Richelle Mead - Czarna Łabędzica 04 - rozdział 03.pdf

(167 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 3
Nie obraziłam się, że Rurik i Shaya woleli wziąć ślub w Krainie Jarzębiny, a nie
w Krainie Cierni. Może i Kraina Cierni był miejscem, gdzie się w sobie zakochali
pracując dla mnie, ale wiedziałam, że mało osób ze szlachty podzielało moją miłość dla
niekończącego się gorąca i ogromnych pustyń mojego najważniejszego królestwa.
Nawet ja musiałam przyznać, że znajdująca się pod moimi rządami Kraina Jarzębin,
była cudowna. Był to rodzaj miejsca, które przywodziło na myśl pasterskie pikniki oraz
idylliczne popołudnia. Obficie kwitły tu kwiaty, a niskie góry dawały piękny widok na tle
horyzontu. Moim jedynym problemem z Krainą Jarzębin było to, że nie chciałam być
jej królową.
Ślub odbył się na rozległych terenach, rozciągających się poza zamkiem
monarchy. Wieża została zaprojektowana przez poprzednią królową Krainy Jarzębin,
Katrice i wyglądała jak budynek z bawarskiej pocztówki. Magia koegzystowała tu z
roślinnością, kontrola nad naturą była wspólną umiejętnością szlachty i kilka osób
musiało ciężko pracować, by ozdobić to wszystko. Powiedziałam im, że mogą zrobić
cokolwiek będą chcieli i dokładnie tak zrobili. Ogromne, kwitnące, wiśniowe drzewa,
których nie było tam kilka dni temu, rosły wokół dziedzińca jak wartownicy, zasypując
wszystko delikatnymi różowymi płatkami. Pnące się róże zostały ułożone w naturalny
łuk w miejscu, gdzie młoda para złoży sobie przysięgę. Kwitły one w egzotycznych
kolorach, których nigdy wcześniej nie widziałam na wolności. Nie było żadnych krzeseł
dla gości. Powiedziano mi, że to była tradycja, by stać na ślubach szlachty,
szczególnie, że uroczystość była podobno krótka. Po bokach służący postawili ozdobne
drewniane stoły z talerzami pełnymi jedzenia, do ucztowania. Niebieskie poranne
powoje wiły się w górę stołów, na których stały posiłki, które szlachta magicznie
utrzymywała gorące.
Jeżeli było coś co mogło zepsuć tę piękną scenę, to ilość żołnierzy
patrolujących obszar. Łatwo było ich zauważyć. Goście wlewali się na dziedziniec,
ubrani w rozmaitości kolorów i tkanin tak kochanych wśród szlachty. Ciężko było
odróżnić cokolwiek, ale po chwili bardziej dokładnego badania, mogłam wyłowić
uniformy moich własnych żołnierzy dwóch królestw, oraz tych, których Dorian
wypożyczył mi na tę okazję. Chociaż zostali oni rozstawieni wszędzie, to wokół mnie
zawsze było ich więcej niż gdzie indziej. Nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem,
bo to ja byłam powodem tych dodatkowych środków bezpieczeństwa. Wiedziałam też,
że wszyscy goście, dygnitarze i szlachta byli dokładnie sprawdzani zanim zostali
dopuszczeni w pobliżu miejsca zaślubin. Czułam się temu trochę winna, że przez moją
szczególną sytuację, ta radosna okazja musiała mieć zamknięty tryb uczestnictwa, ale
Rurik i Shaya przyjęli to ze spokojem.
- Ta sukienka sprawia, że wyglądam grubo. - powiedziałam do Jasmine, gdy
stałyśmy blisko tyłu tłumu i oglądałyśmy ostatnie minuty przygotowań. Spojrzała na
mnie i moje wysiłki, by przestawić fałdki mojej długiej sukni.
- Jesteś w ciąży. - stwierdziła. - Wszystko sprawia, że wyglądasz grubo. -
Groźnie na nią popatrzyłam.
-Myślę, że poprawna odpowiedź brzmi: „nie, nie wyglądasz grubo”.
Jasmine wzruszyła ramionami, nie czując żadnych wyrzutów sumienia w całej
jej tępej uczciwości.
- Nie jest tak źle. I to tylko twój brzuch. - przyjrzała się mi krytycznie. - I być
może jeszcze twoja klatka piersiowa.
Westchnęłam, wiedząc, że część tego co powiedziała było prawdziwe. Byłam tak
aktywna, że nie przytyłam więcej niż normalnie tyje się podczas ciąży. I tak,
wiedziałam, że nie byłam jeszcze zbyt gruba, ale tak stojąc tutaj, zwłaszcza obok
szczuplutkiej Jasmine, znów przypomniałam sobie o tej twardej prawdzie, że już nie
byłam jedyną odpowiedzialną za moje ciało.
- Wasza Wysokość?
Nowy głos wyciągnął mnie z moich rozmyślań i obróciłam się, by zobaczyć
kobietę-szlachtę w średnio-podeszłym wieku, stojącą obok mnie w aksamitnej sukni.
Lekko się schyliła, a potem wyprostowała się w jednym pełnym wdzięku ruchu. Jej
śniade włosy zostały zebrane w niemożliwie wysoką fryzurę, która mogłaby tylko być
skutkiem magicznej pomocy. Rubiny lśniły w jej uszach i na szyi.
- Mam na imię Ilania. Jestem ambasadorem jej królewskiego majestatu Varii,
królowej Ziemi Cisów. Moja najłaskawsza i najbardziej wychwalona pani wysyła swoje
życzenia i gratulacje z okazji takiej radosnej okazji.
Nie znałam Varii, ani Ziemi Cisów, ale obecność Ilanii tak naprawdę wcale mnie
nie zaskoczyła. Prawdopodobnie tylko około jedna trzecia ze zgromadzonych tutaj
gości była przyjaciółmi, albo rodziną szczęśliwej pary. Reszta była tymi, którzy
wiedzieli o moim szacunku dla Shaya’i i Rurika. Przyszli tutaj po to, by wejść ze mną w
dobre stosunki, robiąc pokaz dyplomacji i przyjaźni. Niektórzy wspierali proroctwo
Króla Burzy, a inni nie. Podsumowując, najwięcej z nich, szczególnie tych związanych z
Maiwenn, chciało się upewnić, że nie byli po złej stronie.
- Dzięki. - powiedziałam. - To miło z twojej strony. Obu z was. - poruszałam się
po omacku podczas dyplomatycznej rozmowy o drobiazgach. - Mam nadzieję, że
podróż nie była zbyt długa?
Ilania lekceważąco machnęła ręką, pokazując, że to był nonsens.
- Żadna podróż nie byłaby zbyt długa, by okazać szacunek mojej pani. Tak
naprawdę, to ona poleciła mi przekazać tej cenny prezent na znak jej przyjaźni.
Dwaj służący w czymś, co musiało być uniformami Krainy Cisu pokazali się,
niosąc figurę wykonaną z zielonego marmuru i białego kamienia. Posąg był trochę
niższy niż ja i przedstawiał jednorożca balansującego z rybą na jego nosie i motylem
na jego rogu. Wyglądało to nieco dziwnie.
- Dziękuję. Jestem pewna, że Shaya i Rurik znajdą odpowiednie miejsce dla
niego w ich sypialni.
- Och, nie. - Ilania zachichotała. - To jest dla ciebie, Wasza Wysokość. Tak
właściwie, to przynieśliśmy dwie takie, po jednej dla każdej z twoich ziem. Mam też
jedną dla Króla Doriana. Bardzo ekscytowałam się poznaniem ciebie. Nie podróżujemy
tutaj zbyt często, więc chcieliśmy cię zapewnić jak to tylko możliwe, że posiadasz
naszą przyjaźń. Nie niepokój się. - dodała. - Każdy z posągów jest inny. Wszystkie są
co prawda wykonane z damariańskiego jadeitu, ale przecież nie nadalibyśmy im
wszystkim identycznych wzorów. To byłoby tandetne.
- Racja. - zgodziłam się, spoglądając na jednorożca i jego przyjaciół. - Nie
chcielibyśmy tandety. - Jej służący wydawali się niespokojni, więc skierowałam ich do
wewnątrz, z instrukcjami, by znaleźć moich służących, którzy zabiorą posąg, a raczej
posągi. Oba moje zamki miały magazyny na prezenty takie jak te. Jakiś czas temu
nauczyłam się, że nawet jeśli nie miałam zamiaru pokazywać, albo używać jakiegoś
królewskiego prezentu, to zawsze było wskazane, by trzymać to w pobliżu na wypadek,
gdyby dawca kiedykolwiek złożył mi wizytę.
-Nie mogę się doczekać by zobaczyć, co zaoferujesz w zamian. - dodała Ilania.
- Jestem pewna, że to będzie śliczne.
Mrugnęłam.
- Eee... Przepraszam, co?
Zaśmiała się, rozbawiona.
- Pewnie znasz zwyczaje naszych ziem? Wymieniamy się prezentami, by
podkreślać naszą przyjaźń. Dumnie zaprezentujemy podarki z twoich królestw,
ponieważ wiemy, że ty zaprezentujesz nasze.
- Oczywiście. - powiedziałam, robiąc w pamięci notatkę, by polecić służącym
przygotować jakieś zadowalające prezenty. Nadążanie za etykietą szlachty
nadwyrężało umysł. - Przygotujemy je dla ciebie, zanim wyjedziesz.
Ilania rozejrzała się konspiracyjnie dookoła nas, a później podeszła bliżej
Jasmine i mnie.
- Moja najłaskawsza królowa ma jeszcze dla ciebie inny prezent, a raczej
ofertę.
- Naprawdę? - Spytałam ostrożnie. Szlachta lubowała się w gierkach, więc nie
byłam zaskoczona, że prezent i oferta przyjaźni przynoszą również zobowiązaniami.
Ilania pokiwała głową.
- Moja królowa wie o twojej... sytuacji. - Posłała subtelne spojrzenie na mój
brzuch, chyba na wszelki wypadek gdyby były jakieś niejasności względem tego o
czym mówi. - Jako królowa wielu królestw, królowa Varia nie ma żadnego interesu w
spełnieniu się proroctwa...
- Zaczekaj. - przerwałam. - Czy ty właśnie powiedziałaś, że ona rządzi też
innymi królestwami? Jak wiele przejęła? - zyskiwanie kontroli nad królestwem w
Tamtym Świecie nie było małą rzeczą. Przejęcie miało miejsce między monarchą i
samą ziemią, a to wymagało znacznych sił ze strony władcy. Przejęcie więcej niż
jednego królestwa było nie lada wyczynem, bo ostatnio inny monarcha oprócz mnie nie
był w stanie tego dokonać. Przynajmniej tak właśnie mi powiedziano. Znalezienie
kogoś, kto rzekomo rządził dodatkowymi królestwami, było niespodziewane.
- Ona nie jest z nimi związana, nie w sensie dosłownym. - wyjaśniła Ilania. - Po
prostu ona nimi rządzi. Ich władcy zgodzili się być poddanymi jej królestwa.
Technicznie ci władcy są związani ze swoją ziemią, ale oni uznają Varię jako ich wysoką
królową.
Spojrzałam na Jasmine. Wyglądała na tak samo zaskoczoną jak ja. Nigdy nie
słyszałam o czymś takim jak królestwo chętnie podporządkowujące się do innemu.
Kraina Cisów i jego sąsiedzi były położone daleko od moich własnych ziem, więc nie
zaskoczyło mnie to, że takie informacje nie dotarły to do mnie przedtem. Jednak
nadal było to dziwne.
Ilania wydawała się brać ciszę, która zapadła po jej słowach, jako strach.
- Z taka ilością sojuszników dookoła niej, teren mojej królowej jest ogromny i
bezpieczny. Wiemy, że jesteś tutaj w stanie ciągłego zagrożenia, nawet w twoim
własnym królestwie. - zatrzymała wypowiedź, by pozwolić przejść kilku żołnierzom,
udowadniając swoje racje. - Moja królowa chciałaby rozciągnąć jej gościnność na
ciebie i dostarczyłaby ci bezpiecznej przystani, w której możesz mogła bezpiecznie
urodzić twoje dzieci. Jeżeli tylko sobie tego zapragniesz, byłyby one tam mile
widziane, by pozostać tak długo jak tylko będziesz chciała. Siła i władza mojej
królowej zapewniłyby ci, że nie stałaby się im żadna krzywda, ponieważ byłyby daleko
od twoich wrogów.
Było prawdą, że moi najwięksi wrogowie byli, też moimi najbliższymi sąsiadami.
Nie lubiłam tej implikacji. Ilania zasadniczo mówiła, że moje własne zasoby były nie
wystarczające by zapewnić bezpieczeństwo mnie i bliźniakom, w przeciwieństwie do
jej królowej.
- Dlaczego ona zaoferowałaby mi coś takiego? - spytałam podejrzliwie, nie
chcąc wierzyć w taką dobroć szlachty.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin