Może nie, może tak - Ewa Nowacka.pdf

(3591 KB) Pobierz
Redaktor: Maria Godlewska
Redaktor techniczny: Maria Englicht
Korektorzy: Małgorzata Chylińska, Nawojka Peliwo
ISBN 83-10-08230-4
PRINTED IN POLAND
Instytut Wydawniczy „Nasza Księgarnia” Warszawa 1982.
Wydanie trzecie.
Nakład 29 800+200 egzemplarzy.
Ark. wyd. 10,4. Ark. druk. 14.
Papier druk mat. kl. V, 71 g, 82X104/32. Oddano do składania
w grudniu 1981 r. Podpisano do druku w czerwcu 1982 r. Druk
ukończono w sierpniu 1982 r. Łódzka prukarnia Dziełowa,
Zakład nr 1, Łódź, ul. Rewolucji 1905 r. nr 45 Zam. nr
8/1100/82. Z-103.
Najpierw wędrowałam i wędrowałam wśród trzcin, wysokich
i szeleszczących, zamykały mnie tunelem pełnym szumu,
trzepotu, ptasich głosów, potem dopiero była zatoczka o
spokojnej wodzie. Pac, pac, pac, zapadały w toń żaby, by za
moment wystawić ciekawe oczy spod liści grążeli, chciały
widzieć wielkie stworzenie, które tak ciężko tupało na brzegu, i
trudno się dziwić, że chciały je widzieć. Kiedy zerkały na mnie,
czułam się jakaś szczególnie wielka i potężna, coś w rodzaju
Waligóry, Wyrwidęba albo smoka. Rodzina zaskrońców
zażywająca kąpieli słonecznej na pniu obrośniętym czapą mchu
ignorowała moje przybycie. Leżały bez ruchu w białej plamie
słońca i udawały, że nic nie wiedzą o potworze, pod którego
stopami ugina się brzeg.
— Idźcie popływać — mówiłam zachęcająco do leniwych
zaskrońców, a namawiałam je na kąpiel nie tylko dlatego, że
miałam ochotę chociaż raz usiąść na aksamitnie zielonym pniu,
ale i dlatego, że trochę się bałam tych długich, lśniących ciał
wygrzewających się w słońcu.
Trochę się też bałam ogromnego szczupaka stojącego
nieruchomo, zawsze w tym samym miejscu, woda łamała
migotliwie srebro jego łusek, on chyba spał w cieple letniego
przedpołudnia, obojętny na ławice rybiego drobiazgu
kręcącego się niestrudzenie tu i tam, podpływającego do
samego brzegu i rzucającego się bez powodu do ucieczki.
— Mogłybyście wziąć pod uwagę, że szczupak po drzemce lubi
coś przekąsić. — Już byłam w wodzie, przezroczystej i chłodnej,
odwróciłam się na plecy i leżałam patrząc w niebo. Właśnie
odeszło słońce, puchaty obłok stanął nieruchomo nad jeziorem.
— Poważne i rozsądne ryby nie kręcą się szczupakowi pod
samym nosem.
Potem popłynęłam bardzo wolno i cicho, żadnych tam
rozchlapywań wody, krauli, delfinów i motylków, ta zatoka
wymagała przyzwoitej żabki, zresztą nie śpieszyło mi się
nigdzie, ani na brzegu, ani w wodzie nie było nikogo, przed kim
musiałabym się popisywać.
Zaskrońce dalej spały na swoim pniu, szczupak drzemał w
przezroczystej wodzie, żaby obserwowały mnie uważnie — gdy
wyżymałam na brzegu mokre włosy.
Nic ciekawego. Wzrost około metra sześćdziesięciu. Niecałe
pięćdziesiąt kilo żywej wagi. Nos zadarty, włosy
niezdecydowane, mogę być ciemną blondynką albo szatynką,
jak kto woli, oczy piwne, znaków szczególnych brak.
— Powinnaś codziennie pić co najmniej litr mleka — mówi
mama, patrząc na mnie bez szczególnego zachwytu.
— Dlaczego?
— Wszystko wisi na tobie jak na wieszaku.
— Sporo ważę. Agnieszka...
— Madziu, przestań mi wmawiać, że wyglądasz jak pączek w
maśle. Być może te twoje źrebakowate kości dużo ważą, ale...
Jeżeli ktoś widział kiedyś źrebaka, wie, co mama chciała mi
powiedzieć. Mój szkielet jest w pewnym sensie na wyrost.
Jeżeli chodzi o nogi, to od dołu chudziutko, od góry
chudziutko, w środku kolano od zupełnie innej nogi, masywne i
solidne, ręce mam także wyraźnie za duże i stopy jak podolski
złodziej. Powiem szczerze i otwarcie, że nie przypominam
dziewczyn z okładek kolorowych tygodników.
Dawniej nie myślałam o tym, czy jestem ładna, czy nie. Kiedy
wspominam tamten czas, wydaje mi się, że wszystkie byłyśmy
takie same, najwyżej jedna miała jaśniejsze włosy, a druga
ciemniejsze, ktoś miał piegi, a ktoś inny nosił okulary. Aż
przyszedł taki dzień, w którym okazało się, że wcale nie
jesteśmy już takie same.
To była zabawa, taka najnormalniejsza szkolna zabawa, z
kolorowymi czapkami, pączkami i z konfetti, bardzo lubiłam
ten wesoły harmider, wrzask orkiestry, tłok, w którym hasałam
z Agnieszką, Beatą czy Joanną. W zeszłym roku poprosiłam do
tańca pana od gimnastyki, powiedział, że gdybym była wyższa,
toby mnie wziął do drużyny koszykówki — mam dobrą
Zgłoś jeśli naruszono regulamin