Ewa Seno - Cena Odwagi cz 2.pdf

(1319 KB) Pobierz
Seno Ewa
Antilia 02
Cena Odwagi
Moim kochanym rodzicom, którzy nauczyli mnie, jak walczyć o swoje marzenia i nie
ulegać chwilowym niepowodzeniom.
Dziękuję za Wasze wsparcie, miłość i dobre rady.
Dzięki Wam mała część mnie wciąż pozostała rozmarzonym i ciekawym świata dzieckiem.
Kocham Was.
Prolog
Jako dziecko kochałam baśnie i ten ich cudowny świat: jednorożce, elfy – wszystko takie
niewiarygodnie piękne i niewinne. Gdy miałam piętnaście lat, w głowie zawrócił mi Edward
Cullen – seksowny bohater sagi
Zmierzch.
Co dzień przed snem wyobrażałam sobie, jak by to
było być Bellą – obiektem uczuć takiego faceta. W porównaniu z fabułą książki moje własne
życie wydawało mi się takie nudne.
Gdy skończyłam siedemnaście lat, wzdychałam do Damona – złego brata
Salvatore’a z serialu
Pamiętniki Wampirów.
Wtedy zdecydowanie zaczęli mnie kręcić
niegrzeczni chłopcy, łamiący wszelkie zasady. Komuś takiemu jak on z przyjemnością dałabym
się ugryźć.
W życiu jednak nie spodziewałam się, że z dnia na dzień zostanę osadzona w świecie
rodem z moich ukochanych książek, baśni czy seriali. Problem polega na tym, że wcale nie jest to
świat niewinny i ciepły, a „źli chłopcy” naprawdę są źli. Świat ten przepełniony jest kłamstwami,
walką i bólem, a ja sama – zamiast decydować o tym, którego z braci kochać – zmuszona
zostałam do wyruszenia w misję, od której zależeć będą losy wszelkich istnień we
Wszechświecie.
Mam na imię Nina, choć teraz raczej powinnam już przedstawiać się jako królewna
Antilia – ostatnia z rodu Mendelaview, władającego cudowną planetą – Mandorą. Choćbym
chciała, nie mogę już nazywać siebie zwykłą nastolatką, mimo że przez większość życia tak
właśnie o sobie myślałam. W ciągu zaledwie kilku miesięcy straciłam najbliższych, ojciec
i macocha zginęli w wypadku samochodowym, a ukochana ciotka – podobnie jak wcześniej
mama – została brutalnie zamordowana. Jakby tego było mało, dowiedziałam się, że ludzie,
których przez całe życie uważałam za rodziców, w rzeczywistości nimi nie byli. Moi biologiczni
rodzice – potężni władcy Mandory – zginęli, broniąc mnie przed śmiertelnym wrogiem.
Poznałam też kilku całkiem fajnych chłopaków. Jak się okazało, jeden z nich był moim
osobistym, niestarzejącym się strażnikiem, będącym przy mnie od dnia narodzin. Drugi, mimo iż
wcześniej upierał się, że coś dla niego znaczę, był gotów mnie ukatrupić (oczywiście dla
wyższego celu, więc jestem skłonna mu wybaczyć). No i ten najważniejszy, mój – jak mi się
wydawało – ideał, któremu bez reszty oddałam serce (i nie tylko). Niestety, okazał się
psychopatycznym wodzem, mordercą, wykorzystującym mnie wyłącznie po to, by odzyskać
swoich równie popapranych towarzyszy. Nawiasem mówiąc, to właśnie moi biologiczni rodzice
uwięzili całą tę jego armię w pustym wymiarze, ratując tym samym Wszechświat przed ich
tyranią. A ja, omamiona przez boskie ciało i czułe słówka, pomogłam ich uwolnić (moi biedni
rodzice zapewne przewrócili się w grobach). Choć naprawdę chciałam naprawić swój błąd
(wbiłam sobie kawał metalu w klatkę piersiową, sądząc, że lepiej, bym umarła ja niż miliony
niewinnych), wroga armia jednak powróciła.
Teraz muszę wyruszyć w nieznane w poszukiwaniu typa mieszkającego na nieznanej
nikomu planecie Purnei, – który ma nauczyć mnie walczyć. Tak, tak – walczyć! Mnie, potulną
jak baranek dziewczynę, która w życiu na nikogo ręki nie podniosła. No, może z wyjątkiem
mojego eks, ale on przespał się z moją najlepszą przyjaciółką, i to w dodatku na mojej imprezie
urodzinowej – zdecydowanie mu się należało!
Wracając do tematu, nie dość, że mam się nauczyć walczyć, to jeszcze muszę stanąć
naprzeciw najpotężniejszej armii, jaka kiedykolwiek istniała. Jakby tego było mało, mam
walczyć nie mieczami czy jakąkolwiek inną bronią, lecz magią. No właśnie – bo o tym nie
wspomniałam – okazało się bowiem, że podobno posiadam ogromną moc, do której nikt niestety
nie dołączył instrukcji obsługi. Gdy byłam niemowlęciem, rodzice uśpili tę magię, chcąc dać mi
normalne życie. Niestety, trochę z własnej głupoty dałam sobie zrobić tatuaż – kwiat antilii (choć
wtedy myślałam, że to zwykła lilia) – i tak to się zaczęło: moc stopniowo powracała. Na razie nie
mam pojęcia, jak z niej korzystać. Wystarczy, że ktoś mnie wkurzy, a od razu deszcz, grad,
wichura murowane. Stopień ich intensywności jest wprost proporcjonalny do furii, która mnie
opanowuje. Można powiedzieć, że jestem żeńską wersją Pottera – fenomenu, który nie miał
pojęcia, że ma jakąkolwiek moc. Dobrze tylko, że nie muszę nosić kretyńskich okularków,
a jedyna blizna, którą mam, to pokaźna rysa na mojej niewinności. Nie owijając w bawełnę:
straciłam dziewictwo z potworem, który z zimną krwią zabił zarówno moich rodziców, jak
i tysiące innych istot. Fakt – był zabójczo przystojny, niespotykanie słodki i naprawdę świetny
w te klocki, niestety w ogólnym rozrachunku niewiele to zmienia.
Podsumowując, moje obecne życie jest jedną wielką katastrofą i coś czuję, że może być
tylko gorzej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin