W dobrej wierze - Rozdział 14.pdf

(445 KB) Pobierz
Strona
1
z
23
KARINA PJANKOWA
„W DOBREJ WIERZE”
Hmm, jeśli uważałam siebie za straszne stworzenie, wyraźnie byłam
dumna ponad miarę. Lord Linch o wiele bardziej był straszniejszy ode mnie, ja
bym nie była w stanie tak łatwo skazać kogoś na śmierć... Nigdy nie
wysłałam nikogo na śmierć, to robili już sędziowie, wydając wyrok, ja
musiałam zabijać tylko w samoobronie. A Trzeci Lord za jednym zamachem
zdecydował o losie wielu swoich poddanych, nawet bez wahania.
Parę minut porozmyślałam nad powstałą sytuacją, ważąc co mnie
bardziej przeraża, sumienie czy Lord Linch, doszłam do wniosku, że mimo
wszystko sumienie, dlatego, że przed nim ukryć po prostu nigdy się nie uda, i
wyszłam w ślad za wielmożnym przemieńcem i jego kuzynem.
– …nie mogę. – usłyszałam koniec zdania Lorda.
Nie może czego?
– Lare Tyen – ponuro stwierdził laro Raen i opamiętawszy się, dodał: –
...i-Aen. Ma pani jakieś pytania?
Nie byli z mojego widoku zadowoleni. No i co z tego? Kiedy to moje
pojawienie wywoływało szczęście? I mnie wcale nie denerwuje, że źrenice
Trzeciego Lorda się zwęziły. Słowo honoru, nie denerwuje mnie to.
– Tak. Mój Lordzie, pospieszył się pan z taką bezwzględną decyzją. –
Odetchnęłam, gotowa na wszystko, nawet na to, że mogą mnie wyrzucić
przez najbliższe okno.
Linch kae Oron wciągnął powietrze, zmrużył oczy i zrobił krok w moją
stronę, wbijając spojrzenie w moje oczy. Zacisnęłam zęby i odpowiedziałam
Strona
2
z
23
na wyzwanie, wiedząc, że takie zachowanie jest samobójczo głupie. Ale po
prostu zrobiłam się zmęczona od ciągłego co chwilę upokorzenia, które od
dawna było moim towarzyszem. Pycha mnie naprawdę zgubi.
– Ciekawy wniosek, lare – zaczął Lord ni to drwiąc, ni grożąc. – I to
mówi mi ta, która nie tak dawno rwała się osobiście do torturowania
podejrzanych. Zamierza pani grać miłosierną?
– Możliwe. – Zdusiwszy w zarodku rzeczywiście teraz bezużyteczne
rozdrażnienie, wzruszyłam ramionami. – Ale wątpliwe, czy takie środki
pomogą rozprawić się ze spiskiem do końca. Popatrzcie na laro Eryka, to
najlepszy przykład.
Lord stanął za moimi plecami i powiedział prosto do ucha:
– A co pani proponuje? Ułaskawić ich wszystkich? Tych, którzy czychali
na bezpieczeństwo klanu? Tych, którzy porwali się na moje życie? Tych, którzy
zabili moją kobietę?
Miałam wielkie trudności, by nie uciec w bok. Nienawidzę, kiedy
wchodzi się w moją przestrzeń osobistą. Zawsze tego nienawidziłam. A
zwłaszcza kiedy w bezpośrednim sąsiedztwie były dostępne nie takie małe
pazury i zęby...
Wyrównałam
powiedziałam:
– Nie, Lordzie, proponuję dać nadzieję na przebaczenie. I dać
możliwość zarobić na to przebaczenie pracą dla dobra Rysi – zaśpiewałam
jak można najuprzejmiej.
Ciepły wilgotny oddech nieprzyjemnie łaskotał ucho, powodując
dreszcze. Bogowie, no kiedy on odejdzie?
– Co powiesz, Raen? – zwrócił się do krewnego władca. – Nasza
święta dijes modli się za biednych grzeszników. A ty co o tym myślisz?
przyspieszony
zdenerwowaniem
oddech
i
Strona
3
z
23
– Zlituj się, Linch. Połowa ze strachu sama przeciwko sobie stanie,
tracąc się w domysłach, co wymyślisz – machnij na to ręką.
Rezolutnie.
Sądząc
po
metodach
stosowanych
przez
Jego
Ekscelencję, lokalna ludność przyzwyczajona była do bardziej radykalnych
sposobów rozwiązywania problemów, brak trupów spiskowców będzie
niepokoić.
No kiedy Ryś odejdzie ode mnie?!
Nie wytrzymując, zrobiłam krok do przodu, ale twarda ręka na
ramieniu zatrzymała moją próbę ucieczki.
– Czy jest pani gotowa wziąć na siebie odpowiedzialność, jeśli ktoś z
uratowanych przez pani miłosierdzie zrobi kolejną głupotę, miłosierna dijes?
Od podobnego traktowania zacisnęłam zęby w bezsilnej irytacji. Nie
mogę tolerować takiego traktowania. Tylko że teraz od „dijes” nigdzie nie
mogę uciec, kolejna obrona przed tyranią przemieńców. Dijes Aen – to osoba
bardziej znacząca niż lare Tyen, nawet jeśli pod tym opakowaniem ukryte jest
jedno i to samo nadzienie.
– Nie, Lordzie. Nie wezmę odpowiedzialności za pana decyzję.
mogę tylko pokornie doradzić.
Pokornie?
ironicznie
zaczął
przemieniec.
Jest
mało
Ja
prawdopodobne, że wie pani co to pokora.
Bogowie, w jakim celu te bezużyteczne kłótnie? Czego chce ode
mnie ten nieludź, poza tym co już dostał?
– Może powinnam przeprosić za to, co się stało? – niemalże
błagałam, nie mogąc się nawet obrócić twarzą w stronę rozmówcy.
– A to mi w czymś pomoże? – zapytał Trzeci Lord, a jego głos brzmiał
jakoś dziwnie spokojnie, a nawet z odrobiną życzliwości.
– Nie – powiedziałam bardzo uczciwie.
Strona
4
z
23
Laro Raen śmiertelnie blady zastygł naprzeciwko, nie spuszczając z nas
oczu i nie ośmielając się cokolwiek powiedzieć. Obawiałam się, wyobrazić
sobie, co się dzieje z władcą, jeśli jego kuzyn, który prawdopodobnie widział
go w różnych sytuacjach patrzy na niego jak na demona, który wyrwał się z
podziemi.
– To nie jest konieczne, mądra dijes. Po prostu miej na uwadze, że
przyjdzie pani wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. I za to działanie też,
miłosierna i pokorna.
Głos przemieńca zniżył się do przenikającego szeptu, w którym
wściekłość i groźba mieszały się z czymś, czego nie mogłam określić. Oto i
wszystkie uroki głupiego zaklęcia.
– L-Linch – nieśmiało próbował odwrócić ode mnie uwagę Lorda jego
kuzyn, w odpowiedzi otrzymał tylko zirytowany, przenikający do kości ryk.
– To co, szlachetna dijes, jest pani gotowa wziąć odpowiedzialność?
– W miarę mojej winy, Lordzie Linch – odpowiedziałam krótko,
przypominając o sobie wszystkim bogom i demonom.
Dłoń przemieńca opuściła się na moje plecy i popchnięto mnie.
Korzystając z długo oczekiwanej wolności, od razu zwróciłam się do
Lincha kae Orona twarzą, spodziewając się zobaczyć go skręconego
transformacją. Ale nie. Całkowicie ludzkie oblicze.
– Mogę wrócić do swoich obowiązków? – upewniłam się, mając
nadzieję uciec tak szybko jak to możliwe, i możliwie jak najdalej.
– Tak, miłosierna dijes – z szyderczym uśmiechem dał mi najwyższą
zgodę Linch kae Oron.
Zanurkowałam za drzwi jak mysz do dziury, nawet się nie oglądając.
Strona
5
z
23
– Lare Rinnelis, nie wygląda pani dobrze – powiedział laro kae Werr,
podstawiając mi krzesło, na którym nie usiadłam – bo upadłam. A jak on by
wyglądał tak blisko rozmawiając z na wpół szalonym Lordem?
– Wszystko w porządku, laro kae Werr, nie martw się. – Nie zamierzałam
omawiać szczegółowo odbytej dopiero co rozmowy. Brońcie bogowie, żeby
mój opiekun zdecydował się włączyć w ten koszmar i otrzymać problemy,
które Lord Linch oczywiście gotowy był teraz rozdawać szczodrą ręką
wszystkim chętnym.
– Jego Ekscelencja zmienił swoją decyzję w sprawie laro kae Nejta,
należy go zatrzymać i przesłuchać.
Moi
pomocnicy
równocześnie
zaprezentowali
skrajny
stopień
zdziwienia, a przedmiot zajścia nie dał żadnych oznak zainteresowania. Czy z
powodu szoku, czy po prostu nie uwierzył, jakkolwiek w żadnym przypadku,
zagłębić się w duszę tego spiskowca już nie musiałam, wiedziałam wszystko,
co trzeba, reszta w gestii bożych sług.
A za oknem zebrały się groźnie wyglądające chmury.
Na ulicy lał deszcz, dokładniej, szalała burza, jak często w lecie, z
wściekłymi porywami wiatru i szeregiem błyskawic rozdzierającymi niebo jak
gdyby sami bogowie wylewali swój gniew na głowy grzeszników. Eryk
bezmyślnie oglądał porywy wiatru, wody i ognia, zdając sobie sprawę, że być
może ten dzień był dla niego ostatnim. Ilias coś zwęszył albo półkrewek był
ostatnio zbyt nieostrożny. Obroża milczała – bezduszny kawałek żelaza
opleciony magią udało się oszukać, ale spojrzenie nadzorcy było zbyt lepkie,
jakby skórę żywcem zdejmowało.
Nocami wciąż wyczerpywały duszę sny pełne ognia, nie dając szansy
odpocząć. Chwilami wydawało się, że do wybawienia było daleko jak nigdy,
choć w rzeczywistości było blisko. Przemieńcy działali intensywnie i tak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin