Piotr Patykiewicz
ODMIENIEC
Kruszyna obudziła się i podniosła głowę. Przeszła z czerni w czerń, bo ani we śnie, ani na jawie nie istniały barwy. Od razu, od pierwszej chwili po otwarciu oczu była czujna.
Jeszcze nie wstawała, ale jej ścięgna i mięśnie już były gotowe do skoku. Nasłuchiwała. To był najpierwotniejszy odruch, równie bezwiedny jak oddychanie. Musiała sprawdzić, co wokół niej zmieniło się, kiedy spała. Od tego mogło zależeć, czy pomiędzy tym snem a następnym uda się jej coś zjeść. A nie ma przecież ważniejszej rzeczy niż jedzenie.
Każdy z dźwięków, który docierał do jej wrażliwych uszu, musiała szybko rozpoznać, ocenić jego natężenie i określić źródło. Zwykle to nie było trudne. Najgłośniejszy był szum jej własnego oddechu, który odbijał się od ścian i sklepienia korytarza, żeby powrócić do niej wzmagającymi się i milknącymi porywami, jak podmuchy czarnego wiatru. Był ciągle obecny, więc Kruszyna nauczyła się go nie słyszeć. Wychwytywała inne, ukryte pod nim odgłosy. Kapanie wody przy źródełku, kropla po kropli, w równomiernych odstępach, takich samych od zawsze. Chrobot szczurzych pazurów na kamieniu, potem pisk i krótka szamotanina, ale to wszystko za daleko, żeby poświęcić temu więcej uwagi.
Tuż za jej uchem Dziecinka potarła nóżką o nóżkę. Szmer był tak cichy, że tylko Kruszyna mogła go usłyszeć i Dziecinka o tym wiedziała. Właśnie dlatego w ten sposób wyrażała radość. Sama nigdy nie sypiała. Czuwała bez ruchu, uczepiona ściany nad głową Kruszyny, a czasem, jeśli jej się sprzykrzyło, schodziła niżej i muskała owłosionymi nóżkami jej zamknięte powieki.
– Chodź, Dziecinko. – Kruszyna usiadła, rozsunęła włosy na karku i poczekała, dopóki nie poczuła na szyi leciutkiego dotknięcia. – Niech cię przytulę.
To były jedne z tych bardzo niewielu słów, jakich używała. Powtarzała je zawsze wtedy, kiedy chciała, żeby Dziecinka przeszła ze ściany na jej kark, chociaż najczęściej mówiła to tylko w myśli. Nie lubiła burczenia w krtani, które towarzyszyło wydawaniu dźwięków. Zawsze lepsza jest cisza niż hałas. W ciszy można się schować, można w nią uciec. Kiedy się mówi, nie można słuchać. A źle jest przestawać słuchać, nawet na chwilę.
Przykucnęła na lekko rozstawionych nogach...
renfri73