i_FogV4_Rodowy_Sztylet_2B2B2B_0D638F_8F8F8F.png Aleksandra Ruda Tytuł oryginału ....... ...... Tłumaczenie Eliann, Jasnah Redakcja Jasnah Korekta SM, gilraen1 Projekt typograficzny Jasnah Konsultacja językowa Szelena, Eliann Łamanie Jasnah Copyright © 2011 by Aleksandra Ruda Dedykowane mojemu dziadkowi, Michałowi Aleksandrowiczowi Czebotow ROZDZIAŁ 1 Ubieganie się o pracę to proces, który nie każdy może przeżyć. Mila Kotowienko w rozmowie z nianią Siedziałam na długiej, twardej ławie w głębi ogromnej, obdrapanej Sali Zgromadzeń, nabitej ludem. Przy mnie głośno dyszał troll, z boku podskakiwał krasnolud, który nie widział niczego zza jego pleców, dlatego raz po raz poskakiwał, przez co jego krótka i rzadka bródka zabawnie się stroszyła. Z przodu na ławie, dosłownie jakby na królewskim tronie, zasiadał elf – długie, spływające, złociste włosy, rozczesywane włosek po włosku oraz wielce dumny wyraz twarzy mogły należeć tylko do elfa. Na scenie, przekrzykując szum, walczył z tłumem królewski herold. Ogłaszał nowy dekret, według którego od dzisiejszego dnia ustanawia się nową służbę królewskich posłańców. Nie wiedziałam, jak duchowieństwo pozwoliło królowi nazwać swoje sługi jak wysłanników boskich, ale, najwyraźniej, po prostu machnęli na to ręką. Królewscy posłańcy musieli zanieść w oddalone prowincje wolę naszego Najmądrzejszego i Najzacniejszego majestatu. Powinno to dowodzić o tym, że Wyszesław Piąty nieustannie troszczy się o swoich poddanych. Jednak tak naprawdę przyczyna była inna. Zajmując się dziesięcioletnią wojną z siłą nieczystą, w którą nasz król był niezwykle zaangażowany, niektóre regiony królestwa przestały płacić większą część podatków, wprowadzili własne porządki i zaczęli rozmawiać o autonomii. Co wyprawiono w przygranicznych regionach, nie wiedział nikt w stolicy. Zbieranie podatków i ukaranie największych buntowników z pomocą armii dla małego skarbu królewskiego było rzeczą nieosiągalną, dlatego król postanowił pójść po najmniejszej linii oporu, dowiadując się przy okazji od posłańców, jak stoją sprawy w całym kraju i gdzie znajdują się ogniska buntu. Każda grupa posłańców powinna nie tylko sprawdzać porywczych arystokratów w imieniu jego wysokości, jak również sporządzać sprawozdania, mające na celu ponowne wprowadzenia Wyszesława Piątego w sprawy jego kraju. Gdy tylko herold przeszedł do praktycznej części prawa, to znaczy zaczął wyjaśniać zasady przydzielania do grup posłańców oraz ich powinności, głośno sapiący troll nie wytrzymał i zaniósł się kichaniem. Syknęli na niego, ale nie mógł się powstrzymać, rozbryzgując ślinę na innych i nie zwracając uwagi na wyciągniętą przeze mnie chusteczkę do nosa. Z jego oczu ciekły łzy, nieustannie wycierał nos, ale nadal nie przestawał. – Przestań, bo nic nie słychać! – Ktoś z tylnych rzędów przyłożył trollowi rękojeścią topora. Mój sąsiad wzdrygnął się i wstał. – Jak mogę przestać jak od niego śmierdzi! – Tknął tłustym palcem w plecy elfa. Elf powoli odwrócił głowę i spojrzał na trolla z taką pogardą, że krew mi w żyłach zamarzła. Lecz na kichającego męczennika to nie podziałało. – Kiego się gapisz? Wypsikał się, jak dziwka w burdelu i śmierdzi teraz. A ja kicham! Niedbałym gestem odrzuciwszy na plecy długie włosy – w powietrzu rozniósł się lekki, kwiatowy aromat. – Elf w milczeniu dotknął długimi palcami, z przepięknym manikiurem, sztyletu. Troll pomachał ręką przy lewym biodrze, zapominając zapewne, że miecze, siekiery, łuki i halabardy były rozważnie zabrane przez kilku ponurych strażników przy wejściu, a całą mniejszą broń można było przy sobie zatrzymać na słowo, że nie będzie użyta zgodnie z przeznaczeniem. Rozbójnikom, z braku oręża, nie zostawało nic innego jak zacisnąć pięści i ruszyć do moralnego ataku. – Śmierdzący ostrouchy! – krzyknął mało oryginalnie. – Odpowiedziałbym ci – dumnie powiedział elf. – Lecz obawiam się, że nie zrozumiesz. Jesteś zbyt głupi, by zrozumieć Syna Lasu. – Zbyt głupi? – Troll poczerwieniał i wylał z siebie cały potok przekleństw w języku elfickim. Sądząc po zmieszanym wyrazie twarzy elfa, takie władanie mową Synów Lasu było dla niego niespodzianką. Najpierw zbladł, potem pozieleniał, a w końcu, począwszy od ostrych końcówek uszu, zaczerwienił się i chwycił za sztylet. – Cholerne szliaki!1 – wymamrotał krasnolud i zanurkował pod ławę. 1 ..... [shlyaki] – krasnoludzkie demony; Nie myślałam, by ławka mogła posłużyć jako wystarczająca kryjówka, dlatego odsunęłam się od wojowniczej parki najdalej jak mogłam, przyciskając się do młodego maga w srebrzystej todze. – Nie bój się – wyszeptał, z gotowością obejmując mnie za ramiona. – Nie dam cię skrzywdzić. – Doprawdy? – Sceptycznie popatrzyłam na chudziutkiego chłopaka. Ale w tej sytuacji nie miałam co przebierać w obronie. – Dziękuję bardzo. Tak się boję! Kiedy szłam na to zebranie, mając nadzieję dostać pracę, to w ogóle nie myślałam, że będzie to niebezpieczne dla życia. Nigdy nie chciałam umrzeć od przypadkowego uderzenia rozgniewanego trolla, który ma alergię na perfumy. – Ha! – rzekł młody mag, rozgrzewając mięśnie. – Ze mną nie masz się czego bać. Zaraz postawię taką tarczę, że wytrzyma każde uderzenie! Machnął ręką i… nieduża kulka ognia zerwała się z jego palców i wypaliła dziury w ubraniu trolla, który rywalizował z elfem w rzucaniu złych spojrzeń. – Oj – pisnął mag. – Pomyliłem się… – Ach ty, paskudo! – Troll znalazł w końcu kogoś, na kogo mógł skierować swoje rozdrażnienie i nie oberwać przy tym sztyletem. Zamachnął się ręką na maga. Tym razem, nie zastanawiając się, zanurkowałam pod ławę. – Zabił go? – bojaźliwie zapytał krasnolud, mój były sąsiad, nie uściślając kogo ma na myśli. – Próbuje – odpowiedziałam. Nad nami rozległy się krzyki i odgłosy bójki. Ktoś biegał po ławie w te i wewte, czyjeś ciało runęło na podłogę. A potem jeszcze jedno. Kilka głosów krzyknęło: „Biją naszych!” – i odgłosy walki się wzmogły. – Moja mama miała nadzieję, że znajdę sobie spokojną pracę – westchnął krasnolud. – Persival. – Przepraszam? – zdziwiłam się. Wydawało mi się, że krasnolud wypowiedział swoje imię, ale nie mógł się nazywać Persival. Krasnoludy nie nazywają tak swoich dzieci! – Nazywam się Persival. Mama mnie tak nazwała, żeby spotkał mnie szczególny los. Teraz rozumiem, że niepotrzebnie – powiedział krasnolud i nagle przenikliwie jak szczeniak, zaskomlał. Nie zdążyłam zareagować na ten dziwny dźwięk dlatego, że pod ławkę zajrzał troll, którego drażnił elficki zapach. Jego szeroką twarz upiększała świeża rana. – Kto tak piszczy i przeszkadza walczyć? – oburzył się, ale nie zdążyłam mrugnąć, jak krasnolud uderzył mnie w plecy, wpychając prosto w łapy trolla. Ten, niewiele myśląc, złapał mnie i wyciągnął spod ławki. Co dziwne, wytrzymałam spojrzenie zmrużonych oczu. Przez kilka uderzeń serca patrzyliśmy na siebie nawzajem pod akompaniamentem irytującego wycia, dobiegającego spod ławki i nagle troll odwrócił wzrok. – Ja ci… zara dam, żebyś wiedziała – obiecał, ale się nie zamachnął. Czekałam w milczeniu, nie odwracając spojrzenia od jego twarzy, chociaż nie miałam żadnej ochoty oglądać niskiego czoła, krzaczastych brwi, kartoflowatego nosa i pulchnych warg w otoczeniu niedogolonej, czarnej szczeciny. Ale jak okażesz swój strach to przegrasz, co wbito mi do głowy już dawno. – Puść dziewczynę – rozległ się za moimi plecami męski głos z lekką chrypką. Patrząc na właściciela głosu, troll od razu zmienił wyraz twarzy i nawet pogłaskał mnie po głowie. – Ja, kapitanie… Ja nic… Ja tak tylko … – Nie zdążyłam zaprotestować, jak troll szarmancko posadził mnie na ławie i nawet poprawił spódnicę na kolanach. – Od elfa śmierdzi! A krasnolud piszczy! – Dranisz – z westchnieniem powiedział kapitan. – Co ci mówiłem? Teraz miałam możliwość ujrzenia swego wybawcy. To był wysoki, muskularny, młody człowiek. Nosił wymięty, skórzany mundur z naszywkami kapitana królewskiej armii. Głowę miał obwiązaną bandażami. Popatrzyłam mu w twarz i zamarłam. Świetnie znałam te wysokie kości policzkowe, duże oczy, nos z lekkim garbem, idealne usta i twardy podbródek, pojawiający się na świecie w rezultacie długiej i monotonnej pracy, polegającej na krzyżowaniu potomków wielkich Domów. Tej wdzięcznej, wyrafinowanej męskiej urody z niczym nie pomylisz. Chłodne spojrzenie srebrzystoszarych oczu i sztylet ze srebrną rękojeścią w prostej, skórzanej pochwie, potwierdziły tylko moje podejrzenia. Jak ja nie lubiłam takich mężczyzn! Chłodnych. Okrutnych. Obojętnych wobec ludzkich istnień. Niepoddających się emocjom. Zawsze postępujących według zasad. Niewiarygodnie bogatych. Wymarzonych narzeczonych dla mniej lub bardziej dobrze urodzonych dziewczyn. Co robi arystokrata w brudnej sali, na dodatek w wojskowym mundurze kapitana? Przecież właściciele krótkich nazwisk nie mogli mieć niższego stopnia niż generał! A na bękarta nie wygląda… – Nic się wam nie stało? – zapytał, lekko skłoniwszy głowę i uważnie mi się przyglądając. – Nie, dziękuję – odpowiedziałam, machinalnie spuszczając wzrok. – Dobrze. – Kapitan pochylił się i wyciągnął spod ławy krasnoluda. Lekko potrząsając go za ramiona, szlachetnie urodzony popchnął Persivala na ławkę i niegłośno rozkazał: – Zamilcz. Co dziwne, podziałało od razu. A właściwie, dlaczego dziwne? Tych ludzi uczą rozkazywać od urodzenia, a kapitan ma około trzydziestki. Miał sporo czasu na osiągni...
Jasnah