi kapitał. O gromadzeniu kapitału nie może być mowy, jeżeli w społeczeństwie nie ma przekonania o bezpieczeństwie re­zultatów oszczędności i pracy, jeżeli poderwana jest lub może być pode­rwana zasada prywatnej własności. By zabezpieczyć jej poszanowanie, by zapobiec zamachom na nią, naród musi być mocno zorganizowany, by zdołał wymóc na wszystkich bezwzględne uznanie dla powyższych zasad i umiał przeciwstawić się, wszelkim próbom zamachów na podstawy ustroju społecznego.


Bezpieczeństwo własności i ład prawny są ramami, w których trzeba umieścić pozytywny program gospodarczy. Gdy ogólna polityka stworzy warunki przyjazne wzrostowi narodowego bogactwa, trzeba temu bogactwu nadać kierunek zgodny z zadaniami i potrzebami narodu. Twórczość gospodarcza jest jednym z przejawów ogólnonarodowej twórczości, wydobywa samodzielne wartości życiowe, ale jest przede wszystkim narzędziem do innych celów, nie może być w życiu narodu, podobnie jak nie powinna być w życiu jednostki, ostatecznym celem życiowym. By tę twórczość zabezpieczyć i nadać jej właściwy kierunek konieczną jest rzeczą wyjść z założenia, że gospodarstwo narodowe jest jednością i winno, w miarę roz­woju życia narodowego, stawać się coraz mocniejsząjednością.

Co to znaczy? Odpowiedź prosta: w życiu gospodarczym narodu wspólność interesów różnych klas, warstw, zawodów, dzielnic jest silniej­sza, aniżeli sprzeczności ich interesów. Przed niezbyt wielu laty trzeba by­ło długo dowodzić tego twierdzenia. Dzisiaj jest to niemal zbyteczne

Dzisiaj się widzi, że w tych społeczeństwach byt robotnika jest najlep­szy, w których jest największe nagromadzenie kapitału - dowodem są Sta­ny Zjednoczone Ameryki Północnej. Przykład ostatniego strajku węglo­wego angielskiego uwidacznia, jak straszne spustoszenie wywołuje walka, prowadzona a outrance, i to nawet w kraju ogromnie bogatym. Bankruc­two przejmowania gospodarki przez państwo nauczyło rozumieć już na­wet socjalistów, że kapitał jest potrzebny - gotowi są go dzisiaj nawet to­lerować. A znowu u nas zubożenie wsi, wywołane fałszywą polityką cen i źle rozłożonymi ciężarami podatkowymi, poszło w parze z zastojem przemysłowym i wzmogło bezrobocie w miastach. Ale czyż potrzeba gro­madzić te argumenty? Z chwilą, gdy socjaliści uznają konieczność tworze­nia rządów koalicyjnych dla ratowania gospodarki i finansów państwa, czyż oni sami nie przekraczają już dogmatu bezwzględnej walki klas?..

Zależność interesów różnych warstw od siebie jest szczególnie wyra­źna w Polsce, z uwagi na nasze położenie, nasze zasoby i koniunkturę mię­dzynarodową. Robotnikowi polskiemu zagraża ustawicznie bezrobocie. Mamy znaczny przyrost naturalny ludności. Kraj, który ma nadmiar lud­ności, a nie może go u siebie zatrudnić, ratuje się emigracją. Przed wojną emigracja z Polski była bardzo znaczna, zarówno sezonowa, jak i stała. Obecnie emigrować jest coraz trudniej. Zamknęło się prawie zupełnie El­dorado naszej emigracji - Stany Zjednoczone Am. Północnej. Emigracja do innych krajów zamorskich jest słaba, do krajów europejskich nie stano­wi ostatecznej rekompensaty. Nie zaniedbując prowadzenia polityki emi­gracyjnej, która dziś jest w zaniedbaniu, musimy widzieć główny ratunek w walce z bezrobociem - we wzmożeniu krajowej wytwórczości.


Innymi słowy, zamiast wysyłać ludzi za granicę, - a dzisiaj jest to je­den z trudniejszych artykułów eksportu - wysyłajmy wytwory ich pracy, a przede wszystkim zużytkowujmy je na miejscu, zamiast sprowadzać je z innych krajów. W ten sposób w uruchomieniu produkcji najbardziej za­interesowany jest robotnik polski, bo jemu jej niedostatek najbardziej siq daje we znaki. Nie ma uruchomienia produkcji bez powstawania nowych kapitałów. Tak więc robotnicy są najmocniej zainteresowani w odbudowie kapitału w Polsce.

Na odwrót, kapitał jest zainteresowany w stworzeniu pomyślnych wa­runków bytu warstwy robotniczej. Gdyby nasz kapitał mógł pracować przede wszystkim na potrzeby rynku zewnętrznego, gdyby rozporządzał kolonjami do których wysyła swoje produkty, to wówczas jego bezpośre­dni interes zasadzałby się na tym, by płacić jak najniższe płace robotniko­wi i by środki żywności były jak najtańsze. Oczywiście, każdy przedsię­biorca woli płacić mniej, niż więcej, podobnie jak robotnik walczy o wy­ższą płacę. Ale jeżeli weźmiemy pod uwagę, przemysł jako całość, to ten przemysł skazany jest przede wszystkim na rynek wewnętrzny. Nie może się ten przemysł rozwijać, jeżeli nie podniesie się siła nabywcza ludności, a więc siła nabywcza rolników, jak i siła nabywcza ludności robotniczej.

Na tym fakcie nie można opierać zbyt pośpiesznych wniosków. Słyszy się często rozumowanie: płace robotnicze powinno się podnosić, a wtedy przemysł znajdzie zbyt na swoje artykuły. Otóż mechaniczne podwyższa­nie płac, z którym w parze nie idzie powiększenie produkcji, oznacza wzrost jej kosztów, tym samym pogarsza bilans handlowy; gdyby się tę zwyżkę usiłowało zrównoważyć przez podniesienie cen, to wówczas wzrośnie drożyzna w kraju, a podwyżka płac okaże się w rezultacie iluzo­ryczną. Zresztą taka zwyżka cen zmniejszy zdolność nabywczą szerokich mas ludności wiejskiej, która znowu będzie dążyła do zwyżki ceny pro­duktów rolnych. Solidarność interesów różnych warstw ludności nie wy­raża się, w zasadzie jak najwyższych płac, jak największych cen za towa­ry i jak największych zysków, lecz w dążeniu by wspólnym wysiłkiem po­większyć produkcję. Bo jeżeli produkcja wzrośnie, to wówczas natural­nym biegiem rzeczy i na robotników przypadnie wyższy udział w zyskach.

Im lepiej będzie się uprawiało ziemię, im staranniej zorganizuje się wytwórczość przemysłową, im praca będzie więcej wydajna i im mniej pa­sożytów będzie żyło z gospodarstwa narodowego, tem większe wartości zostaną do rozdziału między uczestników produkcji. Oczywiście, że pro­blem rozdziału bogactwa będzie zawsze przedstawiał trudności. Trudno jest marzyć o sielankowych stosunkach w tej dziedzinie. Ale gdy zrozu­mienie wspólności interesów, łączących gospodarstwo narodowe w jedną całość będzie dość mocne, a kultura polityczna narodu dość wysoka, to wówczas uda się zmniejszyć powierzchnię tarcia sprzecznych interesów i uniknąć rujnujących walk ekonomicznych.


Poczucie jedności gospodarstwa narodowego zwraca się nic tylko przeciw idei walki klas; nie godzi się ono również z ideą supremacji jed­nej klasy nad drugą. Jeżeli gospodarstwo narodowe jest całością, to jego część nie tylko nie może prowadzić ostrej walki z resztą, lecz nie może również pretendować do uprzywilejowanego stanowiska, do roli kierow­niczej. Polityka gospodarcza powinna dawać wyraz wspólności interesów, doprowadzić do równowagi między różnymi czynnikami produkcji, a nie może dążyć do jednostronnej przewagi jednego tylko czynnika. Innymi słowy, polityka gospodarcza nie może mieć pod jakąkolwiek postacią, charakteru klasowego.

Nasza przeszłość dostarcza nam odstraszającego przykładu, do jak zgubnych skutków prowadzi jednostronność klasowa czy też stanowa w polityce gospodarczej. Dawna Polska w XVI wieku stanęła w obliczu świetnej koniunktury. Stała się głównym dostawcą płodów rolnych i le­śnych dla zachodniej Europy. Żywiła swoim zbożem wiele krajów. War­stwa szlachecka, która doszła wtedy do władzy, poprowadziła politykę go­spodarczą par excelence klasową. Przyznała sobie ogromne przywileje, między innymi wolność od ceł, a równocześnie starała się zmniejszyć zy­ski warstwy kupieckiej, faworyzując nawet kupców obcych kosztem wła­snych. Chciała sprzedawać drogo zboże, woły i inne produkty, a otrzymy­wać tanio wytwory przemysłu. Zwalczała rodzimy handel, była przeciwną cechom rzemieślniczym i organizacjom kupieckim, odsunęła miasta od wpływu politycznego. Rolnictwo było jednostronnie faworyzowane - ale upadł handel, i w rezultacie szlachta dostała się w zależność od gdańskich pośredników. Na handlu polskim zbożem bogaciła się Holandia i inne kraje. I w ostatecznym wyniku pośrednictwo handlowe dostało się w ręce obce, w znacznym stopniu w ręce żydowskie, i Polska, która była śpi- chlerzem Europy, cofnęła się w kulturze gospodarczej i społecznej i z bra­ku własnego pośrednictwa, z braku żywiołu, który by umiał bronić intere­sów własnego przemysłu i handlu, z braku silnych miast i to w epoce, w której rządy innych krajów swój przemysł i handel szczególną otaczały o...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin