Ally Carter - Dziewczyny z Akademii Gallagher 2 - Tylko mi nie wierz.pdf

(1050 KB) Pobierz
Carter Ally
Tylko mi nie wierz
Dziewczyny z Akademii Gallagher 02
W zeszłym semestrze Cammie Morgan namęczyła się,
śledząc i zdobywając swojego chłopaka, więc teraz
chciałaby mieć wreszcie spokój. Łatwo mówić, kiedy
chodzi się do Akademii Gallagher, najlepszej szkoły na
świecie, tyle że… nie dla zwykłych dziewczyn. A w
Akademii Gallagher dzieje się coś podejrzanego. Cammie
nie byłaby sobą, gdyby nie zamierzała wytropić, co kryje
się pod tajemniczym kryptonimem “Blackthorne”. Tym
razem gra toczy się o naprawdę wysoką stawkę. A cel jest
o wiele trudniejszy… i o wiele bardziej przystojny.
Rozdział 1
Po prostu bądź sobą - powiedziała mama, jakby to było takie proste. A nie jest.
Nigdy. Zwłaszcza kiedy masz piętnaście lat i nie wiesz, w jakim języku każą ci rozmawiać
podczas
obiadu albo jakim nazwiskiem trzeba będzie się posługiwać przy następnym dodatkowo
punktowanym zadaniu. I szczególnie kiedy nosisz ksywkę Kameleon. A oprócz tego
chodzisz do
szkoły dla szpiegów. Oczywiście skoro to czytaszf pewnie masz co najmniej czwarty
stopień
wtajemniczenia i wiesz wszystko o Akademii Gallagher dla Wyjątkowych Dziewcząt - tak
naprawdę
to wcale nie jest szkoła z internatem dla bogatych dziewczyn i chociaż mieszkamy w
eleganckiej
rezydencji z wypielęgnowanymi trawnikami nie jesteśmy snobkami.
Jesteśmy szpiegami. Ale wydawało się, że tego styczniowego dnia nawet moja mama…
nawet moja
dyrektorka… zapomniała, że jeśli od małego uczysz się czternastu obcych języków i
sztuczek, które
pozwolą ci zmienić wygląd wyłącznie za pomocą cążków do paznokci i pasty do butów,
wtedy bycie
sobą robi się trudne.
Zapomniała, że nam, dziewczętom z Gallagher, znacznie lepiej wychodzi bycie kimś
innym.
(Na dowód tego mamy fałszywe dokumenty).
2
Mama objęła mnie ramieniem.
- Będzie dobrze, malutka - szepnęła, prowadząc mnie przez tłum klientów stłoczonych w
galerii
handlowej Pentagon City Mail. Kamery sklepowe śledziły każdy nasz ruch, ale mimo to
mama
powiedziała: - Wszystko w porządku. Taki jest protokół. To normalne.
Ale od dnia, kiedy w wieku czterech lat przypadkiem złamałam kod Agencji
Bezpieczeństwa
Narodowego, który mój tata przywiózł z misji w Singapurze, stało się jasne, że określenie
„normalny” pewnie nigdy nie będzie mnie dotyczyć.
Ostatecznie normalne dziewczyny uwielbiają chodzić do galerii z kieszeniami
wypchanymi
pieniędzmi, które dostawały na Gwiazdkę. Normalne dziewczyny nie dostają wezwania
do stolicy
ostatniego dnia ferii zimowych. Normalne dziewczyny nie dziwią się, kiedy ich mama
bierze z półki
sklepowej parę dżinsów i mówi do sprzedawczyni:
- Przepraszam, moja córka chciałaby to przymierzyć.
Z pewnością nie czułam się normalnie, kiedy ekspedientka zajrzała mi w oczy w
poszukiwaniu
jakichś ukrytych wskazówek.
- Mierzyły już panie kiedyś spodnie z Mediolanu? Podobno modele europejskie świetnie
leżą.
Mama pomacała cienki dżins:
- Tak, miałam kiedyś takie spodnie, ale zniszczyły się w praniu.
Ekspedientka wskazała ręką wąski korytarzyk. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Kabina numer siedem jest chyba wolna. - Już miała odejść, ale odwróciła się do mnie i
szepnęła: -
Powodzenia.
A ja doskonale wiedziałam, że powodzenie mi się przyda.
3
Ruszyłyśmy korytarzykiem, i w przebieralni mama zamknęła za nami drzwi. Nasze
spojrzenia
spotkały się w lustrze, a mama spytała:
- Gotowa?
Zrobiłam wtedy to, w czym dziewczęta z Gallagher są najlepsze - skłamałam.
- Jasne.
Przycisnęłyśmy dłonie do chłodnej, gładkiej powierzchni lustra i poczułyśmy, jak szkło
ogrzewa się
pod naszym dotykiem.
- Dasz sobie świetnie radę - powiedziała mama, jakby bycie sobą wcale nie było takie
trudne i
okropne. Jakbym całe życie nie chciała być nią.
Nagle ziemia pod nami zaczęła drżeć.
Ściany podjechały do góry, a podłoga się zapadła. Oślepiły mnie jaskrawe światła.
Niepewnie poszukałam ręki mamy.
- To tylko skaner - uspokoiła mnie, a winda zjeżdżała coraz niżej pod ziemię. W
twarziiderzyło mnie gorące powietrze, jakby ktoś włączył największą na świecie suszarkę
do
włosów.
- Czujniki skażenia mikrobiologicznego - wyjaśniła mama, kiedy gładko i szybko
sunęłyśmy w dół.
Wydawało się, że czas stanął w miejscu, ale liczyłam uciekające sekundy. Minuta.
Dwie…
- Już prawie jesteśmy - powiedziała mama. Minęłyśmy wąską wiązkę laserową, która
zeskanowała
nasze siatkówki. Chwilę później zapulsowało jasnopomarańczowe światło i poczułam, że
winda
hamuje. Drzwi się rozsunęły.
A mi opadła szczęka.
Podłoga w olbrzymim pomieszczeniu była wyłożona kaflami z czarnego granitu i białego
marmuru.
Wyglądała jak gigantyczna szachownica. Bliźniacze schody wznosiły
9
się po obu stronach potężnej sali i wiły jakieś dziesięć metrów w górę na drugie piętro,
obramowując granitową ścianę, na której umieszczono srebrne godło CIA i motto, które
znałam na
pamięć:
„I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.
Zrobiłam krok naprzód i zobaczyłam, że wzdłuż ściany, która zakręca za nami łukiem,
ciągną się
windy - całe mnóstwo. Litery ze stali nierdzewnej nad windą, z której właśnie wyszłyśmy,
ułożyły
się w słowa: „Odzież damska, galeria”. Na prawo nad kolejną windą był napis: „Toaleta
męska,
stacja metra Roslyn”.
Na ekranie nad windą wyświetliły się nasze nazwiska. „Rachel Morgan, Departament
Szkolenia
Tajnych Agentów”. Zerknęłam na mamę, a tymczasem pojawił się nowy napis: „Cameron
Morgan,
gość”.
Rozległ się głośny dzwonek i z windy oznaczonej „Konfesjonał w kościele Świętego
Sebastiana”
wyszedł „David Duncan, Wydział Likwidacji Cech Charakterystycznych”. Poczułam się
zupełnie
odjazdowo, ale nie myślałam: „O
Zgłoś jeśli naruszono regulamin