W dobrej wierze - Rozdział 1.pdf

(472 KB) Pobierz
Strona
1
z
25
KARINA PJANKOWA
„W DOBREJ WIERZE”
Czasami los bywa nieżyczliwy, a czasem wsadza w prawdziwe...
czasem bywa całkiem nieżyczliwy. Według Raena kae Orona, to teraz był
właśnie
ten
drugi
przypadek.
Musiał jakoś
usprawiedliwić
się
przed
niemożliwie wściekłym kuzynem, a problemem było to, że gdy wielmożny
krewny był w takim stanie, dowolne słowo sprzeciwu prosi się o karę śmierci,
którą Linch kae Oron natychmiast osobiście wykonuje.
Przedmiot sporu spokojnie spoczywał na łóżku, co wywołało w
przemieńcu falę oburzenia: a niech to, drzemie wrednie, gdy on ryzykuje
swoją skórę! Jednakże rozsądek usłużnie przypomniał, że sam Raen przyniósł
ten podarek na ziemię klanu, sam poił ją „księżycowym cieniem”, od którego
to sen śpiącej był głęboki i silny, a on nawet sam ją na łóżko w pokoju
gościnnym zrzucił. Demony! Wychodzi na to, że na okrągło jest winny. A teraz
weź wyjaśnij kuzynowi, że Raen działał wyłącznie w interesie klanu. Trzeba
będzie wyjaśnić i to możliwie szybko, zanim Raenowi się oberwie.
– A co to jest? – zapytał Trzeci Lord klanu Rysi, ze złością mrużąc oczy.
Jego spojrzenie miotało się między łóżkiem, na którym leżał dziwny,
czarny pakunek wielkości człowieka, a pochylonym ze skruchą krewnym. Z
Strona
2
z
25
twarzy Lyncha kae Orona jasno można było wyczytać: mimo wszystko kuzyna
zabije.
– Powtarzam pytanie: Co ty przywlokłeś?! – podniósł głos przemieniec,
nie zauważając, że zaczął transformację. Kły powiększyły się, a na rękach
pojawiły imponujące pazury. Raen doskonale rozumiał, że jeszcze trochę i
wszystko to, wywołujące imponujące wrażenie, będzie wypróbowane na nim.
Linch wyszczerzył się i podszedł do krewnego. W pożółkłych oczach
pobłyskiwała wściekłość. Raen szybko opuścił wzrok i potulnie podstawił
gardło. Mając nadzieję, że w jakiś sposób załagodzi sytuację. Teraz nie stał
przed nim kuzyn a dorodny samiec rysia w parszywym nastroju. Zagryzie, jak
nic.
Trzeci Lord zaryczał groźnie na niefrasobliwego podwładnego, a ten
poważnie zastanawiał się, czy aby nie paść na podłogę, wyrażając ogrom
pokory, a nuż mu wtedy nie przywali. Specjalnej paniki, jednak nie było – nie
po raz pierwszy Linch zbierał się, żeby przetrzepać futro kuzynowi. Sposoby, by
uspokoić wściekłego przemieńca, były znane i już wypróbowane. Co więcej,
skoro nie rzucił się od razu, pewnie w ogóle nie ma zamiaru tego robić.
Nieoczekiwanie przedmiot sporu poruszył się, a spod sterty czarnej
tkaniny rozległo się niewyraźne mamrotanie.
Linch natychmiast wziął się w garść. Przynajmniej wciągnął pazury
przed tym, jak porządnie dał po uszach kuzynowi. Który to nawet nie odważył
się pisnąć. Wszystko lepsze niż dostać takie uderzenie ciężką łapą z pazurami.
Strona
3
z
25
– Po jakiego diabła przyciągnąłeś na ziemię klanu dziewczynę kahe i
dlaczego od niej tak jedzie „księżycowym cieniem”?! – kontynuował pytanie
nieludź. Pomruk w jego głosie nadal było słychać, ale nie tak wyraźnie, a kły
znów wyrosły.
– Linch, uspokój się, to nie jest kahe – szybko odpowiedział Raen, na
wszelki wypadek, cofając się. Często rada uspokojenia wyzwala jeszcze
większy gniew i kończyła się uspokojeniem… doradzającego spokój.
– A kto to jest? – raczył nie wpaść w szał Linch. Wiadomość, że
krewniak okazuje się nie być takim idiotą, by przywlec południowca, w
dodatku ubranego na czarno, podziałało pozytywnie. Kły z powrotem wróciły
do normy.
– Człowieczka, kuzynie. To jest po prostu ludzka kobieta.
Aby przekonać krewniaka o swojej prawdomówności, Raen usunął z
twarzy kobiety narzutę. Teraz każdemu stało się jasne – to rzeczywiście nie jest
kahe,
a
zwykła
śmiertelniczka,
niezbyt
atrakcyjna,
wyczerpana,
bladoniebieska.
– A na chuj ci ludzka kobieta? – zdziwił się Trzeci Lord, sceptycznie się
krzywiąc. Ludzi stawiał nieco wyżej niż bydło. I to tylko dlatego, że człowiek, w
przeciwieństwie do zwierzęcia, może prawidłowo zrozumieć i dokładnie
zrobić to, co mu kazano. – Swoich ci za mało?
– Ona nie jest moją kochanką, Linch! – szczerze oburzył się takim
założeniem Raen. – Nie cierpię przeinaczeń!
Strona
4
z
25
Całe spojrzenie Lincha wyrażało wątpliwości dotyczące ostatniej
wypowiedzi rozmówcy.
– Załóżmy – rzucił on, przysiadając na łóżku i wnikliwie oglądając
niezbyt starannie zapakowany czarny pakunek. – To nie twoja kochanka,
mówisz. Więc po co jest ci potrzebna? Zwłaszcza tutaj?
– Ona jest śledczym. Chcieli, ją usunąć, dlatego...
– A co cię to obchodzi – przerwał niezadowolony zwierzchnik – że
ludzie chcą zabić swojego śledczego? Nadal jeszcze nie usłyszałem powodu,
dlaczego przyciągnąłeś ją tutaj.
Niedobrze. Linch, choć nie planował teraz zabić swojego kuzyna,
wciąż był wściekły.
– Ona prowadziła sprawę, w której podejrzanym był Aen... – zaczął
swoją długą i skomplikowaną historię Raen.
– Aen? Który właściwie Aen? – dosłownie drżał z myśliwskiego
podniecenia Linch kae Oron.
Tak, tak, Aen, ten najdroższy wróg! Kiedy rzecz dotyczyła Domu Erris,
roztropność Trzeciego Lorda skromnie wycofywała się na bok, pozwalając
rozwinąć się zemście i temu dziwnemu uczuciu, które związywało krwawych
wrogów silniej niż więzy rodzinne krewnych.
– Riencharn.
Bursztynowe oczy Lincha zaświeciły triumfalnie, zdawało się, już
rozpoczął planować, jak dobrać się do kahe, a los lare Tyen przestał
zajmować go tak bardzo.
Strona
5
z
25
– Jaką sprawę?
– Był oskarżony o zabicie ludzkiej kobiety.
– Żeby Riencharn dopuścił się zabójstwa kobiety i do tego ludzkiej?
Bzdura – skrzywił wargi w grymasie Linch. Swojego „ulubionego” wroga Trzeci
Lord zdążył doskonale poznać i wiedział, jakie jego działania są osobliwe, a
jakie nie.
– Dokładnie. Ale na niego starannie wieszali wszystkie psy.
– A ta twoja śledcza?
– Starała się znaleźć prawdziwego zabójcę. Wersja z kahe upadła.
– Czy oni jej niczego nie sugerowali? Jaki był sens szukać innego
mordercy, skoro pokazał się taki wygodny kozioł ofiarny? – Linch uniósł brwi ze
zdziwienia, wykazując pewną dozę zainteresowania.
– Sugerowali. Ale... Prawdę mówiąc, dlatego ją przyniosłem. Cóż, nie
tylko dlatego... Cóż, ona samodzielnie odparła ataki szefów i morderców. Z
powodzeniem.
– A ty, z jakiego powodu jesteś w tej sprawie?
– Prowadziłem oficjalne śledztwo w sprawie zamachu na nią. − Był nie
do końca szczery.
– Dlaczego?
– Zdecydowałem w rezultacie, żeby albo ją zabić, albo zabrać ze
sobą. Ona jest bardzo inteligentna i opanowana. Była na równi z kahe!
Myślałem, że...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin