Anne Stuart - BEZ TCHU.pdf

(1377 KB) Pobierz
Anne Stuart
Bez tchu
Prolog
- To nie jest dobry pomysł - oznajmiła Jane Pagett, zaciskając pięści. - Pan St. John
nie wydaje mi się godnym zaufania dżentelmenem.
Lady Miranda Rohan popatrzyła na najlepszą przyjaciółkę i uśmiechnęła się po-
błażliwie. Młode damy siedziały w jej sypialni w miejskiej rezydencji Rohanów przy
Clarges Street, gdzie Miranda szykowała się do potajemnej schadzki pod osłoną nocy.
- Och, ja również uważam, że nie jest godny zaufania - oświadczyła wesoło. - Wła-
śnie dlatego tak się cieszę na pyszną zabawę. I nie praw mi kazań, moja droga. Przez trzy
sezony byłam najbardziej potulnym dziewczęciem pod słońcem, pora zatem na coś choć-
by odrobinę niestosownego. Mam znaleźć męża, więc... eksperymentuję.
- Śmiem powątpiewać, by twoi rodzicie pozwolili ci związać się z Christopherem
St. Johnem - zauważyła Jane.
- Istotnie, mało prawdopodobne. Niemniej sądzę, że to nie w porządku. Pewnie od-
rzuciliby go ze względu na brak pieniędzy, choć mojego majątku wystarczy dla nas
obojga. Doskonale by się nam żyło.
- Naprawdę chciałabyś wyjść za pana St. Johna? - Jane spojrzała na nią ze zdziwie-
niem.
TLR
- To równie dobry kandydat, jak każdy inny. - Miranda wzruszyła ramionami. - Nie
zapominaj, że nie jestem wyjątkowo piękna i raczej nie powinnam wybrzydzać. Wiem,
wiem, zapewne i tak znajdą się dżentelmeni, gotowi związać się ze mną, i kiedyś zdecy-
duję się na jednego z nich. Na razie jednak pragnę użyć życia i nieco poflirtować.
- Mirando, przecież jesteś śliczna! - zaprotestowała Jane.
- Cóż, nie nazwałabym siebie paskudą, ale po prostu nie grzeszę urodą. Takich jak
ja jest na pęczki. Nie wyróżniam się ani wzrostem, ani tuszą, mam nudne, brązowe oczy i
włosy, a do tego przeciętną twarz. Nikt nie uciekłby z krzykiem na mój widok, ale też w
nikim nie wzbudzam dzikiej namiętności, choć Christopher St. John wydaje się mną za-
interesowany. Osobiście podejrzewam jednak, że największy entuzjazm wzbudzają w
nim moje pieniądze - dodała przytomnie.
- Dlaczego zatem narażasz na szwank reputację, jadąc z nim samotnie do Vau-
xhall? - krzyknęła Jane. - Z radością będę ci towarzyszyć. Weź chociaż pokojówkę...
- Wykluczone - ucięła Miranda, wiążąc pod szyją pelerynę. Jej suknia była stanow-
czo zbyt skromna jak na szaloną noc w ogrodach rozkoszy, ale Miranda doszła do wnio-
sku, że peleryna powinna to ukryć. - Chcę tańczyć do upadłego, pić wino, grać w karty o
wysokie stawki i śmiać się zbyt głośno. Pragnę całować i być całowana przez przystoj-
nego mężczyznę. Musisz przyznać, że Christopherowi nie zbywa na urodzie.
- Ma cofniętą brodę - burknęła Jane.
- Mnie to nie przeszkadza. Żałuję tylko, że jadę akurat teraz i nie mogę z tobą zo-
stać. Inna sprawa, że bez ciebie moja ucieczka byłaby skazana na niepowodzenie. Odkąd
rodzice wyjechali do Szkocji, bratowa bardzo poważnie traktuje swoje obowiązki i nie-
ustannie wypytuje mnie, co robię. Naturalnie nie chcę, abyś kłamała, jeśli ktoś zauważy
moją nieobecność.
- Och, z całą pewnością nie zamierzam kłamać, aby cię chronić - zapowiedziała
Jane. - W razie konieczności wyjawię ze szczegółami, dokąd i z kim pojechałaś.
- To bez znaczenia. Będzie już za późno, aby mnie znaleźć, a moi bliscy wiedzą, że
nie jestem w ciemię bita. Wrócę do domu około północy i moja eskapada pozostanie
tajemnicą. Pragnę tylko zakosztować wolności, nim zgodzę się wyjść za jednego z tych
TLR
młodych nudziarzy, których bezustannie sprowadzają do domu moi bracia. Zadowolę się
kilkoma całusami, skradzionymi podczas pokazu bengalskich ogni. Zresztą, co mi grozi,
jeśli ta wyprawa wyjdzie na jaw? Przecież nikt mnie nie zbije, prawda?
- Dobrze wiesz, że potrafisz zauroczyć całą rodzinę i największe psikusy uchodzą
ci na sucho. Udało ci się omamić nawet mnie - westchnęła Jane.
Miranda zarzuciła kaptur na głowę i sięgnęła po maskę.
- To dlatego, że jestem ujmująca - oznajmiła z rozbawieniem. - Nie martw się o
mnie, kochana. Ani się obejrzysz, a będę z powrotem.
Jane posłała jej zatroskane spojrzenie.
- Byłoby lepiej, gdybyś została w domu, zamiast zdawać się na łaskę i niełaskę
pana St. Johna.
- Już o tym mówiłyśmy. Obiecuję ci, że wyjdę za kogoś wyjątkowo statecznego.
Po prostu mam chęć dopuścić się paru szaleństw z pięknym mężczyzną, nim ustatkuję się
raz na zawsze. - Pochyliła się i ucałowała Jane w policzek. - Uszy do góry, nic mi nie
grozi.
Po chwili już jej nie było.
TLR
Rozdział pierwszy
Lady Miranda Rohan niejednokrotnie wracała myślami do tamtej nocy i nadal nie
mogła uwierzyć, że postąpiła tak idiotycznie. Okazała się wyjątkowo łatwowierną i
niemądrą istotą, którą zgubiła zbytnia pewność siebie. Czy naprawdę ani przez moment
nie obawiała się niebezpieczeństwa? Christopher St. John był uroczym, uwodzicielskim
hulaką, więc wierzyła, że kilka godzin sam na sam z kimś takim nie stanowi dla niej
zagrożenia. Co prawda nie miał pieniędzy, ale to akurat jej nie obchodziło, gdyż
wiedziała, że odziedziczony przez nią majątek w zupełności wystarczy dla nich obojga.
Choć od trzech lat była do wzięcia, na horyzoncie nie pojawił się ani jeden kandydat na
męża, którego mogłaby potraktować poważnie. Dopiero Christopher zmienił jej życie.
Miał idealne rysy, był wysoki, przystojny i wysportowany, a do tego ujmująco się
uśmiechał.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin