PRZYGOTOWANIE DO ŚMIERCI - Liguori Maria Alfons.pdf

(1438 KB) Pobierz
930?60
'Iśn^lffiiu
_
Mtnu£
<$uori
PRZYGOTOWANIE
DO ŚMIERCI
*
Wprowadzenie
*
zy potrzebujemy jeszcze jednej książki o śmierci w czasach,
w których jest ona dla większości ludzi tematem tabu? Nie
myśli się o niej i nie mówi, przeciwnie - nasi współcześ­
ni żyją tak, jakby mieli nigdy nie umrzeć, choć przecież
teoretycznie wiedzą, że kiedyś musi to nastąpić. Śmierć nie jest
uważana za ostatni i ważny akt ziemskiej egzystencji, ale za coś
stojącego już poza nią, dlatego „nie liczy się” w tym życiu, nie
uwzględnia się jej.
A skoro tak, to - raz jeszcze - czy potrzebna jest książka o przy­
gotowaniu do śmierci? Jeśli człowiek odpycha od siebie samą myśl
o niej, to tym bardziej nie będzie się do niej przygotowywał. Zresz­
tą po co? Czyż nie wystarczy po prostu dobre życie? Co mógłby do
niego dodać jakiś akt podsumowujący je? A jeśli życie było złe, to
przecież taki akt już tego nie zmieni.
Nawiasem mówiąc, samą ideę takiego przygotowania z góry
odrzuca epoka pragnąca nade wszystko szybkiego i bezbolesne­
go „odejścia”. Nasi przodkowie śpiewali: „Od nagłej i niespodzie­
wanej śmierci zachowaj nas, Panie!” - gdyż cenili sobie śmierć
przychodzącą powoli, sączącą się kroplami, jako że taka daje czło­
wiekowi czas na przygotowanie się do ostatecznego przejścia na
drugą stronę. Nam dziś ta suplikacja wydaje się co najmniej nie­
zrozumiała, o ile nie absurdalna.
S
N
I jeszcze
jedno pytanie, być może dla wydawcy najbardziej
wygodne: po co wznawiać dzieło autora żyjącego w tak odleg
epoce, w całkow icie nam już obcej kulturze, człowieka o zupe
innej niż nasza mentalności, w dodatku nicdysponującego naw
drobną cząstką tej wiedzy, jaką my mamy? Czego mógłby on n
nauczyć, co nam powiedzieć, czego byśmy jeszcze nie wiedziel
Na przeszłość patrzymy dziś z poczuciem wyższości, tak jak do
sły patrzy na dziecko.
Tych pytań - a zapewne można by postawić także inne - nie
należy lekceważyć. Dlatego trzeba nakreślić pewne wstępne zało
żenia, ustalić, dla kogo w ogóle jest tego typu książka, komu moż
ona przynieść pożytek, kto może uznać ją za sensowną. Kim zate
byłby ów potencjalny czytelnik, w co powinien wierzyć?
Nie zamyka on oczu na ewidentny fakt, że wszyscy musimy
umrzeć Nie ucieka od myśli o śmierci, przeciwnie: z każdym upły
wającym rokiem traktuje ją coraz bardziej serio, coraz wyraźniej ją
sobie uświadamia. I
uznaje ją za ostatni akt swego życia - akt w peł­
ni świadomy
(niezależnie
od konkretnych okoliczności umierania)
i
brzemienny
w konsekwencje. Nie widzi jej jako czegoś stojącego
już poza
jego ziemskim istnieniem, a więc
de facto
niedotyczącego
i
nieangażującego go
osobiście.
Wierzy on
w
Boga, w życie pozagrobowe, w niebo i piekło,
uznaje za jak najbardziej realną przerażającą możliwość wiecz­
nego potępienia. Wie, że śmierć jest aktem tak ważnym dlatego,
że stanowi ostateczny, nieodwołalny już wybór między Bogiem
a szatanem,
między
niebem a piekłem; wybór, który zadecydu­
je o jego wieczności. Oczywiście ta decyzja nie jest niezależna od
całego
dotychczasowego życia
- trudno zakładać, że człowiek ży­
jący naprawdę
dobrze
w chwili śmierci nie wybierze Boga, a żyją­
cy
naprawdę źle uczyni
to - ale właśnie dlatego jest to akt szcze­
gólnie istotny dla tych, których dotychczasowe życie chwiało się
-
6
-
między dobrem a złem; a do tej kategorii wolno chyba zaliczyć
większość ludzi.
1 dlatego właśnie uznaje on za wskazane - więcej, konieczne -
szczególne, osobiste przygotowanie się do tego fundamentalne­
go wyboru. Nie uważa bynajmniej, by rzucało ono na życie jakiś
mroczny cień, by je zatruwało, odbierało mu radość. Czy bowiem
wiele byłaby warta i czy mogłaby być trwała radość oparta na złu­
dzeniach, na zamykaniu oczu na rzeczywistość, nieuchronną ko­
nieczność?
I wreszcie: ten człowiek jest wolny od arogancji i pychy współ­
czesności. Nie negując, że ma miejsce stały postęp naukowy, że
wiemy dziś tysiące razy więcej niż nasi poprzednicy, nie uwa­
ża bynajmniej, iż z tego wynika, jakobyśmy byli tysiące razy od
nich lepsi czy mądrzejsi (oczywiście w znaczeniu mądrości jako
umiejętności dobrego życia, a nie inteligencji czy erudycji). Pod
względem moralnej jakości życia nie ma bowiem stałego postępu,
a nawet często ma miejsce regres. Czasami wyostrzenie wzroku na
naukowy wygląd świata okupujemy stępieniem „wzroku duchowe­
go”. Niejednokrotnie ten wzrok mieli nasi przodkowie lepszy, tak
więc możemy się od nich czegoś nauczyć - może nawet wiele. Nie
jest też prawdą, jakoby nasze czasy były aż tak wyjątkowe, że nie
da się ich porównać z dawniejszymi. To nieprawda - owszem, pod
wieloma względami są one istotnie bardzo specyficzne, ale pod in­
nymi nie odbiegają szczególnie od poprzednich epok. I dzisiejszy
człowiek w tym, co najważniejsze i najbardziej ludzkie, nie różni
się niczym od człowieka XVIII wieku, współczesnego św. Alfonso­
wi. I przed jednym, i przed drugim staje perspektywa nieuchron­
nej śmierci jako najtrudniejszego zadania życiowego...
Po tych wstępnych założeniach możemy - przynajmniej po­
bieżnie - zwrócić uwagę na niektóre wątki myśli św. Alfonsa Ligu-
oriego na temat przygotowania do śmierci.
i
Pierwsze, co uderza czytelnika, to wiara św. Alfonsa w życie po­
zagrobowe - wiara prawdziwa, nie na niby! Czasem nawet sło­
wo „wiara” wydaje się nieadekwatne. Doktor Kościoła „widzi”
cie pozagrobowe z taką samą jasnością jak doczesne. Nie jest
dlań jakąś rzeczywistością nieokreśloną, mglistą, fantomem,
jakiem, ale czymś najzupełniej pewnym i wręcz dotykalnym,
ży­
ono
ma­
in­
tegralną częścią ziemskiej egzystencji, jej światłem, natchnieniem,
drogowskazem, źródłem siły. Współczesny czytelnik byłby skłon­
ny powiedzieć: „Podziwiam i zazdroszczę, ale nie jestem w stanie
naśladować” No cóż, rzeczywiście trudno sobie „wywalczyć” wia­
rę w coś takiego. Ale św. Alfons utrzymuje zdecydowanie, że moż­
na ją zawsze wymodlić...
Można by sądzić, że kładąc tak silny nacisk na życie pozagro­
bowe, św. Alfons deprecjonuje doczesne. Jest wprost przeciwnie:
podkreślając znaczenie śmierci dla życia wiecznego, dowodzi on,
że traktuje poważnie Boga, człowieka i ludzkie istnienie na ziemi.
Bo przecież niepoważna jest - choć często spotykana - wizja
Boga jako dobrotliwego staruszka, który z łagodnym uśmiechem
akceptuje z góry wszystko, co człowiek robi; wizja człowieka jako
dorosłego dziecka, które wprawdzie od czasu do czasu coś na-
psoci, ale nie ponosi za to odpowiedzialności; i wizja ludzkiego
życia jako szampańskiej zabawy, która będzie kontynuowana „po
tamtej stronie” - jednakowo dla wszystkich. Z tej perspektywy
należy spojrzeć na tak mocne podkreślanie przez św. Alfonsa, że
człowiek jest kowalem swego losu i sam decyduje o swojej wiecz­
ności. To nie znaczy, że Święty deprecjonuje Boże miłosierdzie, że
przyznaje człowiekowi autonomiczną moc zbawienia się zupełnie
niezależnie od Boga, jedynie na mocy jego „dobrych uczynków”;
nie, to jest akcentowanie właśnie wagi i powagi ludzkiego życia.
Nawiasem mówiąc, Alfonsjańska wizja człowieka jest nie tyl­
ko poważna, ale i optymistyczna, skoro jej integralny składnik
stanowi nieusuwalne założenie, że człowiek może się zawsze
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin