MAURYCY LEBLANC
ZŁOTY TRÓJKĄT
NOWE PRZYGODY ARSENIUSZA LUPIN
1923.
ODBITO W DRUKARNI J. FILLIPESCO. CZERNOWICE
CZĘŚĆ I
DESZCZ ZŁOTYCH ISKIER
ROZDZIAŁ I
MATECZKA KORALIA.
Koło godziny szóstej popołudniu, kiedy miasto zaczynało się pogrążać w mroku wieczornym — dwóch żołnierzy dążyło szybkimi krokami ku czworokątnemu skwerowi na zbiegu ulicy Chaillota i ulicy Piotra Charron.
Jeden z tych żołnierzy — miał na sobie błękitną jak niebo bluzę, drugi Senegalczyk ubrany był w mundur żuawa... Pierwszy nic miał prawej nogi — drugiemu brakło lewej ręki. Zatrzymali się oni przy grupie marmurowych Sylenów. Błękitny rzucił na ziemię płonącego papierosa. Senegalczyk podjął szybko niedopałek, pociągnął kilka razy i zgasiwszy, schował go kieszeni.
Wszystko to odbywało się bez słowa — w zupełnym milczeniu,
W tym samym prawie czasie z mroków ulicy Galhera wyłoniły się dwie inne żołnierskie postacie w umundurowaniu jak dosztukowanym różnymi cywilnymi dodatkami, że trudno było określić gatunek broni, do jakiej ci dwaj ludzie należeć mogli.
W każdym razie jeden z nich miał na głowie ,,chechię" żuawa, a drugi ,,kepi" artylerzysty.
Pierwszy szedł na szczudłach, drugi o lasce.
Zatrzymali się oni przy kiosku, który wznosi się tuż chodnika w ulicy.
Z innych przecznic wysunęły się pojedynczo jeszcze trzy postacie: strzelec bez nogi, kulejący saper i kawalerzysta o skrzywionym biodrze. Każdy z nich obrał sobie jedno drzewo skweru i wsparłszy się o nie trwał bez ruchu.
Nie rozmawiali ze sobą wcale. Zdawałoby się. że żaden z tych siedmiu inwalidów nie zna swych towarzyszów i nawet nie dostrzega ich obecności. Wybiła godzina 6-ta.
W tejże samej chwili z bramy jednego z domów wyszedł oficer w mundurze „khaki". Bandaż owijał pod czapką jego głowę. zakrawając jego czoło. Był to mężczyzna wysoki i bardzo szczupły i tak samo jak tamci żołnierze inwalida. Albowiem prawa jego noga poniżej kolana wspierała się na drewnianym szczudle. Oficer skierował się przez ...
uniwers1_u1