ROZDZIAŁ I
Urodziłem się w 1910 r. — na tyle wcześnie, aby zaznać okropności pierwszej wojny światowej. Rodzina moja mieszkała w Saarbriicken i miałem siedem lat, gdy przeżyłem pierwszy nalot lotniczy, kiedy Francuzi bombardowali miasto. Ciężka zima tego roku: głód, zimno i nędza — pozostaną mi na zawsze w pamięci.
Francuzi okupowali Saarę po przegranej 1918 r. i nasza rodzinna firma (mój ojciec był fabrykantem fortepianów) podupadła znacznie w wyniku ekonomicznego regresu tego regionu. W 1923 r. sytuacja.pogorszyła się do tego stopnia, że ojciec postanowił przenieść się do Luksemburga, gdzie znajdowała się część naszych zakładów. Tak więc bardzo wcześnie zetknąłem się ze światem rozciągającym się poza granicami Niemiec i poznałem Europę zachodnią, a zwłaszcza Francję i Francuzów.
W lecie 1929 r. zapisałem się na uniwersytet w Bonn. Przez pierwsze dwa lata studiowałem medycynę, a następnie przeniosłem się na prawo, które (w tym mój ojciec i ja byliśmy zgodni) posłużyć mi miało za odskocznię do dalszej kariery w handlu lub służbie dyplomatycznej. Za zgodą ojca, miast wstąpić do Związku Katolickich Studentów; przystąpiłem do jednej z korporacji studenckich, która posiadała, jak wiele innych, własne kodeksy: honorowy i pojedynkowy.
Było lato 1933 r. — rok dojścia Hitlera do władzy. Sędzia, który przyjmował moje papiery zauważył, że szansę uzyskania stypendium znacznie by wzrosły, gdybym był członkiem .partii nazistowskiej lub jednej z jej formacji — SA lub SS.
W tym czasie tysiące ludzi z różnych środowisk masowo przystępowało do ruchu narodowosocjalistycznego, kierując się często odmiennymi pobudkami. Byłem przekonany, jak większość tych ludzi, że Hitler jako polityczny realista odstąpi po dojściu do władzy od bardziej radykalnych i nierozsądnych haseł swojego programu,
takich jak np. środki przedsięwzięte wobec Żydów, które, choć może i przydatne w zdobywaniu zwolenników w przeszłości, nie
mogły przecież stanowić zasad, na jakich winien opierać się rząd nowoczesnego państwa.
30
Wszyscy młodzi ludzie, jacy zapisywali się do partii, musieli wstąpić do jednej z jej formacji paramilitarnych. SS były uważane już wtedy za organizację elitarną. Czarny uniform specjalnej gwardii Fiihrera był olśniewająco elegancki i wielu moich kolegów wstąpiło w szeregi SS. W SS znaleźć można było “lepszy rodzaj ludzi", a przynależność do tej organizacji przynosiła znaczny prestiż i spore korzyści towarzyskie, podczas gdy piwoszowskie burdy SA zaczynały już wtedy być źle widziane. W tym czasie SA skupiały najbardziej radykalne, gwałtowne i fanatyczne elementy ruchu nazistowskiego.
Nie zaprzeczam, że takie rzeczy, jak prestiż towarzyski i blichtr eleganckiego munduru odegrały znaczną rolę w wyborze przeze mnie SS, miałem wszak tylko 23 lata, rzeczywistość jednak okazała się znacznie mniej świetna, niż to sobie wyobrażałem. Monotonna wojskowa musztra, jedna z głównych form działalności szeregowego SS-mana, nie przemawiała do mnie. Musieliśmy zgłaszać się do służby trzy razy w tygodniu, a w soboty i niedziele odbywały się długie i wyczerpujące marsze na przełaj, często z pełnym plecakiem. Marsze te miały hartować młodych nazistów przed wielkimi zadaniami, jakie na nich czekały.
Wkrótce udało mi się jednak znaleźć dla siebie bardziej odpowiednią formę działalności. Ktoś tam doszedł do wniosku, że SS mogły zaoferować studentom z miasta uniwersyteckiego coś więcej niż tylko marsze i musztrę. Wkrótce powierzono mi wygłaszanie pogadanek ideologicznych i wykładów, głównie na tematy historyczne, dotyczących rozwoju prawa niemieckiego, a jednocześnie atakujących bezpośrednio Kościół katolicki. Te wykłady, przeznaczone zarówno dla studentów, jak i robotników, zyskały sobie wkrótce dość znaczną popularność. Mój pierwszy wykład, bardzo antykatolicki w swej wymowie, zwrócił uwagę samego- szefa SD Reinharda Heydricha.
Pewnego wieczoru zauważyłem w jednym z tylnych rzędów krzeseł dwóch starszych wiekiem panów w mundurach SS bez specjalnych dystynkcji. Po wykładzie przedstawili się: obaj byli profesorami bońskiego uniwersytetu — jeden był filologiem, a drugi specjalistą od problemów wychowania. Oświadczyli, że mój wykład bardzo im się podobał i że chcieliby ze mną porozmawiać na temat innych rodzajów działalności w SS.
32
Usłyszawszy, że interesują mnie sprawy zagraniczne i problemy
polityki zagranicznej, zapytali, czy nie zechciałbym podjąć pracy w jednym z odnośnych wydziałów. Wyjaśnili od razu, że przed podjęciem pracy w wywiadzie, musiałbym najpierw odbyć rodzaj stażu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Zaproponowali mi, abym na razie poświęcił się karierze prawniczej; mój udział w SD byłby czysto “honorowy", bez zobowiązań dla którejkolwiek ze stron, ze zwolnieniem od wszystkich innych obowiązków w SS. Nie wahałem się ani chwili i natychmiast zgłosiłem chęć wstąpienia do SD. Jako SS-manowi pozostało -mi jeszcze jedno zadanie do spełnienia, brzemienne w skutkach i nie dające się łatwo zapomnieć.
Było to 30 czerwca 1934 r. Wysłano nas do ochrony modnego hotelu “Dreesen" w Bad Godesberg. Przez cały dzień docierały tu dziwne i niepokojące wieś...
hermes50