W dobrej wierze - Rozdział 13.pdf

(447 KB) Pobierz
Strona
1
z
27
KARINA PJANKOWA
„W DOBREJ WIERZE”
Laro Raen zjawił się w gabinecie z najbardziej cierpiętniczym wyrazem
twarzy, jakim mógł. I patrzył na mnie z niemym wyrzutem. No jak długo
jeszcze można winić mnie za to przeklęte zaklęcie? Sama byłam gotowa wyć
z powodu tego co zrobiłam, więc dlaczego jeszcze bardziej mnie
torturować?
Śladem przemieńca wśliznął się już całkiem bez sumienia mój kot.
Boleśnie miauknął, dając do zrozumienia, że biednemu kotkowi
dobrze byłoby dać coś zjeść, a długo nie widząc odpowiedniego
współczucia, znów zmył się na korytarz w poszukiwaniu lepszego życia.
Szary, bezczelny łajdak.
– Jak kae Oron? – zapytał Riencharn.
Nie odważyłam się mówić o Jego Ekscelencji z powodu banalnego
poczucia winy, którego chciałam się pozbyć jak najszybciej. Myślenie pod
tytułem „jakbym tego nie zrobiła, to byłoby jeszcze gorzej”, chętnie
akceptowane przez innych, na mnie z jakiegoś powodu nie działało.
Strona
2
z
27
– Wyzywa lare Tyen na wszystkie sposoby i pije. Ale w umiarkowanych
ilościach. Mówię o alkoholu.
– Doskonale. To dokładnie to, czego potrzebujemy. A teraz, Laro
Raen, czy nie zorganizowałbyś nam aresztowania wszystkich tych, laroi i
jeszcze kilkunastu innych, żeby tak jasno nie było widać ręki naszego rudego
przyjaciela?
W milczeniu podałam przemieńcowi listę laro Eryka. Ten przebiegł
wzrokiem linijki i głośno gwizdnął:
– I to wszystko naprawdę szpiedzy?
Skinęliśmy z bratem jednocześnie.
– Linch będzie w szoku.
– Możesz przekazać kae Oronowi, że jest idiotą – mruknął z jawnym
triumfem kahe.
Mimo wszystko jednak nie mogę zrozumieć istoty ich relacji z Trzecim
Lordem. Wrogowie, czy przyjaciele... nie rozumiem. Kahe ma rację – jestem
człowiekiem: znam wszystkie zasady na których zbudowana jest ich relacja,
ale nie czuję jej sedna.
– Bezwzględnie, laro. Jeśli tylko przetrwam te wszystkie niezbędne
aresztowania – odpowiedział z lekkim ukłonem i dosłownie wyparował.
Strona
3
z
27
Hmmm... Połowa z listy i okazała się być wysoko postawionymi i
wysoko urodzonymi, nie mogło z nimi nie powstać problemów.
– Och, żeby tylko tak nie zwlekał jak z przesłuchaniami – westchnęłam.
– Możesz mi pomóc przesłuchiwać Rysie? Tobie to niewiarygodnie dobrze
wychodzi.
Brat skinął głową.
– Ale sama wiesz, Risz, czasem nie wszystko udaje się wybić z
przesłuchiwanego – zauważył kahe. – Muszę ci przypomnieć, że w takich
działaniach mało jest pracy umysłu.
Skrzywiłam się z irytacją. Tak, brudna praca, ja wiem, ale nie mamy
też...
– Jeśli teraz powiesz, że nie masz wyboru, przestanę cię szanować – z
góry przerwał moją próbę usprawiedliwienia Riencharn. – Z rodziny już
wygnać nie mogę, ale na pewno wydam za mąż tak szybko, jak to możliwe.
Popatrzyłam na niego ze zdumieniem.
Ostatnie było powiedziane takim tonem, że nawet przez chwile nie
miałam wątpliwości: Rien spełni swoją groźbę.
– Postaram się nie pogrążyć w twoich oczach – uroczyście obiecałam.
– Póki co nie chce mi się wychodzić za mąż.
– Doskonale.
Strona
4
z
27
Tak, mój brat miał rację, muszę zrobić plan działania, zrozumieć, którzy
przemieńcy mogą być zaangażowani w spisek, zorganizować nadzór, zdobyć
u Lorda narzędzia do śledzenia i zainstalować je. Chociaż nie. Z Lordem niech
rozmawia brat albo laro Raen. Ja sama ani na krok się do niego nie zbliżę.
Laro Raen i Lady Klarissa twierdzą, że Jego Ekscelencja doszedł do siebie, ale
to nie znaczy, że będzie poczytalny w mojej obecności. Ja jeszcze chcę żyć.
Cóż, na początek spróbuję sprawdzić do niedawna niedostępne
ognisko.
Z bardzo stanowczym spojrzeniem opuściłam gabinet.
– Risz, gdzie cię diabli niosą? – spytał brat.
– No chyba nie myślisz, że osobiście będę prowadzić wszystkie
czynności śledcze? – parsknęłam. – Idę złowić sobie podwładnych.
I to bynajmniej nie była metafora. Jego Ekscelencja nie zatroszczył się
o to, by dać mi ekipę pracowników, a dopuścić do sprawy przypadkowych
asystentów, na których później nie ma zapotrzebowania, nie chciałam.
Byłoby łatwiej samej oddać się laro Iliasowi i pokajać się za wszystkie grzechy.
– Lare, ja z panią! – zawołał kae Werr.
Och, świetnie. Będę mieć moralne wsparcie z bardzo silnymi pięściami.
– Cóż, bawcie się póki co beze mnie, młodzieży, a ja pójdę sprawdzić
jak tam moi krewni i czy nie zeżarli ich już podli przemieńcy – uśmiechnął się
Riencharn.
Strona
5
z
27
Laro kae Werr prychnął, dając do zrozumienia, że wątpił, żeby
przemieńcy byli w stanie zrobić jakąś krzywdę kahe. Ja też wątpiłam, pewnie
moi nowi krewni dobrze się trzymają.
– Powodzenia, mój drogi bracie – powiedziałam.
– Baw się dobrze, moja droga – skinął głową Riencharn.
Mam nadzieję, że Jego Ekscelencja Trzeci Lord nie będzie się na mnie
gniewał za moją maleńką samowolę. Przecież to dla wspólnego dobra,
prawda? No i dla własnego, rozumie się.
– Gdzie w pierwszej kolejności lare Tyen? – chciał dowiedzieć się mój
ochroniarz.
– Myślę, że tam, gdzie obracają się niebezpośredni podwładni Lorda
Lincha. Potrzeba kogoś w charakterze śledczych operacyjnych, których nie
mam tutaj. Nie mogę przecież sama zatrzymywać podejrzanych, a także
prowadzenie przeszukania w pojedynkę nie jest miłe.
– Zaprowadzę panią, lare – przytaknął laro kae Werr.
Zeszliśmy na dziedziniec, przecięliśmy go i udaliśmy się do koszar, w
których wcześniej nie bywałam ze względu na instynkt samozachowawczy.
Jeśli zwykli przemieńcy w różnych przypadkach byli gotowi mnie rozszarpać,
to co powiedzieć o tych przemieńcach, dla których walka była głównym
zajęciem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin