Niezapomniany2.pdf

(113 KB) Pobierz
Rozdział drugi
Czy warto się denerwować
Znalezieniem pracy skoro to wszystko jest nic nie warte?
To szalone
Ale wszystko czego potrzebuje to papierosy i alkohol.
1
Październik 2006
Siódmy dzień trzeźwości.
No, powiedzmy. Musiałem wypijać choć jedno piwo dziennie, inaczej
byłem wkurwiony. Gdzieś z tyłu głowy słyszę głos, który mówi, że mam
kłopot. Uciszam go. Wielu mężczyzn codziennie pije piwo i nie ma w tym
nic dziwnego.
Zaciągnąłem się do pilnowania porządku w parku rozrywki, który co
roku rozkłada się na obrzeżach miasta. Na ochotnika zgłaszam się zawsze
aby sprzątać po całym dniu. Głównym powodem jest kasa, chcę trochę
zarobić, bo jestem zupełnie spłukany. Po drugie jak wracam w nocy do
domu, najczęściej jest już po imprezie.
Przechodzę po raz kolejny przy budkach z jedzeniem i słyszę
piskliwy śmiech. Należy do Trish, z którą miałem całkiem przyjemną
przygodę na zapleczu jej stoiska z prażonymi orzechami i innym gównem.
Była fajna, bo nie miała oporów i pachniała karmelem. Od tamtej pory
próbuje zwrócić moją uwagę, ale ciągle udaję, że jej nie widzę. Może
jestem chamem, ale nie chcę nikomu dawać nadziei. Jednonocna przygoda
i koniec. Jakbym codziennie z nią się zabawiał mogłaby pomyśleć, że
jestem nią poważnie zainteresowany. Laski pod tym względem są takie
łatwowierne.
Przejeżdżam dłonią po moim kilkudniowym zaroście i spoglądam na
zegarek. Za chwilę kończę zmianę, więc idę prosto do budynku
administracyjnego. Nie wiem czy tu jeszcze wrócę, więc zostawiam swój
identyfikator i czapkę. Nie mam swoich rzeczy, nigdy nic nie przynoszę do
pracy, abym później nie musiał kombinować jak je odzyskać, gdy nie
przyjdę, bo za bardzo się nawalę.
1
Oasis - Cigarettes & alcohol
Dochodzę na przystanek i okazuje się, że mój autobus odjechał.
Cholera, muszę czekać kilkanaście minut, czego cholernie nie lubię.
Niedawno sprzedałem samochód, aby opłacić mieszkanie na kilka
najbliższych miesięcy. Kasa, którą dostaję od rodziców w całości idzie na
imprezowanie. Przynajmniej teraz nie muszę martwić się dachem nad
głową, ale w tej chwili bardzo brakuje mi moich czterech kółek. Choć kogo
ja oszukuję, większość czasu miałem promile w organizmie więc i tak nie
mogłem prowadzić.
Kątem oka cały czas widzę monopolowy na rogu.
Zdążysz kupić piwo
albo ćwiartkę.
Kurwa jego mać. Czuję mdłości i mam tak wielką ochotę się
napić. Rano wypiłem jedno piwo, a jest już wieczór. Potrzebuję napić się
więcej. Upić się i poczuć to przyjemne ciepło i nareszcie się wyspać.
Sięgam do kieszeni i wyciągam fajki. Jutro będę musiał zrezygnować ze
wszystkiego co daje mi wytchnienie. Niech ktoś mi kurwa przypomni
dlaczego zgodziłem się pojechać do rodziców!
Kopię w przystanek i chodzę dookoła kosza. Zapowiada się długi
weekend.
Matka od dwóch godzin dzwoni do mnie z częstotliwością pięciu
minut. Miałem rano być w Harrow, ale chciałem ograniczyć czas z rodziną
więc dopiero w południe wyjechałem z Leeds. Czuję się chujowo i wiem, że
jeżeli autobus dalej będzie tak trząsł puszczę pawia. Wczoraj nic nie
wypiłem i czuję tego skutki. Marzę, dosłownie marzę o łyku zimnego piwa,
albo kieliszku wódki, a za szklankę whiskey oddałbym pięć lat życia.
Poprawiam bluzę i próbuję zasnąć. Sen jest dobry, przynajmniej
wtedy nie myślę. Tylko jak zasnąć, gdy wnętrzności podchodzą ci do
gardła, łeb mało nie odpadnie, a oczy są tak bardzo suche?
Taa, też chciałbym wiedzieć jak to kurwa zrobić.
Znowu telefon.
Matka.
Co za namolna kobieta. Znowu ignoruję jej
połączenie i aby dobitniej podkreślić, że nie chcę z nikim gadać, wyłączam
telefon.
Z męczącego snu wybija mnie głośnik, który informuje, że jesteśmy
już w Harrow. Podrywam się szybko z fotela, biorę torbę i dosłownie w
ostatniej chwili wylatuję przez drzwi. Choć szczerze mówiąc, nie miałbym
nic przeciwko przejażdżce do Londynu. Wtedy jeszcze później byłbym w
domu.
Odruchowo sięgam do kieszeni i jedyne co znajduję to guma do
żucia. Kurwa jego mać. Wrzucam dwie do ust i zastanawiam się jak to
niby ma zastąpić fajki. Debatuję całą drogę do domu i nic nie wymyślam.
Staję przed moim rodzinnym domem. Jasnobrązowe ściany i
ciemnobrązowe okna. To wyróżnia nasz dom w ciągu szeregowców. To i
ciepła, rodzinna atmosfera. Rzadko które dziecko z tej ulicy, a nawet z
tego osiedla mogło pochwalić się tak wspaniałą rodziną. Może materialnie
nie byliśmy bogaci, ale za to miłość, czułość i przyjaźń - to było nasze
największe bogactwo. Zawsze mogłem liczyć na pomoc mojej rodziny.
Jako dziecko dziwiłem się innym, gdy narzekali na rodzeństwo lub
rodziców. Kary? Szlaban? Pewnie, że to miałem, ale mama zawsze
sensownie tłumaczyła mi co zrobiłem źle i cholera, zawsze wiedziałem, że
zasłużyłem na karę, więc pokornie ją odbywałem.
Ciekawe co by mama powiedziała na manianę, którą teraz
odwalałem. Wiedziałem doskonale jak bardzo by ją to zraniło i jak bardzo
obwiniałaby siebie. Tylko tutaj nie było ani grama jej winy, jest najlepszą
mamą na świecie, tylko ja jestem skończonym chujem.
Też doskonale wiem, że tylko ona w tym ciemnym okresie byłaby w
stanie mnie kochać bezgranicznie. Bijatyki, ćpanie, picie, przelotny seks i
brak stałej pracy. Mama wszystko by mi wybaczyła i zapewniła, że
wszystko będzie dobrze. Kurwa, potrzebuję procentów albo chociaż fajki.
Drzwi otwierają się i staje w nich Susie. Moja śliczna, malutka
siostrzyczka. Jest niesamowita. Ostatnio prostuje swoje gęste, długie
włosy, które sięgają jej pasa. Lekko skośne oczy podkreśla czarną kredką
a na wydatne usta nałożyła błyszczyk. Wygląda zajebiście i to właśnie
mnie martwi. Już nie jest małą Susie. Jest śliczną, seksowną nastolatką,
która pewnie pierwsze doświadczenia ma za sobą.
Zaciskam pięści. Myśl o mojej siostrze uprawiającej seks wkurwia
mnie niesamowicie i lepiej abym nie poznał tego frajera co skradł jej
dziewictwo, bo kurwa nie ręczę za siebie. Zasługiwała na to co najlepsze.
Uśmiecha się do mnie i schodzi po schodach. Pamiętam jak mama
powiedziała nam, że jest w ciąży. Miałem wtedy pięć lat, ale takie rzeczy
zapamiętuje się na całe życie.
Rodzice kazali nam usiąść na kanapie w salonie. Chyba nic nie
przeskrobaliśmy. Bawiliśmy się w rycerzy w ogródku. Dom nie lubił tej
zabawy, ale czasami udawało mi się go przekonać. Chciałem być rycerzem
i nigdy nie rozstawałem się z moim mieczem, który tata zrobił mi w
drewnie. Tata obiecał, że zrobi mi też tarczę, a mama już pracowała nad
ubiorem. Nie mogę się tego doczekać.
Mama siedzi w fotelu z rękoma na wystającym brzuchu.
Zastanawiam się czy przez przypadek zjadła pestkę z arbuza, bo zawsze
mówiła, że jak je zjem to wyrośnie mi arbuz w brzuchu. Teraz sama tak
wyglądała.
- Chłopcy - mówi mama. - Chcemy z tatą wam o czymś powiedzieć.
Jesteście już na tyle duzi aby to zrozumieć.
Patrzę na Dominica, który też patrzy na mnie. Później patrzę jak
tata uśmiecha się do mamy, która trzyma dłoń na swoim brzuchu-arbuzie.
- Och, to jest trudniejsze niż myślałam - mówi mama, łapiąc tatę za
rękę. - Jestem w ciąży. W brzuszku noszę waszego braciszka albo
siostrzyczkę. Już niedługo będzie z nami mieszkał mały dzidziuś.
- Będzie płakał? - pyta Dom.
- Pewnie tak. Każde małe dziecko czasami płacze - odpowiada tata.
- To do kitu - mówi mój brat. - Rob z przedszkola narzeka na
swojego małego brata, że ciągle płacze i mama tylko nim się zajmuje.
Mama skrzywiła się delikatnie. - To prawda synku, małe dzieci
potrzebują więcej uwagi, bo nic nie potrafią same zrobić. Będziecie
starszymi braćmi i będziecie mogli pokazywać mu lub jej cały świat.
Dominic bawi się pistoletem, który trzyma w dłoni i czuję, że jest
smutny. Ja z kolei jestem zafascynowany, że w wielkim brzuchu mamy
jest dziecko. Ciekawe z czego pestkę trzeba zjeść aby tak się stało. Póki
co wstydzę się zapytać, ale na wszelki wypadek nie będę jadł żadnych
pestek.
- Macie jakieś pytania? - pyta tata po dłuższej chwili.
- Możemy iść już się pobawić? - pyta Dominic.
- Tak, tak oczywiście - mówi mama.
Wstajemy i idziemy do drzwi na taras. Gdy już jesteśmy na
podwórku pytam brata. - Myślisz, że będziemy mieli siostrę czy brata?
- Oby brata. Dziewczyny są głupie. Ogólnie dzieci są głupie.
Patrzę na niego. - Ja chcę siostrę. Będę mógł ją chronić moim
mieczem i tarczą.
Dominic prychnął. - Ty też jesteś głupi.
Rzucił pistolet na trawę i wrócił do pokoju. To nic, że nie chce już się
ze mną bawić. Teraz będę miał komu imponować moimi zdolnościami
rycerskimi.
- Pomyślałam, że po ciebie wyjdę, bo tak się skradasz. - Głos Susie
wyrywa mnie ze wspomnień.
- Wspominam. - Uśmiecham się do niej. - Chodź tu moja
Księżniczko.
- Nie nazywasz mnie tak od lat. - Ściskam ją mocno i kładę brodę na
jej głowie. Czuję zapach kokosu, który tak uwielbia i używa wszystko co
tak pachnie.
- To nie znaczy, że nią nie jesteś - mówię. - Zawsze będziesz moją
Księżniczką.
- Lepiej wejdźmy do środka. Mama już odchodzi od zmysłów.
- Wiem, wiem. - Obejmuję Susie ramieniem i wchodzimy do środka.
Obiad jest dla mnie katorgą. Jak można jeść, gdy nie czujesz smaku,
a twój język jest jak kapeć? Wesołe rozmowy i przekomarzania mojej
rodziny nie cieszą mnie. Ból głowy jest nie do zniesienia i nawet schab ze
śliwką mojej mamy nie pomaga. W końcu dochodzimy do oficjalnej części,
gdy to mój brat z błyskiem w oku mówi jak bardzo kocha Eve i zaczyna się
rozmowa o ślubie i weselu. Susie z matką są tak podekscytowane, że
przekrzykują same siebie, a ja to dzielnie znoszę, bo ojciec zaproponował
nalewki aby to uczcić.
Pierwszy łyk - raj na ziemi.
Ból głowy, kapeć, niecierpliwość zaczęły odchodzić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin