David Brin - Tryumf Fundacji.pdf

(1318 KB) Pobierz
David Brin
TRYUMF FUNDACJI
Fundacja - część 5
(przełożył Zbigniew A. Królicki)
2001
Isaacowi Asimovowi,
który sprawił, że nasze nie kończące się nocne rozmowy
o przeznaczeniu przyjęły zupełnie nowy kierunek
Seldon spędził w spokoju, niewątpliwie
czerpiąc satysfakcję z efektów swej
wieloletniej pracy. Mając tak analityczny
umysł i potężne narzędzie, jakim jest
Rozdział I
psychohistoria, z pewnością widział
rozpościerającą się przed nim panoramę
Przepowiednia
wydarzeń potwierdzających drogę ku
przyszłości, jaką wytyczył.
Niewiele wiadomo o ostatnich
Wydaje się jednak oczywiste, że
dniach życia Hariego Seldona, chociaż
istnieje wiele ubarwionych relacji z tego
żaden inny śmiertelnik nie był równie
okresu, w tym takich, których on sam
pewny i przeświadczony o wspaniałej
podobno jest autorem. Żadna z nich nie
okazała się wiarygodna. I chociaż był już u
obietnicy, jaką niesie przyszłość.
kresu swych dni, ostatnie miesiące życia
Encyklopedia Galaktyczna
*[przyp.: Wszystkie zamieszczone tutaj cytaty z Encyklopedii Galaktycznej zaczerpnięte
zostały z jej 117. wydania opublikowanego w 1054 roku e.F.]
1
“A ja… jestem skończony”.
Te słowa odbijały się echem w jego głowie. Spowijały go uparcie jak koc, którym
pielęgniarz Hariego wciąż przykrywał mu nogi, chociaż w ogrodach imperialnych był
ciepły
dzień.
Jestem skończony.
To zdanie było jego nieodłącznym towarzyszem.
Skończony.
Przed Harim rozpościerały się pofałdowane pagórki lasów Shoufeen, dzikiej części
ogrodu otaczającego Pałac Imperialny. Rośliny i małe zwierzęta z różnych części
Galaktyki
rosły tam i rozmnażały się bez czyjejkolwiek ingerencji. Wysokie drzewa zasłaniały nawet
wszechobecne kontury metalowych wież. Potężne miasto-świat otaczało tę małą leśną
wysepkę.
Trantor.
Mrużąc słabnące oczy, mógł niemal udawać, że znajduje się na innej planecie, nie tak
płaskiej i podporządkowanej służbie ludziom i ich Imperium Galaktycznemu.
Ten las kpił z Hariego. Kompletny brak linii prostych wydawał się perwersją, buntem
zieleni opierającej się wszelkim próbom rozszyfrowania i zrozumienia. Ta geometria
wydawała się nieprzewidywalna, nawet chaotyczna.
Myślami wybiegł do tego chaosu, tak niezdyscyplinowanego i tętniącego życiem.
Rozmawiał z nim jak równy z równym. Ze swym największym wrogiem.
Walczyłem z tobą całe życie, wykorzystując matematykę do pokonania ogromnej
złożoności natury. Za pomocą psychohistorii analizowałem matrycę ludzkiego
społeczeństwa,
wydobywając ład z tego mrocznego gąszczu. I chociaż zwycięstwo nadal wydaje się
odległe,
wykorzystywałem politykę i podstęp, by pokonać niepewność. Pędziłem cię precz jak
nieprzyjaciela.
Dlaczego więc teraz, w chwili mego triumfu, słyszę twoje wołanie? Chaosie, mój stary
wrogu?
Odpowiedź przyszła w tym samym zdaniu, które wciąż słyszał w myślach.
Ponieważ jestem skończony.
Skończony jako matematyk.
Minął ponad rok, od kiedy Stettin Palver, Gaal Dornick czy którykolwiek z
pozostałych członków Pięćdziesiątki zasięgał rady Hariego w kwestii poważnych zmian
lub
przeróbek Planu Seldona. Darzyli go niezmiennym podziwem i szacunkiem. Jednak nawał
obowiązków nie pozostawiał im czasu na wizyty. Ponadto wszyscy wiedzieli, że jego
umysł
nie jest już tak sprawny, by mógł żonglować miriadami abstrakcji jednocześnie. Potrzeba
młodzieńczej energii, koncentracji i arogancji, by rzucić wyzwanie wielowymiarowym
algorytmom psychohistorycznym. Jego następcy, wybrani spośród najlepszych umysłów
dwudziestu pięciu milionów światów, mieli tych zdolności w nadmiarze.
Jednak Hari nie mógł sobie pozwolić na bezczynność. Pozostało mu zbyt mało czasu.
Skończony jako polityk.
Jakże nienawidził tego słowa! Udając, nawet przed samym sobą, że chciał być
wyłącznie skromnym naukowcem. Oczywiście, była to tylko poza. Pierwszym Ministrem
całego zamieszkanego przez ludzi wszechświata mógł zostać jedynie człowiek mający
niezwykły talent polityczny i nadzwyczaj zręczny manipulator. Och, w tej dziedzinie
również
był geniuszem; sprawnie korzystał z władzy, pokonywał wrogów, zmieniał życie
miliardów -
i przez cały czas narzekał, że nienawidzi tego.
Niektórzy mogliby spoglądać na takie swoje młodzieńcze osiągnięcia z rozbawieniem
i dumą. Jednak nie Hari Seldon.
Skończony jako konspirator.
Wygrał każdą bitwę, zwyciężył we wszystkich kampaniach. Rok wcześniej Hari
subtelnie nakłonił obecnych władców Imperium do stworzenia idealnych warunków, w
jakich
mógł wydać owoce jego tajny plan psychohistoryczny. Wkrótce sto tysięcy uchodźców
znajdzie się na bezludnej planecie, odległym Terminusie, gdzie będą tworzyć wielką
Encyklopedię Galaktyczną. Jednak po upływie zaledwie pięćdziesięciu lat ten pozorny cel
zejdzie na dalszy plan, a ujawni się cel prawdziwy: założenie na krańcu Galaktyki
Fundacji
mającej w przyszłości stać się zalążkiem imperium trwalszego od poprzedniego, które
upadło.
Od wielu lat dążył do tego w dzień i śnił o tym w nocy. Te sny wybiegały w przyszłość,
przez
tysiące lat społecznego rozpadu - wieki cierpień i przemocy - ku nowej erze rozkwitu. Ku
lepszemu przeznaczeniu ludzkości.
Dopiero teraz zakończyła się jego rola w tym ogromnym przedsięwzięciu. Hari
właśnie skończył nagrywać wiadomości do Krypty na Terminusie - serię przemyślanych
komunikatów, które miały co pewien czas zachęcać do działania lub podtrzymywać na
duchu
członków Fundacji, zmierzających ku świetlanej przyszłości przepowiedzianej przez
psychohistorię. Gdy ostatnia wiadomość została umieszczona w sejfie, Hari wyczuł
zmianę
nastrojów w otoczeniu. Nadal był szanowany, a nawet uwielbiany. Nie był już jednak
potrzebny.
Jedną z oznak tego było zniknięcie ochroniarzy: trójki humanoidalnych robotów, które
Daneel Olivaw przydzielił Hariemu do czasu zakończenia nagrań. Nastąpiło to nagle, w
studiu nagraniowym. Jeden z robotów - zręcznie udający krępego młodego technika
medycznego - pochylił się do ucha Hariego.
- Musimy już odejść. Daneel ma dla nas pilne zadania. Kazał mi jednak przekazać
panu wiadomość. Wkrótce pana odwiedzi. Spotkacie się jeszcze, zanim wszystko się
skończy.
Może nie ujął tego zbyt taktownie, lecz od przyjaciół i bliskich Hari zawsze oczekiwał
otwartego stawiania spraw.
Nieproszony, w jego myślach pojawił się wyraźny obraz z przeszłości: jego żony Dors
Venabili bawiącej się z Raychem, ich synem. Westchnął. Zarówno Dors, jak i Raycha już
dawno nie było - tak jak niemal wszystkich więzi, jakie kiedykolwiek łączyły go z innymi.
Ta myśl przyniosła inne zakończenie zdaniu, które jak refren odbijało się echem w
jego głowie…
Skończony jako człowiek.
Lekarze rozpaczliwie usiłowali przedłużyć mu życie, gdyż osiemdziesiątka według
obecnych standardów była stosunkowo młodym wiekiem. Hari jednak nie widział sensu w
jałowej egzystencji. Szczególnie jeśli nie mógł już analizować wszechświata ani wpływać
na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin