13_Podst-kult-narod_Nauka-i-sztuka.doc

(24 KB) Pobierz

Zdzisław Dębicki, PODSTAWY KULTURY NARODOWEJ

 

 

NAUKA I SZTUKA

Jeżeli potężną dźwignią kultury narodowej jest tradycja uczuciowa, wyniesiona z domu rodzinnego, to również potężnym czynnikiem, który poczucie nierozerwalnego związku z ojczyzną narzuca oświeconemu obywatelowi, jest tradycja, zawarta w umysłowym i duchowym dorobku narodu.

Dorobek ten skapitalizowany w nauce, literaturze i sztuce narodowej, pozwala nam jednym rzutem oka objąć bogactwo i dostojność naszej kultury. Poznać go — to znaczy przejść w skróconym tempie przez wszystkie etapy rozwoju narodowego, wiedzieć co i kiedy zostało dokonane.

Praca i wysiłek najlepszych w narodzie jednostek, które myślą, wolą i uczuciem swoim zapładniały naród, które przewodniczyły mu w jego pochodzie i oświetlały jego drogi, dając mu syntezę przeżyć minionych, lub wybiegając wyobraźnią w przyszłość, uczyniły nas nie tyle dziedzicami przeszłości narodu, lecz dały nam również możność przewidywania jego jutra i budowania go według naszego ideału.

Dla jutra żyjemy wszyscy. Dla jutra żyły także pokolenia poprzednie. Ich teraźniejszość była tym samym, czym jest nasza teraźniejszość: falą, która odpływa z godziny na godzinę i nie wraca nigdy.

Ślady tej fali na wybrzeżu naszego dnia dzisiejszego są widoczne. Każdy jej odpływ pozostawił nam po sobie namuł użyźniający. Na tym namule wyrośliśmy. Tak samo wyrosną przyszłe pokolenia na tym co my im pozostawimy, jako ślad naszego przemijającego na ziemi polskiej istnienia. W naszych uczuciach, myślach i dążeniach zależni jesteśmy od naszych przodków i tak samo od nas zależni będą nasi następcy. Dla nich żyjemy i pracujemy. Im torujemy drogi do lepszego i wyższego życia. Im przekazujemy całą sumę zdobytych przez nas doświadczeń, tak samo w dziedzinie materialnej, jak w dziedzinie duchowej i umysłowej.

Prawda, piękno, dobro, marzenie o szczęściu nie zaczynają się dopiero od nas. Szukały ich, pragnęły i tęskniły do nich pokolenia poprzednie, a szukać ich, pragnąć i tęsknić do nich będą tak samo pokolenia przyszłe.

Złudzeniem przeto i oszustwem jest postęp, który tę wzajemną zależność od siebie pokoleń neguje, któremu wydaje się, że, chcąc tworzyć przyszłość, należy odrzucić przeszłość, zerwać z nią i wyzwolić się z pod jej przygniatającego panowania.

„Precz z balastem przeszłości”! wołają dzisiaj wszelkiego rodzaju „futuryści”. Precz z historią, z muzeami, pełnymi starych rupieci, z bibliotekami, gdzie pleśnieją, nikomu już niepotrzebne, książki, z religią, która opowiada bajki dorosłym dzieciom, z ustrojem społecznym, opartym na zmurszałym i przeżytym fundamencie rodziny i t. d. „Nowy świat” musi zrzucić z siebie skorupę, która narosła na nim przez wieki, musi stanąć nagi i w „styksowym wykąpany mule” w obliczu idącego jutra.

Są to puste frazesy. „Balast przeszłości” potrzebny bowiem jest każdemu narodowi do utrzymania równowagi dziejowej, tak samo, jak ciężar balastowy potrzebny jest okrętom i statkom na powietrznym.

Inaczej pierwsza burza przewróci naród, zniszczy państwo i społeczeństwo, co w wynikach ostatecznych zamiast postępu da reakcję i uwstecznienie. Tak stało się z Rosją, która dogorywa w konwulsjach rewolucji bolszewickiej, najbardziej „postępowej”, jaka była kiedykolwiek i najbardziej ślepej.

Tymczasem postęp rzeczywisty, ten, który naprawdę pcha świat naprzód, nie polega na zerwaniu z przeszłością i szalonym skoku z zamkniętymi oczami w jutro, ale na czerpaniu z przeszłości, bo tylko stamtąd czerpać je można, tych wskazań i doświadczeń, które są pożyteczne, a które dopomagają do przewidywania przyszłości do odgadywania tych procesów rozwojowych i twórczych, które czynić powinny każde jutro narodu doskonalszym od jego wczoraj.

Bojownikiem postępu nie jest więc ten, kto burzy przeszłość, kto przeciw niej występuje namiętnie i ukazuje ciemnym masom nierealne obrazy jutra, ale ten, kto najtrafniej i najrealniej to jutro przewiduje i przygotowuje teraźniejszość do jego przyjęcia, kto przyszłości wychodzi na przeciw nie z czarną chorągwią anarchii, ale z twórczym, miłością przepojonym słowem „stań się”! z czynem obliczonym na zamiar, i z poczuciem odpowiedzialności za ten czyn.

A któż może widzieć jasno „jutro” narodu, jeżeli nie zna jego „wczoraj”, jeżeli nie przejrzał do głębi ducha narodu, który jest motorem jego czynów, nie poznał wszystkich twórczych i rozkładowych, popędowych i hamujących sił które naród na przestrzeni wieków, zależnie od okoliczności, wyłonił z siebie i które są wykładnikiem jego treści wewnętrznej, a więc istotą jego bytu i przeznaczenia?

Za pomocą tych sił wypowiedział się duch narodu w dziejach, najwszechstronniej pojętych a przede wszystkim w dziejach swojej kultury.

Najwyższy wyraz tej kultury — nauka i sztuka — są zwierciadłem, w którym duch narodu odbija się w swoim całokształcie.

Tam trzeba szukać jego cech znamiennych, jego rysów zasadniczych, które składają się na jego indywidualność i wyodrębniają go z pośród innych narodów. Tam twórcze siły narodu znalazły najpewniejszy swój wyraz, wypowiedziały się najswobodniej i najbardziej niezależnie.

Badając naukę i sztukę ze stanowiska narodowego, szukamy więc w nich nie tego, co je łączy i upodabnia do nauki i sztuki innych narodów, ale tego, co stanowi o ich własnym obliczu, co daje nam poznać nie prawdę i ideał ogólno ludzki, ale prawdę i ideał naszego narodu.

Te cechy narodowe nauki i sztuki są tak wybitne, tak wyraźne i tak niezaprzeczalne, że zgoła żadnej nie wytrzymuje krytyki truizm o ich międzynarodowości.

Międzynarodowe są: poczta telegraf, wagony sypialne w ekspresach europejskich, ale nigdy nauka i sztuka.

Każdy naród posiada swoją własną filozofię, na swój sposób określa stosunek człowieka do Boga i Natury, na swój sposób pojmuje życie i jego cele, na swój sposób tworzy i urzeczywistnia swoje ideały.

Nie wystarczy Polakowi niemiecki ideał „dobrobytu i knajpy”. Nie wystarczy Anglikowi, którego „ojcem jest okręt, a matką para” polski altruistyczny ideał walki „za naszą wolność i waszą”. Nie wystarczy Francuzowi, który żyje od wieków pojęciami „honoru i ojczyzny”, amerykański ideał „businessu”.

Zachodzą tu między narodami różnice intelektualne i psychologiczne, których nic nie zagładzi i nie wyrówna. Zarysowały się one od wieków i przetrwały wieki. Wiedział o tym Cezar, charakteryzując Gallów, wiedział Tacyt pisząc o Germanach. Nic się od tych czasów nie zmieniło. Odrębności umysłowe i duchowe pozostały odrębnościami.

To też nauka europejska, mimo tego, że jej cele zasadnicze są wszędzie jednakowe, że prawda, która jest jej ideałem, jest tylko jedna, nie przestanie się nigdy dzielić na naukę francuską, angielską, niemiecką, polską i t. d.

Narodowość odbije na niej zawsze swój stempel, bo uczony niemiecki nie będzie miał nigdy syntetycznych zdolności i łacińskiej jasności Francuza, Anglik nie będzie miał nigdy lotności umysłowej i błyskotliwości Polaka, a Polak angielskiej prostoty w wyrażaniu swych myśli, lecących cwałem, ani niemieckiej upartej cierpliwości i wytrwałości w dążeniu do celu.

Jeszcze wyraźniej występuje to na jaw w sztuce, gdzie duch każdego narodu rozwija najpełniej swoje skrzydła i najswobodniej ściga własny ideał piękna.

Dlatego wielka sztuka jest zawsze sztuką narodową.

Tam, gdzie kończy się zależność i naśladownictwo, a rozpoczyna dojrzała, samodzielna twórczość narodu, duch narodu wyzwała się i mówi z krzów ognistych: „jam jest, którym jest”.

Na wskroś narodowym, jako poeta, był Mickiewicz i na wskroś narodową pozostanie po wszystkie czasy jego poezja.

Żaden inny naród nie będzie umiał odczuć ani całego piękna „Pana Tadeusza”, ani całej grozy tragicznej i napięcia uczuciowego „Dziadów”.

Podobnie narodową jest muzyka Chopina, której każda melodia związana jest blisko i nierozerwalnie z sercem polskim. Może ona czarować obcych, ale będzie dla nich zawsze czymś egzotycznym. Odczuje ją i zrozumie tylko Polak, bo przejmie ona i wprawi w drżenie każdą fibrę jego polskiej duszy.

Narodowe jest również nasze wielkie malarstwo. Nie zastąpią nam Matejki, Grottgera, Chełmońskiego i Wyspiańskiego mistrze obcy, niejednokrotnie więksi od nich, wspanialsi w kolorycie i w geście, w rysunku i w kompozycji, ale nie tak bliscy, nie tak bezpośrednio związani z nami, jak oni.

Na czym że ta bezpośredniość związku artysty z narodem polega? Cóż stanowi jej istotę?

Oto nic innego, tylko to, że z jednego z nami są oni pnia, że jednakowo z nami czują i myślą, że wspólne są nasze ukochania.

My jesteśmy z nich i w nich, a oni są z nas i w nas. Oni są wyrazicielami tego, czego my wyrazić nie umiemy, oni darem swojego artystycznego widzenia widzą to, czego my nie widzimy, oni nadają kształt naszym ideałom i formę mgławicom naszych tęsknot.

W dziełach naszych artystów odnajdujemy siebie, swoją duszę, i dlatego stanowią one ten cudowny łącznik pomiędzy nami.

One są skarbcem tych idei, którymi naród żyje, które przechodzą z pokolenia na pokolenie i do których każde pokolenie dorzuca swój wkład.

Tam znalazły swój wyraz wszystkie rysy naszego oblicza duchowego, swój dźwięk wszystkie tony naszych uczuć, swój kolor wszystkie namiętności narodu.

Tam poznajemy siebie w najrozmaitszych odmianach, w przeszłości i teraźniejszości, w życiu indywidualnym i zbiorowym, w radości i w smutku, w prawdzie i w marzeniu, w powadze wielkiego czynu i w uśmiechniętej karykaturze szarego życia.

„Życie jest krótkie, a sztuka długa”. Ona odbija w sobie nie życie jednego pokolenia, nie przelotne jego oblicze, ale trwające nieprzerwanie w czasie życie narodu, kształt jego ducha.

I dlatego narodu bez jego sztuki poznać nie można.

Twórczość artystyczna, najbardziej indywidualna ze wszystkich objawów życia narodowego, jest stygmatem, po którym naród zawsze można odróżnić od narodu.

Jednakowo mogą być wykonane maszyny, pochodzące z fabryk angielskich, niemieckich, francuskich czy polskich; jednakowo będą wytoczone ich kola, oszlifowane tłoki i cylindry; jednakowo będą pracowały z siłą tylu a tylu koni parowych i tylko marka fabryczna świadczyć będzie o ich pochodzeniu.

Jakież jednak różnice, głębokie a uchwytne od razu, istnieją pomiędzy sztuką jednego a drugiego narodu?

Któż utożsami autora rosyjskiego z francuskim, angielskiego z polskim, skandynawskiego z włoskim? I kto nie uprzytomni sobie, jakim dziwolągiem i jaką pomyłką byłoby, gdyby naszymi poetami narodowymi byli nie Mickiewicz, Słowacki i Krasiński, ale Goethe lub Byron?

To samo jest z muzyką, z malarstwem i rzeźbą. Nie są przypadkowymi zjawiskami Beethoven i Mozart w swoich narodowych środowiskach, a Chopin i Moniuszko w Polsce.

Na tej podstawie można ustalić, że twórczość artystyczna wykreśla pomiędzy narodami granice częstokroć daleko wybitniejsze i wyraźniejsze, a przede wszystkim trwalsze, niż zmienne i przemijające granice polityczne.

W trójzaborowym życiu naszym żyliśmy pod wpływem dwóch kultur: rosyjskiej i niemieckiej. Obie, oparte o państwa zorganizowane i potężne, miały siłę, której my byliśmy pozbawieni. Obie rozporządzały w zakresie szerzenia swoich wpływów oddaną na ich usługi szkołą wynaradawiającą, obie chlubiły się bogatą literaturą i sztuką.

Cóż się jednak okazało? Twórczość polska wpływom tym nie uległa, ale zachowała swoje oblicze narodowe.

Najpotężniejsi twórcy rosyjscy Dostojewskij i Tołstoj, nie zaważyli nic na twórczości Sienkiewicza, Prusa lub Reymonta, a nikłym tylko i przemijającym śladem zapisali się w wielkim dorobku romansopisarskim Żeromskiego.

O wpływach sztuki niemieckiej na naszą prawie że mówić nie można.

W literaturze wpływy te są żadne. Co więcej, badając dwujęzyczną twórczość Przybyszewskiego, można raczej stwierdzić, że jego utwory, pisane po niemiecku, wniosły pierwiastki polskie do literatury niemieckiej i odbiły się w stylu modernistów niemieckich.

W sztukach plastycznych i w muzyce wpływy te były większe, lecz przemijające.

Malarstwo polskie stało przez pewien czas pod znakiem szkoły monachijskiej, ale jakże rychło wyzwoliło się z pod jej panowania i do jakiego doszło wyniku na własnych drogach, dając nam całą plejadę malarzy, którzy w barwie i kształcie wyrazili ducha polskiego w jego najwyższej postaci, wolnej od jakichkolwiek naleciałości obcych.

Malczewski, Wyczółkowski, Wyspiański, Kędzierski, Weiss, Mehoffer, Fałat, Axentowicz, Jarocki, Sichulski... I czy wyliczać jeszcze dalej?

A muzyka polska? Czy, mając za sobą Chopina i Moniuszkę, może ona „umiędzynarodowić” się przez wagneryzm lub skriabinizm? Twórczość muzyków polskich nie budzi w tym kierunków obaw.

„Granice artystyczne” Polski wolnej mogą się tylko umocnić i rozszerzyć. Nie znikną i nie uszczuplą się nigdy.

Gwarantem ich trwałości jest trwałość i odrębność ducha narodowego.

Sztuka, jako wyrazicielka tego ducha, jest tak samo niezniszczalna, jak niezniszczalny jest naród. I dlatego nie jest ona kłamstwem, ani zbytkiem, z którego szerokie warstwy ludowe żadnego nie mają pożytku, jak to głosił Tołstoj, ale funkcją życia narodowego, nieodzowną dla niego tak samo, jak inne funkcje.

Znaczenie jej wychowawczo-narodowe jest ogromne. Przykład Grecji za czasów Peryklesa, Florencji za Medyceuszów i Rzymu za Juliusza II-go jest bardzo wymowny.

Rzecz inna, że tragedią wielu narodów współczesnych a naszego w szczególności jest fakt, że przy niskim poziomie oświaty powszechnej, a u nas przy analfabetyzmie mas, wielomilionowe rzesze stoją poza możnością zrozumienia doniosłego znaczenia nauki, literatury i sztuki. Nie korzystają ze spoczywających w nich skarbów, nie czerpią stamtąd pokarmu dla siebie. Pomiędzy nimi a resztą narodu niema więc tego łącznika, jaki wytwarza w warstwach kulturalnych jednakowe odczuwanie prawdy i piękna.

Wytworzenie tego łącznika, niemniej potężnego jak wszystko inne, co nas łączy pomiędzy sobą, jako rodaków, stanowi jedno z najważniejszych zadań oświaty narodowej. Wówczas dopiero, kiedy to osiągniemy, kultura narodowa polska otrzyma, zamiast dawnego szlacheckiego, nowoczesny fundament ludowy, co pozwoli jej dopiero objąć i na sycić cały naród.

 

Zdzisław Dębicki, PODSTAWY KULTURY NARODOWEJ, Rok 1925               Strona 5 z 5

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin