Catherine Jinks - Inkwizytor.pdf

(1340 KB) Pobierz
CATHERINE JINKS
INKWIZYTOR
The Inquisitor
Przełożyła: Ewa Penksyk-Kluczkowska
Wydanie polskie: marzec, 2004
dla Johna O.Warda (raz jeszcze)
SALUTATIO
Do przewielebnego Ojca Bernarda z Landorry, Mistrza zakonu
Modlitewnego, Bernard Peyre z Prouille, brat tegoż zakonu w mieście Lazet,
sługa niewielkiego pożytku i bezwartościowy, śle pozdrowienia w duchu
błagalnym.
Kiedy Pan ukazał się królowi Salomonowi i rzekł: „Proś czego chcesz, żeć
dam”, Salomon odrzekł: „A przeto daj słudze twemu serce rozumne, aby mógł
twój lud sądzić i rozeznać miedzy dobrym a złym”. Taka była modlitwa Salomona
i taka przez wiele lat była też moja modlitwa, kiedy z wielkim staraniem
przesłuchiwałem wszystkich heretyków prowincji Narbonne i ich
współwyznawców, sprzymierzeńców i zwolenników. Nie uzurpuje sobie mądrości
Salomona, Wielebny Ojcze, ale wiem jedno: poszukiwanie prawdy wymaga czasu
i wytrwałości, podobnie jak poszukiwanie człowieka w nieznanym kraju. Kraj ten
należy zbadać, podążając wieloma drogami i zadając wiele pytań, nim starania
przyniosą owoce. Można by więc powiedzieć, że poszukiwanie zrozumienia
przypomina te formę retorycznego dyskursu, którą zwiemy sylogizmem – jako że
tak jak sylogizm przechodzi od uniwersaliów do szczegółów, przedstawiając
pewną niezmienną prawdę, jeśli ta składa się z prawdziwych twierdzeń, tak też
zrozumienie jednego brzemiennego w skutki aktu będzie wynikało ze zrozumienia
wszystkich ludzi, miejsc i wydarzeń, które mu towarzyszą i go poprzedzają.
Wielebny Ojcze, potrzebuje Twego zrozumienia. Potrzebuje Twojej ochrony i
uwagi. Wyciągnij swą rękę mimo gniewu mych wrogów, albowiem zaostrzyli
języki swe jako wężowe, jad żmijów pod ich wargami. Być może znane Ci jest
moje położenie i odwróciłeś się ode mnie, ale przysięgam, że zostałem fałszywie
oskarżony. Wielu ludzi zostało fałszywie oskarżonych. I wielu ludzi patrzy, a nie
widzi, wolą bowiem trwać w zadowoleniu, pozostając w ciemności swojej
niewiedzy, niż spojrzeć na światło prawdy. Wielebny Ojcze, błagam Cię –
potraktuj to pismo jak światło. Przeczytaj je, a dostrzeżesz o wiele więcej, wiele
zrozumiesz i wiele wybaczysz. Błogosławieni, których odpuszczone są
nieprawość, ale moje nieprawości były nieliczne i nieznaczne. To z racji poczucia
winy i złych zamiarów zostałem tak okrutnie ukarany.
Aby więc oświecić Twoją drogę, w imię Boga Wszechmogącego i
Błogosławionej Maryi Dziewicy, Matki Chrystusowej, i błogosławionego
Dominika, ojca naszego, i wszystkich sędziów niebieskich, niniejszym zapisuję
wypadki, które wydarzyły się w mieście Lazet, w prowincji Narbonne, w związku
z zabójstwem naszego czcigodnego brata Augustyna Duése w czasie Święta
Narodzenia Błogosławionej Dziewicy, w roku pańskim 1318.
NARRATIO
Cień śmierci
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ojca Augustyna Duése, pomyślałem: „Ten człowiek
żyje w cieniu śmierci”. Myśl tę nasunęła mi, po pierwsze, jego powierzchowność –
anemiczna i wychudzona, jak wysuszone kości z wizji Ezechiela. Był wysoki i niezwykle
chudy, ramiona miał pochylone, skórę bardzo szarą, policzki zapadnięte, a oczy niemal
ginęły
w oczodołach okolonych ciemnymi workami. Włosy miał przerzedzone, zęby zepsute i
powłóczył nogami. Wyglądał jak chodzący trup, i to nie tylko z powodu podeszłego
wieku.
Wyczuwałem, że śmierć krąży wokół niego, atakując go nieustannie chorobami:
zapaleniem
stawów – szczególnie dłoni i kolan – dolegliwościami trawiennymi, słabnącym wzrokiem,
zaparciami, problemem z trzymaniem moczu. Tylko jego uszu nic nie tknęło – słuch miał
bardzo ostry. (Myślę, że źródłem jego zdolności inkwizytorskich była umiejętność
wyczuwania każdej fałszywej nuty w głosie słuchanej osoby). Jestem także przekonany,
że
więzienna jakość jego posiłków miała silny wpływ na niedomagania żołądka, zmuszonego
trawić jedzenie, które odrzuciłby sam święty Dominik. Jedzenie, które wahałbym się
nazwać
jedzeniem i które Augustyn spożywał w bardzo małych ilościach. Posunąłbym się nawet
do
stwierdzenia, ze gdyby nie żył, jadłby może nieco więcej, chociaż spożywanie większych
porcji wiktuałów, do których miał upodobanie – chleba twardego jak kamień, gotowanych
obierków warzyw, skórki sera – byłoby trudniejsze niż przełknięcie kolczastego
żywopłotu.
Niewątpliwie swoje umartwienia składał w ofierze Panu.
Wierzę głęboko, że takiej diety nie należy przestrzegać równie gorliwie. Święty Tomasz
mawiał, że w religijnym żywocie surowość jest uważana za niezbędną do umartwiania
ciała,
ale, jeśli jest praktykowana bez umiaru, niesie ze sobą ryzyko osłabienia. Ojciec Augustyn
nie
obnosił się, oczywiście, ze swoim umartwieniem: jego abstynencja nie była czczym i
wiarołomnym gestem, przypominającym te, przed którymi przestrzegał nas Chrystus,
kiedy
potępiał obłudników, smętni i twarze sobie niszczą, aby się ludziom zdać poszczącymi.
Ojciec
Augustyn taki nie był. Jeśli umartwiał swe ciało, to dlatego, że czuł się niegodny.
Domagając
się spleśniałej rzepy i poobijanych owoców, nie przyczyniał sobie jednak przyjaciół wśród
klasztornych świniopasów. Tego rodzaju resztki zawsze były bowiem uważane za ich
własność – o ile dominikanin może posiadać choćby listek kapusty. Pewnego razu
wytknąłem
ojcu Augustynowi, że kiedy sam głoduje, głodzi nasze świnie, a poszcząca świnia nie
stanowi
dla nikogo pożytku.
Nic na to nie odpowiedział, oczywiście. Większość inkwizytorów doskonale wie, jak
używać milczenia.
W każdym razie ojciec Augustyn nie tylko wyglądał i – jestem tego absolutnie pewien –
czuł się jak człowiek umierający, lecz także zachowywał się w stosowny sposób. Mam na
myśli to, że zdawał się nieustannie śpieszyć, tak jakby jego dni były policzone. I aby dać
przykład owej dziwnej pilności, opiszę, co się wydarzyło tuż po przybyciu ojca Augustyna
do
Lazet, niespełna trzy miesiące przed jego zgonem, kiedy poprosiłem o pomoc w
chwalebnym
zadaniu „łapania małych lisów, które próbują niszczyć Pańską winnicę” – tak właśnie
należy
nazwać wrogów, którzy czyhają na Kościół jak ciernie na lilię. Owi wrogowie na pewno
nie
są Wam obcy. Być może zetknęliście się z tymi nosicielami heretyckiej doktryny, tymi
siewcami niezgody, sprawcami schizmy, niszczycielami jedności, którzy kwestionują
świętą
prawdę głoszoną przez Biskupstwo Rzymskie i brukają czystość Wiary swoimi wielorako
błędnymi naukami. Już jednak pradawnych ojców nękali wysłannicy Szatana. (Czy to nie
sam
święty Paweł zapewniał nas: „Boć muszą być i kacerstwa, aby i którzy są doświadczeni,
stali
się jawni między wami”?) Tu, na południu walczymy z wieloma wynaturzonymi
dogmatami,
z wieloma parszywymi sektami, których nazwy i zwyczaje różnią się między sobą, ale ich
Zgłoś jeśli naruszono regulamin