Aleksander Błażejowski - Lidia Burowa 2- Korytarz podziemny B.pdf

(846 KB) Pobierz
Aleksander Błażejowski
KORYTARZ PODZIEMNY “B”
POWIEŚĆ
2015
Spis treści
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
Zakończenie
Opracowano na podstawie edycji Wydawnictwa Zygmunta Pomarańskiego, Zamość
1931.
Na okładce wykorzystano okładkę wydania oryginalnego.
Niniejsza powieść stanowi dokończenie Zemsty Grzegorza Burowa.
I
Czarna zasłona nocy utrudniała orientację w ogrodzie.
Podświadomie wcisnąłem się znowu w ten sam ciemny kąt między drewnianą budą a
jakąś ceglaną przybudówką, w którym ukrywałem się przed kilku minutami. Czułem silne
i nierówne uderzanie serca tudzież przykry szum w uszach. Byłem ogłuszony hukiem
wystrzałów rewolwerowych w zamkniętym lokalu i odgłosem tego piekielnego wybuchu,
który nie wiem skąd pochodził.
Wyjść w tej chwili z ukrycia, było niemal szaleństwem. Apasze mogli krwawo
odpłacić mi za swoją porażkę. Stałem więc dalej zanurzony po kostki w lepkim i zimnym
błocie. Od strony ulicy dochodziły mnie słabnące odgłosy likwidującej się powoli
awantury. Najważniejsze było to, że nikt dotychczas mnie nie atakował. Dla pewności
zmieniłem w pistolecie magazynek i czekałem spokojnie na dalszy bieg wypadków.
Ogłuszenie zmuszało jednak moje oczy do większej czujności. Starałem się przebić czarną
ścianę nocy.
Nagle wzrok mój podrażnił jakiś ruch w prawym kącie ogrodu. Wytężyłem nerwy
oczne. Ktoś lekko i zwinnie przesadził walący się parkan i wpadł do ogrodu, stąpając
ostrożnie po oślizgłej ziemi. Znów sprężyłem się w sobie gotów do dalszej walki.
Tajemniczy cień zatrzymał się wreszcie na kilka kroków przede mną i widziałem
wyraźnie, że zawzięcie szukał czegoś po kieszeniach. Poczucie niebezpieczeństwa
usunęło natychmiast przykry szum w uszach. Słyszałem już wyraźnie, jak palce
nieznajomego manipulowały nerwowo koło blaszanego przedmiotu. Skrobał paznokciem
powłokę jakiejś puszki.
Nie miałem oczywiście żadnej gwarancji, czy tajemniczy człowiek mnie widzi, czy też
kryjówka zabezpiecza mnie dostatecznie przed jego oczami. Nagle przez mózg przebiegła
mi szybka myśl: — Napastnik manipuluje koło puszki wypełnionej materią wybuchową.
Widocznie zamierza rzucić ją w moim kierunku. Uciekać nie mogłem, bo dwie ściany za
moimi plecami tworzyły ostry i zamknięty kąt.
Byłem zgubiony…
Jedynym ratunkiem mógł być tylko celny strzał, który śmiertelnie raniłby przybysza,
zanim zdążyłby rzucić swój śmiercionośny pocisk. Ścisnąłem rękojeść pistoletu.
I nagle stało się coś, czego zupełnie nie przewidywałem. Przeciwnikowi udało się
naprawić blaszany przedmiot, bo ostry jaskrawy język latarki elektrycznej oślepił mnie
zupełnie. Po raz pierwszy dreszcz przerażenia ścisnął mi krtań. Apasz miał teraz wyraźną
przewagę nad oślepionym przeciwnikiem. Postanowiłem jednak drogo sprzedać życie.
Wyciągnąłem przed siebie pistolet, aby rozpocząć strzelaninę. Odwiodłem już sprężynkę
bezpieczeństwa, gdy cichy szept dotarł do moich uszu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin