Richelle Mead - Czarna Łabędzica 04 - rozdział 06.pdf

(129 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 6
Więc było nas dwie tak myślące. Urzeczywistnienie tej wizji rosło we mnie cały
ten czas. Musiałam mu powiedzieć. Nikt inny nie musiał być informowany. Jedno
dobrze zgrane w czasie przejście do ludzkiego świata i nikt stąd nie byłby w stanie
mnie znaleźć. Jasmine mogłaby mi zaszkodzić, mówiąc moim ludziom, że odeszłam. Oba
królestwa miały zarządców, by poradzić sobie z codziennymi wydarzeniami. Jasmine i
Shaya potrafiły przejąć kontrolę nad krainami, kiedy nie było mnie w pobliżu.
Mieszkańcy byliby wstrząśnięci, ale przystosowaliby się.
Ale Dorian? On był całkowicie inną sprawą. Bez względu na to, co zaszło w
przeszłości, nie było sposobu, bym mogła uprzedzić go, że zniknę na jakiś czas.
Niemniej jednak odłożyłam dostarczanie mu tej wiadomości na tak długo jak
tylko mogłam. Kręcił się nadal po Krainie Jarzębin i już nie męczyłam go na temat jego
powrotu do domu, co tylko by go zaalarmowało o tym, że coś się dzieje . Zamiast tego
rozkoszowałam się naszym wspólnie spędzonym czasem, gdyż Dorian był niekończącym
się źródłem zabawnych rekreacyjnych pomysłów, które sprawiały, iż strzelanie do
tekturowych zwierząt wydawało się bardzo przyziemne, a bez kontaktu ze strony
Rolanda, było jeszcze łatwiej ociągać się z informacją dla Doriana. Ja po prostu nie
miałam żadnych mu żadnych wieści do przekazania.
Oprócz stałych prób rozrywki, Dorian zdecydował również, że nauczy się
szczegółów technicznych na temat porodu w ludzkim świecie. Biorąc pod uwagę moją
własną chaotyczną wiedzę o tych sprawach, nie byłam pewna czy jestem najlepszym
źródłem, ale upierał się, że jeśli miałam zamiar upierać się przy potrzebie ludzkiego
lekarza, musi rozumieć, dlaczego tego chcę.
- Więc co dokładnie oni robią, kiedy masz te wizyty? - spytał Dorian - One
wydają się dość częste.
Ciesząc się piękną pogodą przebywaliśmy na zewnątrz, około tydzień po tym jak
widziałam Rolanda - A więc... - powiedziałam - ...oni, hmm, sprawdzają moje narządy.
Ciśnienie krwi i tym podobne.
- Ciśnienie krwi?
- To jest trochę jak twój puls. Ale nie do końca. - powiedziałam kulawo. Tak.
Naprawdę byłam nie najlepszą osobą, by wyjaśniać medyczny żargon.
Dorian oparł się znów o drzewo - Cóż, jakiś z naszych uzdrowicieli mógłby
zrobić to dla ciebie. Nawet ja mógłbym to dla ciebie zrobić.
- To jest bardziej skomplikowane. Poza tym czasami mam robione USG podczas
tych wizyt.
- USG?
I tak potoczyła się reszta naszej rozmowy, gdyż musiałam co chwilę przerywać
i wyjaśniać to co właśnie powiedziałam. Za każdym razem Dorian miał jakiś
odpowiednik szlachty dla wszystkiego co opisałam. Niektóre były bardziej naciągane
niż inne, jak wtedy, gdy powiedział iż był pewien, że całodzienne jedzenie ciasta dałoby
takie same wyniki, jak badania cukru we krwi. Miał też bardzo skomplikowane
wyjaśnienia dotyczące sposobu umieszczenia kurczaka na drzewie, które było typową
metodą szlachty na określanie płci dziecka. Byłam prawie pewna, że wiedział, iż nie
było żadnego prawdziwego odpowiednika tych rzeczy, o których mu powiedziałam i że
wymyślał wszystko na poczekaniu. Po prostu próbował mnie zabawiać. Opis cięcia
cesarskiego jednak powstrzymał jego dowcipne uwagi.
- Naprawdę nie wiem co powiedzieć o tej rzeczy. - powiedział do mnie uczciwie.
- To wydaje się bardzo ekstremalne. I niebezpieczne.
- Być może tutaj byłoby takie. - powiedziałam, myśląc o niechęci szlachty do
metalu. Skalpel mógłby również być mieczem - U ludzi to rzecz bezpieczna i
standardowa. Ratuje dużo żyć. - jednak wolałabym tego uniknąć, jeżeli tylko będę
mogła. Nie chcę mieć blizny.
Dorian rozważał to co mu powiedziałam - Właściwie to jest jedyna część, którą
mogę zrozumieć. Dlaczego nie chcesz mieć blizny macierzyństwa? Jest lepsza niż
tatuaż, albo jakiś inny znak honoru. Daj światu znać, co osiągnęłaś.
Wyciągnęłam rękę na trawie - Wolałabym po prostu pozwolić dzieciom mówić za
siebie.
Uśmiechnął się i odpuścił ten temat - Tak przy okazji, to nie było więcej ataków
na sobowtórach, Eugenie. Wydaje mi się, że Maiwenn ma więcej ograniczeń niż
myśleliśmy.
-To dobrze. - powiedziałam. Nadal mnie męczyła mnie wina z powodu tego, co
przydarzyło się Ansonii - Więc jeszcze nie potrzebujesz zniszczyć jej królestwa?
- Nie, jeszcze, nie. Chociaż trochę bym chciał to zrobić, za to co zrobiła tobie.
- myślę, że naprawdę tego chciał. Raz przejechał faceta, by obronić mój honor.
- Cóż, nadal wszystko ze mną w porządku. Tylko to się liczy.
Dorian potrząsnął głową - Jest wiele sposobów, by być „w porządku”. Nie
mieliśmy do czynienia z taką ilością stresu jak ludzie, ale nawet ja wiem, że ten
niepokój nie jest dla ciebie dobry. Nie chcę bronić tylko twojego ciała. Chcę również
byś była...
Cokolwiek chciał powiedzieć, nie zrobił tego, gdyż przerwał mu strażnik, który
podszedł do nas i ogłosił, że przybył Roland. Leniwa, zabawna atmosfera z Dorianem
zniknęła. Mieszanina emocji walczyła we mnie, gdy zrozumiałam, co to znaczyło. Moje
dni zwłoki w przekazaniu Dorianowi wieści właśnie dobiegły końca. Część mnie była
szczęśliwa, bo będę mogła w końcu ruszyć z tą sprawa naprzód. To zapewni każdemu
jeszcze większe dobro. Reszta mnie, ta tchórzliwa częśś, obawiała się konsekwencji,
które szybko nadejdą. Dorian miał szczere spojrzenie i ledwo napotkałam jego wzrok,
gdy wymamrotałam przeprosiny i pośpieszyłam, by porozmawiać z Rolandem.
- Znalazłeś miejsce. - powiedziałam, gdy Roland i ja byliśmy już sami.
- Tak. - nerwowo rozejrzał się wokół. Wzięłam go do mojej sypialni, nie chcąc
ryzykować, że nawet moi dyskretni ochroniarze coś podsłuchają. Jednak Roland nie
uważał nawet tego pokoju za bezpieczny, sądząc, że w ścianach mogą ukrywać się
jakieś magiczne uszy - Chociaż najchętniej nie powiedziałbym ci tego gdzie to jest, aż
do ostatniej minuty.
- Tak będzie lepiej. - powiedziałam wbrew ciekawości, który paliła się we mnie.
- Mogę ci powiedzieć, że jest to miasto, w którym mieszka pewna szamanka,
która jest moją starą przyjaciółką, a której ufam bez zastrzeżeń. Oczywiście nie zna
ona całej twojej historii, ale rozumie, że znajdujesz się w niebezpieczeństwie. Jest
więcej niż skłonna, by cię bronić, jeśli będzie to konieczne - uśmiechnął się cierpko - I
przy niej, na szczęście, nie będziesz musiała bawić się magią. Jeśli zauważysz, że coś
się dzieje, wystarczy, że jej powiesz.
Najbardziej skomplikowaną częścią planu było sprowadzenie mnie do tej ściśle
tajnej lokalizacji. Tamten Świat był połączony ze światem ludzkim w bardzo dziwny
sposób. To nie było dokładne dopasowanie, ale bramy układały się na podobieństwo
geograficzne. Na przykład moje ulubione skrzyżowanie w Krainie Cierni prowadziło do
Tucson. W królestwie obok, na ziemi Doriana, znajdowała się brama, która otwierała
się w Nowym Meksyku. Inna zaś prowadziła do Teksasu. Tak to właśnie jest w tym
regionie Tamtego Świata. Większość skrzyżowań prowadziło na południowy-zachód
ameryki. To właśnie dlatego musiałam podróżować do Krainy Kapryfolium, by dotrzeć
do bramy w Ohio. Roland nie podał mi szczegółów, ale z tego co mogłam się domyślać,
bezpieczne miejsce nie znajdowało się na południowym-zachodzie, co oznaczało, że
będę musiała odbyć długą podróż albo tutaj, albo w ludzkim świecie.
Rozsądnie dopracowaliśmy jego zagmatwany plan, a potem wyjechał, by upewnić
się, że wszystko było w porządku po drugiej stronie. Według planu miałam wyjechać
już jutro, co było zastraszająco bliskim terminem. Ale w tej sytuacji... no cóż, im
szybciej to zrobię, tym lepiej.
Tego wieczora, niedługo po wyjeździe Rolanda, otrzymałam wiadomość od
jednego z moich służących, że Dorian zażyczył sobie mojej wizyty na swoich izbach.
Prawie to wyśmiałam. To było dla niego takie typowe, by wzywać mnie w moim własnym
zamku, jak gdyby to on tutaj rządził, a nie ja. Z drugiej strony, bałam się o co mogło mu
chodzić. Czy wbrew wszystkim naszym staraniom, jakoś dowiedział się o moim planie z
Rolandem? A może Jasmine pękła, albo w ścianach faktycznie znajdują się jakieś
magiczne uszy?
Wchodząc do pokoi Doriana nie zauważyłam niczego złowrogiego. Podobnie jak
większość co większych apartamentów gościnnych w zamku, jego składał się z
oddzielnej sypialni i salonu. Drugie pomieszczenie zostało wyposażone w stół dla
dwojga, w komplecie ze złotym jedwabnym obrusem i kandelabrami prezentującymi
niesamowity, dziwny styl, który wydawał się przeciwstawiać wszelkim prawom fizyki.
W normalnych okolicznościach struktura taka jak ta natychmiast sprawiłaby, że
uruchomiłby się alarm w mojej głowie, gdy próbowałam zrozumieć jaką sztuczkę
przygotował dla mnie Dorian. Jednak z powodu mojego niepokoju o jutrzejszą
przygodę, moja zwykłą reakcję zastąpiła normalna ostrożność.
Kiedy weszła siedział i wskazał mi krzesło naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie,
gdy usiadłam - Miałem ogromną nadzieję, że założysz coś bardziej formalnego, ja na
przykład aksamit i koronkę. Z głębokim dekoltem, naturalnie.
- Naturalnie. - powiedziałam. Byłam w dżinsach i koszulce, które były o rozmiar
większe od tego, który zwykle nosiłam, dzięki mojej rozszerzającej się talii - Być
może następnym razem powinieneś dać mi znać, że jest to formalna okazja. - służący
elegancko wszedł przez drzwi, więc bez wątpienia czekał na moje nadejście. Położył
talerz torcików i pośpiesznie wyszedł - A więc jaka to okazja?
Dorian westchnął dramatycznie - Smutna, niestety. Jutro... wyjeżdżam.
- Naprawdę? - przez chwilę wypełniła mnie nadzieja, gdy pomyślałam sobie o
wykradnięciu się stąd, kiedy nie będzie go w pobliżu. Nie musiałabym mówić mu o
moich planach.
- Naprawdę. - obracał w palcach kieliszek czerwonego wina. Po raz pierwszy nie
nękał mnie prośbami o picie razem z nim - Cieszyłem się moim czasem spędzonym tutaj
w twoim zachwycającym towarzystwie, ale naszedł czas, abym przypilnował mojego
własnego królestwa. Zamierzam też zwiększyć bezpieczeństwo blisko moich granic, by
zniechęcić tę sukę do ponownego odbierania wolności moimi ludziom. To tak na wszelki
wypadek. - „tą suką,” oczywiście była Maiwenn.
Wzięłam do ręki jeden z torcików. Był ciężki od sera, ale właśnie takie je
uwielbiałam - Przecież wcześniej mówiłeś, że ona ma ograniczenia i nie zaatakuje
ponownie.
- Tak. - powiedział - Myślę, że ta cała sprawa z Ansonią to naprawdę była zwykła
pomyłka. Nawet jeśli nie, być może zdecydowała, że używanie taktyki zastraszania,
przez którą atakuje się niewiniątka jest zbyt okrutna. Ale nie ma znaczenia, czy oni
przestali, czy też nie. To nadal było wtargnięcie na moją ziemię i muszę pokazać, że
nie pozwolę zrobić jej tego ponownie. Być może nie zaatakuję jej ziemi, ale na pewno
ochronię moją.
Wzmianka o „niewiniątkach” sprawiła, że zaczęłam myśleć o Kiyo. On nie zawahał
Zgłoś jeśli naruszono regulamin