Koło czasu Tom 5.doc

(6615 KB) Pobierz
Ognie niebios

 

Robert Jordan

Ognie niebios

Cykl: Koło Czasu Tom 5

Zawiera Ognie niebios  (tom: 5.1) Spustoszone ziemie  (tom: 5.2)

 

Przełożyła Katarzyna Karłowska

Tytuł oryginału: The Fires of Heaven

Wydanie oryginalne 1993

Wydanie polskie 1997

 

Spis treści:

Prolog - Sypią się pierwsze skry.              4

Rozdział 1. Rozdmuchując iskry.              32

Rozdział 2. Rhuidean.              74

Rozdział 3. Blade cienie.              102

Rozdział 4. Zmierzch.              123

Rozdział 5. Wśród Mądrych.              138

Rozdział 6. Bramy.              163

Rozdział 7. Wymarsz.              187

Rozdział 8. Przez granicę.              200

Rozdział 9. Sygnał.              210

Rozdział 10. Figi i myszy.              228

Rozdział 11. „Dziewięciokonny Zaprzęg”.              244

Rozdział 12. Stara fajka.              258

Rozdział 13. Mały pokój w Siendzie.              266

Rozdział 14. Spotkania.              282

Rozdział 15. Czego można się dowiedzieć w snach.              298

Rozdział 16. Nieoczekiwana propozycja.              323

Rozdział 17. Na zachód.              341

Rozdział 18. Pies ciemności.              355

Rozdział 19. Wspomnienia.              367

Rozdział 20. Przełęcz Jangai.              394

Rozdział 21. Dar ostrza.              406

Rozdział 22. Okrzyk ptaka wśród nocy.              419

Rozdział 23 „Piąta część, którą wam daję”.              435

Rozdział 24. Przekazana wiadomość.              446

Rozdział 25. Sny o Galadzie.              458

Rozdział 26. Sallie Daera.              470

Rozdział 27. Ćwiczenia w pokorze.              485

Rozdział 28. Schwytani.              505

Rozdział 29. Wspomnienia z Saldaei.              520

Rozdział 30. Zakład.              526

Rozdział 31. Odległe śniegi.              538

Rozdział 32. Krótka włócznia.              551

Rozdział 33. Problem z purpurą.              565

Rozdział 34. Srebrna strzała.              578

Rozdział 35. Oderwana.              596

Rozdział 36. Nowe imię.              606

Rozdział 37. Przedstawienia w Samarze.              624

Rozdział 38. Dawna znajomość.              636

Rozdział 39. Spotkania w Samarze.              644

Rozdział 40. Koło się obraca.              666

Rozdział 41. Rzemiosło Kina Tovere.              687

Rozdział 42. Uciec przed strzałą.              700

Rozdział 43. To miejsce, ten dzień.              717

Rozdział 44. Mniejszy smutek.              737

Rozdział 45. Po burzy.              761

Rozdział 46. Inne bitwy, inne bronie.              779

Rozdział 47. Cena statku.              803

Rozdział 48. Pożegnania.              828

Rozdział 49. Do Boanndy.              842

Rozdział 50. Uczyć i pobierać nauki.              879

Rozdział 51. Wieści przybywają do Cairhien.              909

Rozdział 52. Wybory.              938

Rozdział 53. Zamierające słowa.              960

Rozdział 54. Do Caemlyn.              974

Rozdział 55. Wątki płoną.              1001

Rozdział 56. Rozżarzone węgle.              1026

Glosariusz.              1035

 

Dla Harriet

Światło jej oczu jest moją Światłością

 

 

A wraz z jego nadejściem przerażające ognie płoną znowu. Wzgórza gorzeją, a ziemię pokrywa popiół. Ludzkie fale przewalają się w ucieczce, godzin ubywa. Mur jest skruszony, kurtyna rozstania uniesiona. Burze łomoczą za horyzontem, a ognie niebios smagają ziemię. Nie ma zbawienia bez zniszczenia, żadnej nadziei po tej stronie śmierci.

 

fragment z Proroctw Smoka

tłumaczenie przypisywane N'Delii Basolaine

Pierwsza Panna i Miecz Raidhen z Hol Cuchone

około 400 OP

 

 

Prolog - Sypią się pierwsze skry.

Siedząca za szerokim stołem Elaida do Avriny a'Roihan nieobecnym ruchem musnęła palcami długą stułę z siedmioma pasami otaczającą jej ramiona, stułę Zasiadającej na Tronie Amyrlin. Wielu uznałoby ją za skończoną piękność, przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale przy powtórnym spojrzeniu wychodziła na jaw pewna surowość rysów na pozbawionej śladów upływu lat twarzy. Dzisiaj gościło na niej coś jeszcze - odległy gniew w ciemnych oczach. Gdyby tylko ktoś był w stanie go dostrzec.

Ledwie słuchała kobiet siedzących przed nią na stołkach. Ich suknie pyszniły się wszelkimi kolorami, od bieli po ciemną czerwień, uszyte z jedwabiu i wełny w zależności od tego, co każdej z nich dyktował własny smak, jednak wszystkie prócz jednej nosiły swe ceremonialne szale, zdobione Białym Płomieniem Tar Valon, umieszczonym centralnie na plecach; kolorowe frędzle znamionowały przynależność do ich Ajah, jakby to było oficjalne posiedzenie Komnaty Wieży. Omawiały raporty i plotki dotyczące wydarzeń dziejących się w dalekim świecie, starając się odsiać fakty od zmyśleń, usiłując podjąć decyzje określające przyszłe działania Wieży, ale rzadko obdarzały choćby przelotnym spojrzeniem kobietę siedzącą za stołem, kobietę, której przysięgały posłuszeństwo. Nie zwracały należytej uwagi na Elaidę. Nie docierało do nich, co jest naprawdę ważne. A może nawet docierało, ale obawiały się nawet o tym napomknąć.

- Na pewno coś się dzieje w Shienarze. - To powiedziała Danelle, szczupła, chwilami jakby całkowicie pogrążona w marzeniach, jedyna Brązowa spośród obecnych sióstr. Żółte i Zielone również miały tu tylko po jednej przedstawicielce i wcale im się to specjalnie nie podobało. Brakowało Błękitnych. Wielkie niebieskie oczy Danelle przepełniało skupienie; nie zauważona smużka atramentu plamiła jej policzek, a ciemnoszara wełniana suknia była zmięta. - Doszły mnie słuchy o utarczkach zbrojnych. Nie z Trollokami i nie z Aielami, chociaż częstotliwość rajdów dokonywanych zza Przełęczy Niamh jakby się nasiliła. Między samymi Shienaranami. To dość niezwykłe dla Ziem Granicznych. Oni rzadko walczą ze sobą.

- Wybrali właściwy moment, jeżeli zamierzają rozpętać u siebie wojnę domową - chłodno zauważyła Alviarin. Smukła i wysoka, cała w białych jedwabiach, jedyna, która nie miała na sobie szala. Stuła Strażniczki otaczająca jej ramiona również była biała, wskazując, że wyniesiono ją do tej godności z Białych Ajah. Nie zaś z czerwonych, byłych Ajah Elaidy, jak nakazywała tradycja. Białe były zawsze chłodne. - Trolloki zachowują się, jakby wymarły. Cały Ugór zdaje się wystarczająco spokojny, aby strzec go mogli dwaj pasterze i nowicjuszka.

Kościste palce Teslyn poprawiły dokumenty spoczywające na jej podołku, ale nie spojrzała nawet na nie. Jedna z czterech obecnych w komnacie Czerwonych sióstr - a było ich więcej niźli pozostałych Ajah - pod względem surowości ustępowała jedynie Elaidzie, choć nikt nigdy nie uznałby jej za piękność.

- Byłoby lepiej może, gdyby nie panował tam tak przemożny spokój - powiedziała Teslyn z silnym illiańskim akcentem. - Otrzymałam wiadomość dzisiejszego ranka, że Marszałek-Generał Saldaei powiódł armię w pole. Nie w kierunku Ugoru, ale w przeciwną stronę. Na południowy wschód. Nigdy by tak nie postąpił, gdyby Ugór nie zdawał się całkowicie uśpiony.

- A więc wieści o Mazrimie Taimie zaczynają się rozchodzić. - Alviarin równie dobrze mogłaby dyskutować o pogodzie lub o cenie dywanów, zamiast o potencjalnej katastrofie. Wiele wysiłku włożono w pojmanie Taima, jeszcze więcej w zatajenie jego ucieczki. Nic dobrego nie wyniknie dla Wieży, jeśli świat dowie się, że nie potrafiły poradzić sobie z fałszywym Smokiem, i to po tym, jak go już schwytały. Wygląda na to, że królowa Tenobia albo Davram Bashere, ewentualnie oboje naraz, doszli do wniosku, iż nie można nam zaufać, że znowu sobie z nim poradzimy.

Na wzmiankę o Taimie zapadła martwa cisza. Ten mężczyzna potrafił przenosić - prowadzono go już do Tar Valon, gdzie miał zostać poskromiony, odcięty na zawsze od Jedynej Mocy, kiedy udało mu się zbiec - choć nie to zasznurowało im usta. Niegdyś istnienie mężczyzny zdolnego do przenoszenia Jedynej Mocy objęte było najściślejszą tajemnicą; ściganie takich mężczyzn było głównym powodem istnienia Czerwonych Ajah, pozostałe zaś pomagały im w tym, jak tylko mogły. Jednak wszystkie prawie kobiety siedzące przy stole poruszyły się nerwowo na stołkach, unikając wzroku pozostałych, ponieważ wzmianka o Taimie doprowadziła je niebezpiecznie blisko tematu, o którym nie chciały mówić głośno. Nawet Elaida poczuła ściskanie żołądka.

Alviarin najwyraźniej nie miała takich oporów. Kącik jej ust lekko zadrżał, wykrzywiając ich linię, co mogło oznaczać zarówno uśmiech, jak i grymas pogardy.

- Podwoję nasze wysiłki mające na celu schwytanie Taima. I proponuję, aby oddelegować siostrę, która by doradzała Tenobii. Kogoś nawykłego do przezwyciężania tępego uporu, jakim charakteryzuje się ta młoda kobieta.

Pozostałe pośpiesznie starały się wypełnić niewygodną ciszę, która zapadła przed chwilą.

Joline poprawiła na szczupłych ramionach swój szal o zielonych frędzlach i uśmiechnęła się, chociaż był to uśmiech nieco wymuszony.

- Tak. Ona potrzebuje Aes Sedai u swego boku. Kogoś, kto da sobie radę z Bashere. On ma zdecydowanie nadmierny wpływ na Tenobię. Trzeba skłonić go, by wycofał swoją armię, tam gdzie jest jej miejsce, na wypadek przebudzenia się Ugoru.

Rozchylenie szala odsłoniło jakby za głęboki dekolt, bladozielona suknia była obcisła, trochę nazbyt ściśle przylegała do ciała. I uśmiechała się za często, jak na gust Elaidy. Szczególnie do mężczyzn. Zielone zawsze takie były.

- Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebujemy, jest armia ruszająca w pole - powiedziała szybko Shemerin, Żółta siostra. Była kobietą pulchną, której nigdy nie udawało się zachować zewnętrznego opanowania Aes Sedai. Jej oczy zawsze otaczały zmarszczki znamionujące niepokój, ostatnimi czasy coraz głębsze.

- I kogoś do Shienaru - dodała Javindhra, kolejna Czerwona. Pomimo gładkich policzków jej kwadratowa twarz sprawiała wrażenie dostatecznie twardej, by można było wbijać z jej pomocą gwoździe. W głosie pobrzmiewały ochrypłe tony. - Nie podobają mi się tego rodzaju kłopoty na Ziemiach Granicznych. Ostatnią rzeczą, jakiej nam potrzeba, jest osłabienie Shienaru do tego stopnia, by hordy Trolloków mogły się wyrwać na świat.

- Być może. - Alviarin pokiwała głową, zastanawiając się. - Ale przecież mamy swoje agentki w Shienarze... Mają je... bez wątpienia... Czerwone, a zapewne również i pozostałe?... - Cztery Czerwone siostry pokiwały nieznacznie głowami, z niechęcią; poza nimi żadna nie wykonała najmniejszego gestu. - W razie czego one nas ostrzegą, jeśli te drobne utarczki zaczną przekształcać się w coś, czym powinnyśmy się przejmować.

Było tajemnicą, znaną niemal powszechnie, że wszystkie Ajah, oprócz Białych, poświęcających się wyłącznie logice i filozofii, miały szpiegów infiltrujących w różnym stopniu wszystkie nacje, chociaż siatkę Żółtych uznawano za godną pożałowania. Po prostu nie było niczego w kwestii chorób i Uzdrawiania, czego mogłyby się nauczyć od tych, którzy nie potrafili przenosić. Poza tym niektóre siostry miały również swoich własnych agentów, choć przypuszczalnie strzegły ich jeszcze bardziej zazdrośnie aniżeli Ajah swoich szpiegów. Błękitne miały najszerzej rozbudowane siatki, zarówno osobiste, jak i będące w dyspozycji całej Ajah.

- A zatem, jeśli chodzi o Tenobię i Davrama Bashere - ciągnęła dalej Alviarin - zgadzamy się, że musi zająć się nimi któraś z sióstr?

Prawie nie czekała na potakujące skinienia głów.

- Dobrze. To mamy załatwione. Najlepsza będzie Memara; nie dopuści do żadnych nonsensownych działań ze strony Tenobii, a jednocześnie nigdy nie da jej poznać, że to ona trzyma smycz. Teraz kolejna kwestia. Czy któraś otrzymała może świeże wieści z Arad Doman lub Tarabonu? Jeżeli czegoś tam wkrótce nie zrobimy, może się okazać, że Pedron Niall oraz jego Białe Płaszcze zajęły cały teren od Bandar Eban po Wybrzeże Cienia. Evanellin, masz coś?

Arad Doman i Tarabon rozdzierała wojna domowa, działy się tam rzeczy straszne. Jakikolwiek porządek na tych terenach przestał istnieć. Elaida była zaskoczona, że w ogóle poruszyły ten temat.

- Tylko plotki - odrzekła Szara siostra. Jej jedwabna suknia, dostosowana odcieniem do koloru frędzli szala, była znakomicie skrojona, z głębokim wycięciem na plecach. Elaida często myślała, że ta kobieta powinna zostać Zieloną, tak absorbowały ją wygląd i stroje. - Na tych nieszczęsnych ziemiach niemalże wszyscy to uchodźcy, włączając w to tych, którzy mogliby przesyłać wieści. Panarch Amathera rzekomo gdzieś zniknęła i wydaje się, że jakaś Aes Sedai mogła być wmieszana...

Dłonie Elaidy zacisnęły się na krawędziach stuły. Na jej twarzy nie odbiło się żadne z targających nią uczuć, choć w oczach zapłonął ogień. Kwestia armii saldaeańskiej została wyczerpana. Przynajmniej Memara należała do Czerwonych; to ją zaskoczyło. Ale one nigdy nie pytały jej o zdanie. Załatwione. Zaskakujące domniemanie, że za zniknięciem Panarch stała jakaś Aes Sedai - jeśli nie była to jeszcze jedna z nieprawdopodobnych opowieści, które spływały z zachodniego wybrzeża - nie chciało opuścić umysłu Elaidy: Aes Sedai rozproszyły się wszędzie, od Oceanu Aryth po Grzbiet Świata, a Błękitne przecież mogły się posunąć do wszystkiego. Nie minęły jeszcze dwa miesiące od czasu, gdy wszystkie uklękły, by złożyć hołd i przysiąc wierność - jej jako ucieleśnieniu Białej Wieży - a teraz podejmują decyzje, nawet nie spoglądając w jej stronę.

Gabinet Amyrlin znajdował się jedynie kilka poziomów powyżej stóp Białej Wieży, a jednak to pomieszczenie stanowiło jej serce w takim samym sensie, jak sama Wieża, barwy pobielałej kości, była sercem Tar Valon, wielkiego miasta na wyspie, kołysanej wodami rzeki Erinin. Samo zaś Tar Valon było, a przynajmniej powinno być, sercem świata. Wnętrze komnaty opowiadało historię władzy dzierżonej kolejno przez wiele następujących po sobie kobiet, które ją zajmowały posadzka z polerowanego czerwonego kamienia z Gór Mgły, wysoki kominek ze złotego marmuru z Kandori, ściany wyłożone bladym, osobliwie pręgowanym drewnem, cudownie rzeźbionym w postacie nieznanych ptaków i zwierząt sprzed ponad tysiąca lat. Ozdobnym kamieniem lśniącym niczym perła obramowano wysokie sklepione łukami okna, wychodzące na balkon, pod którym rozpościerał się prywatny ogród Amyrlin; kamieniem, do którego podobny znaleziono jedynie w ruinach bezimiennego miasta, pochłoniętego przez Morze Sztormów podczas Pęknięcia Świata. Komnata ucieleśniająca potęgę samych Amyrlin, które sprawiały, że trony tańczyły na ich wezwanie od blisko trzech tysięcy lat. A one nawet nie spytały o jej opinię.

Te uchybienia zdarzały się nazbyt często. Co gorsza a z pewnością było to najbardziej gorzkie ze wszystkiego uzurpowały sobie prawo do posiadania autorytetu, i to na dodatek zupełnie machinalnie. Wiedziały, w jaki sposób zdobyła stułę, rozumiały dobrze, że to dzięki ich pomocy mogła otoczyć nią swe ramiona. Sama o tym wiedziała aż za dobrze. Jednak posuwały się zbyt daleko. Wkrótce będzie musiała coś z tym zrobić. Ale jeszcze nie teraz.

Ona też wycisnęła swoje piętno na tym pomieszczeniu, przynajmniej starała się o to, na ile tylko mogła; stół do pisania bogato rzeźbiony w potrójne pierścienie, masywne krzesło inkrustowane odrobionym w kości słoniowej Płomieniem Tar Valon, zawieszonym ponad jej ciemnymi włosami niczym wielka śnieżna łza. Trzy szkatułki z altarańskiej emalii rozstawione na stole w równych odległościach - jedna z nich mieściła najwspanialsze egzemplarze jej kolekcji miniatur. W białej wazie, na prostym postumencie stojącym pod ścianą, stały czerwone róże, wypełniając pomieszczenie słodką wonią. Od czasu jej wyniesienia nie spadła ani kropla deszczu, ale dysponując Mocą, można było w każdej chwili mieć świeże kwiaty; a ona zawsze uwielbiała kwiaty. Tak łatwo było je pielęgnować i wydobywać z nich piękno.

Dwa obrazy wisiały na ścianie; lekko unosząc głowę, mogła je łatwo dojrzeć z miejsca, w którym zwykła siadać. Pozostałe unikały patrzenia w ich stronę; spośród kobiet odwiedzających jej gabinet jedynie Alviarin spoglądała na nie choćby przelotnie.

- Czy są jakieś wieści o Elayne? - nieśmiało zapytała Andaya. Zwiewna, podobna do ptaka, niska kobieta, pozornie nieśmiała, druga z Szarych sióstr obecnych w towarzystwie, zdecydowanie nie wyglądała na zdolną mediatorkę, choć w istocie była jedną z najlepszych. W jej akcencie wciąż jeszcze się słyszało leciutkie ślady wymowy z Tarabonu. - Albo o Galadzie? Jeżeli Morgase dowie się, że gdzieś nam zginął jej pasierb, może znowu zacząć nas pytać o losy swej córki, tak? A jeśli dowie się, że nie upilnowałyśmy Dziedziczki Tronu, Andor może się okazać dla nas równie niedostępny jak Amadicia.

Kilka kobiet potrząsnęło głowami - nie miały żadnych informacji, Javindha zaś powiedziała:

- Czerwona siostra jest na miejscu w Królewskim Pałacu. Niedawno wyniesiona, tak więc trudno będzie rozpoznać w niej Aes Sedai. - Miała na myśli fakt, że twarz tamtej nie była jeszcze naznaczona piętnem braku upływu lat związanym z długim używaniem Mocy. Ktoś, kto próbowałby odgadnąć wiek kobiet zgromadzonych w gabinecie, mógłby mieć kłopoty ze zmieszczeniem się w dwudziestoletniej granicy błędu, a w wielu przypadkach zapewne pomyliłby się nawet dwukrotnie. - Jest dobrze wykształcona, zdecydowana, całkiem silna i nadto jest dobrą obserwatorką. Morgase zaś zajęta jest wysuwaniem swych roszczeń do tronu Cairhien.

Kilka kobiet nerwowo poruszyło się na swych stołkach, a jakby zdając sobie sprawę, iż oto znalazła się niebezpiecznie blisko pewnych ryzykownych kwestii, Javindhra pośpiesznie ciągnęła dalej:

- Ponadto jej uwagę wydaje się również absorbować jej nowy kochanek, lord Gaebril, choć w odmienny zupełnie sposób. - Jej cienkie usta zacisnęły się w prawie niewidoczną kreskę. - Ona całkowicie oszalała na punkcie tego mężczyzny.

- To on ją nakłania do mieszania się w sprawy Cairhien - oznajmiła Alviarin. - Sytuacja tam jest prawie równie zła jak w Tarabonie i Arad Doman; niemalże wszystkie domy walczą o Tron Słońca, a głód nęka cały kraj. Morgase zaprowadzi porządek, ale dużo czasu zabierze jej zdobycie tronu. Dopóki jednak to nie nastąpi, nie będzie miała dość sił, by kłopotać się pozostałymi sprawami, nawet losem Dziedziczki Tronu. A ja zleciłam jednej z urzędniczek, by wysyłała okazjonalne listy, nieźle bowiem potrafi naśladować charakter pisma Elayne. Morgase powinno to wystarczyć, dopóki ponownie nie odzyskamy nad nią odpowiedniej kontroli.

- Przynajmniej jej syn wciąż pozostaje w naszych rękach. - Jolin uśmiechnęła się.

- O Gawynie trudno powiedzieć, że pozostaje w czyichkolwiek rękach - ostro wtrąciła Teslyn. - Ci jego Młodzi wdają się w potyczki z Białymi Płaszczami po obu stronach rzeki. On w równym stopniu zachowuje się wedle własnego uznania, co słucha naszych wskazań.

- Zostanie przywołany do porządku - powiedziała Alviarin.

Elaida zaczynała powoli nienawidzić tego jej niewzruszonego, chłodnego opanowania.

- Jeśli już mówimy o Białych Płaszczach - wtrąciła Danelle - wygląda na to, że Pedron Niall prowadzi potajemne negocjacje, starając się przekonać Altarę oraz Murandy do scedowania części swych ziem na rzecz Illian, aby tym samym powstrzymać Radę Dziewięciu od inwazji na nie.

Uspokojone przebiegiem dotychczasowej rozmowy, kobiety siedzące po drugiej stronie stołu zaczęły trajkotać, starając się wydedukować, czy aby negocjacje Lorda Kapitana Komandora nie doprowadzą przypadkiem do nadmiernego zwiększenia wpływów Synów Światłości. Może należało przeszkodzić w rozmowach, aby na koniec Wieża mogła wkroczyć i sprawić, by przywódcę Synów zastąpiono bardziej spolegliwym kandydatem.

Elaida zacisnęła usta. Wielokrotnie w przeszłości zdarzało się, że Wieża była zmuszona postępować niezwykle ostrożnie - zbyt wielu lękało się ich, zbyt wielu im nie ufało - ale one same nigdy nie bały się niczego i nikogo. A jednak teraz w ich sercach zagościł strach.

Uniosła wzrok i spojrzała na wiszące na ścianie obrazy. Jeden składał się z trzech drewnianych paneli ilustrujących historię Bonwhin, ostatniej Czerwonej, która została tysiąc lat temu wyniesiona do godności Zasiadającej na Tronie Amyrlin i z powodu której od tego czasu żadna z Czerwonych nie nosiła stuły. Dopóki nie nastała Elaida. Bonwhin, wysoka i dumna, rozkazująca Aes Sedai w czasach, gdy próbowały manipulować Arturem Jastrzębie Skrzydło; Bonwhin, wyzywająca, na białych murach Tar Valon, obleganego przez siły Jastrzębiego Skrzydła; i Bonwhin na kolanach, poniżona przed Komnatą Wieży, kiedy zdarły z niej stu...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin