Cześć, Peter. Na początku chciałem zaznaczyć z pełną stanowczością, że nie ma różnicy między poziomem inteligencji wierzących a ateistów. Jest to kompletna bzdura i słaby argument, niekiedy wykorzystywany przez niewierzących. To, że ktoś wierzy w nadprzyrodzony moment stworzenia świata wcale nie oznacza, że jest jednostka prymitywną, gdyż mamy przykłady wielu inteligentnych ludzi, którym ta hipoteza odpowiada. Cała sprawa osadza się na sile argumentów i uważam, że jest wiele racji w tym, iż mamy obecnie do czynienia z walką między pomysłami starożytnych a odkryciami czasów dzisiejszych, które faktycznie na naszych oczach „dzieją” się bez wymogu obecności czynnika nadprzyrodzonego.
Tak, Peter, debaty w Polsce, i to nie tylko te dotyczące światopoglądu, są niekiedy żałosne. Oglądałem sporo zagranicznych debat z ateistyczną czołówką i przyznam, że ich poziom jest znacząco odbiegający od Polskich standardów. Nie dostrzegłem w nich jednak spotkań ustawionych, gdzie zaprasza się „ofiarę” i „rozrywa” na oczach widzów. Jeśli do takowych, Peter, dotarłeś to bym prosił o linki, bo uważam, że sprawiedliwe podejście jest najważniejsze, by w sposób nie budzący wątpliwości wykazać swoje racje. Czy argumenty Dawkinsa są agresywne? Owszem, mogą obrazić uczucia religijne (cokolwiek to znaczy) niejednej osoby, ale wątpię, Peter, byś uważał, by był to powód, żeby o nich nie mówić. Chyba nie trudno zauważyć, że religie tak sprytnie przez ostatnie dziesięciolecia ustawiły kierunek religijnego sporu, że mówienie źle o wierze jest postrzegane jako – co najmniej - nietakt. Jeśli chodzi o agresywną argumentację to wyobrażam sobie jazgot środowisk religijnych, gdyby Dawkins zaczął mówić stylem W. Craiga – tonem nie znoszącym sprzeciwu, niekiedy krzykliwym, mówiącym tak, jakby posiadł prawdy absolutne, bez cienia wątpliwości w głoszone hipotezy (to samo można by spróbować mówić o Dawkinsie jednak on prezentuje masę empirycznych dowodów na poparcie swojej teorii przez co, jak dla mnie jest wiarygodniejszy). Jest to styl intelektualnej arogancji, Craiga, zakrapiany dużą dawką wiary. Craig to niewątpliwie fanatyk, inteligentny fanatyk, ale stosujący podwójne standardy moralne. Na argument ateistów mówiący, że Bóg nie może być wyjaśnieniem złożoności otaczającego nas świata, gdyż sam wtedy musiałby być w stopniu niewyobrażalnie bardziej złożony, odpowiada w swoim normalnym przekombinowanym stylu: „Do rozpoznania wyjaśnienia jako najlepszego wyjaśnienia nie jest wymagane wyjaśnienie tego wyjaśnienia”. Od razu rzuca się w oczy jego założenie, że Bóg jest jedynym najlepszym wyjaśnieniem wszystkiego i koniec, kropka. Jak to dobrze, że w przeszłości rodzili się ludzie, którzy wątpili w podobną demagogię i szukali innych wyjaśnień, często będąc przez to zapalnikiem odkryć, które faktycznie przysłużyły się ludzkości. Dlaczego Dawkins nie chciał z nim debatować? Nie będę jego adwokatem ani sędzią. Zrobił, co uważał za słuszne choć przyznam, że z zainteresowaniem bym ich posłuchał. Mówiąc o lęku Dawkins’a wobec spotkania z Craigiem byłbym ostrożny. To trochę tak, jakby mówić o zawodowych zawodnikach Bellatora: jak ktoś nie pojawi się na zakontraktowanej walce ten tchórz. Mimo diametralnych różnic między tymi dwoma dyscyplinami jak i powodów, dla których strony podejmują takie, a nie inne decyzje o nieuczestniczeniu w konfrontacji myślę, że na tym poziomie mówienie o lęku stanowi raczej rodzaj emocjonalnej satysfakcjonującej zemsty (Heh, nie wyszedł do walki. Leszcz!) niż racjonalnej przesłanki.
Natomiast jeśli chodzi o agresywne argumenty, Hitchens wysuwa się na czołówkę. Jednak i tutaj pisanie o pluciu i pogardzie jest nie do końca uzasadnione, ponieważ faktycznie używa silnych argumentów na poparcie tezy, która mówi, że to właśnie religia jest wątpliwa moralnie i wprowadza człowieka w błąd. Niech pozwolę sobie przytoczyć kilka przykładów: doktryna wiecznej nagrody lub kary (czynisz źle lądujesz w specjalnie stworzonym przez Twojego Pana miejscu, gdzie cierpisz po wieczność – chyba w większości będziemy skłonni przyznać, że na szczęście nie ma na to żadnych dowodów), doktryna pokuty, promowanie fałszywego opisu świata (dopiero ostatnie odkrycia ukazują jak prymitywnie przy nich wyglądają pomysły ludzi z epoki brązu), krwawa ofiara (zdecydowanie protestuję, by ktoś oddawał za mnie swoje życie) itd. Myślę, że są to silne argumenty nie pozbawione tym bardziej sensu. Skupmy się może, Peter, na tym ostatnim fragmencie, gdyż nie ulega wątpliwości, że Kościół w wielu kwestiach się mylił. A od wieków jawiąc się wobec swoich wyznawców, jako znawcy i wykonawcy Bożej woli to czy nie warto zadać sobie pytania, że może idea chrześcijaństwa, zbudowana na skromnych podstawach historycznych, intelektualnych, że o stylu literackim nie wspomnę, od samego początku nie jest przypadkiem fałszywa?
Hej, trochę Cię prowokowałem, Peter:).
Musze przyznać, że jak dotąd nie przedstawiłeś ż a d n y c h argumentów za istnieniem Boga (przynajmniej jeśli chodzi o nasz dialog, bo w inne Twoje rozmowy nie wnikałem), które byłyby lepsze od ateistycznego postrzegania świata, świata, w funkcjonowanie którego nie angażuje się superbohatera. Napisz mi, jakie to konkretnie miałyby być te „lepsze” argumenty. Piszesz o Bogu jako „Najwspanialszej Wyobrażalnej Istocie”, inni mówią o Niewyobrażalnej, Niepojętej, jeszcze inni o Esencji itd.,itp. Stąd dzieli nas już tylko mały kroczek, by skonstatować, że to tylko kolejne urojenia i każdy dorzuca w nich coś od siebie.
Rzeczy, które powstają bez przyczyny? No, prócz mało eleganckiej hipotezy karzącego Boga, jak wielu przed nim i jak sporo mu współczesnych, niechaj za odpowiedź wystarczy energia próżni (dowody w postaci efektu Casimira i spontanicznej emisji fotonów) jak i wahania kwantowe. Spontaniczne zjawiska nie mające ż a d n e j przyczyny. By dogłębniej zapoznać się z fizyką tych zjawisk polecam najnowszą książkę Hawkinga i Mlodinowa pod przewrotnym tytułem: „Wielki Projekt” oraz „Wszechświat z niczego. Dlaczego istnieje raczej coś niż nic” Lawrence'a Krauss'a. Bez względu na to, czy do stworzenia świata, Peter, zaangażujesz katolickiego Boga, czy azteckiego Ometeotla, czy stwórcę madagaskarskich Malgaszy – Zanahara, czy wielu innych, prawa fizyki i tak zawiodą Cię do początków powstania wszechświata. Nie ma znaczenia, w jakie urojenie będziesz wierzył, bo fizyka i tak tam nas zaprowadzi i to bez jakiegokolwiek czynnika nadnaturalnego.
Czekam na Twoje argumenty. Pozdrawiam:)
ArturKejn