Markowska Wanda Baśnie Narodów Związku Radzieckiego A5 ilustr.doc

(10199 KB) Pobierz
Baśnie Narodów Związku Radzieckiego




Wanda Markowska i Anna Milska

Baśnie Narodów Związku Radzieckiego

 

Ilustrował: Antoni Uniechowski

Wydanie polskie 1950

Spis treści:

O znaczeniu baśni.              3

ŚNIEŻKA              5

BAŚŃ O DWU BRACIACH              9

O IWANUSZCE - GŁUPTASKU              14

O IWANUSZCE - GŁUPTASKU              19

MĄDRA LISICA              26

WDZIĘCZNOŚĆ SZCZUPAKA              33

O TYM, JAK SZARY WILK POMÓGŁ ALEKSEMU, SYNOWI STARCA Z GÓR, ZDOBYĆ PTAKA OGNISTEGO, RUMAKA ZŁOTOGRZYWEGO I NAJPIĘKNIEJSZĄ Z PIĘKNYCH...              43

MĄDRALINKA              54

O LATAJĄCYM STATKU              63

O ZŁOTEJ RYBCE I O TYM, JAK TRZEJ PRZYJACIELE: WYSOKI, SZEROKI I BYSTROOKI, POMOGLI RYBAKOWI OCALIĆ ZAKLĘTĄ KRÓLEWNĘ              75

O MĄDRYM HRYĆKU I CHYTRYM DZIEDZICU              84

PRZYBRANY OJCIEC              88

KOZIA CHATKA              95

O ZŁOTOPIÓRYM GOŁĘBIU              99

O PASTUSZKU ASZWILIM, CO MIAŁ CUDOWNY SEN              112

O KRAINIE, W KTÓREJ NIE MA ŚMIERCI              123

O OKRUTNYM CARZE, ZŁOTYM DZBANIE, KOCHAJĄCYM SYNU I MĄDRYM STARCU              130

O CUDOWNYM PTAKU KAFTI              136

O MĄDRYM SŁOWIKU, KTÓRY UCIEKŁ ZE ZŁOTEJ KLATKI              149

O KRUKU, LISICY I O KRÓLOWEJ MORZA              153

O BIEDNYM SYNU RYBAKA I O CÓRCE SŁOŃCA              158

WŁADCA METALI I OLENA KOCHAJĄCA ZŁOTO              163

O TRZECH BRACIACH, KTÓRZY BYLI DO SIEBIE PODOBNI              169

MĄDRA ODPOWIEDŹ              175

ŚMIERĆ-KUMA              178

PRZĄDKI ZŁOTA              183

O MĄDREJ SAŁYM-CHAN              199


O znaczeniu baśni[1].

Maksym Gorki.

Każda baśń zawiera w sobie jakąś naukę. W baśniach pouczająca jest przede wszystkim fantazja, szczególna zdolność naszego umysłu do wyprzedzania faktów. Fantazja bajarzy już na dziesiątki wieków przed wynalazkiem samolotu stworzyła dywany latające, wyobraźnia ich na długo przed pojawieniem się parowozu i motoru elektrycznego przewidziała cudowną szybkość przenoszenia się w przestrzeni.

... Uczeni twierdzą, że na przykład baśnie Chińczyków zebrano i wydrukowano już na 2200 lat przed naszą erą i że baśnie te mają w swej tematyce i treści wiele wspólnego z baśniami Hindusów i narodów europejskich...

Uczeni także wyjaśnili, że wątki baśniowe rozpowszechniały się tak szeroko wśród różnych narodów wskutek wzajemnych zapożyczeń. Zapożyczenie nie jest równoznaczne ze zniekształceniem, gdyż nieraz wątki baśniowe stały się w ten sposób jeszcze piękniejsze. Ów proces zapożyczania baśni i wzbogacania ich motywami odbijającymi specyficzne warunki życia każdego narodu, każdej klasy, odegrał bez wątpienia wybitną rolę w rozwoju kultury i twórczości narodowej. Ludzie zaznajamiają się z nowymi rzeczami nie tylko przez bezpośredni kontakt z nimi, lecz także za pośrednictwem opowieści. Baśnie przyczyniły się na pewno do rozwoju niektórych rzemiosł: garncarstwa, kowalstwa, tkactwa, płatnerstwa i wielu innych. Rzemiosło przeistacza się w sztukę, jak o tym mówią muzea.

Sądzę, że znajdzie się jeszcze niemało dowodów wpływu baśni na rozwój kultury. Historycy kultury i sztuki nie docenili należycie tego zjawiska.

Doniosły i bezsporny jest zwłaszcza wpływ ustnej twórczości ludowej na literaturę. Z baśni i wątków baśniowych korzystali z dawien dawna pisarze wszystkich krajów i epok. W Rosji na motywach baśni ludowych opierali swą twórczość wielcy pisarze, jak Żukowski, Puszkin, Lew Tołstoj. Formalna, tematyczna i dydaktyczna zależność literatury pięknej od ustnej twórczości ludowej jest niezaprzeczalnym i pouczającym faktem.

... Ja osobiście muszę wyznać, że na mój rozwój intelektualny ogromny wpływ miały baśnie, które opowiadała mi moja babka i wiejscy bajarze...


ŚNIEŻKA

Baśń rosyjska

Bardzo dawno temu żył sobie mąż z żoną. Nic by im nie brakowało do szczęścia, gdyby mieli dzieci. Byli już bardzo starzy, a dzieci jak nie mieli, tak nie mieli.

Nadeszła zima, spadł puszysty śnieg prawie po kolana. Wszystkie dzieci wybiegły na ulicę, krzyczały z uciechy i zaczęły lepić bałwana ze śniegu.

Staruszkowie w oknie siedzą, ze smutkiem patrzą przez nie i myślą o swojej doli...

- A może i my ulepimy sobie bałwana? - powiedział dziadek.

- Staryś a głupi, a po cóż nam bałwan? - zaśmiała się żona.

- Będziemy mieli dziecko ze śniegu, skoro los nam odmówił żywego.

- Niech i tak będzie - zgodziła się staruszka.

Wyszli z chałupy i zaczęli zaraz lepić śnieżkę z bielutkiego śniegu. Zrobili tułów, rączki, nóżki, a najpiękniej wypadła główka. Ulepili nosek, usta, zamiast oczu zrobili dwie jamki, wsadzili w nie czarne węgielki, namalowali nawet brwi i rzęsy. Stoją, patrzą, przyglądają się swojemu dziełu. Staruszka gładzi bałwanka po głowie i wzdycha:

- Ach, gdybyż to mieć taką córeczkę!

Gdy tylko wypowiedziała te słowa, nagle poczuła, że śnieżka oddycha lekko jak dziecko. Patrzą oboje w zadziwieniu, a tu mrugają czarne oczki i uśmiechają się czerwone usteczka. Poruszyła się śnieżka jak żywa, rączkami, nóżkami wymachuje, główką kręci to na prawo, to na lewo, a staruszkom się pilnie przygląda.

- Ach - zawołali staruszkowie z radością - to nie bałwan ze śniegu, lecz prawdziwe dziecko!

Tymczasem Śnieżka poruszyła główką, klasnęła w rączki i zatupała z zimna nóżkami, potem strząsnęła śnieg z ubranka i pobiegła do chaty. Staruszkowie pędem za nią.

Rośnie Śnieżka nie z dnia na dzień, lecz z godziny na godzinę. Rośnie, rośnie, a co chwila staje się piękniejsza; kosy ma długie do pasa, oczki czarne jak węgielki, a śmiech dźwięczny jak dzwoneczki u sań. Staruszkowie nie mogą się nią nacieszyć. W ciągu zimy tak wyrosła, że wygląda już na lat piętnaście. Robota w rączkach jej się pali. Potrafi już tkać płótno i jadło gotować, i bydła doglądać, a tak jest piękna, mądra, tak wszystko rozumie, tak o wszystkim szczebioce swym wdzięcznym głosikiem, że można słuchać i słuchać. Śpiewa zaś tak cudnie, jak nikt na calutkim świecie.

Ale bielutka jest jak śnieg, bez rumieńca na twarzyczce, jakby kropli krwi nie miała.

Minęła zima, zaczęło przygrzewać wiosenne słońce, śnieg począł tajać, zazieleniły się łąki, zakwitły białe zawilce i złote kaczeńce, zaśpiewały skowronki. Śnieżka dziwnie posmutniała, i im było cieplej, tym większy smutek ją ogarniał; już nie śpiewa wesoło, od jasnego słoneczka w cień ucieka, co dzień staje się bledsza i bledsza i tylko wtedy się trochę ożywia, kiedy niebo zaciągnie się czarnymi chmurami i lunie rzęsisty deszcz.

„Czy aby Śnieżka nie chora?” - myślą stroskani rodzice.

- Co ci to córeczko? - pytają. - Dlaczegoś tak posmutniała? A może cię ktoś ukrzywdził?

- Nic mi nie jest, ojcze, matko, nic mi nie jest, tylko sił mam coraz mniej.

Zasmucili się staruszkowie, ale nic nie umieli na to poradzić. Śnieżka nikła w oczach.

Pewnego popołudnia zerwała się straszna gradowa burza. Śnieżka wybiegła do sadu, tańczyła z radości, śmiała się wesoło po raz pierwszy od długich dni. Lecz biały grad stajał pod promieniami słońca, a dziewczynka wróciła do chaty i gorzko zapłakała.

Pewnego razu przyszły dziewczęta i mówią:

- Śnieżko, pójdź z nami nad rzekę, puścimy wianki na wodę.

Nie chciało się Śnieżce iść, lecz matka nalega:

- Idź, idź, córko, pobawisz się z dziewczynkami, taka smutna siedzisz w chacie, pewnie dlatego sił nie masz.

Poszły dziewczynki ze Śnieżką na łąkę, rwały kwiaty, wiły wieńce, śpiewały pieśni, zbierały chrust na ognisko, puszczały wianki na rzekę i tańczyły wesoło. Śnieżka siedzi płaczu bliska, tak jej czegoś smutno. Wieczorem dziewczynki zapaliły ognisko i zaczęły skakać przez płomienie.

- Skacz z nami, nie marudź! - wołają.

Pobiegła Śnieżka za dziewczynkami, zbliżyła się do ogniska i nagle stało się coś dziwnego: Śnieżka roztajała, jak lekki obłoczek pary uniosła się w górę i rozpłynęła się w powietrzu. Przyjaciółki zadziwione patrzą wokół, rozglądają się po lesie, ale Śnieżki niegdzie nie ma. Jęły krzyczeć i nawoływać:

- Śnieżko, Śnieżko, hej, Śnieżko! hu - ha, hop - hop!

Ale tylko echo odpowiadało im z lasu.


BAŚŃ O DWU BRACIACH

Baśń rosyjska

Byli dwaj bracia: biedny Iwan i bogaty Alosza. Bogaty miał dużo ziemi i wielkie stada owiec, a biedny - jak biedny - bywały dnie, że nie miał kawałka chleba.

I stało się, że pewnego dnia zabrakło ubogiemu i tego. Głód zajrzał do chaty Iwana. Nie mógł dłużej słuchać płaczu swych dzieci i poszedł do bogatego brata prosić o chleb.

- Daj mi, bracie, choćby najmniejszą miarkę mąki; dzieci puchną z głodu.

- Wynoś się - ofuknął go Alosza - jeszcze mi tu dzieci przestraszysz, ty głodomorze.

I wrócił Iwan smutny do domu.

- Pójdę w świat, żono, szukać chleba dla dzieci i dla nas.

Żona poprowadziła Iwana za miasto, a sama wróciła do chaty. Przeszedł dzień, zapadła głucha noc. Położył się biedak pod samotnym drzewem. Wtem usłyszał szum skrzydeł. To przyleciały trzy wielkie ptaki i przemówiły ludzkim głosem:

- Słyszałyście, co powiedziały puchacze, że za górą, za lasem wyschło wszystko: ruczaje, strumienie i rzeki, a ziemia nic nie rodzi. Biedni ludziska mrą jak muchy. Jeśliby ktoś odsunął kamień, który leży koło młyna, wtedy trysnęłaby woda. Zapełniłyby się ruczaj, strumyki i rzeki, a ziemia znów rodziłaby zboże.

- To jeszcze nie wszystko - szeptała sowa - mówią w lesie, że w pałacu królewna jest bliska śmierci. Uleczyć ją może tylko żaba, a siedzi ona pod zielonym kamieniem u źródełka, co bije w ciemnym borze. A ma ona taką czarodziejską moc, że gdy tyko królewna na nią spojrzy - to wnet wyzdrowieje.

Poświergotały jeszcze ptaki między sobą, a o brzasku poleciał każdy w swoją stronę.

Iwan wstał, wziął tobołek na plecy i wyruszył w drogę. Kogo tylko spotkał, wypytywał o kraj, gdzie rzeki wysychają, a drzewa i ludzie padają od spiekoty. Długo, długo wędrował, zanim przyszedł do tego kraju.

Obstąpili go chłopi i nuż narzekać na swoją dolę.

- Nie poskąpimy ani zboża, ani bydła, ani ziemi, byle tyko nasze rzeki i studnie znów wypełniły się wodą.

Zamyślił się Iwan i rzecze:

- Dobrze, kochani ludziska, da się jakoś radę, ale trzeba mi dwudziestu chłopa do pomocy.

Zabrał ludzi i poszedł tam, gdzie leżał olbrzymi kamień.

I dalejże go podważać, a tu jak spod niego nie trysną strumienie wody, jak nie zaczną chłopi krzyczeć z uciechy - wprost opowiedzieć trudno. Popłynęły z gór rwące potoki, ożyły z szumem rzeczki, a głębokie studnie napełniły się po brzegi wodą. Uszczęśliwieni mieszkańcy zaczęli znosić Iwanowi wszystko, co mieli najlepszego. Spędzili bydło, kładli u jego stóp pieniądze, aż urósł cały stos złota.

Iwan wsiadł na konia i pojechał. Jedzie, jedzie i wszystkich pyta:

- Gdzie jest pałac królewski, w którym umiera królewna?

Długo wędrował przez góry i lasy, zanim przybył do tego pałacu. A królewna w nim taka chuda, że aż na nią strach spojrzeć. Mówi król do Iwana:

- Czy to prawda, że możesz uzdrowić mi córkę?

- Mogą - rzecze Iwan.

- Oddam ci pół królestwa, spełnię każde twoje życzenie, jeśli to uczynisz.

Zgodził się Iwan. Wraz z królem podszedł do łoża umierającej królewny, wyjął z zanadrza żabę znad zielonego źródełka, które biło za ciemnym borem. Gdy tylko królewna spojrzała na żabę, zerwała się z łoża, jakby nigdy nie była chora. Uszczęśliwiony król dał Iwanowi połowę swego królestwa, sześć koni, karetę i dużo złota. Iwan wsiadł do karety i pojechał do domu. Gdy zajechał przed dom, rodzona żona go nie poznała.

- Mój Iwan był biedny - gdzie mu tam do koni i karety.

- 2 -




 


Wtedy Iwan opowiedział żonie, jak wybawił ludzi od posuchy, jak znalazł czarodziejską żabę i jak oclił królewnę od śmierci. Wieść o tym rozeszła się po całej wiosce. Nie minęły trzy dni i przychodzi Alosza.

- Bracie, zaprow...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin