Przyczynki do historii wojny 1920 r. - Aleksander Kędzior.doc

(278 KB) Pobierz

ALEKSANDER KĘDZIOR

 

 

PRZYCZYNKI DO HISTORII WOJNY 1920 R.

 

Ze wstępem Jędrzeja Giertycha

 

Źródło: „Rozważania o Bitwie Warszawskiej 1920-go roku”, pod redakcją Jędrzeja Giertycha, Londyn 1984, strony 11-63.

 

 

WSTĘP

 

JĘDRZEJ GIERTYCH

Niniejszy tom był zamierzony jako zbiór odczytów i artykułów pułkownika Aleksandra Kędziora, wygłoszonych w ostatnich kilku latach przy rozmaitych okazjach w Londynie, oraz ogłoszonych w prasie emigracyjnej. Prace te dotyczą niemal wyłącznie polskich za­gadnień wojskowych, to znaczy historii dwóch wielkich kampanii wojennych, stoczonych przez Polskę w dwudziestym stuleciu, miano­wicie wojny polsko-rosyjskiej 1919/1920 roku i kampanii wrześnio­wej 1939 roku, a także i zagadnienia przyszłości czynnika wojny, czy też strategii, w sytuacji dziejowej, zmienionej przez wynalezienie bomby atomowej.

Pułkownik Kędzior jest zapewne najlepszym znawcą zagadnień wojskowych, zarówno jak historii tegowiecznych polskich wojen, w żyjącym dziś pokoleniu dawnych dowódców i wyższych oficerów wojska tej Polski, jaka odbudowana została po roku 1918-tym. A być może najlepszym także i wśród całego tego pokolenia, które ży­ło w czasie trwania drugiej wojny światowej. Mówię: znawców za­gadnień wojskowych. A także znawców historii wojennej, to znaczy wiedzy o tym, co nam dało wojenne doświadczenie. Oczywiście, nie przeczę, że żył w czasie drugiej wojny światowej i po części i dziś jeszcze żyje liczny zastęp polskich wyższych wojskowych o znakomitych kwalifikacjach dowódczych na szczeblu dowodzenia pułkiem, dywizją, korpusem, a może i armią - i że mogą oni doświadczeniem praktycznym i w ogóle kwalifikacjami dowódczymi pod tymi wzglę­dami nad pułkownikiem Kędziorem górować. Ale wojna - to nie są tylko zadania taktyczne i operacyjne, To jest także i wielka strategia. A wielka wojenna strategia - to jest coś, co stanowi całkiem inną kategorię, niż samo tylko rzemiosło żołnierskie, - rzemiosło, które polega na umiejętności prowadzenia masy żołnierskiej do bitwy; jest to coś, co bardzo blisko styka się z wielką, na historyczną skalę zakro­joną polityką, to znaczy ze strategią już nie wojenną, ale polityczną.

Polsce naszego stulecia nie było brak talentów i kwalifikacji do­wódczych na szczeblu taktycznym i operacyjnym. Polskie wojsko bi­ło się dobrze nie tylko w potyczkach, ale i w dużych bitwach - a było to wynikiem nie tylko bitności żołnierza, ale i zalet dowódców. Ak­cje 18 dywizji piechoty pod dowództwem generała Krajowskiego w sierpniu 1920 roku, zarówno jak bitwa pod Monte Cassino w 1944 roku, to są działania, zasługujące na to, by je pilnie studiować - i na to, byśmy z nich byli dumni. Ale wojen nie wygrywa się samymi tylko wygranymi bitwami. Bitwę warszawską 1920 roku wygraliśmy nie samymi tylko działaniami 18-tej dywizji i im podobnych. A zwy­cięstwo pod Monte Cassino nie naprawiło naszej klęski wrześniowej 1939 roku i nie przeszkodziło uchwałom w Jałcie. Wojny wygrywa się przede wszystkim wielką strategią.

Jest zadziwiające, jak mało jest w narodzie polskim zrozumienia dla strategii. Zarówno wojennej, jak politycznej. Polscy wojskowi studiują pilnie przebieg bitew — ale dziwnie mało mają zrozumienia dla przebiegu i ogólnego strategicznego tła wojen. Słuchając tego, co się mówi o nowoczesnej polskiej historii w polskich kołach wojsko­wych, można by niemal nabrać przekonania, że bitwa pod Kościuchnówką miała większe znaczenie od Wersalu. (I od tego, co było pier­wszym krokiem ku Wersalowi: deklaracji Jarońskiego w Dumie). A już stanowczo: bitwa pod Monte Cassino i powstanie warszawskie większe znaczenie od kampanii wrześniowej.

Wybitnym polskim strategiem był generał Rozwadowski. Lwi pa­zur wielkiego stratega miał zamordowany przez piłsudczyków gene­rał Zagórski. Wybitny talent strategiczny, ale tylko strategiczny, bo bez zrozumienia strategii politycznej, miał generał Sikorski. Śmiem twierdzić, wbrew krytykom tego generała, odmawiającym mu rozu­mu i wręcz inteligencji, że wcale nie najgorszym strategiem był Józef Haller. Natomiast tacy ludzie, jak marszałek Rydz-Smigły, byli w rzeczach strategii, a tym bardziej w rzeczach wielkiej polityki, naiw­nymi dziećmi, albo, jeśli kto woli ująć rzecz inaczej, analfabetami. Piłsudski był zarówno w rzeczach strategii wojennej jak wielkiej po­lityki tak samo analfabetą.

Pułkownik Kędzior nie miał w życiu wiele pola do zastosowania i wykazania swych uzdolnień w praktyce. Ale nie mogę się oprzeć przekonaniu, że jest to człowiek o wrodzonym, wielkim darze rozu­mienia zagadnień wielkiej strategii. Dlatego jego oceny polskiej his­torii wojskowej mają wielką wartość.

Pułkownik Kędzior służył w II brygadzie Legionów Polskich pod dowództwem austriackim. Jest więc z pochodzenia wojskowego - legionistą. Był natomiast przeciwnikiem Piłsudskiego i piłsudczyzny, czyli na gruncie legionowym: I brygady, która zawsze miała cechę socjalistycznej bojówki, to znaczy kontynuowała tradycje organizacji bojowej PPS z lat 1905-1907 i ożywiona była duchem polskiej wojny domowej. Należał on do tych, którzy uważali, że trzeba zawczasu tworzyć kadry polskiego wojska, które potrzebne będzie narodowi polskiemu w chwili zakończenia wojny — i że dob­rą sposobnością ku temu były tworzone w oparciu o Austrię Le­giony. Nie był on więc legionistą-piłsudczykiem, a więc socjalis­tycznym partyjnikiem, ale legionistą o ambicjach wyłącznie woj­skowych.

W chwili zrzucenia więzów zaboru i okupacji, na przełomie paź­dziernika i listopada 1918 roku, był w tzw. „Polnische Wehrmacht”.

W polskiej wojnie brał udział jako dowódca batalionu od grudnia 1918 roku do 17 października 1920 roku.

Po wojnie pełnił w poszczególnych latach funkcje następujące: do­wódcy liniowego, oficera w Sztabie Generalnym, szefa sztabu dywi­zji i oficera w Generalnym Inspektoracie.

Był następnie polskim attache wojskowym w poselstwie polskim w Lizbonie i w Madrycie. Funkcja ta była dlań w istocie, jako pole działania i wojskowego doświadczenia, kluczowym okresem życia. Jak wiadomo, w czasie od 18 lipca 1936 roku do 28 względnie 31 marca 1939 roku trwała w Hiszpanii wojna domowa: Polska uzna­wała w tej wojnie stronę „czerwoną”, nie miała więc oficjalnego przedstawicielstwa dyplomatycznego, ani attache wojskowego po strome „białej”. (Rząd polski uznał de jare rząd generała Franco dopiero 18 lutego 1939 roku). W praktyce jednak, zachodziła konieczność utrzymania przez Polskę z rządem narodowej Hiszpanii jakichś stosunków przez cały czas trwania hiszpańskiej wojny domo­wej. Stosunki te Polska utrzymywała poprzez poselstwo polskie w Portugalii. Pułkownik Kędzior, jako polski attache wojskowy w Liz­bonie, był więc w praktyce także i attache wojskowym przy rządzie narodowej Hiszpanii. Przez większą część czasu nie przebywał nawet w ogóle w Portugalii, ale przebywał w Hiszpanii, to w miastach, w których mieściły się ośrodki rządowe i dowódcze, to na froncie.

Wojna domowa hiszpańska była wielką wojną, która bezpośrednio poprzedziła drugą wojnę światową: skończyła się ona na 5 miesięcy przed wybuchem tej ostatniej. Oczywiście, dała ona dla drugiej woj­ny światowej moc doświadczeń. Już w wojnie hiszpańskiej wypróbo­wanych zostało mnóstwo nowych metod taktycznych i operacyjnych, wypróbowane zostało w szczególności użycie broni pancernej oraz nowoczesnego lotnictwa. Wypróbowana została również wartość no­wych typów sprzętu. Dwa wielkie państwa, oba sąsiadujące z Polską, które miały potem odegrać wielką rolę w drugiej wojnie światowej, mianowicie Niemcy i Rosja Sowiecka, faktycznie brały w wojnie do­mowej hiszpańskiej udział, wysyłając tam swoje formacje pancerne, swoje lotnictwo, swoją piechotę (brygady ochotnicze), oraz swoich generałów i sztabowców. To samo zrobiły Włochy. Inne państwa, m.in. Francja i Wielka Brytania, obserwowały wojnę domową hisz­pańską nie tak aktywnie, ale także bardzo uważnie. Głównym obser­watorem polskim tej wojny był pułkownik Kędzior.

To ta wojna powinna była być najbezpośredniejszym źródłem do­świadczeń i wskazań dla Polski - w przededniu mającej się za 5 miesięcy zacząć kampanii wrześniowej, to znaczy wojny polsko-niemieckiej.

Takie było także i zdanie pułkownika Kędziora.

Na podstawie swoich obserwacji, poczynionych w Hiszpanii, opra­cował on w roku 1938 memoriał dla polskiego Naczelnego Dowództwa, w którym przedstawił plan obrony przed przypuszczalnym, bli­skim atakiem niemieckim, przedsięwziętym przy pomocy kolumn pancernych, wspartych masowym uderzeniem lotnictwa. Głównym postulatem, który w swym memoriale wysunął, było zorganizowanie w sposób pospieszny na głównych, dających się bez trudu przewidzieć kierunkach niemieckich ofensyw pancernych, systemu zapór, na których by się uderzenia niemieckie musiały choćby chwilowo zatrzymać, co sparaliżowałoby niemiecki plan wojny błyskawicznej i stworzyło całkiem nową sytuację strategiczną. Także - utworzenie specjalnych brygad zaporowych.

Memoriał ten został przez polskie władze wojskowe całkowicie zi­gnorowany. Doświadczeń wojny hiszpańskiej — w której, tak jak w operacjach niemieckich w polskiej kampanii wrześniowej główną ro­lę odegrały kolumny pancerne, wsparte zmasowaną piechotą i maso­wymi bombardowaniami lotniczymi - armia polska w swej kampanii wrześniowej nawet w najmniejszym zakresie nie zużytkowała. Obok szeregu innych przyczyn, takich, jak proniemiecka polityka zagraniczna Piłsudskiego i Becka, która pozbawiła nas czechosłowackie­go, przyjaznego sąsiada i rozluźniła nasz sojusz z Francją, jak nisz­czycielska gospodarka wojskiem przez Piłsudskiego w latach 1926-1935, która zniszczyła polską siłę obronną, jak nastawienie głównie antyrosyjskie, a nie antyniemieckie armii polskiej w latach 1926-1939 i jak brak planu wojny z Niemcami, który dopiero poczynając od marca 1939 roku zaczęto „na kolanie” improwizować, jedną z przy­czyn naszej klęski wrześniowej 1939 roku było to, że polskie Naczel­ne Dowództwo nie skorzystało z doświadczeń wojny domowej hisz­pańskiej, zreasumowanych dla niego w memoriale pułkownika Kę­dziora.

W czasie kampanii wrześniowej pułkownik Kędzior był do dnia 10 września 1939 roku w Madrycie.

Gdy poczynając od 30 września 1939 roku uformował się polski rząd emigracyjny w Paryżu z generałem Sikorskim jako premierem, wodzem naczelnym i ministrem spraw wojskowych na czele i gdy rozpoczęte zostało formowanie na ziemi francuskiej i na Bliskim Wschodzie nowej armii polskiej, opartej o pobór do wojska wśród polskich emigrantów, obywateli polskich, głównie we Francji, oraz o dopływ żołnierzy z Polski z rozbitych oddziałów, pułkownik Kędzior mianowany został szefem Sztabu Głównego armii. Było to najwyższe stanowisko jakie w życiu zajmował - i w istocie, stanowisko bardzo wysokie. Pułkownik Kędzior był szefem sztabu polskiej armii od października 1939 roku do 5 czerwca 1940 roku. W tym czasie opracował zasady użycia wojska emigracyjnego.

Generał Sikorski, który doszedł do władzy nad polskim wojskiem (także i do władzy rządowej) jako przeciwnik obozu piłsudczyków, winnego doprowadzenia Polski do katastrofy wrześniowej i do no­wego rozbioru, chciał mieć w pułkowniku Kędziorze jedną z podpór swojego porządku w wojsku. Zaproponował pułkownikowi Kędzio­rowi, że go z miejsca mianuje generałem. Pułkownik Kędzior nie zgodził się na to. Uważał, że moment po klęsce nie jest odpowiedni na nowe nominacje generalskie. Sądził, że lepiej będzie, by pełnił swoje funkcje jako pułkownik. Gdy nadejdzie - w sposób nieunik­niony - moment bezpośredniego starcia niemiecko-francuskiego, w którym nowa polska armia weźmie udział, będzie mógł choćby przez czas krótki dowodzić w polu - na przykład dywizją - i otrzymać wtedy nominację generalską po jakichś bojach.

Myślę, że źle się stało. Długa bezczynność wojenna okresu „dziw­nej wojny”, a potem klęska francuska sprawiły, że do uzyskania ta­kiej nominacji generalskiej w polu nie nadarzyła się stosowna okaz­ja. Aleksander Kędzior pozostał i w 1939 roku i w 1940 i później, aż po dziś dzień, tylko pułkownikiem.

Gdyby go Sikorski mianował był w październiku 1939 roku gene­rałem, niktby tego nie zakwestionował.

Sikorski został wkrótce otoczony wyższymi wojskowymi piłsudczykami. Utworzyli oni dookoła niego klikę, która w ośrodku woj­skowym polskim na zachodzie zdobyła faktycznie władzę. Wojskowi niepiłsudczycy w jego otoczeniu nie stanowili dla nich skutecznej przeciwwagi. Jedni z nich (jak 67-letni w 1940 roku Józef Haller) byli za starzy, inni nie byli ludźmi dostatecznie dużego kalibru. Kędzior, ze wszystkimi zaletami, którymi był obdarzony, był czło­wiekiem, który mógł odegrać rolę wybitną. Ale przeszkodą była mu zbyt niska ranga wojskowa.

Były sprawy, które mogły być załatwione odmiennie, niż to prze­forsowali piłsudczycy w otoczeniu Sikorskiego. Najważniejszą z nich była sprawa ruchu podziemnego w kraju. Złowrogą rolę ode­grał tu jeden z czołowych piłsudczyków w ośrodku kierowniczym na emigracji, generał Sosnkowski. Zdołał on uzyskać od Sikorskie­go pełną władzę dla siebie nad organizowaną urzędowo konspira­cyjną akcją wojskową pod okupacją w Polsce. Czy generał Kędzior byłby potrafił ten sukces piłsudczyków obalić? Nie wiem. Ale oba­lić tę rolę należało - i myślę, że tylko Kędzior mógł się tu w nie­bezpieczeństwie zorientować i tylko w oparciu o Kędziora mógł się Sikorski Sosnkowskiego na tym polu pozbyć. A Sosnkowski oddał organizowanie AK w ręce „dwójki”. Skutki tego były klęskowe. Były nimi: powstanie warszawskie, zburzenie stolicy, oraz pogor­szenie politycznego położenia Polski w krytycznym okresie lat 1944/1945.

Kędzior, pozbawiony tej formalnej pozycji, jaką by mu dała ranga generalska, swą rolę polityczną w polskim wojsku na zachodniej emigracji przegrał. Już w czerwcu 1940 roku przestał być szefem sztabu, zaraz potem zepchnięto go bardzo skutecznie na boczny tor, przez obarczenie go rolą attache wojskowego przy rządzie i dowódz­twie marszałka Cziang-Kai-Szeka w Chinach.

Z pewnością, rola ta była ważna i ciekawa. Być w Czungkingu, tymczasowej stolicy Chin, w ciągu trwania wojny chińsko-japońskiej i także i całego dziejowego zmagania wojennego na Dalekim Wschodzie, obejmującego obok Chin i Japonii także i Amerykę, Wielką Brytanię, Holandię, Francję, a za kulisami i Rosję, być także w centrum chińskiego życia politycznego w chwili, gdy zaczynało na­rastać wewnętrzno-chińskie przeciwieństwo, które wkrótce miało doprowadzić do chińskiej wojny domowej - to oznaczało nabywać orientacji i doświadczenia nie tylko w sensie osobistym ale także dla - Polski, która przecież wiedzieć musi dokładnie i z obserwacji poro­bionych z bliska, co się w świecie dzieje.

Ale będąc w Czungkingu - tym samym było się nieobecnym w polskim ośrodku politycznym w Londynie. A rozgrywka o sprawę polską, mająca swoje centrum w Londynie, była ważniejsza od ob­serwowania sytuacji w Chinach i na Dalekim Wschodzie i nawet od nawiązywania dobrych stosunków i przyjaźni z ludźmi, którzy w Chinach w owej chwili rządzili.

Po powrocie do Londynu, pułkownik Kędzior znalazł się już poza nawiasem ośrodka kierowniczego polskich sił zbrojnych na emigra­cji. Już nie było Sikorskiego. Władzę sprawowali inni ludzie.

Pułkownik Kędzior regularnie pisywał do „Myśli Polskiej”, orga­nu Stronnictwa Narodowego. Pisywał i do innych pism. Urządzał odczyty i wykłady. Nie było to już współkierowaniem polskim woj­skiem. Zadania te spełnia i dziś.

A jednak — mimo wszystko, w położeniu, w jakim się sprawy pol­skie dzisiaj znajdują, nie są to zadania błahe. Jest on więc w istocie jednym z najwybitniejszych i najwierniej służących słuszności i praw­dzie przedstawicieli polskiej myśli wojskowej i ogólnostrategicznej w dzisiejszej chwili dziejowej.

Treścią ogłoszonych tu rozważań pułkownika Kędziora są sprawy polskiego wojska i polskich wojen - oraz historia polskiego nowo­czesnego wysiłku wojennego.

Naród polski osiągnął w wieku dwudziestym, osiągnął za życia naszego, żyjącego jeszcze pokolenia, dwa tryumfy. Przekreślił klę­skę rozbiorów - dokonał ponownego zjednoczenia Polski i odbu­dowania na obszarze, obejmującym w głównym zrębie wszystkie trzy zabory, sięgającym od gór aż do morza i całkowicie odgradza­jącym Niemcy od Rosji — swego całkowicie niepodległego państwa. Oraz bezpośrednio po tym politycznym osiągnięciu obronił to osią­gnięcie wysiłkiem zbrojnym, staczając zwycięską wojnę z rosyjskim najazdem, odpierając rosyjski zamach na właśnie osiągniętą nie­podległość, oraz wywalczając sobie od wschodniej strony znośne granice.

Po tych dwóch tryumfach, w dwa dziesięciolecia później, doznał wielkiej klęski: przez złą rozgrywkę polityczną dał się zepchnąć w złą sytuację strategiczną i w wojnie z Niemcami, do której w dodat­ku nie był dobrze wojskowo przygotowany i w której prowadzony był przez mało warte, nieumiejętne dowództwo, doznał straszliwej klęski, w której utracił dużą część tego, co poprzednimi dwoma try­umfami osiągnął. Wprawdzie w ostatecznym wyniku wojny uzyskał znaczne, po prostu epokowe poprawienie swych granic od strony zachodniej, wprawdzie także zachował rzecz podstawową: byt pań­stwowy na zjednoczonym terytorium, ale utracił ziemie wschodnie, oraz utracił pełnię państwowej wolności i niezależności.

Rozważania pułkownika Kędziora dotyczą wszystkich tych trzech wydarzeń polskiej historii: dwóch osiągnięć i jednej klęski.

Najmniej mówi on o pierwszym z nich: o odzyskaniu niepodleg­łości. A to dlatego — że było to osiągnięcie niemal wyłącznie dyplo­matyczne, do którego wysiłek zbrojny się nie przyczynił.

Odbudowanie zjednoczonego państwa było owocem odwrócenia strategii. Naród polski, którego rzeczywistym sternikiem i wodzem był Roman Dmowski, uznał, że jego głównym wrogiem nie jest Ros­ja, lecz są Niemcy, oraz uznał, że nie należy dążyć do niepodległości Królestwa Kongresowego, lecz do zjednoczenia wszystkich trzech zaborów w jeden polityczny organizm i do niepodległości tej Polski zjednoczonej. Odwrócenie strategii powstańczej XIX wieku, której kontynuatorem był w XX w. Piłsudski i która wiodła nas od klęski do klęski, było dziełem trudnym - a przyniosło w sposób bezpośred­ni dwa osiągnięcia. Po pierwsze, Niemcy zostały pobite. Bez wkładu polskiego, bez polityki Dmowskiego, Niemcy byłyby już w 1914 ro­ku wojnę wygrały. Planem wojennym niemieckim było wywołać w Królestwie Kongresowym polskie powstanie, zwrócone przeciwko Rosji — i spowodować przez to wycofanie się Rosji z wojny, co poz­woliłoby Niemcom na błyskawiczne rozprawienie się z Francją i na podyktowanie ogólnego pokoju. (Oczywiście, pokój ten utrwaliłby rozbiory Polski). Podstawowym narzędziem w tym niemieckim pla­nie był Piłsudski. Zadaniem, wyznaczonym mu przez rządy i sztaby niemiecki i austriacki było wywołanie w Królestwie powstania. Jego wkroczenie 6 sierpnia 1914 roku do Królestwa i jego 10 dniowe rządy w Kielecczyźnie — to były akty, których strategicznym celem było zapewnienie Niemcom zwycięstwa w wojnie, a w dalszym eta­pie uniemożliwienie odbudowania niepodległej, zjednoczonej Polski. Polityka Dmowskiego obaliła zamiary powstańcze Piłsudskiego, a tym samym uniemożliwiła Niemcom zwycięstwo. Polska przyczyniła się w sposób wybitny do pobicia Niemiec w wojnie. Przyczyniła się także i w sposób aktywny: udziałem wielotysięcznej rzeszy polskich rezerwistów w drugiej bitwie pod Grunwaldem, która pozwoliła Francji na odniesienie zwycięstwa nad Marną. (Rosyjscy rezerwiści - poza żołnierzami jednego tylko, smoleńskiego korpusu, - nie mogli do tej bitwy zdążyć ze względu na odległość). Oraz później wysił­kiem armii Hallera we Francji i wojsk polskich w Rosji.

Po wtóre, naród polski potrafił skorzystać z niemieckiej klęski i osiągnąć znalezienie się w obozie zwycięzców i uczestniczenie w konferencji, która podyktowała Niemcom pokój.

Polska nie uczestniczyła w żadnym kongresie pokojowym w XVIII i XIX wieku. Nie było jej, w szczególności, na kongresie wiedeńskim w 1815 roku. Nie było jej również w Locarno w 1925 i w Mona­chium w 1938 roku, a także, w istocie, w Poczdamie w 1945, nie mówiąc już o Teheranie (1943) i Jałcie (1945). Gdy Prusy zostały powalone przez Napoleona pod Jena (1806), naród polski nie ucze­stniczył w konferencji pokojowej w Tylży (1807). Ale w Wersalu (a raczej w Paryżu) w 1919 roku Polska była pełnoprawnym uczestni­kiem, a Dmowski - jednym z głównych negocjatorów. W istocie Polska została odbudowana w Wersalu. Dokładnie tak samo, jak zmiażdżona została w sposób ostateczny w 1815 roku w Wiedniu, a pognębiona w roku 1945 w Jałcie i w Poczdamie. Bez Wersalu — wszystko co się działo w 1918 i 1919 w Polsce byłoby się okazało równie przemijające jak niepodległość Ukrainy w pierwszej wojnie światowej, oraz Słowacji i Chorwacji w drugiej. Niepodległość i zjed­noczenie Polski — to nie był owoc wysiłku zbrojnego, nie zostały one „wywalczone”. Były owocem mądrej, zwycięskiej akcji politycznej i dyplomatycznej.

Ale osiągniętą niepodległość trzeba było obronić. Naród polski stoczył jeszcze przed podpisaniem pokoju w Wersalu dwie małe woj­ny: wojnę o Lwów i ziemię Czerwieńską i wojnę w Poznańskiem. Pierwsza z tych wojen, pozornie stoczona z Ukraińcami, była w isto­cie wojną z zaborcą austriackim, który zrzekłszy się Galicji Zachod­niej, chciał zachować Galicję Wschodnią jako państwo ruskie, będą­ce częścią zreorganizowanej habsburskiej federacji i oddał Rusinom w stanie nietkniętym część swego aparatu wojskowego i administra­cyjnego. Tak więc, obie te wojny były w istocie wojnami z zachod­nimi zaborcami. Gdy państwo Habsburgów zawaliło się w sposób ostateczny, Polska bez trudu pokonała Rusinów, pozostawionych sa­mym sobie. A w Poznańskiem — pomoc przyszła dla Polaków z Pa­ryża, mianowicie w postaci włączenia Poznańskiego, umową trewirską z 16 lutego 1919 roku, w ogólny rozejm między Niemcami i aliantami.

Ale obok tych dwóch wojen mniejszej skali Polska musiała stoczyć też i wojnę wielką, mianowicie wojnę z Rosją. Wojna ta zaczęła się już 6 stycznia 1919 roku, gdy inwazja bolszewicka odebrała Wilno miejscowej, polskiej Samoobronie, stoczywszy z nią uprzednio bitwę na przedpolu miasta. Trwała potem, naogół z przebiegiem pomyśl­nym dla strony polskiej, przez cały rok 1919. Została zwichnięta przez Piłsudskiego przez niepotrzebną i całkowicie szkodliwą, za­równo wojskowo jak politycznie wyprawę kijowską z maja 1920 roku i przekształciła się w inwazję bolszewicką w Polsce, która osiąg­nęła punkt kulminacyjny w sierpniu tegoż roku, lecz odparta została zwycięską bitwą warszawską (14-16 sierpnia), uzupełnioną przez zwycięstwo nadniemeńskie we wrześniu i zakończoną pokojem rys­kim (preliminaria 12 października 1920, pokój ostateczny 18 marca 1921).

Wojna polsko-rosyjska, pierwsza zwycięska polska wojna od kilku stuleci, a w szczególności bitwa warszawska, największe polskie zwy­cięstwo od wyprawy wiedeńskiej 1683 roku, to znaczy od 237 lat, jest tym wielkim wydarzeniem historycznym, któremu rozważania pułkownika Kędziora poświęcone są w znacznej części. Wojna ta i bitwa są w polskiej świadomości historycznej przedmiotem zawziętej kontrowersji. Pułkownik Kędzior stoi w tym sporze po stronie histo­rycznej prawdy i słuszności - a wbrew tendencyjnej, propagandowej legendzie.

Owa legenda głosi, że zwycięzcą w bitwie warszawskiej i w całej w ogóle polsko-sowieckiej wojnie był Józef Piłsudski, a zarazem, że był on rzeczywistym twórcą i odnowicielem polskiego wojska.

W istocie, Piłsudski ani bitwą warszawską nie dowodził, ani nawet w niej nie uczestniczył. W dniu 12 sierpnia 1920 wręczył premierowi Witosowi sporządzony na piśmie akt swego zrzeczenia się godności zarówno Naczelnika Państwa, jak Naczelnego Wodza i wyjechał z Warszawy, to znaczy z siedziby Naczelnego Dowództwa. Jak wiemy z pamiętników marszałkowej Piłsudskiej, udał się do niej pod Kra­ków. Potem przyjechał do Puław, by stanąć na czele zgrupowania wojsk, które w planach generała Rozwadowskiego przeznaczone zo­stało do uderzenia skrzydłowego.

Wobec tego, faktyczne dowództwo nad całością armii objął ofic­jalny zastępca wodza naczelnego, którym był szef sztabu, generał Rozwadowski. To on był rzeczywistym dowódcą w bitwie warszaw­skiej i sprawcą osiągniętego w niej, wiekopomnego zwycięstwa. To on był autorem planu bitwy. To on dokonał bardzo ważnej czynności, jaką było przegrupowanie wojsk i ustawienie ich do bitwy. To on dowodził bitwą w czasie jej trwania, - także dokonywając w toku walki bardzo istotnych zmian w planie bitwy, spowodowanych zmianą sytuacji. Dotyczy to zwłaszcza ofensywy V armii generała Sikorskiego. To on występował wobec zgrupowania wojsk pod dowództwem Piłsudskiego nad Wieprzem w roli przełożonego. Bitwa toczyła się w dniach 14, 15 i 16 sierpnia 1920 roku, a polegała na stałej obronie Warszawy przed atakiem na nią od wschodu oraz na ofensywie w kierunku pomocnym, która wbiła się klinem we flankę bolszewicką, przecinając siły bolszewickie na pół. Pierwszą z tych operacji przepro­wadziła polska 1-sza armia (gen. Latinik), drugą 5-ta (gen. Sikorski). Walczyły one z trzema armiami sowieckimi, XVI, III i XV. Armie te zostały w bitwie warszawskiej pobite. Dnia 17 sierpnia sowiecki wódz, Tuchaczewski, zarządził odwrót na linię rzeki Liwiec.

Projektowaną przez generała Rozwadowskiego operacją, stano­wiącą nieodzowną część składową bitwy miało być uderzenie na flankę wojsk sowieckich zgrupowania wojsk znad Wieprza, złożone­go z polskich armii II, III i IV, razem z dziewięciu dywizji. Piłsudski nominalnie dowodził tym zgrupowaniem - i zadania swego nie wy­konał. W czasie bitwy warszawskiej cała ta wielka, polska siła, zgru­powana pod ręką, pozostała bezczynna. Piłsudski wyruszył w pochód dopiero z wielkim, zupełnie niepotrzebnym opóźnieniem, mianowi­cie 16 sierpnia, gdy bitwa warszawska dobiegała końca. Uderzył w rezultacie w próżnię. Dopiero w nocy z 17 na 18 sierpnia, 14 dywi­zja po przejściu Garwolina nawiązała kontakt z nieprzyjacielem. W wyniku tego, zwycięstwo warszawskie było połowiczne, gdyż wojska Tuchaczewskiego zdołały się z matni wymknąć.

Piłsudski zmienił plan Rozwadowskiego przesuwając koncentrację IV armii z rejonu Garwolina nad Wieprz i w ten sposób ograniczył rozmiar zwycięstwa. To przesunięcie IV Armii nad Wieprz było po prostu sprzeczne z zasadami sztuki wojennej: oznaczało ono odsu­nięcie się od skrzydła nieprzyjacielskiego i uniemożliwienie zgrania manewru w czasie.

Jest oczywiste, że bitwę warszawską stoczył i wygrał gen. Rozwadowski. Piłsudski uchylił się od udziału w tej bitwie. Ograniczył się do — połowicznego i nie w pełni udanego — wyjścia na tyły cofające­go się, pobitego w bitwie warszawskiej nieprzyjaciela. Jest zupełnym przeinaczeniem prawdy twierdzić, że zwycięstwo sierpniowe 1920 roku było dziełem Piłsudskiego. Piłsudski dopiero od 18 sierpnia, jakby nigdy nic i jakby się do dymisji nigdy nie podawał, zaczął na nowo występować w roli naczelnego wodza.

Francuski wódz, generał Joffre, powiedział ongiś w związku z kontrowersją, dotyczącą głównej zasługi w osiągnięciu zwycięstwa nad Marną, że gdyby ta bitwa była przegrana, byłoby oczywiste, że przegrał ją generał Joffre; wobec tego, skoro bitwa została wygrana, należało by przypisać także i to jemu. Sformułowanie to można by z powodzeniem zastosować również i do bitwy warszawskiej. Jest oczywiste, że gdyby bitwa ta była przegrana, za winowajcę uznany by był generał Rozwadowski — a Piłsudski byłby pierwszym, któryby to twierdził. Mówiłby: 12 sierpnia złożyłem dowództwo, objął je za­miast mnie Rozwadowski, w czasie bitwy jeździłem pod Kraków, a potem byłem w Puławach; to nie ja dowodziłem.

Do czego właściwie zmierzał Piłsudski w przededniu i w czasie bitwy warszawskiej? - Należy przypuszczać, że w zwycięstwo nie wierzył; przypuszczał, że Warszawa padnie. Stanął na czele dziewię­ciu dywizji w rejonie Puław, bo — wcale nie zamierzając uderzyć na skrzydło bolszewików znad Wieprza — chciał te dywizje uratować z pogromu, wywożąc je linią kolejową Dęblin-Kielce pod Częstochowę.

Dlaczego pod Częstochowę? Czego tam chciał? Czy — załamany klęską (wiemy o tym załamaniu z pamiętników jego żony i z innych źródeł) — myślał tylko, jakby w myśl tego, co pisał w swej pracy „Ulina Mała”, o obronie ostatniego bastionu i o staniu się nowym Kordeckim? Czy też przewidywał, że utworzony będzie, pod auspi­cjami niemieckimi, nowy front antybolszewicki, mający za główny trzon armię niemiecką, w którym znajdzie się — znowu pod niemie­ckim protektoratem — miejsce także i dla niego, jako wodza polskiej armii, złożonej z dziewięciu dywizji? — Nie wiemy tego.

Końcowym aktem wojny polsko-sowieckiej była bitwa wrześniowa nad Niemnem. Gen. Rozwadowski chciał ją rozegrać, uderzając pra­wym skrzydłem, odcinając armię rosyjską od Rosji, spychając ją na Litwę Kowieńską, otaczając ją i niszcząc. Piłsudski sprzeciwił się te­mu, gdyż nie chciał, by wojska polskie wkroczyły na Litwę. Zarzą­dził uderzenie frontalne i lewym skrzydłem, wskutek czego armia rosyjska, pobita, ale nie zniszczona, mogła się bez przeszkód wyco­fać na wschód. O mało znowu nie doszło wtedy do katastrofy. Ura­tował sytuację Rozwadowski, rzucając 18 dywizję piechoty ze Słonimia na flankę bolszewików co zdecydowało o zwycięstwie.

Należy w związku z całością sprawy wojny polsko-bolszewickiej omówić zagadnienie głównej zasługi stworzenia polskiego wojska, narzędzia, które pozwoliło Polsce odnieść w tej wojnie zwycięstwo.

Jest nieprawdą, że twórcą polskiego wojska był Piłsudski. Był on raczej jego dezorganizatorem i niszczycielem.

Armia polska była dziełem całego narodu. To cały naród owład­nięty był wolą walki i zwycięstwa. Było naszym szczęściem, że wojna światowa sprawiła, iż wielkie rzesze Polaków otrzymały wyszkolenie wojskowe i nabrały wojennego doświadczenia w armiach państw zaborczych, oraz, że w armiach tych służyły liczne zastępy podofice­rów, oficerów, a nawet generałów Polaków (takich jak Rozwadow­ski). To o ten korpus oficerski i generalski oparła się nowa armia polska przede wszystkim.

Rzecz ciekawa, że pierwsze większe, naogół zwycięskie, samodziel­ne walki stoczyła odradzająca się Polska tam, gdzie nie było ani jed­nego polskiego regularnego oddziału: we Lwowie i w Poznańskiem.

Sowieccy historycy, którzy od strony rosyjskiej opisali wojnę polsko-bolszewicką, Kakurin i Mielikow, napisali o odrodzonej polskiej armii: „Z najlepszej strony pod względem uporczywości (stojkosti) i zdolności bojowej zaprezentowały się dywizje poznańskie, za nimi siły hallerowskie, a wreszcie dywizje legionowe. Najsłabszymi pod każdym względem okazały się tak zwane dywizje litewsko-białoruskie. (...) Moralna i bojowa konsystencja legionistów niewiele się odróżniała (od tych ostatnich) w lepszą stronę”1. (Dywizjami legionowymi Kakurin i Mielikow nazywają wojska, utworzone w Króle­stwie Kongresowym i w Galicji Zachodniej).

Tak więc wrogowie Polski uznali, że najlepszym polskim wojskiem była armia wielkopolska, a drugim co do wartości armia Hallera. Na zorganizowanie żadnej z nich Piłsudski nie wywarł najmniejszego wpływu. A zważmy, że armia wielkopolska, oddana w dniu 1 wrześ­nia 1919 roku pod ogólnopolskie dowództwo, liczyła w owym dniu 93 686 żołnierzy (z 13 338 końmi, 1015 ciężkimi karabinami maszy­nowymi, 207 działami piechoty, 146 działami polowymi i 219 ciężki­mi, 38 samolotami, 214 miotaczami min i 3 pociągami pancernymi). Co więcej, Wielkopolska wystawiła nie tylko ową armię regularną, ale nadto i 130 000 żołnierza Wojska Obrony Krajowej, stacjonowa­nego na miejscu, na całym obszarze Wielkopolski, i przeznaczonego do natychmiastowej walki z ewentualnym nowym niemieckim najaz­dem, lub partyzantką.

Zważmy także, że armia Hallera przybyła z Francji do Polski w sile z górą 90 000 żołnierza i była jeszcze lepiej uzbrojona, niż armia wielkopolska.

Legiony galicyjskie liczyły w kulminacyjnych momentach swego rozwoju w 1915 i 1916 roku 22 tysiące ludzi (w czym I Brygada Piłsudskiego tylko 5 500). Jest to niemal dokładnie tyle samo, co liczba samych tylko polskich ochotników z Ameryki w armii Halle­ra, których było 20 000. Cała armia Hallera była cztery razy większa od Legionów w kulminacyjnym momencie ich rozrostu liczebnego, a 16 razy większa od I Brygady. Regularna armia wielkopolska, nie licząc Wojsk Obrony Krajowej, była tak samo cztery razy większa od Legionów, a 17 razy większa od I Brygady.

W chwili zakończenia wojny, Legiony już nie istniały. Częściowo były przez zaborców rozformowane i siedziały w obozach internowa­nych lub rozproszone w szeregach wojska austriackiego, a częścio­wo przebiły się pod Rarańczą i zostały zniszczone pod Kaniowem, lub rozproszyły się po Rosji. Jedynym ich dalszym ciągiem była utworzona pod niemieckim dowództwem Polska Siła Zbrojna (Polnische Wehrmacht) w Warszawie i rejonie Warszawy, licząca 12 paździer­nika 1918 roku 5 713 żołnierza, a 11 listopada 1918 roku 9 373 żołnierza. Była to formacja cenna dla Polski — ale należy pamiętać, że była ona 10 razy mniejsza zarówno od późniejszej armii wielko­polskiej, jak od armii Hallera. A w tym samym dniu 11 listopada 1918 roku istniało oprócz niej 20 170 innego żołnierza polskiego wojska w kraju, utworzonego gdy Piłsudski przebywał jeszcze w Magdeburgu, mianowicie 8 520 żołnierzy w wojskach w Galicji pod władzą Polskiej Komisji Likwidacyjnej, 11 500 ludzi na terenie byłej okupacji austriackiej i 150 ludzi odtworzonej jazdy byłego korpusu generała Dowbor-Muśnickiego. Wojsko to składało się częściowo z byłych formacji armii austriackiej, przejętych przez wojsko polskie, a częściowo z nowych formacji ochotniczych, w tym częściowo złożo­nych z uczniów gimnazjalnych. (Liczby powyższe nie obejmują tych, co się w owej chwili bili we Lwowie).

Piłsudski sprzeciwił się zorganizowaniu, dużej polskiej armii drogą poboru powszechnego. Pobór przeprowadzony został pierwotnie tyl­ko w Poznańskiem (7 roczników) i pod władzą Polskiej Komisji Li­kwidacyjnej w Galicji (3 roczniki). Gdy po zebraniu się sejmu, „endecy” wystąpili 22 lutego 1919 roku z wnioskiem o wprowadzeniu przymusowego poboru w całym kraju, Piłsudski i PPS sprzeciwili się temu. Wniosek ten uchwalony został 7 marca 1919 roku głosami samych tylko „endeków” i ludowców. Piłsudski chciał jedynie two­rzyć armię „partyjną”, złożoną z jego stronników, mianowicie z członków POW: formacje w Warszawie, Łodzi, Włocławku, Kaliszu i Łowiczu. Natomiast resztę polskiego wojska dezorganizował. W szczególności, armię Hallera osłabił, zarządzając jej częściową de­mobilizację.

Warto ponadto przypomnieć, że Piłsudski zniszczył wojsko polskie w Rosji, które miało tam szansę powstania w 1917 roku. Mogło ono osiągnąć siłę miliona żołnierza, co byłoby wywarło decydujący wpływ już nie tylko na sprawę polską, lecz na cały dalszy przebieg wojny. Były już przez władze wojskowe rosyjskie poczynione kon­kretne przygotowania do utworzenia trzech polskich korpusów, co przy rosyjskich etatach z górą 70 000 ludzi na korpus oznaczało pol­ską armię blisko ćwierćmilionową. Ale Piłsudski przesłał poprzez Sztokholm instrukcję dla POW i PPS w Rosji, by do utworzenia tej armii nie dopuścić i POW skutecznie tworzenie tej armii rozbiła, tak, że w rezultacie I korpus (gen. Dowbor-Muśnickiego) nie prze­kroczył siły 23 661 żołnierza, II korpus 4 000 i III korpus 3 000. Cała ta siła została w końcu zniszczona. (Uratowały się tylko jej resztki: dywizja gen. Żeligowskiego na Kaukazie, część dywizji sybe­ryjskiej i oddział murmański).

Tyle o wojsku polskim w I wojnie światowej i o polskich wojnach lat 1918-1920.

Nasza kampania 1939 roku skończyła się tak straszliwą klęską po pierwsze dlatego, że błędna polityka Piłsudskiego i Becka doprowa­dziła do tego, że biliśmy się przeciwko Niemcom i Rosji razem, oraz biliśmy się w zupełnym osamotnieniu (powinniśmy byli bić się we­spół z Czechami w roku 1938, a więc doprowadzić do wybuchu woj­ny wcześniejszego o rok niż w rzeczywistości); po drugie, że wojsko polskie było przez Piłsudskiego i jego stronników zdezorganizowane i do wojny nie przygotowane (gen. Rozwadowski w memoriale przedstawionym Piłsudskiemu tuż po zakończeniu wojny przedstawił plan zmodernizowania wojska polskiego — i m.in. projektował prze­kształcenie 30 pułków kawalerii w 10 pułków czołgów, co jego zda­niem okazałoby się nawet tańsze, ale Piłsudski plan ten odrzucił); po trzecie, że Polska nie miała planu wojny z Niemcami i szykowała się w istocie tylko do wojny z Rosją; po czwarte, że miała w kampanii wrześniowej nic nie warte, niedołężne naczelne dowództwo.

O wszystkich tych tematach - obszerniej lub zwięźlej, w sposób kompletny, lub częściowy — mówi pułkownik Kędzior w swych arty­kułach i odczytach.

 

 

 


PRZYCZYNKI DO HISTORII WOJNY 1920 R.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin