00 Dzien zero.doc

(627 KB) Pobierz
DROGA TYSIĄCA KILOMETRÓW I STU ZAKRĘTÓW

Zakarpacie  2015

Dzień zero, wtorek 4 sierpnia.

 

 

Tym razem miało nie być na wariackich papierach a właściwie to wcale miało nie być.

No, ale stało się i dzisiaj mam jechać a jestem kompletnie nieprzygotowany. Jedyne co mi się udało wczoraj po pracy to wymienić napęd, bo stary już miał dosyć. 41000km robi swoje i tulejki na ogniwkach zaczynają się sypać. Jak już miałem zdemontowane tylne koło to przy okazji wymieniłem w nim łożyska. Ostatnim razem, gdy wymieniałem oponę, wydawało mi się, że łożysko zębatki ma nadmierny luz i od razu kupiłem zapasowe łożyska. Teraz się przydały, choć nie zaobserwowałem pogorszenia stanu starych. Mam to wymienię. Zeszło mi z tym wszystkim do późnych godzin nocnych.

Rano jeszcze do roboty, potem do ubezpieczalni i szybko do domu pakować się, bo przecież mam jechać. W ubezpieczalni powiedzieli, że na Ukrainę assistance nie posiadają, więc mówi się trudno. Pojadę bez ubezpieczenia. Wykupiłem jedynie ubezpieczenie turystyczne. Zapytałem tylko, czy koszty transportu zwłok do kraju są w pakiecie. Zapadła niezręczna cisza. Wszyscy w biurze, czyli jakieś pięć osób, utkwiło we mnie wzrok. Jadę na Ukrainę i pytam o transport zwłok? Pracownicy patrzyli na mnie jakbym już był martwy. Może jednak BabaLuca miała rację?

Po drodze jeszcze jakieś niezbędne zakupy w Biedronce i zeszło do późnego popołudnia. Śpieszę się jak mogę i pakuję wszystko do tobołów, co mi tylko na myśl przyjdzie. Totalny chaos, zero organizacji i planowania. Już nie wiem co zabrałem a czego nie.

Uściski z rodzinką i pośpiesznie ruszam przed siebie.

Jest ciepło i przyjemnie, dzień się kończy i już po kilku kilometrach słońce zaczyna chować się za horyzont. Najważniejsze, że w końcu jadę i sam niedowierzam, że się udało.

Miało się przecież nie udać, miałem nigdzie nie jechać a tu jednak jadę.

Na pomysł wyjazdu na Zakarpacie wpadłem jakiś miesiąc temu. Byłem tam przejazdem dwa lata temu i spodobało mi się. Chciałem tam jeszcze kiedyś wrócić i przyjrzeć się nieco bliżej. W tym roku miałem sobie odpuścić z motocyklowymi wyprawami, ale takie Zakarpacie daleko nie jest a mogłoby być fajnie. O pomyśle powiedziałem BabaLucy. Niestety zupełnie nie podzieliła mojego entuzjazmu.

- na Ukrainę chcesz jechać? Wszędzie, tylko nie tam…

Na nic zdały się moje zapewnienia i deklaracje, że nie jadę do żadnego Doniecka, oglądać rosyjskie czołgi, tylko na cichą i spokojną, ukraińską część Bieszczad. BabaLuca się o mnie boi i uparcie twierdzi, że na Zakarpaciu też na pewno jest niebezpiecznie.

No cóż poradzić, przecież własnej żonie przykrości sprawiał nie będę i trzeba będzie sobie odpuścić. Ja będę się pławił wolnością a ona będzie umierać ze strachu o mnie, to lepiej nie.

Mówi się trudno. Zacząłem mimowolnie szukać informacji w Internecie na temat Zakarpacia.

Okazało się, że BabaLuca ma rację i właśnie jest niezła zadyma na ukraińskim Zakarpaciu.

Prawy Sektor zaczął mocno rozrabiać i niestety są ofiary w ludziach. Jedni twierdzą, że to sprawa polityczna a inni, że to porachunki mafijne i że chodzi o profity z przemytu przez zakarpackie granice, głównie papierosy i alkohol.

Władze Ukrainy szybko się jednak zainteresowały sytuacją i zaczęły ścigać członków Prawego Sektora.

Zaczęto ściągać ciężki sprzęt i zabawa rozkręciła się nie na żarty.

Jest lipiec a ja w sierpniu chciałem tam jechać. Oczywiście nie podzieliłem się nowo zdobytymi informacjami z BabaLucą, ale od tej pory ciągle śledzę sytuację w tym regionie.

W Polsce w sumie to bardzo mało wiemy o Zakarpaciu i w Internecie też nie ma zbyt wielu informacji, zatem pozwolicie, że conieco przybliżę.

Zakarpacie, albo inaczej Ruś Zakarpacka jest to jedyny region na Ukrainie, zamieszkały przez ludność wschodniosłowiańską. Przez ponad 1000lat Zakarpacie należało do Królestwa Węgier a potem do Austro-Węgier. Dopiero pod koniec II Wojny Światowej wspaniałomyślnie wkroczyła na tereny Armia Czerwona i wcieliła całe Zakarpacie do ZSRR.

Po upadku ZSRR Zakarpacie weszło w skład Ukrainy i tak pozostaje do dzisiejszego dnia.

To co mnie najbardziej interesuje to fakt, że Zakarpacie leży wewnątrz północno-wschodniego odcinka wielkiego łuku Karpat i góry zajmują tu 80% powierzchni regionu.

Największy szczyt Howerla ma 2061m n.p.m.

Ludność, która zamieszkuje Zakarpacie to niezła mieszanka, bo mieszkają tam Ukraińcy, Rusini, Węgrzy, Rumuni, Rosjanie, Cyganie, Słowacy, Niemcy a nawet jako mniejszość Czesi, Polacy, Żydzi, Białorusini, Ormianie i Azerowie. No jak dla mnie to niezły bigos narodowościowy i kulturowy.

Tereny Zakarpacia mają bardzo starą metrykę osadniczą, coś koło paleolitu a w epoce żelaza zawitali tam nawet Celtowie a jeszcze potem, potem wpadli z rozpierduchą Rzymianie. Jeśli kogoś to interesuje to musi sobie poszukać sam, bo dla mnie taka wiedza to i tak za dużo.

Dodam tylko, że Słowianie wprowadzili się na tereny Zakarpacia dopiero w V wieku.

Wracając jednak do teraźniejszości to Zakarpacie chętnie, by się oddzieliło od Ukrainy. Spotkałem się nawet ze stwierdzeniem, że tu nie Ukraina, tu jest Zakarpacie. Podróżując po Ukrainie dwa lata temu dało się zauważyć, że Zakarpacie jest jakieś inne, niż pozostała część Ukrainy i może dlatego jest takie interesujące dla mnie.

Nastroje mieszkańców jednak nie są ciekawe, bo jedni chcą autonomii a inni nie. Spora część chce przyłączenia do Węgier i Węgry też chętnie, by przytuliły Zakarpacie. Nawet po stronie węgierskiej przy granicy zaczęły się gromadzić dodatkowe siły wojskowe, by w razie co bronić swoich obywateli, przebywających za granicą. Wydaje się, że przy tym całym zamieszaniu z Putinem, sporo nacji próbuje ubić swoje interesy.

Tymczasem Ukraina broni się przed Rosją i mimo, że w mediach ucichło to nadal giną ludzie.

Na Zakarpaciu był już trzeci pobór do wojska i zwykli ludzie zaczęli okupywać ichnie WKU, bo giną ich dzieci. Synowie bogatych oligarchów wymigują się od służby wojskowej a ci biedni muszą płacić krwią swoich synów. Podobno od początku konfliktu z Putinem zginęło około osiemdziesięciu młodych ludzi z samego tylko Zakarpacia.

Sytuacja jest napięta i nie wiadomo jak to się wszystko zakończy. Po incydencie z Prawym Sektorem, władze Ukrainy wymieniły tych najbardziej znaczących dygnitarzy na Zakarpaciu i na razie wszystko przycichło.

Przyszedł sierpień na Zakarpaciu utrzymuje się względny spokój a BabaLuca nadal nieugięta.

Ni stąd ni z owąt, na trzy dni przed moim potencjalnym urlopem, BabaLuca mówi do mnie:

-  no to jedź już sobie na tą Ukrainę.

Urlop od środy a jest niedziela popołudniu. Nagle wszystko się zmienia i już o niczym innym nie myślę, tylko jak tu się teraz wyrobić z wyjazdem?

Jest ciepły wtorkowy wieczór a ja już jadę przed siebie. W półmroku mijam mury Szydłowa.

Tylne koło mi się mocno rozgrzało. W tym pośpiechu nawet nic nie zdążyłem sprawdzić, tylko wsiadłem i jadę. Nowy napęd pracuje prawidłowo, wszystkie nakrętki są na swoim miejscu, tylko tylna felga zrobiła się gorąca. Źle wyregulowałem tylny hamulec i okładziny trą po bębnie, wydzielając temperaturę. Pomogły trzy obroty nakrętki na lince hamulca i już jest wszystko ok.

Mam trochę obawy jak to będzie teraz na tej walczącej Ukrainie, czy faktycznie się w coś niebezpiecznego nie wpakuję? Z każdym kilometrem przestaję jednak o tym myśleć i cieszę się z każdego przejechanego kilometra. W tym sezonie prawie nie jeździłem Jelonem i w końcu jest okazja trochę pośmigać.

Kieruję się w stronę Połańca, tam jest nowo otwarty most przez Wisłę. Most już był dużo wcześniej ukończony, ale nasi wspaniali politycy czekali z otwarciem do wyborów, żeby w odpowiednim czasie zabłyszczeć.

Jeszcze tylko fotka elektrowni robiona z samego środka mostu i nawijam dalej.

Nocna fotka mi nie wyszła, zatem macie większe pole dla wyobraźni.

Nowa obwodnica Mielca jeszcze nie została udostępniona, więc jadę przez centrum. Potem na cukrownię w Ropczycach i już jestem w Wiśniowej.

Noc jest wyjątkowo ciepła i pachnąca. Będzie ze dwadzieścia stopni i te rozkoszne zapachy. Po upalnym dniu teraz wszystko intensywnie wydziela woń. Delektuję się tym doznaniem, czasem nawet czyjąś późną kolacją zaleci. To jest wyższość motocykla nad zamkniętą, odizolowaną puszką, że otoczenie odczuwa się całym sobą. Czasem bywa, że jest to minus, ale teraz jest to stanowczy plus.

Robale niestety też się cieszą z ciepłej, letniej nocy i mam ich pełno na owiewce i szybce od kasku. Te rozwalone już się pewnie nie cieszą no i niestety muszę co jakiś czas się zatrzymywać i przecierać szybkę, bo skutecznie zaklejają pole widzenia. 

Do domu rodzinnego dojechałem gdzieś przed północą. Po tej dzisiejszej gonitwie, padłem nieprzytomny ze zmęczenia a przecież nawet jeszcze dobrze nie zacząłem.

Lepiej zacznę wycieczkę od jutra, bo dzisiejszy dzień to wyszedł dla mnie trochę hardkorowo a hardkoru miało już przecież nie być.

 

Podsumowanie dnia:

Przejechanych kilometrów :  219

Widzianych krajów:  Polska.

Awarie:  Brak.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin